sobota, 22 listopada 2014

20. You and me against the world.


*

nikt nie widzi, nikt nie wie
jesteśmy sekretem, który nie może wyjść na jaw
tak to jest, tak to działa
daleko od innych, blisko siebie nawzajem

* * *

- Dziękuję.
Przymknęłam powieki, wciąż czując ciepło jego warg na swoich. Chciałam coś powiedzieć, cokolwiek, ale bałam się. Bałam się, że jakiekolwiek słowo może tak po prostu zmieść tę chwilę i zepsuć jej wspomnienie. Nieco drżącymi palcami dotknęłam spoczywającej na mojej szyi dłoni Thomasa i lekko wygięłam usta w uśmiechu.
- I przepraszam.
Drgnęłam niespokojnie, gdy tak nagle się odsunął. Pierwszy odruch paniki nakazał mi przytrzymanie jego ręki. Nie chciałam aby mnie puszczał. Już nie. Wbiłam w niego stanowcze spojrzenie, podczas gdy w jego oczach tliła się niepewność i strach. Ten sam, który wciąż starał się ukrywać.
- Nie powinienem… MY nie powinniśmy.
Zacisnął szczęki i popatrzył na mnie swoimi pociemniałymi oczami, od których usilnie starałam się nie odwracać wzroku. Splotłam nasze palce ze sobą i ponownie zmniejszyłam dystans między nami. Nawet, jeśli ktoś zaraz mógł wejść do domku – w tamtej chwili miałam to gdzieś. Najważniejszy był on.
- Ja też się boję. – Niepewnie dotknęłam jego policzka. Nie odsunął się, a jego spojrzenie złagodniało. – Ale to jest dobry strach.
- Nela…
- Wiem, to czyste wariactwo. – Wysiliłam się na blady, pokrzepiający uśmiech i przesunęłam kciukiem po jego rozgrzanej skórze. – Ale warte tego wszystkiego.
- Nie masz pojęcia, w co próbujesz się wpakować.
- Nieważne. – Pokręciłam głową, a on zbliżył się o krok, po raz kolejny owiewając mnie swoim zapachem. – Wystarczy mi tylko fakt, że pakuję się w to z tobą.
- I to jest w tym wszystkim najgorsze. – Westchnął, choć kąciki jego ust drgnęły ku górze. Trochę niespokojnie ponownie przywarł ustami do moich, przytrzymując je przy nich i mrucząc w nie tak cicho, jakby nie chciał, aby ktokolwiek go usłyszał. – Jestem przerażony.
- Ja też. Andi stoi w oknie.

* * *

Spadałam, spadałam… i spadłam. Drgnęłam pod wpływem nagłego spięcia mięśnia i obudziłam się. Autobus właśnie wykonał ostry zakręt, chybocząc się na bok i przywołując do gardła całkowity brak jakiegokolwiek śniadania. Przytknęłam dłoń do ust i zacisnęłam mocniej powieki, czując rozsadzający ból głowy. Fatalne samopoczucie rozłożyło mnie na kanapie, odbierając siły na chociażby otworzenie oczu, nie wspominając już o podniesieniu się.
W skrócie: umierałam. A chłopaki zdawali się mieć z tego niezłą rozrywkę.
- Patrzcie, jak słodko śpi!
Gdzieś nad głową zabrzęczał mi rozanielony głos Gregora. Dosłownie parę sekund później rozległo się krótkie pstryknięcie i nawet zamknięte oczy nie uratowały mnie przed fleszem. Zdobyłam się na ciche stęknięcie i naciągnęłam na nos materiał jednej z siedmiu kurtek, którymi mnie obrzucili.
- Dobra, który odważny ją obudzi?
Pytanie Michiego zawisło w powietrzu bez odpowiedzi. Dopiero po kilku chwilach Didl zaproponował, aby ciągnęli słomki. Pomysł został odrzucony. Nie mieli słomek.
- A może w ogóle jej nie budźmy? – spytał w zamian.
