wtorek, 4 marca 2014

5. Ain't no rest for the wicked.


*

jeśli twój świat kiedykolwiek zacznie się walić
właśnie wtedy mnie znajdziesz

* * *

Ten dzień od samego rana nie zapowiadał się dobrze.
Poczynając od bólu głowy i na wpół nieprzespanej nocy, kończąc na Norwegach, którzy od ósmej rano grali w kręgle na korytarzu. I mnie naprawdę nie obchodziło, że „Rune właśnie zaliczył strike’a”. O tej porze się śpi, a nie rzuca tenisową piłką w ustawione w szyku żele pod prysznic i dezodoranty.
Tyle mi z tego przyszło, że już nie mogłam zmusić się do snu, więc ubrałam to, co miałam pod ręką i zeszłam do restauracji na śniadanie. Posiłek tak właściwie składał się tylko z kawy z mlekiem, wody i dwóch tabletek przeciwbólowych. A do tego wszystkiego doszedł Dawid, który co jakiś czas klepał mnie po głowie, która swobodnie spoczywała na chłodnym blacie stolika.
- Czy mogę coś dla ciebie zrobić? – spytał, gdy przez dziesięć minut trwałam w stanie lekkie półsnu. Stęknęłam coś w języku troglodyty i zmacałam spoczywającą nad moim lewym uchem dawidową dłoń i lekką ją potrząsnęłam, co miało być znakiem wdzięczności, że po prostu tam ze mną siedzi i mnie znosi. – No ale zjedz coś. Popatrz, przyniosłem ci rogala.
- Dejvi, proszę cię.
- Ale ja ciebie proszę bardziej.
Znów ryknęłam coś po swojemu i uniosłam głowę, aby móc na niego spojrzeć. Zaświecił mi tym swoim uśmiechem prosto w oczy, ale nawet moja błagalna mina go nie złamała.
- Dawiiid… - jęknęłam płaczliwie.
- Żryj to.
Boże, co za dyktatura.
Chcąc-nie chcąc zaczęłam skubać podsuniętego przez Kubackiego rogala, choć po pierwszych dwóch kęsach czułam, że mój żołądek jest zapchany. I na nim nie robiło to żadnego wrażenia. Zabrał mi kawę i obiecał, że odda, gdy talerz będzie choć do połowy czysty. Jeszcze z satysfakcją przyglądał się moim męczarniom, przerzucając z ręki do ręki mandarynkę.
- Piekło jest pełne ludzi takich, jak ty – mruknęłam, gdy w końcu odzyskałam swoją kawę. Dawid tylko zaśmiał się pod nosem.
- Przynajmniej wiem, że będziesz miała dziś siły, aby dmuchać nam pod narty.
- Dejvi, czy ty widzisz jaka ja jestem dzisiaj do dupy, czy ty tego nie widzisz? – I aby potwierdzić swój stan rozkładowy posłałam mu zmęczone spojrzenie.
- Ale, że co?
- Że to, że chyba nie doczołgam się dzisiaj pod skocznię.
Aż mu podrzucana mandarynka wypadła z rąk. Kubacki spojrzał na mnie jak małe dziecko, które zostało właśnie uświadomione w kwestii świętego Mikołaja. Mój Boże, cóż ja najlepszego uczyniłam?
- Nie możesz mi tego zrobić – odparł stanowczo. – Musisz przyjść.
- Kiedy ja się tak fatalnie czuję.
- Ale ja bez ciebie nie skaczę.
I z takim dziecinnym uporem wymalowanym na twarzy skrzyżował ręce na piersi i wydął dolną wargę, łypiąc na mnie groźnie spod rozczochranej blond grzywy. Cudem powstrzymałam się przed parsknięciem śmiechem, ale widok ten był tak rozczulający i słodki, że tylko uśmiechnęłam się do niego szeroko i szturchnęłam stopą dawidową łydkę.
