środa, 31 grudnia 2014

22. Don't let go.


*

chciałbym ci powiedzieć
jak bardzo cię lubię
dlaczego myślę tylko o tobie
czuję się jak zaklęty i w niewoli
i tylko ty jesteś temu winna

* * *

62. Turniej Czterech Skoczni przeszedł do historii.
Fajerwerki ze świstem wyleciały w powietrze i rozdarły idealną czerń nieba, a muzyka rozbrzmiała z głośników, tylko na moment zagłuszając wrzawę kilkunastotysięcznego tłumu kibiców.
To, co działo się od drugiego skoku Didla można było określić w jeden sposób: szaleństwo. Chociaż wolfgangowe „ja pierdolę” też całkiem nieźle pasowało. Od momentu, w którym Diethart usiadł na belce praktycznie nie docierało do mnie nic, oprócz potwornego dźwięku tysiąca wuwuzeli. Ścisnęłam mocno kciuki i gdy jego narty dotknęły zeskoku, ja straciłam kontakt z podłożem. Potem był już tylko odbijający się echem w mojej głowie krzyk tarmoszącego mnie Michiego, śmiech Ammanna, siła, z jaką narty Fannemela trzasnęły mnie w ramię i zagubiony wzrok Didla. W pewnej chwili już nawet nie widziałam ziemi pod swoimi stopami. I nie mam pojęcia, skąd w moich rękach wzięła się szczęśliwa świnka Diethartów.
- Noooo tiiiime for looooooseeers, ‘cause weeeee aaaare the chaaaampiooooons!
Parsknęłam śmiechem i naciągnęłam czapkę na prawe ucho, do którego niezbyt czysto zapiał Stefan. A on nie dość, że uwiesił mi się na szyi, to jeszcze bujał nami na boki, bo z drugiej strony tarmosił wtórującego mu Manuela.
- I wszyscy razem!
- OF THE WOOOORLD!
Z całą pewnością lepiej skaczą, niż śpiewają.
Wcisnęłam dłonie w kieszenie i zadarłam głowę w stronę wciąż jaśniejącego sztucznymi ogniami nieba. To był dobry Turniej. Ruszyliśmy z kopyta w Oberstdorfie, rozpoczynając cykl trzecim miejscem Dietharta, świętowaliśmy w cudownym Garmisch-Partenkirchen, by potem przełknąć gorzką pigułę w postaci Innsbrucka… I dotarliśmy do Bischofshofen. Cztery konkursy, pięć miejsc na podium, dwa pierwsze w klasyfikacji generalnej. Same powody do zadowolenia.
Prawda?
Czując na twarzy pierwsze płatki śniegu opuściłam spojrzenie i trafiłam nim w podium. Znów ten sam smutek ścisnął serce tak, jak za każdym razem, gdy nasze spojrzenia się spotykały. Mogłabym powiedzieć, że widziałam w jego oczach przepraszający wyraz, mówiący, że tak naprawdę nie chce tego robić. Mogłabym, ale zaraz ponownie pojawia się chłód i obojętność, które uderzają ze zdwojoną siłą za każdym razem, gdy mijamy się bez słowa, a jego ramię przypadkowo ociera się o moje. I gdy odwracając się w jego kierunku, on nie robi tego samego. Nie ma już jego uśmiechu, roześmianego spojrzenia i zaczepnej gadki. Nie macha mi w drodze na wieżę, ani nie przybija piątki, gdy po udanym skoku pomagam mu w przebraniu. Świadomie oddala się z każdą chwilą, z którą w mojej głowie coraz bardziej rośnie jedno pytanie: dlaczego? Odpowiedź zna tylko on.
Czuję się jak głupie dziecko, które niczego nie zrozumie. Sprawa pozostała nienaruszona i pozostawiona pod Bergisel. Nikt nawet nie zająknął się na temat tego, co stało się po trzecim konkursie. Każdy udawał, że do niczego nie doszło, a wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ale nie jest i wiedzą o tym równie dobrze, jak ja. Nawet jeśli starają się zachowywać naturalnie, odczuwam pewien dystans, choć nie wiem, na ile jest to wytwór mojej wyobraźni, a na ile to ja jestem tą, która się odseparowuje. Bo chłopaki… Cały czas są. Moje kochane trio wciąż tak samo się wygłupia, Manuel dalej puszcza sprośne teksty, Gregor wyskakuje z aparatem w najmniej spodziewanym momencie, Wolf przynosi kawę, a Andi podrzuca do niej wafelki. Tylko On… Jest go coraz mniej.
Tak więc mogłam jedynie zacisnąć pięści, gdy przeszedł obok, a ja poczułam niewyobrażalną chęć chwycenia go za kurtkę. Chciałam tak po prostu mocno go przytulić i powiedzieć mu, jak bardzo cieszę się z jego sukcesu. Widziałam, jaki był szczęśliwy i dzięki temu na te kilka sekund zapominałam o Innsbrucku, o Freitagu i bolesnym spojrzeniu Thomasa, przez które w nocy przewracałam się w łóżku. Ale wszystko wracało, gdy przez chwilę wycelowany we mnie uśmiech gasł, a on odwracał wzrok.
Bo ja jestem tylko fizjoterapeutką. A on kimś, kogo już nie znam.
- Honory dla władcy chlewu!
Na okrzyk Manuela rozsunęliśmy się przed kompletnie zdezorientowanym Diethartem. Spojrzał na nas jak na debili, gdy wznosząc  okrzyki biliśmy mu głębokie pokłony. A potem był już tylko ostrzegawczy krzyk Michiego, charakterystyczny huk i spływająca szampanem twarz Didla.
- Na Morgiego!
Zdążył jedynie westchnąć ze zrezygnowaniem, nim cała horda rzuciła się z krzykiem w jego stronę. Nie dołączyłam. Z ubocza cieszyłam się razem z nimi, ściskając w dłoniach pana prosiaka. To był ich wieczór, ich zwycięstwo, ich radość. A ja… Powinnam pójść spakować wszystkie rzeczy. Po raz ostatni objęłam tęsknym spojrzeniem grupkę skaczących Austriaków i uśmiechając się pod nosem, odeszłam.
- Może pomóc?
Właśnie z należytą czcią i szacunkiem opierałam o ścianę domku narty Didla, Thomasa i Gregora, gdy nagle za plecami wyrósł… Tom Hilde. Roześmiał się głośno, gdy podskoczyłam w miejscu, po czym nie czekając na zgodę, po prostu złapał za Fischery Schlieriego i odstawił je na bok.
- Gratulacje dla obu Thomasów, świetnie się spisali.
- Przekażę.
- Fajnie.
Nastała cisza, choć błąkający się po twarzy Toma uśmiech zdecydowanie nakazywał mi myśleć, że jego nagłe pojawienie się nie miało charakteru czysto grzecznościowego. W końcu… Jeśli naprawdę chciał pogratulować chłopakom, mógł to zrobić osobiście. Nie po raz pierwszy i nie ostatni, miałam rację.
- To co? – zaczął dość niewinnie, opierając się ramieniem o ścianę. – Turniej skończony, medale rozdane… Chyba nadszedł odpowiedni moment, aby w końcu trochę się rozerwać, prawda? Mam nadzieję, że pamiętasz o mojej propozycji z Oberstdorfu?
Bingo.
Udałam fatalnie zmęczoną i podrapałam się po czapce.
- No hej, tylko mi nie mów, że nigdzie nie idziesz!
- Wiesz… Chyba nie mam ochoty.
- Chyba? Uch, nic nie mów, wiem. To pewnie sprawka tej pały, Morgensterna, co? Skutecznie cię zniechęcił, żebyś czasem nie bawiła się w znacznie lepszym towarzystwie niż on.
Miałam zaprzeczyć, ale stwierdziłam, że to bez sensu. Jak wszystko zresztą.
- Panno Kornelio, umówiliśmy się na imprezę i żadna głupia austriaczyna nie będzie psuć nam planów.
- Tu naprawdę nie chodzi o to. – Pokręciłam głową, siląc się na jak najładniejszy, przepraszający uśmiech. – Po prostu myślę… A raczej mam pewność, że nie jestem w nastroju na imprezę.
Zmrużył oczy i przez chwilę sprawiał wrażenie głęboko myślącego. W końcu kiwnął głową i nachylił się nade mną, prawie zrównując poziom naszych twarzy.
- Jeśli chodzi o to… To myślę, że wspólnie coś na to poradzimy. – Uśmiechnął się tajemniczo, owiewając mnie miętowym oddechem i zapachem delikatnych perfum. Niepewnie uniosłam na niego wzrok, kompletnie zbita z pantałyku. – Po prostu przyjdź, hm?
Zastanawiałam się, dlaczego tak bardzo mu na tym zależy. W jednej sekundzie przypomniałam sobie wszystko, czego w Oberstdorfie dowiedziałam się o Tomie od Morgensterna i… Zastygłam. Hilde uznał to za kolejną próbę wymigania się, więc wciąż naciskał.
- Nie daj się namawiać, będzie fajnie! Hej, popatrz na mnie. – Poprosił i położył dłonie na moich ramionach, czym praktycznie nie dał mi wyboru. Musiałam na niego spojrzeć. – Obiecałem ci dobrą zabawę i zamierzam dotrzymać słowa. Wszyscy potrzebujemy się trochę rozerwać, a założę się, że twoją jedyną rozrywką z Austriakami są wycinanki z tejpów.
- Oklejanie nimi Krafta też jest całkiem fajne.
Wywrócił oczami i zaśmiał się.
- Ze mną będzie fajniej. – Obiecał i położył dłoń na sercu. Niepewnie zerknęłam na tę drugą, wciąż spoczywającą na moim ramieniu, po czym znów przeniosłam wzrok na Toma. – To jak?
Zacisnęłam usta w wąską kreskę i uciekłam spojrzeniem gdzieś w bok. Gdzieś, gdzie dostrzegłam Thomasa. Otwarcie mogę stwierdzić, że w ciągu ostatnich kilku dni nie poświęcił mi tyle uwagi, ile w momencie, w którym dłoń Hilde wciąż spoczywała na moim ramieniu, a odległość między nami pozwalała oddechowi Norwega ogrzewać moje zmarznięte policzki. I może to właśnie jego niezadowolenie i zaciśnięte pięści sprawiły, że lekko się uśmiechnęłam i kiwnęłam głową.
- Jakoś się znajdziemy.
Pamiętasz, Thomas? Jeśli nie z Tobą… to z nim.

* * *

jestem bliski zwariowania ze strachu, że cię stracę.
i nie mogę zagwarantować, że nie wydarzy nam się jakieś nieszczęście.