- Jasne, zostawmy ją tutaj. Niech śpi, dopóki wieczorem nie obudzi się sama, zamknięta w autobusie na pustym parkingu i niech potem pourywa nam wszystkim głowy – sarknął Stefan. – Puknij ty się w łeb.
- Jak aniołek! – A Greg dalej swoje. Na litość boską, połaskotał mnie po policzku! – I uśmiecha się przez sen!
- Bez urazy, Schlieri, ale założę się, że właśnie cię w nim zamordowała – roześmiał się Wolf.
- A weź spierdalaj!
Koniec tego dobrego. Bardzo niechętnie rozkleiłam powieki i uniosłam głowę, obrzucając zaspanym spojrzeniem kolejno Gregora, Wolfganga, Michiego, Stefana i Didla. Stali nade mną jak te kołki i jakby odetchnęli, że sama się obudziłam. Skrzywiłam się, czując jak czaszka chyba pęka mi na pół i odrzuciłam grubą warstwę kurtek, po czym usiadłam, chowając głowę w ramionach.
- Jesteśmy już w Innsbrucku? – wymamrotałam do Wolfiego, gdy usiadł obok.
- Dojeżdżamy. Te czubki chciały cię tu zostawić, wyobrażasz sobie?
- Chyba nic mnie już nie zdziwi…
- Jestem madafaka Michael Jackson!
Michi chyba postanowił wyprowadzić mnie z błędu. Chwycił się dwóch foteli w momencie, w którym autobus zaczął hamować i zaczął lecieć do przodu. Omal nie zarył nosem o podłogę, ku wielkiemu rozczarowaniu Stefana.
- Nie. Jesteś tylko Michael Hayböck, tępa strzała ze słabością do makaronu.
- Mów, co chcesz, ale fajne dziewczyny nie dają swoich telefonów tępym strzałom.
- Po co ci jej telefon? Nie wystarczyło wziąć tylko numer?
Raz, dwa, trzy, cztery. Rozległy się cztery plaśnięcia, których Didl kompletnie nie zrozumiał. Popatrzył na chłopaków ze zdezorientowaniem i burknął ciche „ale o co wam chodzi?”.
- Przemilczę – mruknął Michi, po czym przeniósł pełne wyższości spojrzenie na Stefana. – Pamiętasz tę pannę z lodowiska, którą prawie rozjechałem?
- Tę od teorii noworocznego pocałunku?
- Teoria przekształciła się w praktykę, to po pierwsze. A po drugie… - Hayböck zamachał w powietrzu komórką. – Dała mi swój telefon.
- Hej, taki sam jak twój!
- Czy Didlowi świnia mózg wyżarła?
- Michi, jesteś pewien, że nie przyprawiłeś tej biednej dziewczyny o wstrząs mózgu? – spytał Gregor, za co prawie oberwał poduszką. – Z ciekawości pytam! Nieźle zaryła!
- Bujajcie się, frajerzy. Zoe to śliczna, mądra, wygadana dziewczyna, a intelektem przebija wszystkich was razem wziętych, o!
Gdzieś w połowie tej gadki głowa opadła mi na ramię Loitzla, a oczy znów przymknęły. I było całkiem miło i wygodnie, dopóki pojazd przestał się trząść, a Diess krzyknął, że jesteśmy na miejscu.
- Nela, dzieciaku, nie śpij. – Wolfi zaśmiał mi się do ucha i wysunął spod mojego rudego łba. Uśmiechnęłam się blado i uniosłam spojrzenie, natrafiając nim na przechodzącego obok Koflera. Niepewnie kiwnął do mnie głową i nim wyskoczył z autobusu, puścił oko. – Co ty będziesz w nocy robić, co?
Wzruszyłam lekko ramionami i pokierowana przeczuciem, obróciłam głowę w bok. Wystarczyło jedno spojrzenie, jeden tajemniczy uśmiech…
- Nie mam pojęcia.