- Pewnie tego nie wiesz, ale wczoraj pierwszy raz w tym sezonie zakończyłem konkurs w drugiej dziesiątce, a to się wcześniej nie zdarzało. I akurat był to konkurs, na który ty przyszłaś i…! – dodał, unosząc palec wskazujący, aby podkreślić chyba najważniejszy fakt tej wypowiedzi. – I obiecałaś mi dmuchać pod narty. Przypadek? Nie sądzę.
Przechyliłam głowę i przez chwilę spoglądałam na Dawida z nieukrywaną chęcią jednoczesnego przytulenia i nakopania do jego blond tyłka.
- Dejvi, ty po prostu dobrze skakałeś. Ja nie miałam z tym nic wspólnego.
Szybko pokręcił swoją czupryną.
- Nie, nie. Obiecałaś mi dobre wiatry. Przyszłaś na konkurs. Byłaś tam. Wierzyłaś we mnie. I stąd ten wynik, dlatego musisz dzisiaj przyjść na zawody, bo jak nie, to…
- To co? Źle skoczysz i zrzucisz wszystko na mnie?
- No tego nie powiedziałem!
Westchnęłam ciężko. Dawid jest kochany, ale jednocześnie taki głupiutki. I tak bardzo brak mu wiary w siebie, że nie potrzebuję znać go nie widomo ile, by to stwierdzić. A rzeczy, które wygadywał przyprawiały mnie o gorączkę. Zawsze powtarzałam sobie, że 99% sukcesu to ciężka praca i trening. Że każdy dobry wynik to tylko i wyłącznie zasługa wysiłku włożonego w przygotowanie, a w pozostałym jednym procencie mieści się cała reszta czynników, które mogą złożyć się na zwycięstwo. Przypisywanie sukcesu szczęściu było, jest i będzie głupotą.
- Kochanie, zawdzięczasz to miejsce tylko i wyłącznie sobie – zaczęłam spokojnie, chwytając w obie ręce zaciśniętą w pięść dłoń Dawida. – Tak, stałam tam i wierzyłam w ciebie z całej swojej siły, ale skok oddałeś ty. To były twoje umiejętności, które z pewnością są jeszcze większe i które, mam nadzieję, zaprezentujesz jeszcze nie raz i nie dwa. Ale tylko jeśli będziesz ciężko pracował i w siebie wierzył, wiesz?
- Właśnie podeptałaś mi zamek z piasku – burknął z pretensją i wbił wzrok w stół. Ręki jednak nie zabrał.
- Och, Dejvi, nie miałam takiego zamiaru. Chcę tylko byś w siebie uwierzył i zobaczył, że jesteś super skoczkiem. Takim na medal.
- Bo jestem – mruknął pod nosem.
- Oczywiście, że jesteś!
Przez chwilę nad czymś głęboko myślał, gryząc dolną wargę.
- Nie lubisz, gdy ktoś ci mówi, że mu pomogłaś?
- Nie w taki sposób.
- Ty chyba nie rozumiesz, jak wiele może dać czyjeś wsparcie.
Nie chciał tego, ale centralnie strzelił mi w stopę.
- Masz rację, nie wiem.
Zacisnęłam zęby i cofnęłam ręce, spoczywające na dłoni Kubackiego. Obrzuciłam go zrezygnowanym spojrzeniem i schowałam twarz za kubkiem zimnej kawy. To nic, że była ohydna. Po prostu musiałam ukryć swoją chwilową złość na słowa Dawida. Oczywiście, że tego nie chciał, jego zdziwienie idealnie to pokazywało, ale dotknął czułego punktu.
