niedziela, 2 lutego 2014

1. The road.

anna naklab feat. alle farben & younotus – supergirl

*

możesz zobaczyć w jej oczach
że nikt nie może jej przykuć

* * *

Nie miałam pojęcia, że na mapie istnieje coś takiego, jak Titisee-Neustadt, dopóki w nim nie wylądowałam. Sama. Zupełnie przypadkowo i nie całkiem ze swojej winy. Szczerze, nie miałam najmniejszej ochoty, aby znaleźć się na niemieckim zadupiu, podczas gdy temperatura na zewnątrz oscyluje w okolicach zera, a bateria w telefonie padnie lada moment.
Po prostu pomyliłam pociągi.
Zdarza się.
- Zdarza się?!
Lilka, moja najlepsza przyjaciółka od serca, alkoholu i brytyjskich seriali, twierdzi, że jestem nieodpowiedzialna i z góry skazana na klęskę w kwestii opiekowania się samą sobą. Dlatego, gdy zadzwoniłam do niej z pustego dworca i podałam swoją lokalizację, przysięgam, prawie wyszła z telefonu. Z pewnością gdyby tylko mogła, powyrywałaby mi kudły z głowy, a na tyłku nie usiadłabym przez najbliższy tydzień. Ale to Lilka. Nieustannie daje mi do zrozumienia, że moja samotna wycieczka po Europie była, jest i – dopóki nie wrócę do domu – będzie głupotą.
Pewnie ma rację.
Ale o tym kiedy indziej.
To, jak znalazłam się w Titisee-Neustadt, rzeczywiście mogło wyniknąć z mojego roztargnienia. Okej, przyznaję, pomyliłam godziny odjazdu i nie patrzyłam, gdzie wsiadam. Mimo to jestem przekonana, że wagon, do którego wskoczyłam w ostatniej chwili, był jednym z tych, które pojadą do Kolonii. Jak okazało się trzy godziny później – nie. Pociąg, który w Zurychu rozjeżdżał się w dwóch kierunkach, i który miał zawieźć moją szanowną godność właśnie do Kolonii, odjechał w  zupełnie inną stronę. Pozostało mi jedynie rzewnie zapłakać, gdy konduktor oznajmił mi, że „panienka się pomyliła, panienka do Köln nie dojedzie”.
Wysadzili mnie więc na ostatniej stacji wraz z jakąś rozśpiewaną szkolną wycieczką i jazzowym zespołem złożonym z pięciu zakonnic. Postawili walizy na peronie, pożyczyli miłego wieczora i tyle. Pociąg zgasł, a ja razem z nim. Bo to już drugi raz w moim marnym życiu, kiedy nie wiem, co mam zrobić. Dlatego zrobiłam to samo, co za pierwszym, i zwróciłam się do Lilki.
- Kubiak, ja nie wiem co z tobą zrobić… - Westchnęła już spokojnie, tuż po rzuceniu we mnie słownikiem wulgaryzmów. – Po prostu nie wiem.
Ja też nie wiem. Pewnie nikt tego nie wie. Może w normalnej sytuacji istniałoby jakieś rozwiązanie, na które wpadłybyśmy po krótkiej burzy mózgów. Ale to nie jest normalna sytuacja. Normalnie ludzie nie lądują bez jakiegokolwiek planu i z własnej głupoty w ciasnym zakątku Europy.
To trzeba Kornelia Karolina Kubiak się nazywać.
- Li, tylko nie mów mojej matce!
- Jasne, bo na pewno o ciebie zapyta – sarknęła.
W duchu przyznałam jej rację i wbiłam zęby w dolną wargę. Prędko odgoniłam sprzed oczu niezadowolony wyraz twarzy osoby, która ma największy udział w tym, że właśnie siedzę w zabitej deskami niemieckiej dziurze, zamiast zostawiać sto dziesięć procent siebie na lodzie.
Nieważne. Po prostu od trzech miesięcy mój siedmioletni brat jest jedynakiem, a na krakowskim lodowisku, na którym moja matka uczy jazdy figurowej, a na którym z Lilką spędziłyśmy niemal całe swoje życie, wisi moje zdjęcie z dopiskiem „zakaz wstępu”.
- Słuchaj, jeśli zaraz nie wrócę na lód, Nina tak mnie urządzi, że będę sobie łyżwy z dupy wyciągać. Obiecaj, że sobie poradzisz.
Westchnęłam ciężko.
- Jak zawsze.
Rozłączyłam się, uprzednio obiecując, że będę pilnować głowy i nóg. Moja matka zawsze nam to powtarzała, gdy jako małe dziewczynki, a później nastolatki, kończyłyśmy treningi na lodzie. Jedna z wielu rzeczy, których mnie nauczyła, ale nieliczna, która wywoływała cień uśmiechu.
Spojrzałam jeszcze raz na komórkę i wstałam z walizki. Nie wiem, gdzie iść, ale też nocy na dworcu nie zamierzam spędzić. Chwyciłam za bagaże i ruszyłam do wyjścia.