* * *

w świetle dziennym, gdy świeci słońce
późną nocą, gdy księżyc oślepia
na oczach wszystkich
jak gwiazdy w ukryciu
ty i ja spalamy się

* * *

Stał tam. Kilkanaście metrów dalej, oparty o drzewo, z rękoma wciśniętymi w kieszenie. W bladym świetle latarni dostrzegałam błąkający się po jego ustach uśmiech, a z każdą, zmniejszającą dystans między nami chwilą, coraz wyraźniej widziałam jego roześmiane spojrzenie, które w końcu otuliło moją twarz. Bez zastanowienia chwyciłam wyciągniętą w moją stronę rękę. Gdy tylko splótł nasze palce ze sobą, poczułam rozchodzące się ciepło, wolno emanujące z jego dłoni, ogrzewające całe moje ciało.
- Gdzie idziemy?
- Niespodzianka.
- Mam się bać?
Uśmiechnął się łobuzersko i pokręcił głową.
- Wystarczy, że mi ufasz.
Tak, to rzeczywiście wystarczyło, abym bez zastanowienia ruszyła za nim i pozwoliła mu się poprowadzić. Trzymał mnie blisko siebie, gdy przechodziliśmy przez ulicę i gdy wstępowaliśmy na wąską, brukowaną ścieżkę, która prowadziła przez mały lasek. Był blisko przez całą drogę. Uwielbiam to. Uwielbiam, gdy trzyma moją rękę, gdy spogląda na mnie ukradkowo i delikatnie się uśmiecha. Uwielbiała czuć go przy sobie. To taka chora, narastająca zależność od drugiej osoby, która powiększa się z każdą, spędzoną wspólnie chwilą.
Irracjonalnie potrzebuję, aby był obok przez cały czas.
Nawet, jeśli to, co robiliśmy jest totalnie zabronione przez regulamin.
- Okej, jesteśmy prawie na miejscu.
- Prawie?
- A no prawie – mruknął, unosząc wzrok gdzieś wysoko i kiwając głową w tamtym kierunku. Niewiele z tego rozumiejąc powoli podążyłam za jego spojrzeniem.
- Żartujesz sobie?
 Bergisel. Ogromna, wspaniała, robiąca wrażenie Bergisel tak nagle wyrosła za nieodległą granicą lasku. Skromnie oświetlona, ale piękna. I jasne, prezentowała się cudownie, gdyby nie facjata Morgensterna, która nagle przysłoniła mi jej widok i malujący się na niej zawadiacki uśmiech.
- Ty nie żartujesz.
- Coś kiedyś mówiłaś o lęku wysokości?
Nim zdążyłam otworzyć usta i nazwać go idiotą, zaśmiał się i pociągnął mnie za rękę. Oszalał! Znowu! I powtarzałam mu to przez cały czas - od momentu, w którym dotarliśmy do niewielkiego uskoku, za którym znajdował się prowadzący prosto pod bramy całego kompleksu chodnik, aż do samego wejścia. A on tylko się śmiał i przytakiwał i w tym wszystkim cały czas był tym Thomasem, któremu miałam ochotę skopać tyłek, za samo to, że jest taki… No właśnie taki. Że jest Thomasem, po prostu.
- To niby mnie boli głowa, ale to chyba tobie coś ciężkiego spadło na łeb – warknęłam, gdy zbliżyliśmy się do budki ochroniarskiej. Tylko się zaśmiał i zapukał w okienko, w którym pojawiła się brodata głowa stróża. No i już, po wycieczce, zaraz popuka się w czoło i każe nam spadać do domu…
- Cześć, Alf!
- Morgi, brachu!
Albo i nie. Niskiego wzrostu mężczyzna wyskoczył ze swojej budki i już po chwili klepał Thomasa po plecach. Uniosłam brwi, przyglądając się im i powoli przyswajając myśl, że już po mnie.
- Miło cię widzieć.