Całą tę konsternację przerwało pojawienie się obcego faceta w kurtce z austriacką flagą. Od razu było widać, że ma jakiś interes, ale niewiele chęci, aby go przekazać.
- Wybaczcie, ale czy mógłbym wam na chwilę przeszkodzić?
- Już pan to zrobił – rzuciłam chłodno i upiłam łyk jeszcze chłodniejszej kawy, krzywiąc się przy tym. Od razu odstawiłam kubek na drugi koniec stołu. – Okropieństwo.
- Czy jest możliwość, abyśmy porozmawiali w cztery oczy?
Uniosłam spojrzenie na nieznajomego, który ze zniecierpliwieniem stukał palcami w trzymaną przez siebie kolorową teczkę. Ze zdumieniem zdałam sobie sprawę, że był to członek austriackiego sztabu, któremu na chwilę odebrałam robotę, gdy pomogłam Morgensternowi. Szybko przeniosłam wzrok na Dawida, który chyba próbował mi przekazać, że niemiecki to on zdał tylko na dostateczny.
- Spotkamy się pod skocznią, dobrze?
Kiwnął głową i bacznie przyglądając się postawnemu mężczyźnie, ustąpił mu miejsca. Rzuciłam mu przepraszające spojrzenie, co skwitował tylko puszczonym oczkiem i krótkim, mówiącym ‘nic się nie stało’ uśmiechem. Chwilę później już go nie było.
- Mogę jakoś pomóc? – spytałam, gdy zostałam już sama z Austriakiem i z brakiem pomysłu na to, czego może chcieć.
- Herbert – rzucił jakże wesoło i wystawił w moim kierunku dłoń.
- Uhm… Miłosz lepszy.
Zrozumiałam jak słabe to było dopiero wtedy, gdy ujrzałam niezrozumienie na jego twarzy. Machnęłam ręką, aby zapomniał, jak bardzo niezabawna jestem i po prostu się przedstawiłam.
- A więc, droga Kornelio, zrobiłaś dobre wrażenie.
Zamrugałam leniwie, niezbyt wiedząc, o czym mówi. Co znowu przespałam?
- Pan mi tylko powie, co ja takiego zrobiłam, okej?
- Przecież to oczywiste. Pomogłaś Thomasowi, gdy nie było obok nikogo ze sztabu, kto mógłby szybko się nim zająć. – I tu zaczął wyliczać kolejno na palcach: - Szybka reakcja, bezinteresowna pomoc, sprawne i błyskawiczne badanie oraz diagnoza, która okazała się zgodna w stu procentach z tą, która pozwoliłem sobie wystawić ja i lekarz kadry. To było świetne i cały sztab jest ci ogromnie wdzięczny, a zwłaszcza Thomas, o czym pewnie zdążył cię sam powiadomić, a także trener Pointner, który tak właściwie mnie do ciebie przysłał. To wielka sprawa dla całej drużyny, że nasz zawodnik jest w stanie dalej startować w konkursach.
Cały ten piękny i długi wywód skomentowałam krótkim ‘spoko’. Zdawałam się nie być wygodnym rozmówcą, ale Herbert, tuż po tym gdy jakże ostentacyjnie przewrócił oczami, przykleił uśmiech na twarz i kontynuował:
- W związku z tym z naszej strony wypływa taka drobna propozycja dla ciebie i… - spauzował, by wykręcić twarz w takim grymasie, jakby wstrzyknięto mu zbyt dużo botoksu w policzki. -  I wyrażam szczerą nadzieję, że z niej skorzystasz. Chodzi o to, że mamy wolny wakat na miejscu fizjoterapeuty i…
- Chwila, chwila, chwila. Stop. Bo ja wiem, co się święci – przerwałam mu, co było potwornie niegrzeczne, z czego zdaję sobie sprawę. Pokręciłam stanowczo głową i uniosłam dłoń, bo on mimo to chciał kontynuować. – Nie ma takiej opcji. Odpowiedź brzmi: nie.