* * *

Klub od hotelu dzieliły zaledwie dwie ulice, a dochodzącą z niego muzykę dało się słyszeć już za zakrętem. Chwyciłam mocniej ramię Dietharta, wokół którego Manuel i Wolf kazali mi robić sztuczny babski tłum, i dostrzegając zaledwie jego plecy, przeciskałam się pomiędzy ustawionymi do wejścia ludźmi. Miałam dość już w momencie, w którym ściągnęłam z siebie grubą, kadrową kurtkę, a do moich uszu dotarło jakże zsynchronizowane gwizdnięcie.
- Spierdalajcie.
Michi, Didl, Poppi i korzystający z nieuwagi Sandry Gregor, unieśli wysoko kciuki, więc nawet się uśmiechnęłam. Wygładziłam na biodrach materiał pożyczonej od dziewczyny Fettnera małej czarnej, w której ani trochę nie czułam się komfortowo, ale, jeśli wierząc zapewnieniom Manuela i Kathy, efekt był ‘łał’. Wystarczyło, bym kierując się w stronę wejścia na salę natknęła się na spojrzenie, na które całe ciało zareagowała nagłą odmową ruchu. I nawet wtedy, gdy zniknął za kotarą, serce wciąż rozsadzało mi pierś.
- Nela, idziesz?
Wolf wcisnął mnie między siebie, a bardzo ucieszonego z obrotu spraw Michiego, który obiecał spić mnie na własny użytek. Nawet mi to pasowało, a jeśli wierzyć podszeptywaniu Loitzla, głowa Hayböcka nie była w stanie wiele unieść. Cóż, to jest nas dwójka.
Stukot kieliszków zginął wśród głośnych okrzyków na cześć Didla, za którego zdrowie wypiliśmy pierwszy, wzniesiony przez samego Pointnera toast. Nie przypuszczałam, że tak bardzo potrzebuję alkoholu, dopóki nie poczułam przyjemnego pieczenia w przełyku i rozlewającego się po całym ciele ciepła. Chyba jednak jest coś w stwierdzeniu, że wódka smakuje lepiej, gdy polewasz nią rany. Może dlatego drugi kieliszek, wypity za zdrowie Morgensterna smakował tak dobrze?
- Nela, ale kto to był ten Sob… Sobie… Sobieski?
- Taki król.
- To musiał być naprawdę wspaniały człowiek! – Zachwycił się Stefan, tuląc do siebie butelkę rzeczonego Sobieskiego w stanie ciekłym. – Komu króla?
Westchnęłam i podstawiłam kieliszek. Wiedziałam, że wyląduje z moimi chłopakami, ja to po prostu czułam. Nic dziwnego, każdy z nas przyszedł tutaj tylko dlatego, bo albo wygrał Turniej (wiadomo), albo był dobrym współlokatorem (Misiek), który próbował na wszelkie sposoby poprawić humor swojemu przyjacielowi (Krafti), którego ukochana nie mogła przyjechać do Bischofshofen, albo był kupą nieszczęścia, która po prostu chciała zrobić na złość Morgensternowi (no cześć). Tak więc piliśmy, tuliliśmy miski z chipsami i użalaliśmy się nad sobą, dopóki Manuel nie stanął nad nami z postawieniem zepsucia nam zabawy.
- Najebawszy się, co? – Założył ręce na biodrach i pokręcił wymownie głową, widząc ocierającego oko Stefana. – Po prostu pięknie. Dobra, koniec tego. Halo, ludzie, posłuch dla Fettiego! – wrzasnął, sprowadzając na siebie uwagę całej austriackiej loży. – Koniec plotek! Nie będziemy tutaj siedzieć jak te ostatnie lamy i rozprawiać nad nieopanowanymi wiatrami starego Tepesa! Proponuję ostatni toast za naszą zajebistą trzodę chlewną i ruszamy wstrząsnąć tymi parkietami, zanim zrobią to za nas Łososie! I… Didl, z czego ty się tak, kurwa, cieszysz, co?
- Heh, „wiatry starego Tepesa”, heh.
Ręka nieco mi drgnęła w pokusie na porządnego plaskacza w czoło, ale zamiast się załamać, po prostu krzyknęłam „ZDROWIE!” i nim Diethart zdążył cokolwiek dodać, wszyscy wypili, co do wypicia mieli i pędem ruszyli się na parkiet. Taktyczne działanie matką sukcesu.
Podłoga cała drżała pod stopami, a z każdą chwilą coraz bardziej brakowało wolnej przestrzeni. Co rusz ktoś na kogoś wpadał, deptał mu po nogach, lub wymierzał nieumyślnie cios z łokcia. Ale w tym wszystkim było najwięcej zabawy i właśnie to pozwalało mi tak po prostu zapomnieć. Gdy skakałam do typowo klubowej łupanki z uniesionymi ponad głową ramionami pozbywałam się natrętnych myśli i bardziej skupiałam na tym, by nie stracić z oczu chłopaków, niż na pozostawionym w loży Thomasie. Po prostu bawiłam się najlepiej, jak potrafiłam. Czułam ulatujące ze mnie napięcie, które zastępowały rozluźnienie i swoboda. Swoje robił też płynący w żyłach alkohol. Było mi nijak, a jednak tak dobrze. Tańczyłam, śmiałam się głośno i do bólu przepony z disco ruchów Wolfa i wtórującego mu Ammanna. Obijałam bioderko ze Stefanem i „pompowałam” rękoma do sufitu wraz z grupką Finów, dopóki Manuel nie porwał mnie za rękę i trzymając za drugą swoją Kathy, nie rozpoczął serii dzikich obrotów i zawijasów. A na końcu i tak wylądowałam z Michim, który w twiście łączył wszystkie znane mu ruchy i dołączał do nich mocno podrasowanego ślimaka, zakończonego efektownym wygięciem do tyłu. Zastanawiałam się tylko, w którym momencie wylądowałam w ramionach Poppingera i dlaczego jeszcze nikt mnie nie ratował? No bo ile on ma lat? Szesnaście?
- Dwadzieścia cztery.
Przeprosiłam go i poszłam się napić. Ku mojemu zdziwieniu w loży zastałam jedynie Andiego w towarzystwie kolorowego drinka.
- Didl siedział jak ostatnia ciota i strzelał oczami na wszystkie strony, więc Mirjam wzięła go na parkiet. Tragedia. – Kiwnął głową w stronę blondynki, która na wszelkie sposoby próbowała roztańczyć Dietharta.
- Mój Boże, jak dwie nogi od stołu!
Parsknęliśmy śmiechem w tym samym czasie, zakańczając ten akt rozbawienia wymowną ciszą. Nie spodziewałam się niczego ponad to. Na pewno nie po Innsbrucku. Kofler zachowywał się ‘w porządku’, ale nie zrezygnował ze swoich ukradkowych, jakże wymownych spojrzeń. Aż taką idiotką nie jestem, by nie wiedzieć, o co chodzi.
- Kornelia, ja nie chcę wyjść na gościa, który po wszystkim powie ‘a nie mówiłem?’, ale sama widzisz, do czego doszło. I oboje wiemy, że to nie tak miało być… Tylko powiedz mi, komu jest teraz trudniej? Tobie, czy jemu?
Niechętnie podążyłam za wzrokiem Koflera i utkwiłam go w przygarbionej sylwetce Morgensterna, sączącego samotnie alkohol przy barze. Zacisnęłam zęby i odwróciłam głowę w drugą stronę, nie chcąc patrzeć po raz kolejny na to, jak bardzo stara się być twardy w sytuacji, która przytłacza nas oboje.
- To naprawdę nie jest to, na co wygląda. I dobrze o tym wiesz.
- Wiem, ale co z tego? – Rzuciłam ostrym tonem, wbijając spojrzenie w Andreasa. – Co z tego, skoro kompletnie tego nie rozumiem? Kofi, obrywam za coś, o czym nawet nie mam pojęcia. To nie jest sprawiedliwe.
- Nie jest, masz rację…
- Ale?
Uniósł dolną wargę w dość bezradnym wyrazie i podniósł się z miejsca. Tak po prostu, bez dalszych wyjaśnień.
- Andi…
- Prosiłem cię, abyś była ostrożna w przyjaźni z Thomasem. – Zaczął spokojnie, spoglądając na mnie z góry. – Wiem, że nie czułaś się przy nim zagrożona i wcale ci się nie dziwię. Tylko zapomniałaś, że on też czasem się gubi – dodał, markotnie się przy tym uśmiechając. – Muszę uratować Mirjam, zanim Didl wybije jej zęby swoimi przeszczepami.
Odprowadziłam go wzrokiem, który ponownie wylądował na barze. Jedyne, co rozumiałam to własny strach przed wykonaniem pierwszego kroku. Resztę załatwił niedopity drink Koflera.
- To samo.
Kiwnęłam na barmana, wskazując kciukiem na zawartość szklanki Morgensterna. Kątem oka dostrzegłam jego spojrzenie, więc zarzuciłam noga na nogę i jednym ruchem odgarnęłam włosy za ramię. Żałośnie próbowałam sprawiać wrażenie rozluźnionej i pewnej siebie. Nawet, jeśli w środku trzęsłam się jak galareta.
- Tylko ludzie z problemami piją w samotności, Morgenstern.
Parsknął z fałszywym rozbawieniem.
- Najwidoczniej je mam – odparł, gładko przełamując mój wewnętrzny opór i ściągając na siebie mój wzrok. Przytknął do ust szklankę z bursztynowym alkoholem i przepuścił go przez usta, ocierając ich kącik kciukiem. Po raz kolejny złapałam się na śledzeniu każdego jego ruchu. Rejestrowałam najmniejsze spięcie mięśni, zagryzienie wargi, to, jak trzymał w szczupłych palcach szklankę i w jaki sposób pił whisky.
Cholerny Morgenstern.
Upiłam łyk podstawionego alkoholu, cudem powstrzymując się od wyplucia wszystkiego na barowy blat. W normalnej sytuacji pewnie parsknąłby tym swoim durnym śmiechem. Ale od normalności dzieliła nas gruba granica.
- Problemy się rozwiązuje, a nie topi.
- I kto to mówi?
- Na pewno nie ktoś, kto mnie tego nauczył.
Nie odpowiedział, tylko po raz kolejny przytknął szklankę do ust. Z całej siły starałam się nie dać po sobie poznać, jak bardzo męczy mnie ta sytuacja i jaką torturą jest dla mnie jego milczenie. Zaciskałam na szkle dłoń, która rwała się ku jego palcom z chęcią splecenia ich ze sobą. Potrzebowałam go tak po prostu dotknąć, ogrzać się jego ciepłem, spojrzeć mu w oczy i dostrzec w nich kojący spokój. Chciałam powiedzieć mu tak wiele, chciałam, by znów patrzył na mnie tak, jak wcześniej… Ale w tej sytuacji pozostała mi tylko cisza, puste miejsce między nami i jego utkwiony w szklance wzrok.
Jak dwójka zupełnie obcych sobie ludzi.
- Długo to potrwa? – spytałam w końcu, uderzając paznokciami o szkło. – Czy tak już będzie zawsze?
- Jest tak, jak powinno być od początku.
- Gówno prawda. – Podniosłam głos, który niebezpiecznie zadrgał, zdradzając moją chorą słabość. Pokręciłam głową, nie uzyskując odpowiedzi. – Nie powiesz mi, prawda?
I znów ta paląca cisza, wywołująca ściskający ból w klatce piersiowej. Jasne, czego ja się spodziewałam? Naiwna i głupia Kornelia. Zagryzłam wargę, wbijając w nią zęby, dopóki nie przestałam w środku wrzeszczeć z bezsilności.
- Mieliśmy zatańczyć. Obiecałeś w Villach.
- Powiedziałem, że może kiedyś poproszę cię do tańca. Niczego ci nie obiecałem.
- Oprócz tego, że mnie nie puścisz.
Tylko przez chwilę wpatrywałam się, jak zaciska wargi i zagryza na nich wszystkie słowa, których nie wypowiedział, by na końcu spojrzeć na mnie z przełamującym ból wyrzutem.
- Po prostu odpuść.
Mógł zrzucić mnie ze stołka, mógł wlać we mnie litr tej ohydnej whisky, mógł wykrzyczeć wszystkim, jak bardzo boję się wysokości. Mógł nawet być dla mnie ostatnim dupkiem. Ale nic nie zabolałoby jak te trzy słowa, każące mi przekreślić to, do czego tak mocno się przywiązałam i bez czego nie potrafiłabym funkcjonować.
Po raz kolejny coś pękło. Zastygłam tylko na moment, w którym jeszcze byłam zdolna wychwycić jego wzrok, nim znów utkwił go w swojej szklance. Zacisnęłam zęby, dociskając język do podniebienia, by wstrzymać napływające do oczu łzy i zdusiłam w sobie chęć rzucenia się na niego z pięściami. Tak, jakby szarpnięcie nim miało przywrócić mu rozum.
- No cześć!
Dopiero pojawienie się Hilde sprawiło, że oderwałam szklący się wzrok od Thomasa. Impreza wciąż trwała, muzyka grała, wszyscy się bawili. Chrząknęłam nerwowo i krzywo odwzajemniłam uśmiech, mając ogromną chęć tak zwyczajnie się stąd zmyć.
- Wszędzie cię szukam! Poważnie, zacząłem już myśleć, że nie przyjdziesz!
Usta Toma wygięły się w bardzo przyjemnym uśmiechu, a sam Hilde wsparł się łokciami o bar i przysiadł na stołku obok.
- Ładnie wyglądasz – dodał, co zostało skwitowane głośnym prychnięciem. Tom wychylił się do przodu i uniósł brwi. – Morgenstern – rzucił mętnym, mało odkrywczym tonem. – Ty jednak tutaj?
- Jak widać.
- Ale jeszcze rano mówiłeś, że nigdzie nie idziesz…
- Zdaje się, że mam powody do świętowania, więc jeśli nie masz nic przeciwko… - Nie unosząc wzroku, Thomas kiwnął szklanką na Hilde i wychylił jej zawartość do dna.
- Jasne. Świętuj, wariacie, zasłużyłeś. Ale chyba nie zamierzasz tak przesiedzieć całej nocy?
- No to patrz.
Morgenstern machnął na barmana i odwrócił głowę w stronę Norwega, uśmiechając się z nienaturalną satysfakcją. Nie widziałam reakcji Hilde. Jedynie poczułam na odsłoniętym ramieniu jego delikatne parsknięcie, gdy patrząc na Thomasa próbowałam określić, ile już wypił.
- Zmulasz, Morgi.
- Ależ nie, bawię się świetnie.
- Taa, widać. – Tom mruknął niechętnie. Dosłownie chwilę później poczułam jego dłoń na swoich plecach i aż się wyprostowałam, czując wzdłuż kręgosłupa przeszywający dreszcz. – To ty się tutaj tak baw, jak ci dobrze, ale my raczej nie będziemy bezczynnie siedzieć, co? – Spojrzał na mnie pytająco, na co nieznacznie kiwnęłam głową, którą zaraz znów obróciłam w stronę Thomasa. Zaciskał dłonie na szklance, aż do uwydatnienia żył. – Chyba nie masz nic przeciwko, jeśli na chwilę porwę Kornelię?
Wzruszył ramionami, nawet na nas nie patrząc.
- Nie przyszła tu ze mną.
- No to chyba wszystko jasne? Idziemy? – Tom klasnął w dłonie, po czym wysunął jedną z nich w moją stronę. W tamtym momencie nie potrzebowałam już żadnej zachęty, ani impulsu. W tamtym momencie poczułam, że mam dość.
- Idziemy. Nie będziemy przecież przeszkadzać w świętowaniu ogromnego sukcesu – rzuciłam nieco rozedrganym od wzbierającej złości głosem, po czym podsunęłam pod nos Thomasa swoją prawie nienaruszoną whisky. – Proszę. Ze szczerymi wyrazami gratulacji, Stern. Cały czas w ciebie wierzyłam.