- Ciebie też, chłopaku. I to w jednym kawałku! Żeś nieźle zarył w tym Titisee, już myślałem, że cię u nas nie zobaczę!
- Ta-daam, a jednak. Słuchaj, Alf, jest taka sprawa… - Morgenstern zniżył konspiracyjnie głos i nie spuszczając wzroku ze swojego znajomego, machnął głową w moim kierunku. Alf, chyba dopiero wtedy mnie zauważył i przez chwilę przeskakiwał spojrzeniem po naszej dwójce. Aż w końcu uśmiechnął się pociesznie.
- Ohoho, wiem, o co chodzi. – Mrugnął porozumiewawczo na Thomasa i przepraszając nas na moment, schował się do budki, z której po chwili doszły nas strzępki rozmowy. Nie mogłam nie wykorzystać tego, aby nie trzepnąć blondasa w ramię. Gdy obrócił się do mnie, posłałam mu ponaglające spojrzenie, domagając się jakichś wyjaśnień. Wielce zdziwiony uniósł brwi, nie rozumiejąc, o co całe to zamieszanie, więc kiwnęłam głową na budkę. Wzruszył ramionami i nim zdołałam wykrzywić się w niezadowoleniu, rozległ się dźwięk otwieranej automatycznie bramy. – Załatwione. Tylko wiecie… nikomu ani słowa.
- Jasna sprawa. Dzięki, jesteś wielki. Chodź! – I nim zdążyłam cokolwiek dopowiedzieć, pociągnął mnie za rękę. W ostatniej chwili uśmiechnęłam się do machającego nam na odchodne Alfa i pobiegłam za Thomasem.
- Ech, dzieciaki…
- Morgenstern! – Zdusiłam krzyk, próbując dorównać mu tempa, gdy szybkim krokiem kierował się w stronę wieży. Nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Warczałam, tupałam, machałam rękoma z niezadowolenia, a ten nic. Tylko się durnowato ze mnie śmiał.  – Żadnego zwalczania lęków, słyszysz? Zapomnij! Wybij sobie z głowy, że tam wjadę, po moim trupie! – Dalej nic, ciągnie mnie paskud jeden. – Thomas! Nigdy w życiu nie…
Aha, czyli taki teraz ma sposób na uciszenie mnie? Nie powiem, bardzo miły i przyjemny, ale jednak wolałabym, żeby… A pieprzyć to, co bym wolała. Uwięziona między ścianą a jego ustami, zacisnęłam palce na thomasowej kurtce i lekko rozchyliłam wargi, pozwalając mu na pogłębienie pocałunku.
- Milcz, kobieto, psujesz mi moment – wymamrotał po chwili z ustami wciąż przy moich, po czym poczułam, jak sięga ręką gdzieś w okolicach mojego łokcia. I już odwracałam głowę, aby spojrzeć w tamtą stronę, gdy po raz kolejny na przeszkodzie stanęły mi jego wargi. Mówiłam coś kiedyś o wykorzystywaniu moich słabości, prawda? Cholera, chyba mogę to polubić. – Co my najlepszego wyprawiamy?
Zaśmiałam się, gdy na chwilę oderwał swoje usta od moich, a jego desperacki, ale drgający ze śmiechu głos przeciął ciszę. Stanęłam na palcach, po raz kolejny sięgając jego rozciągniętych w uśmiechu warg.
- Całujemy się pod skocznią.
- Rekreacyjnie?
- Możemy też przyjąć wersję, że próbujemy się ogrzać. Wiesz, trzeba ratować organizmy przed wychłodzeniem w takich warunkach.
- Okej, no to całujmy się dalej.
Westchnęłam, zarzucając ramiona na jego szyję i tak najzwyczajniej pozwalając mu na wszystko. Nawet na całkowite przejęcie kontroli nad moim umysłem, który szalał pod wpływem jego zapachu, ciepła, dotyku, całego jego. Nie przeszkadzało mi to. Ani piekące od uśmiechu policzki, ani bolące palce u stóp, na które wciąż musiałam się wspinać, ani dudniące w klatce piersiowej serce, ani to całkowite poczucie lekkości i bezpieczeństwa, które we mnie wyzwalał.