- Naprawdę chciałbym, abyś wysłuchała tego, co mam ci do powiedzenia.
- A czy będzie to coś innego, niż zaproponowanie mi pracy w tej waszej pokręconej ekipie?
Jego mina dała mi jasną odpowiedź.
- Zastanów się, jaka to dla ciebie szansa!
- Zaręczam, że będzie ich jeszcze wiele. Do tych ‘wielkich szans’ mam wyjątkowe szczęście.
- Radzę się lepiej nad tym zastanowić. Choć czasu jest niewiele – zaznaczył, jakby szczerze licząc, że uprę się przy swoim. Ewidentnie grał przeciwko sobie. Jestem ruda, ale nie jestem idiotką.
- Panie Herbert, powiem coś panu w tajemnicy… - Pochyliłam się nad stołem, aby móc lepiej spojrzeć mu w oczy i uśmiechnęłam się z pobłażaniem. – Nie pcham się tam, gdzie mnie nie chcą.
Przez chwilę przypatrywał mi się w milczeniu. W końcu jednak prychnął i pokręcił głową z przegranym uśmieszkiem.
- Ale możesz pchać się tam, gdzie cię potrzebują.
Odrzuciłam głowę do tyłu ze śmiechem. Ta rozmowa prowadzi donikąd. I szczerze miałam wielką ochotę ją zakończyć. Nawet już otwierałam usta, aby się pożegnać, gdy nad nami wyrósł wieżowiec o blond włosach, głupkowatym wyrazie twarzy i lizaku wciśniętym między zęby.
- Cześć, Bertie, co porabiasz? – spytał durnie, lecz z całkowitą szczerością mojego towarzysza, po czym przeniósł wzrok na mnie i aż mu stopy oderwało od ziemi. – O, cześć! Kornelia, tak? – wskazał na mnie różowym Chupa-Chupsem.
- Rozmawiam, Gregor, tak jak widzisz. – I jakby Schlierenzauer tego nie zauważył, obiema dłońmi przedstawił na stole zachodzącą między nami słowną interakcję. - Coś się stało?
- Och, nic ważnego – stwierdził i machnął ręką. – O czym rozmawiacie?
O tym, żebyś zjeżdżał?
- Właściwie to… - zaczęłam, ale Herbert wspaniałomyślnie wszedł mi w zdanie.
- Właściwie to uzgadniam z Kornelią jej przyszłą pracę – zaświergotał i spojrzał na mnie z durnym uśmiechem. Swoją miną, niekoniecznie grzecznie, kazałam mu puknąć się w łeb. Gregor obrócił głowę w moją stronę z wyraźnym zaciekawieniem. – Otóż Kornelia, nazwiska nie znam, zostanie naszą fizjoterapeutką.
Schlierenzauer uśmiechnął się z zadowoleniem, by po sekundzie jego mina zrzedła, jakby właśnie ktoś przetrącił mu wątrobę i aż mu prawie lizak z ust wyleciał. Spojrzał na swojego austriackiego przyjaciela z przerażeniem i chyba oczekiwał, że któreś z nas krzyknie, że to taki żart. W sumie, to ja mogłam to zrobić, prawda?
- Fizjoterapeutką? – Powtórzył wyraźnie. Herbert pokiwał głową z taką miną, jakby chciał połączyć się w bólu z blondynem. Oni wszyscy są tacy subtelni… - Czy my czasem nie mamy dość fizjoterapeutek? – spytał niezbyt dyskretnie.
- Mówiłeś coś o tych, którzy mnie potrzebują? – mruknęłam do starszego mężczyzny, ale całkowicie to zignorował. – Panie, zlituj się.
Cóż. Nie zlitował się.