Chwyciłam dłoń Hilde i zeskoczyłam ze stołka, po raz ostatni wychwytując pełne smutku spojrzenie Thomasa. Zostawiłam go za sobą, pozwalając Norwegowi wprowadzić się ponownie w tłum roztańczonych ludzi. I choć głupie serce rwało się z powrotem w stronę baru, nie mogłam tam wrócić. Bo i po co? Co bym usłyszała? Żebym sobie odpuściła? Nie, dziękuję. Ścisnęłam mocniej dłoń Toma, łudząc się, że Morgenstern uleci z mojej głowy
- A tego co ugryzło?
- Wybujała ambicja i przegrzane ego. Mieliśmy tańczyć?
Tom zerknął na mnie podejrzliwie, ale już po chwili uśmiechał się, gdy splotłam nasze palce ze sobą i pociągnęłam go w stronę wolnego kawałka parkietu. Miał wyczucie rytmu, tego nie mogę mu odmówić. Czuł muzykę, dobrze się do niej poruszał i potrafił prowadzić. Ani razu na nikogo nie wpadłam i nie miałam podeptanych stóp. Jako partner do tańca wzbudził moje zaufanie już przy pierwszym utworze, zdobywając je całkowicie przy trzecim. Swobodnie lawirowałam wśród innych par, nie obawiając się o nagłe zderzenie. Wiedział, w którym momencie mnie złapać, gdzie trzymać dłonie, jak stawiać nogi. A przede wszystkim patrzył mi w oczy. Cały czas.
- Dobrze tańczysz – sapnęłam po kilku przetańczonych piosenkach.
- Solo poruszam się jak ostatnia łamaga. – Przyznał otwarcie, śmiejąc się. – Zdecydowanie bardziej wolę tańce towarzyskie.
Roześmiałam się, choć uderzyło mnie dziwne wrażenie, że już kiedyś coś podobnego słyszałam. Tylko… Cholera. Miałam o tobie nie myśleć.
- Coś się stało?
Pokręciłam głową i znów pociągnęłam go do tańca. Nie na długo. Byliśmy w trakcie półobrotu, gdy muzyka umilkła, a DJ ogłosił… Karaoke. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, dopóki na prowizorycznej scenie nie ustawiło się trzech weteranów z jednym mikrofonem. W ostatniej chwili zakryłam usta dłonią, by zagłuszyć śmiech.
- Czy ty widzisz to samo, co ja?
Niestety, ale widziałam. Widziałam i słyszałam, jak Stöckl rozpoczyna zmysłowe zaciąganie zwrotki wielkiego hitu Die Toten Hosen.
*Cóż za fantastyczny zbieg okoliczności.
Rany, co on wyczyniał z tym stojakiem do mikrofonu! Ale to jednak było nic w porównaniu z tym, co nastąpiło w dalszej części piosenki, w której dołączyli do niego Schuster i Pointner.
- **Und alles nur, weil ich dich liebe! Und ich nicht weiss wie ich’s beweisen soll!*\\
Tłum zaczął krzyczeć i gwizdać, co tylko podsycało wokalne poczynania trójki trenerów. Drugą zwrotkę zdecydowanie przejął Alex. Z pewnością przez pół wieczora pracował na tę seksowną chrypę.  Sekundy później prawie wszyscy wyśpiewywali refren „Alles aus Liebe” wraz ze wściekle wyjącymi Alexami i Wernerem, którzy na scenie czuli się jak ryby w wodzie. Tłum ich pokochał. Wank i Wellinger wznieśli zapalniczki, a zaraz w ich ślady poszli inni. Gregor i Bardal w pierwszym rzędzie wszystko dokładnie nagrywali, a gdzieś nieopodal Stefan płakał na podłodze ze śmiechu. Michi obejmując go ramieniem wtórował trenerom, a wraz z nim Manuel, podtrzymujący na nogach Jacobsena.
Uwagę od piejącego śmiechem Ammanna odwróciły dopiero dochodzącego ze sceny krzyki.
- Lukas! Lukas! Chodź do nas!
Wystarczyło obrócić się w lewo, by dostrzec wypychanego z loży Polaków Kruczka. Zapierał się całą siłą, ale nie miał szans z połączonymi siłami Dawida, Jaśka, Maćka i Kamila. Prawie wnieśli go na scenę, a ten nieomal zapadł się pod ziemię, pierw spłonąwszy rumieńcem. Nie miał wiele do gadania, gdy Schuster podsunął mu mikrofon pod nos - musiał śpiewać.
Nigdy w życiu nie widziałam tak opuchniętego ze śmiechu Stocha.
- ***Komm, ich zeig dir, wie gross meine Liebe ist und bringe uns beide um!
Zakończyli, wystawiając w stronę tłumu ułożone z palców widełki. Łukasz strzelił facepalma, Alex objął go ramieniem, Werner próbował bawić się w lidera i nawoływał tłum, a Stöckla Norki same ściągnęły ze sceny i poniosły na rękach do stolika.
- Miejmy nadzieję, że jutro nie będą o tym pamiętać…
- Wydaje mi się, że Gregor z chęcią zaprezentuje im nagranie tego występu.
To był zdecydowanie najmocniejszy punkt całego Turnieju Czterech Skoczni. Otarłam wilgotne kąciki oczu, ledwo łapiąc powietrze i trzymając się za obolałą przeponę. Zupełnie bezwiednie obróciłam się w drugą stronę i to wystarczyło, by nagły dobry humor wyparował, a uśmiech zszedł twarzy. Poczułam ciepły dotyk na ramieniu i kątem oka dostrzegłam, że Tom wpatruje się to samo miejsce; w to, z którego przyszliśmy.
- Wygląda na to, że Morgi jednak nie zamierza bawić się sam.
Zacisnęłam pięści i odwróciłam głowę od Austriaka i siedzącej obok niego blondynki. Próbowałam jak najszybciej wymazać z pamięci jego wycelowany w nią uśmiech, jej dłoń na jego udzie i to, jak konspiracyjnie szeptał do jej ucha. Próbowałam, ale nie potrafiłam, co wywołało nagłą złość na siebie, na niego, na wszystko. Przeniosłam płonące spojrzenie na Toma akurat w momencie, w którym z głośników popłynęła przyjemna, latynoska melodia. Zdezorientowanie w jego oczach, gdy ułożyłam jego dłonie na swoich biodrach minęło wraz z momentem, w którym złapałam go za kołnierzyk koszulki, całkowicie zabijając przestrzeń między nami.
- Obiecałeś mi dobrą zabawę.
Przez usta Hilde przewinął się łobuzerski uśmieszek, który bez wahania odwzajemniłam. Przyciągnął mnie jeszcze bardziej, praktycznie dociskając moje ciało do swojego, przez co czułam na szyi jego kojący rozgrzaną skórę oddech. Serce waliło jak oszalałe i nie mogłam powiedzieć, że byłam całkowicie rozluźniona, ale otworzyłam przed Tomem wszystkie granice. Jego dłonie błądziły od mojej szyi, wzdłuż ramion, do bioder i lekko osuwały się na zewnętrzną stronę ud. To już nie był ten sam, czysto towarzyski taniec dwojga znajomych. Pewniejsze, intensywniejsze ruchy zamieniły go w bardziej zmysłowy, pełen napięcia i uniesienia.
- Kretyn z tego Morgensterna, nie docenia cię.
Sama nie wiem, co mną wtedy kierowało. Złość? Może już nawet wściekłość? Chęć odegrania się na Thomasie? Wciąż płynący w żyłach alkohol? Nie miałam nawet czasu, by się nad tym zastanowić. Odpływałam wraz z muzyką i falującymi we mnie emocjami. Czułam na plecach klatkę piersiową Toma i jego usta przy uchu. Zacisnęłam palce na sukience w momencie, w którym poczułam na dłoni dotyk Norwega.
- Może… Może po prostu się stąd urwiemy?
Co ty najlepszego wyprawiasz?!
Otworzyłam oczy i wszystko tak po prostu prysło. Wciąż czułam dotyk i oddech Toma, ale już nie podobało mi się bijącego od niego ciepło. To było jak uderzenie fleszem po oczach, pstryknięcie palcem… W jednej sekundzie zrozumiałam, że nie chcę tego robić. Nie chcę zagrać ani na swoich uczuciach, ani na Morgensterna, ani Toma, jeśli jakiekolwiek nim kierowały, w co przyszło mi wątpić.
Obróciłam się do niego przodem i uśmiechnęłam blado.
- Myślę, że chcę tu zostać.
Przez chwilę patrzył na mnie z lekkim niezrozumieniem. Uniósł wzrok ponad moje ramię, a jego twarz nagle pojaśniała. Kiwnął głową, a kąciki ust drgnęły ku górze.
- Rozumiem.
To było ostatnie, co powiedział. Potem jedynie pocałował mój policzek, puścił dłonie i odszedł. Dopiero gdy straciłam go z pola widzenia, zaczęłam palić się we własnym wstydzie i głupocie. A winny wszystkiemu… Zniknął. Barowe krzesło było puste, a na blacie pozostała opróżniona szklanka.
Rozejrzałam się panicznie po otoczeniu i przysięgam, byłam bliska wybuchnięcia płaczem. Ulżyło mi dopiero w momencie, w którym dojrzałam znajomą twarz. Albo raczej fryzurę.
- Spij mnie. Tylko tak porządnie, żebym jutro nic nie pamiętała.
Dawid zastygł z uniesionymi brwiami i wetkniętą w usta pokręconą słomką, prowadzącą do wielobarwnego drinka z parasolkami, zwisającymi sreberkami i innymi pierdołami. Posłałam mu najbardziej beznadziejne spojrzenie, na jakie było mnie stać i dopiero wtedy przełknął to, co miał w ustach.
- To nie moje. To… Dla Klimka. Soczek mu niosę.
- Mocno kopnięty ten soczek.
- Mój Boże, naprawdę muszę cię spić. Chodź!
Pociągnął mnie za rękę i zaprowadził do podejrzanie pustej loży. Jedynie na kanapie rozkładały się czyjeś przykryte kurtkami zwłoki.
- Gdzie reszta?
- Kamil z Dżonym już się zmyli, Piotrek zgonuje, a Maniek i Klemens… No sama patrz. – Kubacki kiwnął w stronę parkietu. – Sfazowany blender i jego przyjaciel trzepaczka.
- Szybko, polewaj.
Dejvi stanął nad stołem, kompletnie nie ogarniając jego organizacji. Zamachał rękoma ponad pustymi butelkami, kartonami i wysypującymi się z paczek chipsami, po czym wydobył spomiędzy tego bałaganu dwa kieliszki.
- Tu masz mój, a ten to chyba Kocura musi być – zgadywał, oglądając szkło pod światło. – Aha, widzę ślady pomadki ochronnej. No nic, jak ktoś ma jutro pluć kłakami, to niech to już będę ja. To co? Chluśniem, bo uśniem!
Wykręciło tak, jak powinno. Zacisnęłam zachodzące łzami oczy i pokiwałam głową, by nie czekał i szybko uzupełniał kieliszki. Jak już mam się zalać, to porządnie.
- Zdrowie cioci, niech się ciocia dobrze grzmoci!
Trzy kieliszki później moja głowa spoczywała na ramieniu Dawida i walczyła z wirującym światem. Nic nie mówiłam, bo nawet nie miałam na to siły. Kubacki też milczał, choć od czasu do czasu pytał, czy czasem nie będę rzygać. Wtedy cicho stękałam, że nie wiem. Tak więc trwaliśmy w ciszy i niepewności, dopóki nie poczułam się odrobinę lepiej.
- Co się stało, Korniszonie zalany? – zapytał, gdy wyprostowałam się i przetarłam oczy. – Tylko nie mów, że nic, bo nie uwierzę.
Westchnęłam, nawet nie unosząc na niego wzroku. Kompletnie nie miałam odwagi, by to zrobić. Wolałam milczeć, zająć się czymś innym, niż znów o tym myśleć.
- Zatańczymy?
Nie czekając na odpowiedź, chwyciłam dawidową dłoń, która kilkanaście sekund później spoczęła na moich plecach. Grali jakiś spokojny kawałek, więc objęłam go ramionami wokół klatki piersiowej, na której ułożyłam pulsującą bólem głowę i przymknęłam powieki. Po prostu potrzebowałam spokoju, a bujając się w ramionach Dejviego zdecydowanie go otrzymywałam. No, prawie.
- Przecież mi możesz powiedzieć. – Głos Dawida przepełniony był troską, ale i lekkim wyrzutem. – Komu mam skopać tyłek, co? Schlierenzauerowi? Czy Morgensternowi?
Niepotrzebnie poderwałam głowę z jego piersi na dźwięk nazwiska Thomasa. Ale było za późno. Dawid uchwycił moje wystraszone spojrzenie i zmarszczył brwi.
- Morgenstern? – Zatrzymał się, a jego twarz nagle stężała. – Czyli to prawda?
- Prawda? – powtórzyłam, czując jak cała cierpnę.
- Że ty i on… Ten-tego.
- Ten-tego?
- Ten-tego-teges.
Odsunęłam się od niego, lokując w jego napiętej twarzy gniewne spojrzenie.
- Nie sypiam z nim – powiedziałam twardym głosem, który w porównaniu do całego ciała nie zadrżał. – I nie wiem, skąd masz takie informacje, ale…
- Ale coś między wami jest. I nie zaprzeczaj, to widać.
Zacisnęłam pięści, opuszczając głowę niczym mała, winna dziewczynka, która zagryza na ustach wszystkie słowa, które i tak jej nie obronią.
- Cholera, Korniszon! Mówiłaś, że nie robisz żadnych głupot!
- Nie rozumiesz! – Podniosłam ton. Dawid przetarł twarz dłonią i westchnął.
- Nie rozumiem - przyznał. – Posłuchaj… Znam go dłużej. Znacznie dłużej. To dobry facet, naprawdę. Pomógł nam we Włoszech i te sprawy, ale to nie zmienia innego faktu… - Urwał, spoglądając na mnie niepewnie i do końca się wahając. - … kawał dupka z niego.
Tego było za wiele. Podniosłam na Dawida gniewne spojrzenie i wzięłam głęboki wdech.
- Nic o nim nie wiesz.
- Wydaje mi się, że jest zupełnie na odwrót.
- On mi pomógł!
- Właśnie widzę. Przypominasz siedem, zalanych w trzy dupy nieszczęść. To jest ta jego pomoc? Czy raczej jej skutek?
- Zamknij się!
- Zobacz, co z tobą zrobił! Kompletnie cię nie poznaję!
- Nie poznawałeś mnie też w Innsbrucku, gdy mówiłeś, że wyglądam na szczęśliwą! I miałeś rację! Byłam szczęśliwa i to dzięki niemu!
- A teraz?
- To bez znaczenia.
- Czemu ty go tak bronisz?
- Bo… - Zamilkłam, nie wiedząc, co powiedzieć. Jaki podać powód, jak go wytłumaczyć… Zamknęłam usta, czując ogarniającą mnie bezsilność i obróciłam się na pięcie, by tak po prostu odejść. Ucieczkę uniemożliwiła mi ręka Dawida.
- Korniszon…
- Zajmij się sobą. A najlepiej swoimi miernymi skokami. Zdaje się, że ostatnio coś często klepiesz bulę. Byłoby przykro, gdybyś znów wylądował w Planicy.
Dopiero spojrzenie Kubackiego i jego rozluźniony uścisk na moim nadgarstku uświadomiły mi, co powiedziałam. Zamarł on, zamarłam ja, wszystko się zatrzymało.
- Dejvi, przepraszam…
- Idź – nakazał szorstkim, wypranym z emocji głosem. – Idź do niego. Nie trać czasu na żałosnego buloklepa, któremu po prostu na tobie zależy.
Mroźne powietrze austriackiej nocy uderzyło w całe moje rozgrzane ciało, przez które przeszedł ostry dreszcz. Wybiegłam przez najbliższe wyjście ewakuacyjne, jak się okazało na tyły klubu, zostawiając za sobą rozczarowane spojrzenie Dawida, całą swoją dumę i resztki godności. Spazmatycznie łapałam oddech przez rozedrgane usta, powstrzymując wzbierające w oczach łzy. Miałam tak po prostu dość, aż rozbolały mnie wszystkie mięśnie. Tego było już zdecydowanie za wiele. Wszystko, wszystko tak nagle rozpada się w moich rękach i przesypuje przez palce. I nie wiem, jak to naprawić.