* * *
później się śmiała
noc przeszła w dzień
odpychając daleko jej strach

* * *

Wieczorne Titisee-Neustadt widziane z wolno sunącej taksówki nie różni się niczym od całej reszty niemieckich miast, które miałam okazję odwiedzić. Ten sam styl zabudowania, sklepy, banery reklamowe i plakaty z Angelą Merkel. Nic, co mogłabym skomentować choćby krótkim „łał”. Gdzie-niegdzie wiszą już ozdoby bożonarodzeniowe, nadające miastu jakikolwiek kolor, ale poza tym, to jest dość ponuro i buro. W dodatku wcięło ludzi – ulice świecą pustkami.
- Wszystko gra?
Oderwałam nieprzytomny wzrok od szyby i spojrzałam w stronę kierowcy. Na oko podchodzący pod czterdziestkę mężczyzna o głęboko czarnych oczach spoglądał na mnie w lusterku wstecznym. Zdumiona tym pytaniem, bo jak do tej pory nie odezwał się ani słowem, rozejrzałam się, jakby ktoś jeszcze z nami jechał.
- Jak dla mnie, to coś jest nie tak.
O, fajnie. To teraz w taksówkach jeżdżą psychoterapeuci?
Nie garnęłam się do rozmowy, więc podgłośnił nieco radio i zaczął wystukiwać o kierownicę rytm „Another one bites the dust”, wciąż powoli przedzierając się przez padający deszcz ze śniegiem. Wbiłam wzrok w brudną szybę i oparłam głowę na ręce, próbując wymyślić, jak mam się stąd, do cholery, wydostać. Jasne, mogłabym wsiąść w pierwszy lepszy pociąg lub autobus, ale rozkład jazdy na dworcu był zupełnie pusty.
Kpina to za mało powiedziane.
- Pierwszy raz w Titisee? – Ten koleś chyba nie da za wygraną. Pokiwałam głową i mruknęłam ciche „aha”, nie odrywając wzroku od mijanych budynków. – Bez urazy, ale raczej nic tu pani nie znajdzie. – No jakby zgadł!
- To dobrze, bo niczego, oprócz jakiegoś hotelu, tutaj nie szukam.
Nie odpowiedział. Zmienił stację radiową, gdy zaczęła lecieć jakaś mało ambitna piosenka i znów skupił się na drodze.
Nieprzerwanie próbowałam odsunąć kotłujące się pod sufitem myśli, że nigdy-przenigdy nie powinnam opuszczać rodzinnego domu. Że byłam cholernie głupia, wyjeżdżając z Krakowa i pakując się w tę podróż donikąd. Bo jak mam nazwać to bezcelowe poruszanie się po Europie? Wyruszenie w wielką podróż na własną rękę miało być ucieczką, zapomnieniem od wszystkiego, co do tej pory rujnowało każdą część mnie. Nie zdawałam sobie sprawy, że nawet uciekając, można wciąż czuć to, co chciałam pozostawić za sobą. Cały czas, gdzieś w środku, czuję zmęczenie, rozgoryczenie, pustkę. Tę samą i niezmienną od kilkunastu lat. Myślałam, naprawdę łudziłam się, że jeśli każdy swój pojedynczy problem zostawię w Polsce, pozbędę się go raz na zawsze. Tylko co mogę zrobić, skoro ten problem siedzi we mnie?
Koniec, wystarczy. W ostatnich miesiącach spędzam tyle czasu w swojej głowie, że niedługo zwariuję. Muszę przestać myśleć nad tym, jak kilka spraw beznadziejnie potoczyło się w moim życiu. Jasne, będą się za mną ciągnąć jeszcze przez długi czas, ale jak mam zacząć lepsze jutro, skoro to piekielne wczoraj wciąż siedzi mi na ogonie? Musze skupić się na tym, co tu i teraz. A teraz jestem w Titisee-Neustadt. Kompletnie nie wiem, z której strony wieje tu wiatr, ale gdy tylko się dowiem – uciekam. Nogi mogą mi wejść do tyłka, ale jakoś się stąd wydostanę.
- To w takim razie, co pani tu robi? O ile można wiedzieć – dodał, zapewne wiedząc, że nabija licznik pytań. – Naprawdę nie wygląda pani na zadowoloną. – A widząc moją pytającą minę, dodał: - Może i jestem zwykłym taksiarzem, ale już trochę ludzi siedziało na pani miejscu. Nasłuchałem się tego i owego.
Jako, że w lusterku uśmiechnął się pokrzepiająco, a w radiu leciał uwielbiany przeze mnie Bon Jovi, dałam za wygraną. Facet wydaje się całkiem w porządku.
- To dosyć zabawna historia…