* * *

Przymarznięta do barierki podniosłam głowę, by spojrzeć na Dawida. Minę miał niewyraźną po swoim skoku na 129 metrów. Dmuchałam, chuchałam, prawie cała się tam oplułam, skoro już mu tak na tym zależało, a on tak po prostu poleciał po przekątnej i nagle klapnął nartami w zeskok. A byłam prawie pewna, że urwie jeszcze kilka metrów.
 I czy ja już mówiłam, że jestem beznadziejna w pocieszaniu?
- No ale spójrz, wciąż jesteś w pierwszej dziesiątce.
- Tylko dlatego, że dodali mi punkty za wiatr – burknął, spoglądając w górę skoczni. – Jasiek skacze.
Automatycznie uniosłam głowę i nabrałam mroźnego powietrza do płuc. Wielki błąd. Za duża dawka tlenu o niskiej temperaturze załaskotała mnie w płuca i w efekcie zaniosłam się kaszlem starego gruźlika, aż łzy stanęły mi w oczach. Pewnie dlatego Jasiek skoczył tylko 127 metrów.
- Chujowo i kropka! – wrzasnął Ziobro, gdy przeszedł przez bramkę i zauważył naszą dwójkę. Tupnął nogą, uderzył nartami o ziemię, po czym wyklinając wszystko i wszystkich, zaczął zdejmować gogle i kask. – Kornela, ale ty nie rycz, dziewczyno, ja im w Engelbergu tak skoczę, że się zesrają na miętowo!
- Okej – jęknęłam zduszonym głosem i machnęłam dłonią na Dawida, że już nie musi łamać mi kręgosłupa swoim klepaniem. – Będę… pamiętać.
- No i gitara.
Zwinął cały swój dobrobyt i poszedł tłumaczyć się ludziom z TVP, że „cóż, nie wyszło, wiatr w plecy, trajektoria lotu, taka sytuacja”. A Dawid wciąż stał i czekał, choć jego występ w drugiej serii był już praktycznie niemożliwy. Dwoiłam się i troiłam, aby uśmiechnął się choć na moment, ale cóż ja mogłam, gdy sama miałam kiepski dzień?
- Szukam pozytywów.
Zerknęłam na Kubackiego z zaciekawieniem, gdy zdejmował kask. Przeczesał palcami swoją czuprynę i posłał mi smutny uśmiech. Na razie tylko on wie o propozycji Austriaków.
- Byłabyś na każdych zawodach.
- Byłabym. – Kiwnęłam głową i lekko uderzyłam go pięścią w ramię.
- No i co ty mi robisz, ty Korniszonie jeden?
- Jak ty mnie nazwałeś? - Parsknęłam ze śmiechem.
- Korniszon. A co, nieładnie?
I w końcu uśmiechnął się tak, jak należało.
Maciek skoczył ładnie i daleko, a swoje „mogło być lepiej” poradziłam mu wsadzić sobie między pośladki. Dobrze skoczył też Piotrek, który objął prowadzenie. Nie wyprzedził go nawet Ammann, który wylądował nie tylko parę metrów dalej, ale również za Żyłą w klasyfikacji. Nim zdążyłam mu pogratulować padło nazwisko Kamila. Automatycznie zacisnęłam kciuki, zadzierając głowę w stronę wieży. Już po chwili Stoch był w powietrzu.
- No i pierdolnął – skomentował Piotrek.
Pierdolnął 142,5 metra i objął prowadzenie, żeby nie było. Szybko wyciągnęłam głowę, by dostrzec Kamila i chociaż na chwilę go zawołać, ale Dawid wyminął mnie i po prostu na niego gwizdnął.
- Co to za torpeda była? – spytał Kubacki, spoglądając w dół na Stocha.
- A tak jakoś wyszło.
- Wypadek przy pracy? – mruknęłam przekornie, na co ten się zaśmiał.
- Nawet najlepszym się zdarza.
Sześciu musiało skoczyć, by w końcu któryś skoczek rozdzielił zajmujących dwa pierwsze miejsca Polaków. I musiał to dopiero być Kasai, który chyba przeżywał drugą młodość. Minął nas ze śmiechem, na co zgodnie z Kamilem, Dawidem i Piotrkiem unieśliśmy kciuki.
Szybko jednak skreśliłam chwilowy uśmiech ze swojej twarzy, bo na belce usiadł Morgenstern. Odruchowo zerknęłam w prawo, gdzie zauważyłam Herberta. Kiwnął porozumiewawczo głową, na co tylko wywróciłam oczami. Nie dostał jasnej odpowiedzi. I choć tak bardzo dawał mi do zrozumienia, że według niego jestem niepotrzebna, praktycznie zmuszał mnie do powiedzenia ‘tak’, gdy ja wciąż mówiłam ‘nie’.
Żenujące gierki Austriaków.
Zacisnęłam zęby i odwróciłam głowę ku skoczni. Morgenstern odepchnął się od belki i przyjął pozycję najazdową. Kamil mruknął coś o dobrej prędkości, ale nie skupiłam się n tym za bardzo. Wybił się i już tylko leciał. I leciał daleko, tak jak wczoraj. Nawet nie drgnął w powietrzu, ułożony idealnie na nartach.
- I zara jaki rekord poleci.
Nim Piotrek skończył mówić, wszyscy wrzasnęli, a dookoła posypało się od przekleństw i apostrof do Boga. Kamil złapał się za głowę i rzucił jakieś szpetne słowo, które nieczęsto da się od niego usłyszeć. Nawet mu zawtórowałam. Zakryłam usta dłońmi i szeroko otwartymi oczami patrzyłam, jak Morgenstern, nie, jak Thomas leży skulony kilkanaście metrów dalej niż jego narty.
- Jezu, wstał – szepnął gdzieś nad moim uchem Dawid.
Wstał, naprawdę wstał. Wcześniej tylko zsunął nieporadnie gogle i podniósł się na nogach. Wstrzymałam oddech, gdy zgięty wpół przeszedł kilka kroków i runął z powrotem na ziemię. I już więcej się nie podniósł. Serce dudniło mi, prawie wyłamując żebra, a moja głowa wciąż odtwarzała moment, w którym osunął się na śnieg.
- Słuchaj, mi to jest obojętne, ale teraz twoja pomoc będzie naprawdę nieoceniona.
Przeniosłam wciąż przerażony wzrok na ściskającego nieco za mocno moje ramię Herberta. Nie pozwolił mi nawet pomyśleć o krótkim ‘nie’, po prostu pociągnął mnie za sobą. Zdezorientowana twarz Kamila mignęła mi przed oczami, jak kilkadziesiąt innych. Nie umiałam, a może nawet nie chciałam tak po prostu wyrwać się z uścisku Austriaka i przestać za nim biec. Przecież nic nie musiałam, prawda? A jednak po kilkunastu sekundach stałam przed bocznym wejściem na zeskok i w kompletnym osłupieniu patrzyłam na rozgrywającą się u stóp skoczni akcję.
- Będę tego żałować.