- Gdyby to Pointner widział – mruknęłam, między jednym a drugim pocałunkiem. – Tragedia.
Mruknął coś twierdząco, dalej chroniąc nas przed drastycznym spadkiem temperatury. A potem usłyszałam za plecami charakterystyczny dla wind DING! i nim się zorientowałam, Thomas naciągnął mi czapkę na pół twarzy i jednym sprawnym ruchem przerzucił sobie przez ramię.
- Czego Alex nie widzi, to go nie zaboli. To co? Na samą górę?
Halo, porwał mnie degenerat! Piszczałam i wrzeszczałam, ale gdy podsunęłam czapę do góry, drzwi dosunęły się do końca, a dźwig poderwał do góry. I po jabłkach…
- Morgenstern, jak Boga kocham, zabiję cię! – Niemocno, bo niemocno, ale huknęłam go pięścią w plecy i zaczęłam wierzgać nogami. – Puszczaj mnie, paskudzie uszaty! Dawno nie miałeś oka podbitego?
- No i wracamy do punktu wyjścia – westchnął i postawił mnie na ziemi. Od razu złapałam się przymocowanej do jednej ze ścian poręczy i czując lekko drgający pod nogami grunt, odwróciłam głowę od rozciągającej się za szybą tyrolskiej panoramy. Jak na złość musiałam patrzeć na Thomasa. – Hej, jeszcze dwie minuty temu…
- Dwie minuty temu byliśmy na dole! Na stabilnym gruncie!
- I oprócz tego nic się nie zmieniło.
- Ciśnienie się zmienia, a jak mi ciśnienie rośnie, to bywam nieprzyjemna.
- I bez ciśnienia ci się zdarza…
- Słucham?! – krzyknęłam, aż odskoczył ze śmiechem. A potem krzyknęłam drugi raz, bo spojrzałam w dół i spłynęłam zimnym potem. – Nienawidzę cię… - wymamrotałam prosto w jego klatkę piersiową i przycisnęłam do niej czoło.
- Ja ciebie też nie znoszę. – Zaśmiał się, gładząc mnie uspokajająco po plecach. Zamknęłam oczy i walczyłam z nienaturalnie głębokim i przyspieszonym oddechem, starając się skupić całą siłę woli na odepchnięciu strachu. To tylko ponad sto metrów nad ziemią. Wszystko tutaj jest zabezpieczone. Jestem z Thomasem. O, właśnie. A jak jestem z nim, to chyba nic złego się nie stanie, nie?
- To mówisz, że jaki ta skocznia ma rozmiar?
- Sto trzydzieści metrów.
Jęknęłam i przełknęłam rosnącą w gardle gulę.
- W porównaniu do Letalnicy czy Vikersundbakken to maleństwo.
- Kontynuuj, a ja pójdę się wyrzygać.
- Ty rzeczywiście psujesz mi moment, wiesz?
Spojrzałam na niego i wykrzywiłam usta. Dosłownie sekundę później rozległo się to samo dignięcie i winda się zatrzymała. Wdech i wydech.
- Jestem tutaj. Obiecuję, że nic ci się ze mną nie stanie.
Spojrzałam na jego pogodną twarz oraz wygięte w pokrzepiającym uśmiechu usta i skinęłam w potwierdzeniu głową. Nie, że się nie boję. Tylko boję się trochę mniej, bo jest ze mną. Kurczowo chwyciłam się jego ręki i weszłam pierwsza do pomieszczenia, w którym zazwyczaj skoczkowie oczekują na swoją kolej. Rozejrzałam się po rozstawionych krzesłach i przygotowanych na jutrzejszy trening listach startowych, a także kolorowych plakatach reklamujących skoki, konkursy w Innsbrucku i austriacką drużynę. Uśmiechałam się, dostrzegając na nich Thomasa, a potem patrzyłam, jak stoi obok, trzyma moją rękę i z rozbawieniem przygląda się mojemu zainteresowaniu zdjęciami.