Chciałam wrzeszczeć z bezsilności, ale i na to nie miałam siły.
- No dalej, wyduś to z siebie.
Miałam nadzieję, że się przesłyszałam, albo jestem już tak przewrażliwiona, że słyszę jego głos nawet wtedy, gdy go nie ma. Spojrzałam w stronę, z której po chwili dobiegł nieprzyjemny odgłos zwracania treści żołądkowych i prawie spadłam z zamarzniętego schodka.
- Stary, nie uczyli cię w liceum, że się nie miesza? Nie? To gdzieś ty się uchował? Boooże, jakby cię ojciec teraz zobaczył. Nie patrz tak na mnie, tylko rzygaj!
Kurwa. Gorzej już być nie mogło. Objęłam się ramionami i podeszłam bliżej, walcząc z własnymi rewelacjami pokarmowymi.
- Didl?
Zadrżałam z zimna, gdy Morgenstern wyprostował się i zmroził mnie swoim zaskoczonym spojrzeniem. Zacisnął usta i poklepał wciąż zgiętego w pół Dietharta po plecach.
- Wracaj do środka - syknął nieznoszącym sprzeciwu głosem. Olałam go i przystanęłam obok młodszego Thomasa, kładąc dłoń na jego ramieniu. – Słyszysz, co do ciebie mówię?
- Tak, krzyczysz wystarczająco głośno. Didl, jak się czujesz?
Rzygnął w odpowiedzi.
- Zaprowadzę go do hotelu, więc możesz już iść.
- Chyba nie chcesz z nim tak pójść? Nie ma kurtki, zmarznie.
Uniosłam na Morgensterna harde spojrzenie. Wcale nie musiałam długo czekać, aż skieruje się do klubowego wejścia. Nim jednak dotarł do schodków, zawrócił i rozpiął zamek swojej kurtki.
- Jak ktoś ma tu dostać hipotermii, to tylko ty – mruknął i narzucił materiał na moje odkryte ramiona i nim zdążyłam chociażby na niego spojrzeć, zniknął za ciężkimi drzwiami. Westchnęłam i poklepałam Dietharta.
- Ja wygraaaaałeeeem… Neeelaaa… Tuuuurnieej caaały!
- Wiem, Didl, wiem.
- Tata dumny. Mama dumna…
- Świnia dumna…
- Wygraaałeeeem z Ammaaanneeeem!
- Na pewno ci tego nie zapomni.
- Jaki ja jestem szczęśliwy!
- Chociaż ty.
- Trzymaj.
Morgenstern wrócił z dwiema kurtkami. Narzucił jedną na Thomasa, a drugą mniejszą wymienił za swoją. Milczał, a niezręczność sytuacji rozładowywało jedynie ciche charkanie Didla.
- Idziemy, brachu. Mam nadzieję, że skończyła ci się amunicja, bo to naprawdę są moje ulubione spodnie. – Przerzucił sobie przez szyję ramię zwycięzcy Turnieju i w końcu spojrzał na mnie. – Wracaj do środka.
- Chyba żartujesz, idę z wami.
Zacisnął usta, ale nie powiedział nic więcej, gdy wsunęłam się pod drugie ramię Didla. Wiedziałam, że robię źle, ale po prostu musiałam oddalić się od tego miejsca i jak najprędzej poczuć na sobie ciepłą kołdrę. Nawet jeśli kolejne zamknięcie oczu zmusi mnie do myślenia. Istniał tylko jeden problem, od którego dzieliło mnie niemal bezwładne ciało Dietharta.
W końcu miałam sobie odpuścić, a on wciąż pojawia się obok.
- Źle bawiłaś się z Hilde? Czy Kubacki tak koszmarnie tańczył, że zwiałaś? – Sam z siebie przerwał napiętą ciszę, spowijając ciemność ulicy unoszącą się z ust parą.
- A co? Zazdrosny?
- Błagam cię – prychnął.
- Przynajmniej jeden określił się, na czym mu zależy, a drugi z całą pewnością nie chce mieć ze mną nic wspólnego, skoro już tak bardzo cię to ciekawi.
- Ani trochę.
Nie skomentowałam, choć milczenie przy nim okropnie ciążyło. Zamiast na nim, skupiałam się na równych krokach i na tym, by nogi Didla nie wplątały się w moje. Nawet to nie pomagało.
- Zgubiłeś gdzieś po drodze swoją blond przyjaciółkę?
- A co? Zazdrosna? – zironizował.
- W życiu.
- Und alles nur, weil ich dich liebe! – zapiał rzewnie Diethart. - Und ich nicht weiss wie ich’s beweisen sooooooll!
- ZAMKNIJ SIĘ – warknęliśmy w tym samym momencie.
W zasadzie to było ostatnie, co powiedzieliśmy, nim dotarliśmy do hotelu i wciągnęliśmy Prosiaka na piąte piętro, do pokoju obu Thomasów. Morgenstern ułożył twardo śpiącego Didla na łóżku, z którego ściągnęliśmy kurtkę, buty i przesiąknięte smrodem wymiocin resztę ubrań. Nawet nie drgnął. Morgenstern opadł na drugie łóżko, więc jeszcze tylko naciągnęłam na Dietharta kołdrę i poczochrałam mu włosy. Dureń mały. Wygrał, niech teraz odpoczywa. I chyba pora zrobić to samo.
Wycofałam się do drzwi i po raz ostatni obrzuciłam ich spojrzeniem.
- Dobranoc.
Panująca w hotelu cisza sprawiała, że wciąż słyszałam w uszach dudnienie klubowej muzyki. A z nią ciągnęły się wszystkie nieprzyjemne wspomnienia tego wieczora, o których chciałam po prostu zapomnieć. Droga do pokoju dłużyła się bardziej, niż zwykle. Marzyłam tylko o jednym – łóżku. I gdy już złapałam za klamkę, na końcu korytarza otworzyły się drzwi.
- Prosiłem cię, byś trzymała się z dala od Toma.
Stał te kilkanaście metrów dalej i zaciskał pięści. Pozostało mi jedynie zaśmiać się z całkowitą rezygnacją.
- Sam popchnąłeś mnie w jego stronę.
- Nie. – Pokręcił głową i skrócił dzielący nas dystans o kilka kroków. – To ty chciałaś się na mnie odegrać, za to… Za to, że po prostu próbuję cię uchronić.
Uniosłam brwi, ze zdumieniem zdając sobie sprawę, że w jego oczach nie było tego samego gniewu i chłodu, którymi raczył mnie od kilku dni. Był taki… Normalny.
- Uchronić? Przepraszam, niby przed czym ty właśnie próbujesz mnie uchronić?
- Przed sobą.
Pokręciłam głową. Nie, to nie dzieje się naprawdę.
- Ty chyba nie jesteś poważny. – Zaśmiałam się kpiąco. – Traktujesz mnie jak ostatniego śmiecia i twierdzisz, że tym mnie chronisz? Upadłeś na głowę?
Odwrócił wzrok i wykonał ruch, jakby chciał zawrócić do swojego pokoju.
Idiotka, zatrzymałam go.
- Czego mi nie mówisz, Thomas? – Rozłożyłam ręce w akcie bezradności i wbiłam w niego zmęczone spojrzenie. – Czego ty mi, do cholery, nie mówisz?
Nie spodziewałam się odpowiedzi. Przymknął oczy, spuścił głowę, rozluźnił pięści. Milczał. Nie odezwał się słowem, więc pchnęłam drzwi i weszłam do pokoju, pozostawiając mu wolną drogę.
Niedbale rzuciłam kurtkę na fotel, po czym usiadłam na łóżku i zdjęłam buty, aby rozmasować obolałe stopy. Zegarek wskazywał kilka minut przed trzecią. Na zewnątrz panował mrok.
- Do niczego nie doszło.
Uniosłam głowę na stojącego przy balkonie Thomasa i zmrużyłam oczy.
- Z tamtą dziewczyną… Nic nie zaszło.
- Powinnam wręczyć ci medal za wstrzemięźliwość? Czy może być wdzięczna, że mi o tym w ogóle mówisz?
Przetarł twarz dłonią i cicho westchnął. Zacisnęłam palce na prześcieradle, opierając się pokusie, aby do niego podejść i objąć go z nadzieją, że mnie nie odtrąci.
- W ogóle nie powinienem tutaj przychodzić. – Pokręcił głową, wlepiając wzrok w rozciągające się za oknem Bischofshofen.
- Ale przyszedłeś. Nie wiem tylko po co, skoro od kilku dni mnie unikasz.
Westchnął.
- Naprawdę nie wiedziałem, jak inaczej zareagować. Trzymanie cię na dystans wydawało mi się najlepszym pomysłem, dopóki…
- Dopóki?
- Dopóki nie okazało się, że to jest tak cholernie trudne. – Spojrzał na mnie z wyrzutem, jakbym to ja była wszystkiemu winna. – Myślisz, że tylko ciebie męczy ta sytuacja? Nela… Nawet nie masz pojęcia jak bardzo chciałem dzisiaj po konkursie podbiec do ciebie i powiedzieć ci, że to tylko dzięki tobie.
- Dlaczego po prostu nie powiesz mi, co się stało? Co takiego powiedział Richard?
Nie odpowiedział, co już nawet mnie nie zdziwiło. Machnął głową z zaciśniętymi powiekami i zagryzioną wargą, rysującymi na jego twarzy ból. Usiadł w fotelu, chowając twarz w dłoniach.
- Jestem tchórzem. Powinienem od samego początku trzymać cię na dystans, nie zbliżać się do ciebie. Zaoszczędziłbym ci tego wszystkiego… Nie zasłużyłaś na to. Mogłem to powstrzymać w Garmisch, ale bałem się, że zostanę sam, a tylko ty mnie rozumiałaś, więc wciągnąłem cię we własne gówno. Nie wiem, co sobie myślałem, to już nawet bez znaczenia. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wciąż boję się prawdy, chociaż już nawet na to jest za późno.
Poderwałam się z miejsca i uklęknęłam tuż przed nim. Ostrożnie chwyciłam w dłonie jego twarz i uniosłam ją, aby na mnie spojrzał. Serce niesamowicie dudniło mi w piersi i rwało się w jego kierunku. Każde uderzenie wzmocnione było tęsknotą za nim, za jego dotykiem, ciepłem i łagodnym spojrzeniem.
- Nigdy nie jest za późno.
- Stracę cię.
- Nie stracisz – wyszeptałam, opierając czoło o jego. Opuszkami palców gładziłam policzki Thomasa, czułam jego drżący oddech na ustach, zaciągałam się znów jego zapachem. W kilka sekund poczułam, że go odzyskuję. – Cokolwiek się stało, poradzimy sobie. Tylko mnie nie zostawiaj i pozwól mi być obok siebie.
- Teraz tak mówisz.
- Zapomnimy o tym. Udamy, że tego nie było, ruszymy dalej. Musisz tylko uwierzyć i dać nam szansę.
- Tak będzie lepiej…
- Thomas…
- Dlaczego ty mi to utrudniasz?! – Podniósł głos i jednym ruchem odtrącił moje dłonie. Wstał i znów podszedł do okna. – Nie rozumiesz? Naprawdę nie rozumiesz, że to tylko dla twojego dobra? Uwierz mi, nie potrzebujesz kogoś takiego, jak ja. Zasługujesz na coś lepszego! O wiele, wiele lepszego!
- Nie chcę nikogo lepszego. Chcę ciebie - odpowiedziałam stanowczo i wstałam z kolan. – Tylko ciebie.
- Kornelia.
- Przestań mówić mi o tym, co dla mnie najlepsze! Ty! Chwytasz? Ty jesteś dla mnie najlepszy! Pod każdym względem! Jesteś taki sam jak ja! Uwielbiam cię tak mocno, jak cię nie znoszę! Jesteś okropny, momentami ledwo z tobą wytrzymuję  i czasem mam cię poważnie dość, ale jednocześnie sprawiasz, że właśnie taki jesteś dla mnie najlepszy! Tchórza, czy nie, nieważne! Chcę cię właśnie takiego, do cholery! – krzyknęłam, pozwalając kilku łzom wypłynąć na wierzch. Nerwowo otarłam je wierzchem dłoni i wbiłam w niego wzrok.
- Nela…
- Nie odpuszczę, słyszysz mnie? Nie odpuszczę sobie ciebie!
- Dzięki Bogu.
Chwyciłam go mocno za koszulę zupełnie tak, jakby miał zaraz rozpłynąć się w powietrzu i pozwoliłam mu wpić się w moje usta. Znów czułam go blisko siebie, znów go miałam. Całego. Mojego.
- Dobrze, że przyszedłeś na tę imprezę – wyszeptałam w jego wargi, korzystając z kilku sekund na zaczerpnięcie powietrza. – Cholernie dobrze.
- Musiałem mieć Toma na oku.
- Wiedziałam, że jesteś zazdrosny.
- ****Co zrobić… Es ist die Eifersucht, die mich auffrisst, immer dann, wenn du nicht in meiner Nahe bist – wymamrotał z ustami przytkniętymi do moich, na których ponownie zaczął składać pocałunki. Całował inaczej niż do tej pory. Z wyczuwalną tęsknotą, jakbyśmy nie widzieli się kilka lat, a jutra miało nie być.
Rozchyliłam wargi, wsunęłam dłoń w jego włosy, a drugą zacisnęłam na koszuli w miejscu, w którym biło jego serce. Nigdy nie odczuwałam takiej tęsknoty, choć minęło zaledwie kilka dni. Miałam wrażenie, że może zabraknąć nam czasu, a z drugiej strony chciałam, żeby ta chwila trwała. Żeby był już zawsze. Pragnęłam go właśnie w ten sposób. Dlatego chwyciłam jego dłoń i nakierowałam ją na swoje plecy, gdzie znajdował się zamek sukienki.
- Na pewno?
Pokiwałam głową i dla stuprocentowego potwierdzenia ucałowałam jego dolną wargę. Materiał opadł, a chwilę później jego los podzieliła jego koszula i dżinsy. Łóżko zaskrzypiało pod naszym ciężarem. Przyciągnęłam go do siebie, chcąc czuć go jak najbliżej siebie; jego ciepło i oddech, jego sunący po całym ciele dotyk, pozostawiający po sobie płonące ślady. Jego dłonie były wszędzie, w każdym miejscu, którego chciałam, aby dotknął. Wodził nimi po ramionach, brzuchu, udach i naznaczał trasy, którymi kierowały się jego wargi. Cała pod nim płonęłam, prosząc o więcej.
Leżałam pod nim kompletnie naga i nie wstydziłam się. Widział o wiele więcej niż chude, blado, zmęczone ciało. Długim, czułym pocałunkiem pozwoliłam mu na przekroczenie granicy. Wszystko działo się tak prędko. Doprowadził mnie do skrajnego szaleństwa. Zaciskałam palce na jego plecach, czując go całym swoim ciałem tak blisko, jak nigdy wcześniej. Szeptałam jego imię, sunęłam wargami po jego twarzy, wdychałam go z powietrzem. Potrzebowałam go; jego dotyku, jego silnie splecionych z moimi palców . Potrzebowałam, by całował mnie tak, że zapierało dech i tulił do siebie tak mocno, że jego ramiona stawały się najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Potrzebowałam, by zasypiał obok już zawsze. Nawet, jeśli sama nie potrafiłam zasnąć, bo byłam zbyt szczęśliwa, by zamknąć oczy. Czułam jego umiarkowany oddech i lekki zarost na ramieniu i nie potrzebowałam niczego innego. Nie odpuściłam i odzyskałam go. Już nie chcę więcej ryzykować. Potrzebuję jego, on potrzebuje mnie. To wystarczy, aby w dzień odejść z kadry i bezpiecznie być z Thomasem poza nią. Z takim postanowieniem musnęłam ustami zaciśniętą na mojej dłoń Morgensterna i przymknęłam powieki.
A gdy je otworzyłam… Było zimno, a po pokoju rozniósł się dźwięk cicho zamykanych drzwi.