* * *

zagubiona, dopóki nie zostaniesz odnaleziona
płyń, dopóki nie utoniesz
wiedz, że wszyscy upadamy
kochaj, dopóki nie zaczniesz nienawidzić
bądź silna, dopóki się nie załamiesz
wiedz, że wszyscy upadamy

*

To ‘coś’ miało sobie przekimać jakiś czas i ujrzeć światło dzienne dopiero w następnym tygodniu, ale mam kiepski humor, więc jest teraz. Lepsze rozdziały zostawiam sobie na fajniejsze dni. Ogólnie, to ja nie wiem co tam się powyżej właśnie stało. Kornelia aka Korniszon jest dziwna, Dejvi za dziecinny, Gregor zbyt głupi, a Morgi zrobił sobie bubę. Jak żyć.
  Mówiłyście, że za mało Dejviego. No to proszę, oto więcej Dejviego i nacieszcie się nim, póki możecie. Potem to już będzie różnie. Nie, żebym cokolwiek sugerowała, gdzieżbym śmiała!
I czy ja nie jestem zbyt przewidywalna, gdy fabuła toczy się tak dokładnie według kalendarza tego sezonu?
Okej, już pomarudziłam. Ale i tak wiecie, że Was kocham, prawda? :)
O, zapomniałabym. Stronka z postaciami została troszkę podrasowana. Można sobie zobaczyć kogo będę męczyć bardziej lub mniej. 
I tyle! 