- Jeśli chodzi o tę potworę Bergisel, to dała się zdobyć tylko raz. – Opuszkiem palca dotknął jednej fotografii, na której stał na podium między Małyszem a Hilde. Całość podpisana została datą 3 stycznia 2011 roku. Uśmiechnął się sam do siebie, nie odrywając spojrzenia od zdjęcia. – Taa, to był dobry sezon.
- Ten jeszcze się nie skończył. – Przypomniałam, opierając podbródek na jego ramieniu. – Udało ci się w Garmisch. Tutaj też może. I w Bischofshofen. Potem trochę sobie polatasz w Tauplitz, a później…
- Pojedziemy do Polski?
Powoli podniosłam na niego spojrzenie. Wiedziałam, co chciał powiedzieć, albo raczej o co chciał zapytać. A ja wiedziałam, co odpowiedzieć.
- Pojedziemy do Polski. – Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową. Odwzajemnił grymas, ukazując tak lubiane przeze mnie delikatne zmarszczki na policzkach i złożył na moich ustach szybki pocałunek.
- A teraz chodź ze mną.
Jakbym przez cały czas nie robiła niczego innego! Poszłam za nim, bo nie miałam wyboru i dlatego, że chciałam. Czułam, że to jego podekscytowanie jakoś dziwnie podejrzane jest i śmierdzi na kilometr. Wyszliśmy na zewnątrz wyjściem, którym skoczkowie mogą udać się tylko w jedno miejsce.
- Belka – rzuciłam jakże odkrywczo. Thomas przytaknął i ucieszony niczym pięciolatek w wigilię puścił mnie i popruł schodkami w stronę wątpliwego bezpieczeństwa kłody. Już pomijam, że widok z góry, choć piękny zawrócił mi w głowie na tyle, że usiadłam na najwyższym schodku i skupiłam wzrok na Morgensternie, byleby nie widzieć tego, co działo się za nim. – Chcesz siedzieć na belce?
- Chcę siedzieć na belce z tobą.
Ładny tekst. I może serduszko lekko mi zakołatało pod żebrami, ale nie na tyle, abym miała nagle posadzić swoje dwadzieścia cztery lata na byle kawałku drewna, metalu, czy czegokolwiek, z czego było to zrobione.
- Nie, dziękuję, tutaj też mam ładne widoki.
- No chodź na belkę.
- Belką to cię chyba siostra w kołysce biła. Zapomnij! – Skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej i całą swoją godnością próbowałam przytrzymać się zimnego schodka. – Thooomas, ja nie chcęęęę! – załkałam, gdy już pociągnął mnie na dół. Obrzuciłam go płaczliwym spojrzeniem, gdy tak zupełnie swobodnie wsunął się na belkę i poklepał miejsce obok siebie. – Spadnę.
- Nie spadniesz.
- Spadnę.
- A co ja ci obiecałem? – spytał, spoglądając na mnie spod uniesionych brwi. Nieco niepewnie zerknęłam na jego wyciągniętą rękę i obiecując sobie w duchu, że ostatni raz to on wybiera miejsce schadzki, chwyciłam ją. – No i już, siedzisz.
- Czemu ty mi to robisz…
- Bo chcę, abyś spojrzała na świat z mojej perspektywy – wyjaśnił, sięgając dłonią do mojego podbródka i delikatnie go uniósł, tym samym naprowadzając moje spojrzenie na rozciągające się przed nami miasto. – Spójrz. Pięknie, co?
- Pięknie. I przerażająco.
- Bo wysoko. Ale poza tym, to widoki zacne.
- To ten słynny cmentarz? – Machnęłam ręką na wprost. Przytaknął. – Masakra. Siedzisz na górze, sto trzydzieści metrów ponad ziemią, musisz skoczyć, mając świadomość, że zawsze coś się może stać i co widzisz? Cmentarz. Super.