* * *

wydaje mi się, że ktoś już mnie kiedyś ostrzegał
że ta bajka nie skończy się dobrze



* Die Toten Hosen to ulubiony zespół T. Morgensterna.
**A wszystko dlatego, bo cię kocham i nie wiem, jak powinienem to udowodnić.
***Chodź, pokażę ci jak wielka jest moja miłość i zabiję nas oboje.
**** To jest zazdrość, która mnie zżera, gdy nie ma cię obok mnie.


*

Udało się jeszcze w 2014, uff. Taki mały kolos ode mnie dla Was na zakończenie starego roku, który zaliczam do prawdziwie udanych. Zarówno prywatnie, jak i twórczo. Ale jeśli pozwolicie, czas podsumowań przeniesiemy na za miesiąc, gdy będziemy świętować małą rocznicę Shattered.
Rozdział? Myślałam, że go nie napiszę, dlatego nie sądziłam, że mogę być z niego choć odrobinę zadowolona. Jego pisanie było istną męczarnią, prawie się poddałam, nieomal nie rzuciłam całego opowiadania w cholerę i takie tam, dlatego ogromne podziękowania kieruję w stronę wszystkich, które mną wstrząsnęły, ustawiły do pionu i dały motywacyjnego kopa w tyłek. Dziękuję. Nie wiem już, który raz.
W Nowym Roku życzę Wam wszystkim mobilizacji i silnej woli do spełniania swoich marzeń, dużo pomyślności, szczęścia i uśmiechu. Niech każdy kolejny dzień będzie lepszy od poprzedniego, a wszystkie postanowienia zostaną zrealizowane. Bądźcie odważni, pewni siebie, nie bójcie się tupnąć noga i walczcie o swoje. :)
Ściskam Was potworniaście mocno!

Do zobaczenia za rok!

35 komentarzy:

  1. Wszystkiego lepszego Ems. Skoro blogspot stwierdził że nie ma komentowania to wrocę tu jutro, bo tego chaosu i emocji które w sobie mam po przeczytaniu nie zostawię bez komentarza. Wiem że Morgi lubi ale Der Letze Tanz a nie Die Toten Hosen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trenerski występ do Die Toten Hosen wygrał życie i mnie kupił. Ems chyba wiem dlaczego praca nad tym rozdziałem tak ciężko ci szła. Właśnie dlatego że rzucałaś w pizdu jest moim zdaniem dobrze wyczuty i bardzo dopracowany. Tak szczerże szczerze po raz pierwszy odkąd czytam poszarpanych tak mnie emocjonalnie przekotłowało. Od kochanej austriackiej radości i przypominania sobie zdziwienia na skoki Didla po głos w mojej głowie, że Hildziak wygrałeś a kończąc na woooohoa kłócącym się we mnie z jednym wielkim nareszcie kończąc na o boże teraz to się jeszcze bardziej skomplikuje. Chciałam zebrać myśli i czytając w drodze pod koniec wpadło mi Poison Alice Coopera. Rany boskie jak to pasuje do tej dwójki tchórzy. Pokazujesz nam Morgensterna z innej strony, ale według mnie w pewnym stopniu określenie tchórz pasuje do nich obu. Kornelii za to co zrobiła Dejwiemu i Sternowi bo spierdolił. Strasznie jestem ciekawa co zrobi teraz. Didl wyjący w mojej głowie Die Toten Hosen głosem Mate Kamarasa - BezCenNe ;) Ems jesteś dla mnie geniuszem i nie przyjmuje innej odpowiedzi. Deal with it.

      Usuń
    2. Właśnie. A będzie na trzy razy. Nie kapryśnego wena :)

      Usuń
  2. Boże, Nela, ty durny Korniszonie...


    Po Sylwestrze jestem tu jak najszybciej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dalej podtrzymuję to jedno zdanie z komentarza powyżej. Chyba. Tak mi sie wydaje. Jestem pewna. Nela to durny Korniszon, a ja zaraz to udowodnię. Rozdział przeczytałam jednym tchem, uwielbiam to uczucie, gdy cały czas zastanawiam sie "co będzie dalej?", a tutaj mam je niemal cały czas. Świetnie stopniujesz dawkę emocji, przez co wiem, że będę wracać tutaj do rozdziałów jeszcze wieeeele razy :)
      Taki piękny moment. Koniec turnieju, Thomas na podium, całe Austria Team się cieszy. Cieszyć powinni się razem Thomas i Nela, a tymczasem... Kupka nieszczęść po prostu. Ale przez to wszystko jest takie rzeczywiste. W życiu nigdy nie ma tak, że wszyściusieńko jest idealnie i nawet, gdy świętujemy jakiś sukces, to gdzieś z tyłu głowy coś nam cicho szepcze o czymś, o czym myśleć nie chcemy, a co jest. Tak samo było tutaj. Nela mogła się cieszyć z sukcesu Thomasa, pewnie jeszcze bardziej niż z Didla, bo w dużej mierze pomogła Morgenowi. Pomijając to, że pomogła w kwestiach fizycznych, jak na fizjoterapeutkę przystało, to pomogła mu jako człowiek ( choć brzmi to nad wyraz banalnie). Śmiem nawet twierdzić, że gdyby nie ona, to mogłoby być różnie. Z tego, jak kreujesz Thomasa, stwierdzam, że była mu potrzebna jakaś zmiana, małe odcięcie się od grupki, która wszystko o nim wiedziała. Nela z pewnością działała na niego nieco motywująco, chciał przecież pokazać, że łatwo się nie poddaje, więc i ona nie powinna. Cieszyła się więc na pewno. Że o Thomasie nie wspomnę. Tyle, że szczęście mieli nieco ograniczone. Bo nie mogli go świętować razem.
      Didl władca chlewu rozwala mnie za każdym razem, gdy się pojawia. Działa na mnie jak najlepsza komedia, po prostu od razu chichram sie jak głupia. I te cudne docinki chłopaków. Cud, miód i orzeszki po prostu <3
      Co do Toma, to mam mieszane odczucia. Z jednej strony to niby taki bad boy, co to wyrusza na łowy i chce złapać jak najwięcej sztuk, ale z drugiej... jakoś tak się uśmiechałam, jak o nim czytałam. Taki boski żigolo z Norwegii >.< Przy tym rozdziale, gdy mówił już Nelce o imprezie, to tak sie zastanawiałam, jak to się stanie, że ona z nim pójdzie. Bo przeczuwałam, że pójdzie. :D A w Kornelii ukazał się początek syndromu "byle na złość Morgensternowi". I trochę mnie dreszcze przeszły, bo tak sobie pomyślałam, że to nie jest mądre posunięcie.
      Auty to jednak genialne stworzenia są. Ten sztuczny babski tłum w postaci Neli obok Didla to czysty geniusz. Tylko oni mogli na coś takiego wpaść, a inna sprawa, że to nie podziałało. Didl to trudny przypadek jest, no. Koflero zaś... Cóż, trudno nie przyznać, że miał rację, gdy ostrzegał Kornelię.Tylko, że sprawa ma się następująco. Ostrzegając ją te kilka odcinków wcześniej, nie powiedział o co chodzi. Po prostu powiedział, że powinna być ostrożna, ale na Boga. Jak ona mogła to zrozumieć, skoro Thomas w niczym nie przypominał tego, no cóż, prawdziwego Thomasa, którego znali oni. Wzbudzał tylko i wyłącznie sympatię. I wtedy chyba napisałam jakos tak, że Kofler chce dobrze, ale robi to źle. Czy jakoś tak. Bo intencje i owszem miał dobre, ale mógł to nieco umiejętniej rozegrać. Teraz już na to trochę za późno. Jak wyobraziłam sobie Thomasa przy barze, niczym w scenie z filmu, gdzie "ona rzuca jego, a on to bardzo przeżywa i idzie się upić do baru" to zrobiło mi sie go autentycznie żal. Ponownie w ostatnim czasie. Nie radzi sobie z tym, co zrobił i kompletnie nie wie, jak to wszystko dalej rozegrać. To, jak potem wyglądała jego rozmowa z Nelą tylko to potwierdza. Woli sie skryć za głupim "odpuść" niż przyznać się do błędu. Myśli, że w ten sposób ją ochroni, a tylko coraz mocniej dobija ją do dna. Albo nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo jej na nim zależy. Wbrew temu wszystkiemu. Podczas czytania tego fragmentu miałam ochotę wytargać mu te blond kudły, dać po gębie i przytulić Nelkę. Okropny był ten jego chłód. Tylko, kurczę, nie potrafię tak do końca go przekreślić.

      Usuń
    2. Twój Thomas ma w sobie coś takiego, że jednocześnie ma się ochotę go zabić, ale i pocieszyć przez to jego zagubienie. I to bardzo mi się podoba. Że nie ma bieli i czerni, ale są i szarości. Tylko, że Nela. Matko, ile ona ma determinacji. Cholernie jej na nim zależy! Chyba nawet sama do końca o tym nie wie i łudzi się, że zapomni choć na chwilę. A widać było, że nie potrafi. Zwłaszcza w tym tańcu z Tomem. Ona wszędzie dopatruje się czegoś, co wiąże się z uszatym, sądzę, że gdyby coś potem jeszcze było, to tez porównywałaby wszystkich z Thomasem. Mimo, że stara się być na niego zła. Ufff, jakie to wszystko skomplikowane! Ale to dobrze, bo tak lubię. :D
      Ta scena z trenerkim karaoke zniszczyła mój mózg. Jak sobie ich wyobraziłam…o mamusiu! I biedny, zawstydzony Kruczek, przepraszam- Lukas. Gwiazdy estrady po prostu!
      Odetchnęłam z ulgą, gdy Nela się opanowała i odprawiła Hildełe z kwitkiem. Serio, cholernie się bałam, że ona będzie chciała jeszcze bardziej zrobić na złość Thomasowi, zupełnie się w tym gubiąc. Na szczęście rozum w porę się włączył, a łososiowy żigolo obszedł się ze smakiem. A ja mogłam być dumna z Neli, przynajmniej na chwilę.
      ” Sfazowany blender i jego przyjaciel trzepaczka.” --- Oscara za ten tekst! Oscara! I tak mi szkoda Kubackiego. Bo miał całkowitą rację. Nelka w swoim rozumku zrobiła z Thomasa ideał ( jak większość z nas tutaj na początku) i nie potrafi dopuścić do siebie myśli, że ten ideał to trochę wybrakowany jest. Że tu i ówdzie ma jakieś wady i trochę narobił głupstw w życiu. Dlatego aż się boję, co się stanie jak ona się wszystkiego dowie. Zwłaszcza, że…hmmm… wydaje mi się, że to co zrobił Thomas, ta cała sprawa z Silvią, może szczególnie zaboleć Kornelę. Sama przecież ma rozbitą rodzinę, jest zła na ojca, więc wie, jak to jest. A tymczasem Thomas…no cóż. Niech Bóg ma go w opiece.
      Zdecydowany plus dla niego za to, jak ładnie zajął się konającym Didlem. Fu. Fu. Fu. A poten znów chciał zgrywać pana „mam wszystko pod kontrolą, a zwłaszcza moją trochę niemoralną przeszłość”. Tylko, gdyby Nela nie poszła z nim do tego hotelu, nie uparła się jak osioł, to…
      Kurde.
      Gdy oni rozmawiali, to cały czas sobie szeptałam „no powiedz jej to wreszcie, idioto, miejmy to już za sobą”. A on nic. Cały czas woli bawić się w utarte frazesy, „zasługujesz na kogos lepszego” itd. Mam coraz wyraźniejsze wrażenie, że prawda wyjdzie na jaw w jakiś pokręcony sposób w tym nieszczęsnym Kulm. I boję się trochę tego.
      Wróćmy jednak do punktu wyjścia. Nela to durny Korniszon. Dlaczego? Bo teraz będzie jej jeszcze ciężej. Dam sobie łeb uciąc, że Morgen po tym zniknięciu z pokoju, będzie udawać, że nic nie było, a ją dalej traktować z dystansem. Albo wymyśli coś jeszcze głupszego. Boże, a ona już snuła plany na przyszłość. Dali się ponieść chwili, to co się stało, było nieuniknione i widoczne od dłuższego czasu. Tylko… nie teraz. Teraz tylko wszystko jeszcze bardziej pokręciło. A żadne z nich nie jest osobą, która potrafi poradzić sobie z własnym życiem, a cóż dopiero kiedy sprawy będą dotyczyć ich obojga. To co się stało połączyło ich ze sobą i nie uciekną już od siebie tak łatwo. Ani nie będą tak lekko udawać objoętności. Cholera, Emms, aleś nam tu zrobiła dramat. :D
      Czekam więc niecierpliwie na następny u wybacz, że trochę tu nagmatwałam.
      Ściskam!



      Usuń
  3. Do tej pory zbieram myśli (co prawda miałam przerwy, głównie na naukę i kwalifikacje, ale it doesn't matter). Jesteś jedną z niewielu osób (powieściopisarzy, poetów, bloggerów i tak dalej), które potrafią tak mnie roztrzaskać emocjonalnie. Zaczynając na ponownym świętowaniu radości ze zwycięstwa Didla, poprzez wspólne z Korniszonem zastanawianie się "o co, do cholery, chodzi Thomasowi?", by zaraz pomyśleć: "boże, Nela, ale ty jesteś głupia i naiwna, prawie jak ja"; potem niemalże płakałam ze śmiechu w próbach wyobrażenia sobie trenerów śpiewających Die Toten Hosen; i ostatecznie wróciło skonsternowanie, bo Morgi, bo Nela, bo razem są tacy idealni i jednocześnie pełni wad. Chcę ich razem, ale te niedomówienia, to ślepe zaufanie, które - coś czuję - wcale im nie pomoże, to wszystko... Wciąż próbuję się ogarnąć. Oddycham, wdech, wydech, w tle leci "Do I wanna know?" Arktycznych i to mi tak bardzo pasuje do nich pasuje, do tego ostatniego fragmentu, że teraz, przeczytawszy go kolejny raz, jestem wrakiem siebie (zaraz się pozbieram, keep calm).
    Co jeszcze mogę powiedzieć... Cieszę się, że dziś dodałaś rozdział, bo to idealne zakończenie dwa tysiące czternastego, chyba najlepszego roku (albo jednego z lepszych) w polskim sporcie. Na dwa tysiące piętnasty życzę ci jak najwięcej inspiracji, pomysłów i zapału, by oprócz the-shattered-ones, the-hopeless-ones (za które w końcu się muszę zabrać, moje postanowienie noworoczne!) i polish-circus powstało coś równie wspaniałego. Bo wiesz, dziękuję ci za te miesiące, za to opowiadanie - mimo wszystko lubię być roztrzaskana emocjonalnie bo to znak, że to, co czytam jest naprawdę dobre. A ty naprawdę dobrze piszesz i powie ci to każdy. Dlatego jeszcze więcej tego talentu w Nowym Roku, spełnienia wszystkich marzeń i pomyślności.
    No i cóż... Do napisania za rok, Ems! :)
    inso łamane na Adka