8 komentarzy:

  1. Pierwsza! ^.^ Rozdział cudowny :D Ogólnie masz wielki talent do pisania. Padłam na tekście Janka o sraniu na miętowo. Od razu pomyślałam o Miętusie :D Ale to tylko moje chore myśli. 'Korniszon' - kreatywność kochanego i bardzo opiekuńczego Dejvi'ego nie ma granic jak widzę 8))))) <3 Czekam na next'a z zapartym tchem *u* i zapraszam do siebie na dwójeczkę http://so-kiss-me-like-you-wanna-be-loved.blogspot.com/ // Melody.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lol, zabiłaś Morgiego. Niech się reinkarnuje w Svena Hannavalda, co? A Dawid jest naprawdę przesłodki. Trochę tylko nie ogarniam Miłosza. Herberta. W sumie - Leśmiana i Szymborskiej również. Lubię cię, Ems. Całuski.

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha.. ten nasz Dejvi, niektórymi tekstami potrafi rozwalić system, że tak to ujmę. ;d
    No ciekawe jak tam dalej będzie z tą jej pracą fizjoterapeutki, ciekawe. A co się Gregorek tak zdziwił, że miałaby u nich pracować to ja nie wiem ._.
    Przepraszam za ten jakże 'ciekawy i długi' komentarz, ale najzwyczajniej w świecie nie mam na nic siły..(a to dopiero 3 dzień po feriach, mmm)
    Czekam na nowe rozdzialiki:**

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm.
    Gierki austriackie standardowo bywają żenujące, nie tylko w opowiadaniach, w rzeczywistości czasami również. Ale co tam, to nie temat na komentarz do tak cudownego opowiadania :) Staram się powoli nadrabiać zaległości, mam nadzieję, że czasu mi wystarczy.
    Styl do pozazdroszczenia, wplatanie różnych bohaterów w akcję zorganizowane. Brak chaotyczności i to wielki plusik ;**
    Moje ulubione teksty? "Korniszon" i "sranie na zielono".
    Pozdrawiam ;))