- Masz bardzo pesymistyczny punkt widzenia. – Skrzywił się i pokręcił głową. – Wiesz jaki jest mój? Siedzę tutaj i myślę o tym, że muszę oddać dobry skok. Wyobrażam sobie, jak daleko chcę skoczyć i jedyne, co widzę to morze czerwono-białych flag oraz ludzi, wśród których jest moja rodzina i przyjaciele. Oprócz świadomości, że muszę dobrze skoczyć jest też ta, że oni tam na mnie czekają. Całego i zdrowego. Ewentualnie zwyciężającego konkurs – dodał z uśmiechem. – Jasne, boję się. Za każdym razem, nieważne, na której skoczni, gdy siedzę na belce i spoglądam w dół czuję strach. Zwłaszcza teraz, po tym upadku… Ale to mija, wiesz? Gdy już się odbiję i przez tych kilka chwil unoszę się w powietrzu… To jest najlepsze uczucie na świecie. Przebija je tylko każda chwila spędzona z Lilly.
Uśmiechnęłam się, gdy obrócił głowę w moją stronę z lekkim zawstydzeniem, jakby to wynurzenie nagle go skrępowało. Nie powinno.
- Dziękuję, że podzieliłeś się tym ze mną.
Rozpromieniony wyraz wrócił na jego twarz i wygiął kąciki ust do góry. Zapadła cisza, przerywana przez odgłosy wieczornego Innsbrucka. Tyle razy byłam w tym mieście, ale nigdy nie miałam okazji spojrzeć na nie z tej perspektywy. Objęłam je nieco niepewnym spojrzeniem i westchnęłam. W głowie odbijała się myśl, że gdzieś tam na dole jest mój tata. W końcu to tutaj wyniósł się już prawie dziesięć lat temu, zostawiając mnie w Polsce i tym samym, tak przynajmniej czasem czuję, zapominając, że jest moim ojcem. Będziesz zbyt zajęta łyżwami… Jak mogłabym kiedykolwiek być zbyt zajęta łyżwami, aby zapomnieć o własnym tacie? Jak? To on był i cały czas jest zbyt zajęty układaniem sobie życia bez mamy, że zapomniał o mnie. Zamiast być obok, on tylko od czasu do czasu pojawia się, gdy czegoś potrzebuje. I to wszystko.
- Hej, wszystko gra? Odpłynęłaś mi.
Uśmiechnęłam się przepraszająco i ułożyłam głowę na ramieniu Thomasa. Przymknęłam powieki, wdychając jego zapach i nieco się uspokajając. Jakkolwiek źle by nie było… Przynajmniej mam jego.
- Rozmawiałem z Andim - zaczął niepewnie i na chwilę zamilkł, więc cichym pomrukiem poprosiłam, aby kontynuował. – Twierdzi, że nic nie widział, nic nie słyszał i kazał dać sobie spokój.
- Nikomu nie powie?
- To Andreas. Twoja tajemnica staje się jego tajemnicą. Pytanie tylko…
- Jak długo to potrwa?
Przytaknął i potarł dłonią moje ramię. Jak dobrze by nie było, zawsze pojawi się jakiś problem. A problemy trzeba rozwiązywać. Nieważne z jakimi konsekwencjami.
- Jestem tylko fizjoterapeutką… - Podniosłam głowę i spojrzałam na Thomasa. – Mniej wartą, niż ty i to, co jeszcze możesz wyskakać.
- Nela…
- Kiedy będzie trzeba, odejdę. Aż tak mi na tym nie zależy, a ty… A ty jesteś Morgenstern. Jeszcze masz tu trochę do zrobienia.
- Jesteś powalona.
Wzruszyłam ramionami z bezradności, na co popatrzył na mnie z pomieszanym z ulgą rozczuleniem. Odgarnął kosmyk włosów z mojego policzka i wsunął go z powrotem pod czapkę, a na samym końcu posłał mi blady uśmiech.