- Nie przepadam za horrorami.
- No dobra. Sytuacja jak ze słabego filmu, ale pomyliłam pociągi. Chciałam pojechać do Kolonii, a wylądowałam w tym całym Titisee. Po prostu. – Wzruszyłam ramionami, aby podkreślić, że w sumie, to już mi wszystko jedno. Chciałam być daleko od domu? No to jestem.
Mężczyzna zaśmiał się, ale w taki sposób, jakby chciał powiedzieć, że też tak kiedyś miał.
- Takie rzeczy się zdarzają!
- Dokładnie to samo powiedziałam mojej przyjaciółce!
- A tak właściwie, to co panią ciągnęło do Kolonii?
Już otwierałam usta, aby mu odpowiedzieć, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że nie wiem. Nie wiem, dlaczego chciałam tam pojechać. Po prostu miałam po drodze. Tak jak miałam po drodze do Pragi, Wiednia, Turynu, Wenecji, Asyżu, a potem Dijonu, Lyonu i Paryża.
- Szczerze? Nie mam pojęcia. Po prostu chciałam gdzieś się znaleźć…
- Ale nie jesteś stąd. W sensie z Niemiec. Polka? – Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się, gdy zwrócił się do mnie per „ty”. – Poznałem po akcencie.
- Pewnie przewiozłeś już pół Europy w tej taksówce.
- Miałem kilka przypadków z Azji.
A gdy spojrzałam na niego ze zdziwieniem, pokiwał głową ze śmiechem.
- Tutaj? Na tym, za przeproszeniem, zadupiu?
- Nie lekceważ tego miasta – rzucił tajemniczo i puścił mi oko.
Pięć minut później wyliśmy razem „It’s my life”. Nagle przestało mi przeszkadzać to całe Titisee-Neustadt, tutejsza pogoda, ani korek, w którym staliśmy już od dwudziestu minut, przez remont sygnalizacji. Tata zawsze powtarzał, że nie wolno odrzucać ludzi, którzy przez otwarte okno samochodu zaśpiewają z tobą legendę rocka.
- To co? Powiesz mi?
- Co takiego?
- Dlaczego siedzisz z obcym facetem w taksówce kilkaset kilometrów od domu? No chyba, że uciekłaś z kraju, bo jesteś ścigana za morderstwo.
Przymknęłam oczy i pokręciłam głową, rzucając ciche „to skomplikowane”.
- Skomplikowana to jest fizyka kwantowa. Ty po prostu nie chcesz o tym gadać, choć oboje dobrze wiemy, że w końcu i tak zaczniesz mówić.
- Skąd taka pewność?
- Bo przed nami dwukilometrowy korek, a śpiewać, to ty moja droga, kompletnie nie potrafisz.
Bezczelny typ. Cholera, lubię go.
Przewróciłam oczami, wtopiłam się jeszcze bardziej w siedzenie i oparłam głowę o zagłówek. Co ja mam mu powiedzieć? Że uciekłam?
- Uciekłam.
Obrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie jak na debilkę.
- Ile ty masz lat? Trzynaście?
- Miesiąc temu skończyłam dwadzieścia cztery. Wielkie dzięki – burknęłam i spojrzałam za szybę. Akurat jakiś dzieciak z samochodu obok, na oko ośmioletni, pokazał mi środkowy palec.
- Ale co skłoniło dorosłą kobietę do ucieczki? Samą? Przed świętami?
- Miałam dość paru spraw. I ludzi, mówiących mi, jak mam żyć. I po prostu byłam zmęczona swoim życiem. Potrzebowałam odpocząć.
Chwilę analizował moje słowa, by w końcu stwierdzić, że nic z tego nie rozumie. A potem, że nie rozumie też ludzi, którzy uciekają od problemów, zamiast je rozwiązać.
- W tej części świata nazywamy to po prostu tchórzostwem – wyjaśnił profesorskim tonem, podkreślając swoje słowa wysoko uniesionym palcem wskazującym, - I takich ludzi potępiamy.
- Nie no, jeszcze raz, wielkie danke schön.
- Jak ty w ogóle masz na imię?
- Kornelia.
- Witaj, Kornelio, jestem Benjamin i chcę, żebyś wiedziała, że świetnie się złożyło, że znalazłaś się właśnie w Titisee. Właśnie teraz.
- A to niby dlaczego? – Teraz to ja spojrzałam na niego jak na skończonego idiotę. I szczerze boję się tego, co mogę zaraz od niego usłyszeć.
- Bo wierzę, że twoje pojawienie się tutaj ma jakiś cel.
No właśnie, właśnie. Dokładnie tych słów się obawiałam.