    http://www.w-ogniu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Norwegowie są bardzo kreatywni. Żele pod prysznic i dezodoranty jako kręgle? Punkt dla nich tylko porę na zabawę rzeczywiście wybrali sobie z kosmosu. Biedny nasz Korniszon, spać mu nie dadzą :P No a potem Dawid bacznie jej pilnował, aby czasem nie spędziła całego poranka wylegując się na stoliku. Swoją drogą bardzo o nią dbał, przynosi jej śniadanie i dziwi mnie tylko, że nie wygłosił kazania jaka to kawa jest zła i że nie powinna jej pić. Myślę, że powoli zaczyna liczyć na coś więcej ze strony Korneli i pewnie się trochę przejedzie..:(. Zbieg okoliczności z tym jego super miejscem w konkursie i pojawieniem się dziewczyny bardzo fajnie sobie wytłumaczył i chyba znalazł sobie takiego osobistego kibica i trafnie argumentował, żeby dziewczyna przyjęła posadę w AZN. W końcu wtedy będzie się z nią często widywał, jednak lepszą opcją byłaby praca w Polish Ski Team, wtedy miałby ją na wyłączność :D
    Swoją drogą sama eks łyżwiarka ma charakterek i nie da sobie w kaszę dmuchać. Nie pcha się tam gdzie jej nie chcą, ale chyba teraz będzie musiała zrobić wyjątek. Pomoże Thomasowi i pewnie dostanie extra fuchę - osobista fizjoterapeutka Morgenstrena. Austriacy są do wszystkiego zdolni i nie zdziwię się jak wpadną na ten pomysł ;)
    Rozwalił mnie Gregor z tym lizakiem, no i potem ze swoim jakże dyskretnym stwierdzeniem "mamy dość fizjoterapeutek" ;).
    Herbert? Miłosz lepszy! Kornela wymiata i szkoda, że austriaccy spece od sportu czy tam fizjoterapii nie ogarniają polskiej myśli literackiej ;p.
    Dobrze, ze fabuła toczy się zgodnie z wydarzeniami z sezonu, a czy jesteś przewidywalna? Każdy konkurs oczami bohaterów może się tak potoczyć, że czytelnicy będą zaskoczeni:) No bo kto stawiał na to, że Kornela dostanie fuchę u Austriaków?
    Nie marudź tylko pisz dalej, bo trzeba naszego Thomasa podleczyć :D
    Buziaki! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Już wiem w co będę grać z dziewczynami na kolejnym party, w kręgle, ustawimy sobie dezodoranty i szampony, serio! :D Chyba nie musze wciąż powtarzać jak płakałam ze śmiechu, przy ‘Korniszonie’ Dejviego, przy jego trosce z zwyczajnym „Żryj” i w ogóle przy nim całym? I nieustannie sprawia wrażenie ciapowatego i chyba dlatego bardzo go tutaj lubię w połączeniu z Kornelią. Swoją drogą nie dziwie się jej, że nie chce współpracować z tą pokręconą ekipą, czego dowodem był jak dla mnie bardzo wiarygodnie przedstawiony wizerunek Gregora. Chupa-chups mnie zabił! Tak, myślę też, że oni wszyscy wykazali się niepojętą subtelnością w wyrażaniu swojej opinii o kolejnej fizjoterapeutce. +100 do zajebistości. Yeaaah, panie Schlierenzauer. Wszyscy chcą więcej Dejviego, spoczko, ale Jasiek musi być równoważnie! Bo wszyscy wydają się tacy realistyczni, tacy jacy są naprawdę i krzyczę do nich wielkie : I love you!
    Ja wiedziałam, ja czułam, że sobie skończysz w takim momencie. Powinnam się obrazić i w ogóle, ale jestem ciekawa co będzie dalej. Tzn co z tego wszystkiego wyniknie, czy aby znowu Kornelnia nie przyczyni się walnie do bycia Hero Morgensterna?
    Więc wytrwale musze czekać i czekać .. chociaż mam tak mało czasu na cokolwiek, że mam nadzieję, szybko zleci do następnego! ;)
    Swoją drogą pamiętny to był dla mnie konkurs. Nigdy za Thomasem nie przepadałam, jeszcze po tych wszystkich aferach, ale tego dnia coś się zmieniło. Yes, robi się sentymentalnie, kończę.
    Przyzwyczaj się, że nie zważając na kółko wzajemnej adoracji, ja zawsze tutaj napisze, że to jesteś świetna, a Ty genialna, bo to najszczersza prawda i będę Ci o tym przypominać, tak o żebyś czasem nie zapomniała ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczywiście jak już wiesz humanistyczny żarcik podbił me serce, a Ziobro srający na miętowo, Żyłowe "pierdolnął" i Dawidowy "korniszon" rozłożył mnie na łopatki! I mimo wszystko uważam, że Kornelia powinna się zgodzić na tę pracę, bo ci Austriacy to naprawdę jej potrzebuję. I cholernie nie lubię czytać o wypadku Morgiego, nawet jeśli wiem, że potem zaliczył drugi, a mimo tych przeciwności losu się podniósł i walczył i walczy dalej. Ale no. A z Norwegami w kręgle też bym chętnie pograła, no bo kto by nie pograł? :D I jak to mniej Dejviego, co to ma być? Ja się na to nie zgadzam, bo może i Dejvi czasem dziecinny i głupiutki, ale Dejvi to jednak Dejvi, prawda?
    Napisałam super nieskładny komentarz, ale wybacz mi! Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Ok, ja mówiłam, będzie zwięźle.
    Dawidek jest tu taki uroczy, że ojeju. Prawie jak moja mannerowa panienka :>
    Ech jej, co ta Kornela się tak wzbrania? A Herbert-Bercik wydaje się fajnym facetem ;)
    KORNISZON <3
    Ładnie skaczą te skakajce, a Morgi :<.
    coś czuje, że Nelka jednak się zgodzi, co?
    Będzie jeszcze Benek?

    OdpowiedzUsuń