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże Święty, ten rozdział ponosi winę za tyle rzeczy:
    a) prawie wylałam lakier do paznokci na pościel, bo zachciało mi się jednocześnie czytać i malować, a rozdział okazał się momentami mocno za śmieszny
    b) prawie zaciapałam rzeczonym lakierem spodnie
    c) na imprezie poczułam się cudownym trenerskim trio (chociaż w sumie zrobił się potem z tego trenerski kwartet) i na karaoke nie obyło się bez piosenek Die Toten Hosen <3
    No nic, nieważne.
    Rozdział całkowicie rozłożył mnie na łopatki. Tutaj jest wszystko. Można popłakać się ze śmiechu (udusić to chyba adekwatniejsze słowo), można posmutać nad relacją Neli i Thomasa, można potańczyć z Hilde, można hiperwentylować, kiedy Nela i Thomas wreszcie pozwalają sobie na ponowne okazanie uczuć i można płakać, gdy Thomas ucieka. Ja wiem, że ostatnia scena powinna być centralnym punktem rozdziału, ale, wybacz, występ trenerów miażdży wszystko i jest prawdziwym gwoździem programu. No ja nie mam na to słów, jak możesz byc takim geniuszem, no jak ;__; Ale to nie wyrzut, broń Boże, cieszę się, że masz taki łeb i winszuje! <3
    I w ogóle pijani skoczkowie, ich rozmowy, tego nie da się skomentować. Jak Apoloniusza kocham, będę wracać do tego rozdziału przez długi czas!
    A Thomas uciekł i zamiast mniej komplikacji, mamy ich jeszcze więcej.
    Kocham ten rozdział, ojej. Chyba najlepszy z wszystkich.
    I szczęśliwego i pełnego weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz o czym myślę, od czasu przeczytania tego rozdziału, right? Tom 'może wyjdziemy?' Hilde. Nigdy więcej mi tego nie rób. Proszę. Wiem, że już mi to obiecałaś, ale wolę mieć świadków.
    Generalne love dla chłopaków i ich epitetów pod adresem Didla. Przy 'władcy chlewu' pożałowałam, że postanowiłam jeść w czasie czytania tego rozdziału. Uczmy się na błędach, więcej jeść nie będę. (w sensie, czytając Twoje dzieła, nie tak w ogóle ;D)
    Następny punkt to karaoke! Przez Ciebie nie mogę przestać słuchać Alles aus Liebe <3
    Co Ty masz w głowie, dziewcze moje drogie? ;D Jako osoba, o podobnym składzie głowy przeprowadzę teraz kampanię reklamową. Pomyśl sobie, ile by zyskał ten występ pod kątem artystycznym, gdyby trenerem u Ciebie w opowiadaniu też był Heinz? <3 zatańczyłby walca w rytm muzyki i wygrał wszystko! (musiałam!)
    Przechodząc do spraw poważnych nie podoba mi się co robi Thomas. Nic a nic. Po co robi Neli siekę z mózgu? Najpierw ma ją w dupie, potem lądują w łóżku, tylko po to żeby potem dał nogę? Dumna nie jestem. Jak Hayboecka kocham, dostanę zawału zanim Ty ich doprowadzisz znowu do porządku.
    No nic. Pójdę sobie napisać jakiś rozdział do Heinza, czy coś.
    Aaaa, no i zapraszam do Diany i małego wstręciucha Fannemela!
    Ściskam! <3
    Z.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wpadłam na bloga przypadkiem i zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia <33 ( a ja przecież w takie coś nie wierzę :DD)
    Co o rozdziale... i o całym blogu. Historia bardzo ciekawe. Wciągające. Głupi Thomas jak mógł się tak zachowywać ! ;)
    Szkoda że Nela odejdzie z pracy , ale może Thomas z resztą ekipy ja powstrzyma ? Oby ją powstrzymali ^^
    Nic dodać nic ująć. :P Rozdział super ;) Wreszcie przeżyli to (mrrr. ;D) , tylko zastanawia mnie jedno ,dlaczego Thomas rano uciekł ? Hmm ? :P
    Pozdrawiam ciepło i czekam z niecierpliwością na następny :)
    P.S Zapraszam na moje blogi ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Taką długość chciałabym dostrzegać za każdym razem, bo nawet nie wiesz ilu ludziom sprawiasz tym ogromną radość! Bez zbędnych pierdolników-przerywników. Przez Ciebie prawie pokochałam wszystkich austriaków, a to już nie wiem czy jeszcze przestępstwo, czy już czary? W każdym razie motyw z chlewem, didlem, michim i kraftem ( o shit zaczynam ich lubić ) manuelam i całą resztą jako wielką kochającą się rodziną, która jest porąbana, śmieszna, ale nieustannie wspierająca <3 Ale tutaj działy się większe rzeczy i bardziej przerażające, bo Hilde, gdzieś po drodze Kubacki i Mogenstern! ( tak wgl czy ty też masz tak, że jak już trzeba wtrącić przypadkową dziewczynę, to zawsze dajesz blondynkę? xD ) Hildziak, ty zbereźniku, na początku uwierzyłam w jego czyste intencję i dotrzymanie korneli towarzystwa, żeby nie zamulała, nie była sama, ale Morgen musiał oczywiście spitolic już i tak spitolone, a w pierwszej chwili, afekcie nela gotowa była pójść na całość z nie odmawiającym Hildziakiem! Na szzęście w porę się opamiętała i chwała jej za to. Niestety katastrofy sylwestrowej ciąg dalszy był z udziałem Kubackiego, który chyba obraził się na amen. W sumie trochę mu się nie dziwię, przez moment żałowałam, że nie powiedział o Thomasie więcej, to co wie i zastanawiam się dlaczego tego nie zrobił. Chciał jej nie krzywdzić czy wręcz przeciwnie? W każdym razie końcówka wlała trochę nadziei i chyba wszyscy na to czekaliśmy. Kiedy myślałam, że wszystko już na amen się rozłoży oni postanowili bardziej się zbliżyć. Oh i nawet Thomasa był taki słodki z tym swoim upewnianiem się, czy Nela tego chce. Musi chłopina ogarnąć dupę, bo ja teraz się od niej odwróci, przestanie odzywać i cokolwiek to już przegnie pałę chłop i zakipię go osobiście, a Hildziaka to sama osobiście już do Neli przyprowadzę, o !
    Albo Dejviego!
    W każdym razie im bardziej pogłębia się ich relacja, tym będzie trudniej, przynajmniej tak czuję :C
    Czekam na następny z niecierpliwością <3

    To jest psze państwa Mistrz, to jest psze państwa arcydzieło !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawianie Wam radości to najprzyjemniejsza rzecz na świecie, dla której jestem w stanie poświęcić naprawdę wiele! :)

      Usuń
  8. Przez Ciebie prawie spóźniłam się na autobus. A gdybym spóźniła się na autobus, to spóźniłabym się na Sylwestra! Ale dobiegłam, wsiadłam, pojechałam, także spoko. Już wróciłam i czytam jeszcze raz. A w międzyczasie był konkurs i siedząc tak i patrząc na zawody w Ga-Pa uświadomiłam sobie, że masz naprawdę wielki wpływ na moje życie:
    a) lubię Didla,
    b) kiedy patrzyłam na wyszczerz Didla, cały czas miałam przed oczami Twojego Didla i jego: "Ja wygrałem cały Turniej", haha,
    c) ja w zasadzie zaczęłam lubić Austriaków,
    d) żal mi Dejviego.

    Ale po kolei. Nie, nie po kolei. Najpierw muszę napisać co myślę. Co się wszyscy na biednego Dawida uwzięli i co? Ładnie tak? Wszyscy na Dejviego? I Ty, i Kora... No nie mogę. Jak on ma biedny skakać, jak wszyscy mu tylko dokuczają i wcale się nim nie przejmują. On chce dobrze, z sercem na dłoni i mało z siebie i z czupryny nie wyjdzie, żeby pomóc, a najprościej Dejviemu nagadać. Że zły, że buloklep, że ma spadać. No. To powiedziałam.

    Początek już wprowadził mnie w nastrój Turniejowy. To nie są moje ulubione zawody, ale tutaj naprawdę czuć ich magię. I aż się z nimi cieszyłam z tego zwycięstwa Didla. Potem Tom-Chodź-Ze-Mną-Hilde i wzrok Thomasa. Wiedziałam. Wiedziałam. Taki z niego Zimny-Dla-Twojego-Dobra-Drań, ale jak Tom się pojawił to od razu lampka się włączyła i idę pilnować. Nic, tylko po uszach dać. Ale z drugiej strony to było takie typowo męskie zagranie. Cały ten Morgi Twój jest taki realny, taki prawdziwy, że aż strach. I jak mogłam nie wierzyć ostatnio? Tak sobie pomyślałam, że kurczę -- myśmy go znali z wyobrażeń Neli, więc nic dziwnego, że się wydawał taki idealny, taki słodki, taki kochany. Teraz jak czytam, to chce się krzyczeć - Nelka, a czemu tak mu wierzysz i ufasz?

    No, ale dobra - polazł na imprezę i się "świetnie bawił" przy barze. Typowy facet. Nelka zaczęła bardzo dobrze - bo co się matołem przejmować? Przyklasnęłam jej, gdy próbowała się bawić z innymi (swoją drogą sztuczny babski tłum wprawił mnie w mega genialny humor). Potem pomyślałam, że lubię Andiego Koflera. Raz - Dejvi się z nim kumpluje, więc nie może być matołem, dwa - dobry z niego przyjaciel. Widać jego troskę o jedno i o drugie, ale nie jest nachalny ze swoimi dobrymi radami. Po prostu jest. Ale znowu mamy tego nieporadnego Didla na parkiecie i w ogóle w życiu. Znowu musiałam się zatrzymać, żeby się pośmiać.

    No a potem krzyczałam: "Nie, nie!" gdy Nelka przysiadła się do Morgiego. A gdy powiedziała, że obiecał jej zatańczyć w Villach to miałam na nią nakrzyczeć, że co ona robi? Jak matoł sam się nie przekona do zmiany zdania, to nic nie pomoże a jeszcze się źle skończy. I znowu miałam wrażenie, że daliśmy się - razem z Nelką - trochę na piękne oczy Thomasa nabrać.

    Toma-Chodź-Ze-Mną-Hilde nie będę komentować, bo jasne wszystko. Ale duży plus, że nie napisałaś typowo melodramatycznej sceny pocieszenia w jego ramionach jaka by się pojawiła w 3/4 opowiadań. Swoją drogą znów miałam ochotę nakrzyczeć na Thomasa za to "nie ze mną przyszła". Przylazł pilnować, to mógł ruszyć dupę i zareagować, a nie! Ale do Thomasa jeszcze wrócimy, bo później był Dejvi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj, aj, aj. Nelka! Temu biedakowi dostało się najbardziej, a co gorsza za niewinność. I za dobre serce. Ja rozumiem alkohol, nerwy, emocje, no ale Korniszonie! Zlituj się. Tak się nie robi. Najpierw Dawid dobry, żeby się pocieszyć, żeby się napić, żeby sobie potańczyć. A później mu nagadać! I to wyznanie Dawida. Ach. Kurczę, to jest fajny gość. Tym bardziej jeśli mu na niej naprawdę zależy tak bardziej damsko-męsko. Widać, że się o nią troszczy i że się martwi. Nie narzuca się, nie wpycha niepotrzebnie, chce pomóc. A za to wszystko dostał po łbie!

      No i wracamy do Thomasa. A raczej Thomasów 2-óch. Za tę scenę powinni Ci przyznać Oskara lub jakąś inną nagrodę prestiżową. Bo w co najmniej połowie opowiadań, skończyłoby się inaczej. Ja sama byłam pewna, że wpuściłaś Thomasa M. w maliny z jakąś tam panną, coby podkreślić jego zagubienie i żal i przyznaję ze spuszczoną głową, że Cię nie doceniłam. Szczękę miałam przy samej ziemi czytając scenkę ratowania Didla :) Raz, znów wzrosła moja miłość do Didla niedorajdy, dwa - no trochę przeszła mi złość na Thomasa M. Postanowiłam spróbować go zrozumieć. Może on serio chce dobrze, tylko mu wychodzi jak mu wychodzi? Tak, on szlachetnie postanowił się poświęcić dla dobra sprawy. I jestem pewna, że by w tym swoim męskim uporze "Lepiej ci będzie beze mnie, mała" trwał, gdyby nie zaszumiało mu w głowie od nadmiaru whisky. Jak przylazł do jej pokoju, to byłam pewna, że to się dobrze nie skończy. I przypuszczałam, że się skończy zamknięciem drzwi. Pytanie co dalej.

      Więc czekam.

      Usuń
    2. O kurczę, totalnie rozłożyłaś mnie na łopatki tym cudownym komentarzem! Ogromnie Ci za niego dziękuję!
      Ja bardzo, ale to bardzo Dejviego przepraszam i obiecuję mu, że jeszcze szczęśliwe dni dla niego nastaną. Niech się tylko w cierpliwość uzbroi i zobaczy, że i on dostanie pomyślne wiatry. :)
      Hej, AUTka są naprawdę fajne i kochane! Ale poza tym to potwornie cieszy mnie fakt, że to opowiadanie może mieć wpływ na czyjąś sympatię do Austriaków i to w tę dobrą stronę. To sympatyczne chłopaki są. Nawet Schlierenzauer już ogarnia, a to jest sukces!
      No i cóż... I Nelka i Thomas muszą się ogarnąć. Jedno ze swoim ślepym, choć uzasadnionym zaufaniem, a drugie musi po prostu odkryć karty. A co dalej? Tak, trzeba poczekać. :)
      Jeszcze raz dziękuję!