* * *

i wtedy powiedziała „jest okej, zgubiłam się po drodze,
ale jestem super-dziewczyną
a super-dziewczyny nie płaczą”


*

Średnio lubię początki. I nie jestem jakoś szczególnie zadowolona z tego, co widzicie powyżej, ale mogę jedynie obiecać, że będzie lepiej. Znaczy, mam taką nadzieję. 
Chyba jeszcze za wcześnie by o tym mówić, ale może macie już jakieś podejrzenia, co do drugiego  głównego bohatera? :D
Aha! Dzięki za każdy komentarze i opinię pod prologiem. Nie spodziewałam się tylu miłych snów już na samym początku. To naprawdę dodaje skrzydeł. :)

14 komentarzy:

  1. To mi się podoba, to jest fajne, to do mnie trafia i to mi się czyta z bardzo pożądaną lekkością i łatwością, a o to przecież chodzi, co nie? I ogólnie to na pewno jest skoczek, to jasne, a znając twoje zamiłowanie do Austriaków obstawiam, no cóż, Austriaka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczyna się świetnie. Masz świetny styl i podoba mi się kreacja głównej bohaterki. Na początku trochę mnie odrzucała myśl o kolejnej bohaterce "z przeszłością", ale wybrnęłaś z tego schematu bardzo dobrze, bo zapowiada się intrygująco. Co do męskiego bohatera to nie mam pojęcia, bo na razie pojawił się tylko taksówkarz :D Ale kto wie?

    Pozdrawiam!
    http://i-am-tougher-than-the-rest.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Początek bardzo mi się podoba. Czytało mi się bardzo lekko i przyjemnie, za co ogromny plus. Podoba mi się pomysł z podróżującą główną bohaterką. Co prawda związek z innym męskim bohaterem się jeszcze nie pojawił, ale czekam :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dobrze czytało mi się ten rozdział, zresztą poprzedni również. Piszesz lekko, bez zbędnego efekciarstwa, a to się ceni :)
    Tak, jak Aria miałam pewne obawy. Bo bohaterki/bohaterowie z przeszłością są takim typem postaci, o którym z reguły ciężko się czyta. Tu jednak wszystko jest przedstawione z nutką ironii, ciekawych przemyśleń i co najważniejsze nie ma myśli typowych dla emo-trzynastolatki.
    Jeśli to Twój pierwszy blog, to szczerze gratuluję, bo jest na prawdę świetnie :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej, bardzo przypadł mi do gustu twój lekki i zwiewny, a zarazem bardzo dobry styl pisania! Cud, miód, malina! Czułam się Kornelią, polubiłam taksówkarza i choć mam przyjaciółkę od serca i od wódki, to chciałabym jeszcze od Supernatural! Bon Jovi, łączył ludzi <3
    Cóż, Titisee zmieni zapewne jej życie i pozwolę sobie zgadnąć, Austriak? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głupia ja. Skonkretyzowałam, jaki Titisee to skoki, jak Titisee z tego sezonu to... Morgenster. Ale nie jestem dobra w zgadywaniu, więc jak najszybciej błagam o następny, aby rozwiać moją ciekawość! :)

      Usuń
  6. Bardzo podoba mi się twój styl pisania i już lubię Kornelię! I Benjamin też sympatyczny, chętnie bym z nimi pośpiewała (w moim przypadku powyła) przy Bon Jovim. No i cóż, na razie nie mam pomysłu, kim może być drugi bohater. Obstawiam skoczka z naszej, niemieckiej lub austriackiej ekipy, więcej domysłów póki co nie mam. :) Pozdrawiam. :) [karolajn, nie-zatrzymasz-milosci]

    OdpowiedzUsuń
  7. fajnie, fajnie, powoli do przodu. Taksówkarz fajny facet! Podoba mi się twój styl pisania. A co do drugiego bohatera? hmm, nie byłabym sobą, gdybym nie napisała, że stawiam na Stefcia Hulę! ;p <3

    OdpowiedzUsuń
  8. To, co tutaj wyczyniasz jest na prawde genialne ! Piszesz z niesamowitą lekkoscia, masz plynne pióro, co nie zdaza się zbyt często jesli o osoby piszące tego typu opowiadania chodzi. Sama pisze cos podobnego, ale przy tobie to sie po prostu umywam i malo tego ! Nabawiam sie kompleksow . Serio. Z resztą juz koncze tym imaginem wiec nie ma o czym gadac w ogole :D
    Tobie oczywiscie zycze dalszej takiej weny jaka posiadasz teraz, jest idealnie ! <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawie się zaczyna:D Bardzo fajnie się czyta, czekam na następny rozdział i zapraszam do mnie:
    http://koty-chodza-wlasnymi-sciezkami.blogspot.com/
    http://orlykruczka.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  10. Skokami się nie interesuję, ale w końcu się przełamałam i postanowiłam do Ciebie zajrzeć, bo w końcu Ty u mnie też zagościłaś...
    No i jestem pozytywnie zaskoczona! Podoba mi się Kornelia, taka nierozgarnięta, uciekająca przed światem.
    Nic więcej nie powiem, ale czekam z niecierpliwością na kolejne epizody, będę często zaglądać :))

    Buziaki,
    A.

    OdpowiedzUsuń
  11. Muszę przyznać że Nelki od samego początku nie da się nie lubić
    Chociaż to skomplikowana kobieta jest

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam bardzo dziwne wrażenie, że ja już to czytałam. Tą pierwszą część na pewno. I opcje są dwie - albo zaczęłam i nie skończyłam, albo ktoś od Ciebie zerżnął pomysł perfidnie, bo początek brzmi cholernie znajomo, tylko wydaje mi się, że laska wylądowała wtedy w Planicy.
    Tyle wstępu.

    Przypadki chodzą po ludziach. ostatnio miałam wrażenie, że wsiadłam do złego pociągu, jechałam z przyjaciółką, wiec gdyby tak było to groziłaby mi śmierć na miejscu w męczarniach. Ale jestem w stanie to zrozumieć, bo ja również jeste osobą mocno roztrzepaną ;)
    Reakcja Lilki jak najbardziej prawidłowa.
    "tuż po rzuceniu we mnie słownikiem określeń wulgarnych i nie do powtórzenia" - a ten tekst mnie umarł totalnie.
    polubiłam w ogóle narrację Kornelii (zwłaszcza, że jest fanka SPN, moja baba!) i jej relację z przyjaciółką.
    Z przyjaciółka od łyżew, tak?
    I ta historia z matką... no, nie będę snuć teorii, bo późno już trochę i boję się jakąś gafę popełnić, więc po prostu przeczytam sobie dziś jeszcze jeden rozdział ;)
    E_A

    OdpowiedzUsuń
  13. Podtrzymuje swoje zdanie, że Nelki nie da się nie lubić. Taksówkarz spoko gość, a ty masz naprawdę dobry styl. Na tyle, że z dużą łatwością malujesz mi przed oczami obrazy do których chciałaś przenieść swojego widza.

    OdpowiedzUsuń