      Usuń
  9. A ja znów popełniłam tę zbrodnię czytania wyrwanej z kontekstu końcówki, przez co przechodziłam naprawdę dziwne etapy czytania całości rozdziału. Oczywiście podczas czytania tego wyrywka z łóżkową sceną nie miałam żadnych wątpliwości, że to Thomas i Nela. Spodziewałam się zatem jakiegoś wielkiego pojednania i słodkich, romantycznych scenek. Tymczasem zabrałam się za czytanie i co? (Świnia Didla) Morgi dalej zdystansowany, niemiły i tajemniczy w swoim odcięciu od Kornelii. Dobra, myślałam,jeszcze się pogodzą. Muszą, przecież ta końcowa scena tego dowodzi. Z zapartym tchem czytałam zatem dalej, miejscami wybuchając głośnym śmiechem. Władca chlewu rządzi. Innym razem mając ochotę przygrzmocić mocno Thomasowi po uszach. Ciągle jednak nie wątpiłam z tego Morgiego na końcu, aż do moment tańca z Hilde. No bo przecież na łóżkowe sceny z Morgim się wyraźnie nie zapowiadało, a tu takie pójście w tany z panem Hilde. O zgrozo, miałam ochotę teraz trzepnąć Nelkę po uszach. Jak ona może. Z Tomem?? (nie Thomem) Już prawie byłam bliska rozpaczy, ale na szczęście Hildziak zabłysnął wyczuciem taktu. No sorry, ale chyba nawet naprawdę napaloną dziewczynę (lekko się szanującą, bo niektóre to zapewne kręci taka bezpośredniość. Chodźmy do toalety i te sprawy) tekst w stylu 'Może… Może po prostu urwiemy się stąd?' by mocno ochłodził. Mnie na pewno, wolę jednak subtelniejszych facetów. Chociaż by jej spacer (do hotelu) zaproponował. W każdym razie Tom dostał kosza, a ja odetchnęłam z ulgą. Prawie... bo nagle pojawił się Dejvi i... Hildziak wróć! Nie to żebym miała coś do Dawida (to że go nie lubię, podobnie jak całej polskiej zgrai to nieistotne), po prostu on chyba jednak coś tam do Nelki ma i gdyby ona go wykorzystała, aby zapomnieć o Morgim, to normalnie byłoby mi szkoda Kubackiego. Suma sumarum i tak mi go było szkoda, bo to co mu powiedziała było po prostu wre... niemiłe. Ha, widzicie, troszczę się o Polaka. Tę scenę (bo o cały rozdział bije się zacięcie z komentarzami na temat trzody chlewnej i śpiewającymi trenerami. Jestem dziwna, wolę Ich Troje :P więc sobie wyobrażałam Pointnera wyjącego 'A wszystko to, bo ciebie kocham' głosem pana Wiśniewskiego. Tylko czerwonych włosów mu brak) jednak zdecydowanie wygrywa dialog Nelki z Dawidem. 'Że ty i on… Ten-tego.
    - Ten-tego?
    - Ten-tego-teges.'. Dejvi ile ty masz lat? Nazywaj rzeczy po imieniu.
    W każdym razie Dawidowi tez się nie poszczęściło być bohaterem ostatniej akcji, zamiast tego oberwał kubłem lodowatej wody po swojej blond głowinie i to całkiem niesłusznie, ale Kornelia potrzebowała się na kimś wyżyć i się znalazł kozioł ofiarny. Mam nadzieję, że jednak się blondas otrząśnie, wybaczy jej i ich znajomość nie zakończy się w taki sposób. Szkoda by było.
    Tymczasem Nelka wyszła przed lokal i co? I znów władca chlewu. Zalany i rzygający. Miodzio... dobrze, że nic nie jem. No ale tuż obok świniopasa Morgi. Takkkkk, ponieważ świniopas nie wchodził całkowicie w grę (fuj fuj fuj... iachhhhhh) to wróciła moja pewność, że to wszystko jednak skończy się z Morgim. Pozostało mi już tylko zacieranie łapek i czekanie na rozwój sytuacji, który wcale nie był taki klarowny i gdybym czytała po kolei, to w życiu bym nie wpadła na to, że skończą ten wieczór w łóżku. No w życiu! Przez chwilę miałam wrażenie, że Thomas zaczyna robić się nieco bardziej wylewny, że lada moment popłynął te słowa, na które tak bardzo czekamy, że wyjaśni Nelce to wszystko, co się podziało, co sprawiło, że zachowywał się jak dureń. Jednak on nic nie wyjaśnił. Zaciągnął ją do łóżka, a na koniec czmychnął jak najgorszy tchórz.
    Zabrakło mi słów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem bardzo ciekawa, jak Kornelia zareaguje na to, co się stało i jak Thomas się będzie zachowywał. Jak dalej będzie zgrywał pana 'robię o dla ciebie, lepiej nam osobno', to chyba go znajdę i palnę w ten jasny łeb.
      Może trochę miał w tym wszystkim i racji, ale powinien był trzymać ten dystans od początku, a nie najpierw namieszać dziewczynie w głowie, a później dopiero zacząć grać świętoszka. Tak wiem, łatwo powiedzieć, trudno zrobić, kiedy odnajduje się kogoś o tak pokrewnej duszy. W każdym razie Thomas może te swoje dobre chęci wsadzić d kieszeni. Już po świętach mógł, a teraz to już na pewno, bo jeśli znów ją zacznie odpychać, to będzie naprawdę podłe. No ale cóż, faceci. Większość najpierw robi, a później idą po olej do głowy. Inny taki Rysiek musi go nalać. Swoją drogą wciąż mi nie daje spokoju udział Ryszarda w tym wszystkim, ale pamiętam jak mówiłaś, że będzie kiedyś o tym, więc grzecznie poczekam.
      Tak oto, przyznaję, cały rozdział zszedł mi pod dyktando łóżkowej sceny, komentarz zresztą też. Tymczasem mieliśmy tutaj jeszcze szaleństwo z didlowej wygranej i jak zawsze wygłupy naszych młodziaków. Jak ich nie lubię, tak u Ciebie zawsze mi się japa śmieje. Nawet Didl się wydaje taki przystępny, Michi taki kochany - może on by się coś tam koło Neli zakręcił? - a Kraft, szczególnie zalany, po prostu rozkłada mnie na łopatki. Jego rozkminy 'kto to był ten Sob… Sobie… Sobieski?' i 'kom króla' :D Chyba nie da się ich nie lubić w Twoim wydaniu. Są naprawdę pocieszni i tacy mocno kontrastujący z tą poszarpaną dwójką. Uwielbiam to, że pośród tych smutnych, skłaniających do myślenia i nierzadko tajemniczych wydarzeń pojawiają się takie rozluźniacze humoru. Wyskoczy taki pokręcony Kraft, albo pijany Didl śpiewający Wiśniewskiego (po niemiecku :P).
      No i na koniec stwierdzam, że Kornelia po raz kolejny pokazała, że jest silną babką i za to ją podziwiam. Mówi to co lezy jej na sercu i nie odpuszcza, kiedy jej zależy. Często przez to obrywa, obawiam się, że znów może cierpieć przez to, że nie pozwoliła Thomasowi się odsunąć, uciec, a jednak całymi siłami dalej walczy o to, co dla niej ważne.
      Czekam zatem na to, co będzie dalej. Jak zachowa się teraz Morgi i jak Kornelia.

      Usuń

  10. No dobrze, przeczytałam rozdział jeszcze raz i na spokojnie (oczywiście ja także rzuciłam się na niego tuż przed samym wyjściem na Sylwestra), przemyślałam to i owo, i mogę wreszcie przynajmniej spróbować napisać taki komentarz, na jaki ten odcinek zasługuje.

    Ha, ha, ha. Nie miałam żadnych wątpliwości, że tak będzie! Pan szanowny Thomas zwinął żagle i celowo zranił Nelkę, bo wiedział LEPIEJ, co należy zrobić, żeby jej nie unieszczęśliwić! (Jak ja uwielbiam takie wątki, kiedy jedno z dwojga kochających się ludzi wie LEPIEJ, co dla drugiego dobre i na ołtarzu tego dobra SIĘ POŚWIĘCA!). Poświęcił się więc, a jakże, upozował na łobuza i porzucił ją. Z bólem serca i zgrzytaniem zębów. Bo to, oczywiście, wydało mu się łatwiejsze i mniej bolesne niż banalne powiedzenie prawdy i poniesienie konsekwencji. Tylko pytanie brzmi – dla kogo to rozstanie było łatwiejsze i mniej bolesne? Bo raczej nie dla zdezorientowanej dziewczyny, która zaczyna się miotać i z przerażeniem odkrywa, że rozwiązanie zagadki znają chyba wszyscy dookoła, oprócz niej. Ech, Morgi zademonstrował tu taki klasyczny brak odwagi cywilnej i postawę strusia (dodatkowo łamaną przez psa ogrodnika), że aż ręce opadają i głową chce się kiwać. Samo życie! :) No i oczywiście chłopak się przeliczył, bo za bardzo się już zaangażował, aby bez problemów i twardo wytrwać w swoim "bohaterskim" postanowieniu. Ale najgorsze, że mimo bólu i zazdrości, nadal uważał, że lepiej jest udawać i kluczyć niż powiedzieć prawdę. Łatwiej rzucać półsłówkami i rozczulać się nad sobą (ach, ach, jaki to ze mnie zimny drań!) niż przyznać się do winy i poprosić o wybaczenie. Łatwiej zwiać rankiem jak złodziej, niż na trzeźwo spojrzeć w oczy kochanej kobiecie i zobaczyć tam prawdziwego siebie. Coś mi się wydaje, że kiedy nasz drogi pan T. rano oprzytomnieje, znowu pójdzie w zaparte i stwierdził, że uległ słabości wyłącznie przez alkohol. I że ta słabość to jego kolejna wina. A Nelce oczywiście LEPIEJ będzie bez niego. Jaka szkoda, że Morgi sam nie potrafi stosować się do rad, które daje innym. No ale jak mówi przysłowie – szewc bez butów chodzi. :)
    Najsmutniejsze jest jednak to, że on się tak okropnie i przeraźliwie boi (napisałaś to tak wiarygodnie, tak realnie, tak wręcz namacalnie, że należy Ci się owacja na stojąco). Tyle że ten strach nic a nic go nie usprawiedliwia. W końcu nie ma lat szesnastu, tylko dwadzieścia siedem. Najwyższa pora dorosnąć. Bo uciekać w nieskończoność się nie da. A poza tym ucieczka, to żadne rozwiązanie. Ktoś mądry powiedział kiedyś, że swoje piekło każdy nosi w sobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nelka… Chciałabym jeszcze skupić się trochę na niej, bo przyznam się, że z ogromną fascynacją przyglądam się w jaki sposób budujesz tą postać. I najbardziej podoba mi się to, że jest dynamiczna – tzn. taka, która się zmienia i dojrzewa. Na początku opowiadania mieliśmy zranioną do żywego dziewczynkę, która uciekała, gdzie oczy poniosą, szczelnie owinięta kokonem. Oczywiście ze swoim własnym piekłem w kieszeni.
      Od tamtej pory przeszła długą drogę – także dzięki pomocy Thomasa – i teraz mamy kobietę, która dorosła i wie, czego chce. A chce Thomasa. I mam podejrzenie zahaczające o pewność, że prędzej czy później go dostanie. O tak, prawda o głupich wyskokach i nieodpowiedzialności człowieka, którego kocha na pewno ją uderzy i na jakiś czas powstrzyma, ale jej nie załamie. Bo Nelka może się miotać, może szaleć, może na oślep szukać rozwiązań, może próbować bezskutecznie pocieszyć się z innymi facetami, ale już nigdzie nie ucieknie. Ona już wie, że dla niej czas ucieczek już się skończył. Pokonała kilka swoich najgorszych demonów, więc wie, że w tej walce można zwyciężyć. Mam nadzieje, że i Thomas kiedyś się o tym przekona.
      Chciałabym też dodać, że właśnie w tym rozdziale bardzo pięknie widać jeden z Twoich największych atutów, a mianowicie umiejętność żonglowania nastrojami. Bardzo płynnie i naturalnie przechodzisz od komedii do tragedii – najlepszym tego przykładem jest scena z Dawidem. (Swoją drogą – jak ona mogła?! Tak zranić Dejviego prawie na wskroś! Zła kobieta normalnie! No i chciałabym dowiedzieć się, jak wyglądają sfazowany blender i jego przyjaciel trzepaczka? :)) A także cała epopeja pt. "Morgi i Nelka holują nawalonego Didla (też mi skrzywiłaś pogląd na niego :)), a następnie lądują w łóżku". W tym kawałku można znaleźć dosłownie wszystko – i komizm, i smutek, i uczucie totalnego zagubienia, i tęsknotę, i miłość, i pożądanie. A na końcu samotność.
      No i dialogi. Masz do nich wyjątkowo dobre ucho. Co prawda, zdarza Ci się od czasu do czasu coś przegadać, albo pojechać za patetycznie, ale to są szczegóły, które wyłapie każda redakcja – generalnie wychodzą Ci bardzo naturalnie, a liczba zabawnych i ciekawych perełek, które można by z nich wyłuskać, to po tych dwudziestu kilku odcinkach idzie już chyba w setki.
      Z innych rzeczy – lubię Twojego Koflera i kupuję Twojego Hilde (tak na marginesie – jakby nam się to nie podobało, ale w języku polskim odmieniamy nazwiska. Wszystkie! Obcobrzmiące też. :)). A karaoke trenerów mnie zabiło na śmierć! Kiedy zaś już zmartwychwstałam, zaczęłam ubolewać nad niskim poziomem wiedzy młodych Austriaków. W końcu, gdyby nie Sobieski, to pewnie do tej pory mówiliby po turecku. Nauka historii najwyraźniej leży u nich i kwiczy jak, nie przymierzając, różowi ulubieńcy Didla. :P
      Świetny rozdział! Niecierpliwie czekam na następny.
      C.

      Usuń
  11. Emms, jak ty mi dobrze robisz. Czasami jest to nie do opisania. W zasadzie, to chyba nigdy nie zostało do końca przeze mnie opisane i obawiam się, że identycznie będzie i tym razem. To jest trudne. Wyrażenie słowami tego co się czuję. Nigdy nie potrafiłam tego zrobić, ponieważ to nigdy nie będzie przecież wyglądać tak jak bym właśnie tego chciała, a to jest najważniejsze i podcina mi trochę skrzydła. Miałam tu wrócić w Nowy Rok, ale czułam, że to nie jest dobry pomysł, bo wyszłoby z tego jedno wielkie nic, chociaż czuję też, że te dwa dni nic nie zmieniły. Może poza kwalifikacjami do konkursu w Innsbrucku. Dzięki tobie mogę poczuć, że Morgi tam naprawdę jest, że towarzyszy im na każdym kroku, jest, śmieje się, wspiera ich wszystkich (i nie chodzi mi tu o przewozy Schlierenzauera i Freunda Audicą pod skocznie). W gruncie rzeczy taki Morgenstern był mi potrzeby - uwielbiam takich ludzi, a zwłaszcza facetów. Był mi potrzebny również ten turniej sprzed roku. Zawsze kiedy jakikolwiek Austriak staję na najwyższym stopniu podium moje serducho rośnie do niesamowitych rozmiarów, a twarz tak beznadziejnie bardzo się śmieje. Identycznie, a może i przede wszystkim jest tak podczas Turnieju Czterech Skoczni. Pamiętam, że na początku bardzo irytowały mnie poczynania Dietharta - młody, nieznany chłopak, który nie wiadomo skąd się wziął, nagle wygrywa konkurs Pucharu Świata, staje na podium, rywalizuję z najlepszymi. Niby to cudowne urozmaicenie dla przebiegu konkursów, ale ja nie lubię tak drastycznych zmian. Tak, dla mnie ta zmiana była drastyczna. Teraz jednak rozumiem i czuję, że to był wspaniały turniej i cieszę się, że Didl go wygrał. I tak bardzo źle mi jest, kiedy Thomas zajmuję tak odległe miejsca w zawodach. Ta impreza była stanem umysłu. Dosłownie i przenośnie. O poczynaniach zacnej trójki rozmyślałam całe popołudnie - ubierając się, kręcąc włosy, jedząc, malując się i tak dalej, i dalej. I przyznam ci się szczerze, że czekałam tylko na to aż Morgi wyjdzie, bo to oznacza niesamowity rozwój sytuacji. Przekaż Pointnerowi, że tęsknie za idiotą, okej? Jak cholera! Emms, kocham Cię! Fajnie, że dajesz się tak kochać.

    OdpowiedzUsuń
  12. Myślę i myślę, co by ci tu napisać, bo kompletnie nie mam pomysłu. Zresztą, ja rzadko kiedy mam pomysł na komentarz, a zwłaszcza u ciebie, bo to co ty tutaj robisz z czytelnikiem nie zrobił chyba nikt inny, nawet moi ulubieni pisarze. Potrafisz jednocześnie rozśmieszyć i skłonić do refleksji. Czytając komentarze innych czuję się dziwnie, bo tylko ja nie mam ochoty uszkodzić buźki Thomasa, za to co robi Kornelii. Ludzie, to przecież normalny ludzki odruch! On odsunął się od niej, bo nie chciał jej jeszcze bardziej zranić, ale pod koniec rozdziału coś mu nie wyszło. Może i z tamtą do niczego nie doszło, ale Nela nie jest tamtą Thomasie. Gołym okiem widać, że Nela jest ważniejsza.
    weny!

    OdpowiedzUsuń
  13. Zbierałam się do napisania tego komentarza od Sylwestra, gdy przeczytałam go pierwszy raz jadąc pociągiem, z jakimiś ludźmi w przedziale, przez co musiałam hamować moje naturalne odruchy, które pojawiały się podczas czytania powyższego. Może to nawet lepiej, bo przeczytałam ten rozdział jeszcze ze trzy razy i za każdym razem wyciągałam z niego coś jeszcze. Postaram się to składnie sklecić w tym oto komentarzu, ale nie będzie to proste.
    Po pierwsze: nie jestem wielką fanką teamu Austrii, ale jednocześnie nie jestem ich wrogiem, są mi raczej obojętni z tendencją plusową (Boże, co ja piszę...), ale ty przedstawiasz ich tak, że po prostu nie da się ich nie lubić :) Nieogarniający Diethart, wyjący "We are the Champions" Kraft to mistrzowie początku tego rozdziału. Ubawiłam się, nie powiem. Powiedzmy sobie szczerze, czułam, że tak miło i zabawnie nie będzie, nie po poprzednim rozdziale. Strasznie mi żal Korniszona, ona jest taka biedna, zagubiona i zapatrzona w Morgensterna jak w obrazek, co przynosi jej więcej szkody niż pożytku, na ten moment. Staram się zrozumieć Thomasa, że próbuje ją chronić na swój własny, pokręcony sposób, ale nie wychodzi mu to za dobrze. Próbuje trzymać ją na dystans, swoim aroganckim zachowaniem chce ją chyba do siebie zniechęcić, a tymczasem, gdy tylko widzi ją z Hilde (naprawdę Kornelia, naprawdę?!) prawie wychodzi z siebie, co stara się nieudolnie ukryć. Natomiast ona, żeby zagłuszyć ten ból byłaby w stanie zrobić wszystko, nawet zabalować z Tomem, dobrze jednak, że w porę poszła po rozum do głowy. Thomas natomiast zachowuje się trochę jak dziecko - niby go nie obchodzi, co robi i z kim, ale wyrzuty o Hilde i Dawida to robi. Nie ulega wątpliwości, że Nela świata poza Thomasem nie widzi, ale przerażające jest to, że nie słucha nikogo - ani Koflera, ani Kubackiego, a jeszcze bardziej się w to zagłębia. Boję się, że to, że poszli ze sobą do łóżka, skończy się totalną katastrofą i będzie jeszcze gorzej, przez co będzie jeszcze bardziej cierpiała. Występ trenerów sprawił, że niemal popłakałam się ze śmiechu, wyobrażając sobie tą scenę i chłopaków duszących się ze śmiechu. Mistrzostwo. Później jednak nie było już tak miło i wesoło i wszystko odbiło się na Dawidzie. I za co? Za to, że chciał jej pomóc? Nelka wkurza się na każde ostrzeżenie przed Thomasem, nie chcąc dopuścić do siebie tego, że oni mogą mieć rację. To, jak nawtykała Dawidowi, z pewnością poszło mu w pięty i w tę jego blond czuprynę. Nie dziwię mu się, że poczuł się urażony, bo naprawdę przesadziła. To był zdecydowanie cios poniżej pasa. W nerwach mówi się różne rzeczy, ale czegoś takiego nigdy nie chciałabym usłyszeć. Drugą sprawą jest to, że Dejviemu chyba zależy na Kornelii nie do końca w przyjacielski sposób i pewnie boli go to, że mimo tego wszystkiego, ona nadal lgnie do Morgena i zrobiłaby wszystko, żeby tylko jaśnie Pan zwrócił na nią uwagę. I pomyśleć, że cała końcówka nie wydarzyłaby się, gdyby Diethart się nie nawalił jak szpak i nie potrzebował pomocy. To pewnie sprawka Sobieskiego :) Korniszon robi wszystko po swojemu, brnie wbrew ostrzeżeniom, zupełnie jakby Thomas miał jakiś magnes, którym by ją do siebie przyciągał. Naprawdę, czuję, że z tej ich wspólnej nocy wynikną jeszcze większe problemy i jeszcze większe cierpienia. Dziwi mnie tylko to, że nikt nie chce jej powiedzieć wprost, o co chodzi. Skoro już silą się na jakieś ostrzeżenia, to mógłby jej ktoś w końcu powiedzieć prawdę, która przecież, prędzej czy później, i tak wyjdzie na jaw. A czym później, tym gorzej. A poza tym, czy ona nie używa Internetu? Nie musiałaby się za bardzo wysilać, żeby poznać historię Thomasa, którą tak bardzo wszyscy przed nią ukrywają. Może ona zwyczajnie tej prawdy się boi? Patrząc na jej stan, jestem skłonna stwierdzić, że ona by w to nie uwierzyła...

    OdpowiedzUsuń
  14. Cholera, kobieto. Dlaczego nie odkryłam tego bloga rok temu.
    Po całonocnym zmaganiu się z wifi, które rozłączyło się w najgorszym momencie i ni chuj nie chciało wrócić, dziś doczytuje wszystkie rozdziały.
    I wiesz co?
    Pewnie jesteś hetero
    ale wyjdź za mnie
    tak ładnie proszę
    i twórz takie cuda obok mnie już zawsze
    Mam wrażenie, że zaraz gałki oczne mi się wypalą. Twoja wina, Twoja wina, Twoja bardzo wielka wina, że nie mogłam się oderwać. To najlepszy fanfick ze sportowcem jaki kiedykolwiek powstał. A teraz gdy już ochłonęłam, wyznałam CI miłość itd, przejdę do samego rozdziału.
    Cieszę się, że między Nelą a Tomem nic nie zaszło! Uf. Czekam od 20 rozdziałów, aż Kornelia i Morgi w końcu się ze sobą prześpią i muszę przyznać, że wstawiłaś ten fragment w najlepszym możliwym miejscu. Pozwól, że zawyję DEEEEEEEEEEEEEEEEJVI. Dejvi, Dejvi, Dejvi. Ja tu krzyczę o więcej Dejviego, a tu zonk. Śmiercionośne spojrzenia. Kobieto, dlaczego mi to robisz, proszę Cię. Co do zachowania Morgiego to zachowuje się jak typowy facet po depresji, który płacze, że na nią nie zasługuje. No do porzygu z takimi. Czy kryje się za tym coś więcej? Nie mam bladego pojęcia, ale mam nadzieję, że tak bo obiecuję, że teleportuję się do tego opowiadania i kopnę go w dupę. Będe go prześladować i kopać w tyłek dopóki się nie opanuje i nie będzie się zachowywał jak mężczyzna.
    "Było zimno, a po pokoju rozniósł się dźwięk cicho zamykanych drzwi."
    Asdfghjkl. Nie torturuj i daj kolejny rozdział. Proszę?

    Tak przy okazji nie mogę się oderwać od "Alles aus Liebe". Dlaczego ja słucham niemieckiej muzyki? Kobieto, nie znam Cię a zrobiłaś ze mną takie rzeczy w ciągu tej nocy, że ho!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie jestem hetero, ale co mi tam, możemy się hajtać! Ja gotuję, Ty sprzątasz. :D
      Chyba zacznę sobie zapisywać każdą osobę, która mi napisała, że przeze mnie nie może odgonić od siebie "Alles aus Liebe". Ale co zrobić, jak piosenka taka dobra i do potupania? :D

      Dzięki, dzięki, dzięęęęki za komentarz, przez który nie mogę przestać zacieszać do ekranu! Okropniaście mi miło. <3

      Usuń
    2. Ems, ta piosenka jest okropnie złaa, no ale ja wolę wujka Lindemana ;)

      Usuń
    3. Nie jest zła, jest superhiperwyczesana w kosmos! Spytaj Pointnera, Schustera i Stoeckla!

      Usuń
    4. Ona jest po niemiecku! A my jej słuchamy non stop!

      Usuń
    5. Szczerze mówiąc... o to mi właśnie chodziło. :D

      Usuń
    6. To jakiś problem, że słuchamy piosenek po niemiecku? Okej nie słucham ale przyswajam tekst ;) Wchodzi lepiej niż liberetto Elisabeth :)

      Usuń
  15. O matko. Zakochałam się. Zakochałam się totalnie w tej historii. Totalnie mnie wciągnęła. Siedziałam i czytałam na lekcjach ryzykując życiem i telefonem, zarwałam noc i kilka sprawdzianów, ale wiesz co? Warto było. Sprawiłaś, że w jednym momencie od łez wywołanych śmiechem, mogłam przejść do tych spowodowanych smutkiem. Ludzie w szkole mieli mnie dość, przeżywałam jak głupia każde zdanie, słowo. Opowiadałam im wszystko, skakałam przez pół szkolnego korytarza po pocałunku Korneli i Thomasa. To naprawdę niesamowite co potrafisz zrobić z uczuciami człowieka, uwielbiam Cię za to i chyba będę to powtarzać do końca życia. :D
    Najlepsze jest to, że chciałam użyć losów głównych bohaterów jako argument na wypracowaniu z polskiego, ale jednak nie, przebiłoby wszystkie wypracowania i czułabym się z tym dziwnie. :D
    Aż nie wiem co tu napisać jeszcze, zabrakło mi słów. Możesz uznać to za sukces, bo jestem poootwoorną gadułą. :D
    Pozdrawiam i dużooooo weny życzę. ♥

    OdpowiedzUsuń
  16. Nominuj i bądź nominowany/a!
    Z racji tego, że Twoje opowiadanie znajduje się na spisie opowiadań o skoczkach narciarskich, ma możliwość zakwalifikowania się do pierwszej serii konkursu na Opowiadanie Roku 2014!
    Poproś swoich czytelników o nominację i sama nominuj swoje ulubione opowiadanie!
    Więcej: http://skijumpinglover.blogspot.com/p/opowiadanie-roku.html

    Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za spam

    OdpowiedzUsuń
  17. o, kurczaki. chyba powinnam na kolanach dziękować osobie, która podesłała mi to opowiadanie, bo wielbię je całym sercem. wielbię twojego Korniszona, wielbię po stokroć, a i twojego Thomasa. myślę, że w twoim opowiadaniu znalazłam odzwierciedlenie pewnej średnio przyjemnej sytuacji i dlatego stało mi się ono natychmiast tak bliskie.
    cholera.
    od trzech dni tutaj siedzę, z zapartym tchem chłonąc Nelkowo-Thomasową dziwną miłość i tylko jednego od początku się bałam - że mi się rozdziały skończą.
    nie jestem w stanie zliczyć, ile razy wyłam ze śmiechu, ani ile razy targało mną wzruszenie (a przecież jestem z mat-fizu, powinnam umieć!). czegoś takiego po prostu jeszcze nie czytałam.
    a Thomas to taki mój bohater. heros dziecięcych lat i czasów, kiedy "LEĆ, ADAM, LEĆ" pojawiało się na moich ustach znacznie częściej niż "CHCĘ PIZZĘ". okej, powinnam się chyba hamować i nie ujawniać tak od razu swojej żarłocznej natury, ale co zrobić.
    jestem ci wdzięczna. za tę miłość. za tę historię. za tę Nelkę i za tego Thomasa. no i za Didla. też. bardzo.
    pisz mi, pisz mi ciągle, pisz mi jak najwięcej!
    PS dodajesz tutaj idealne piosenki. każda jedna ma w sobie jakąś cząstkę perfekcji. dziękuję.
    dziękuję po stokroć za wszystko.
    ostrzegam, że będę tutaj powracać!
    Z.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja Tobie dziękuję. Bardzo, bardzo mocno. W bardzo dobrym momencie przywróciłaś mi wiarę w to opowiadanie. Także masz u mnie pizzę!
      Takie ostrzeżenia to ja lubię. ;)

      Usuń
  18. Boże, Die Toten Hosen, Morgi jak źle.

    OdpowiedzUsuń
  19. O matulu, matuleńko.
    Zacznę od tyłu.
    DLACZEGO ON DO CHOLERY ZNOWU ZWIAŁ?
    co to ma być, tutaj składamy Nelkę do kupy, a jak ona chce sie odziedziczyć tym samym, to spieprzamy kaj pieprz rośnie. Tu sie puknij Thomas.
    A miało być tak pięknie... Kwitnące kwiatki i śpiewające ptaszki, meh.
    I jeszcze Kornela tak nieładnie powiedziała Dawidkowi. Wszyscy ją od tego Thomasa odstraszają, nawet on sam, ale nikt nie chce powiedzieć dlaczego. Thoams z kolei zabrania jej kontaktów z Tomem, ale to wiadomo, że tom to podrywacz i kropka.
    Śpiewające fortepiany. znaczy się, trenerzy XD
    I chichrający się Kamil, śmieszki z tych skakajców, nie ma co.
    (znowu wciepy na Klimka...? :<)
    eeech. Przeczytałabym jeszcze jeden, ale oczy mi się zamykają.
    Bom ciekawa co dalej, bo mnie ten Morgi iryci teraz jak nie wiem.
    Dobra. Tyle.
    Buziaki, E_A :>

    OdpowiedzUsuń