- I właśnie to uwielbiam w tobie najbardziej.
To chyba najlepsza rzecz, jaką facet, mężczyzna! kiedykolwiek mi powiedział. I chrzanić tę okropną wysokość i skostniałe palce, moglibyśmy siedzieć tam do jutrzejszego treningu. Ale wtedy wszystko by się wydało i mój altruizm szlag jasny by trafił, więc po godzinie opuściliśmy Bergisel. Musiało być koło dwudziestej pierwszej, gdy z powrotem znaleźliśmy się na tyłach hotelu i puściliśmy swoje dłonie.
- Jeszcze jedno! – Na wpół krzyknął, nim udał się w swoją stronę. – Wróć ze mną jutro na Bergisel. Podczas treningu chcę, abyś to ty była ze mną na górze.
- Zobaczą nas…
- Jak pomagasz mi ze sprzętem, a nie jak mnie obmacujesz!
- Nie obmacuję cię!
- Aha, jak zjeżdżaliśmy windą złapałaś mnie za tyłek…
- Bo się prawie zacięła i się wystraszyłam!
Wywrócił oczami i posłał mi wyczekujące spojrzenie. No wariat, no!
- A Herbert?
- Zostaw mi go. To jak?
- Dobra. Aleś zdurniał całkiem.
- Przez ciebie.
- Idź już!
- No idę! Idę! – I już zrobił dwa kroki, ale cofnął się, po raz ostatni mnie pocałował, po czym kopnięty w zadek w podskokach poleciał na tyły hotelu.
I weź z takim żyj…
Zamroczona, aczkolwiek cholernie szczęśliwa, ruszyłam w stronę głównego wejścia do hotelu. Gdzieś z tyłu głowy Pharrell śpiewał mi, że jest happy, więc cicho mu wtórowałam, próbując przestać się tak durnowato uśmiechać. Nic z tego, czego efektem było kilka odwzajemnionych uśmiechów w lobby. Kiwnęłam głową do szczerzącego zęby Fannemela i przywołałam windę.
Naprawdę mi odbiło. Tak poważnie i niezaprzeczalnie. I, cholera, naprawdę dobrze się z tym czuję! Uśmiecham się, nie czuję zmęczenia, gwiżdżę pod nosem, chociaż kompletnie nie potrafię gwizdać. Jest… fajnie. Po prostu fajnie.
A dosłownie trzy sekundy później okazało się, że może być jeszcze lepiej.
- Cześć, Korniszonie.
- DEJVI!

* * *

- Kleju się nawąchałaś, czy to na mój widok? – Dawid rzucił mi podejrzliwe spojrzenie zza przymrużonych oczu. – Bo wyglądasz, jakbyś przez cały dzień chodziła z wieszakiem w ustach.
- Naprawdę cieszę się, że cię widzę! – Prawie krzyknęłam i dla potwierdzenia kopnęłam go pod stołem. Chyba nie był do końca przekonany, bo nawet mi nie oddał, tylko z pretensjonalnym „eeeeej!” wydął dolną wargę i skrzyżował ramiona. – Dejvi…
- No co?
- Tęskniłam za tobą!
To go trochę rozweseliło, chociaż z całych sił próbował powstrzymać cisnący się na usta uśmiech. Zatem szturchnęłam go raz i drugi, uśmiechając się najpiękniej, jak tylko potrafiłam, więc w końcu zaśmiał się tak całkowicie po dawidowemu.
- Dobra, dobra, ty mnie tu nie czaruj, bo mi na sms-y nie odpisywałaś. – Nagle spoważniał, a w jego głosie zabrzmiała nutka rozczarowania. Dawid wtopił się w kanapę i przez chwilę w ciszy mieszał rurką w soku, by w końcu podnieść na mnie dość smutne spojrzenie i westchnąć. – Ja tobie ‘wesołych świąt’, a ty… A ty nic.
I mam za swoje. W środku błagałam go, aby przestał patrzeć na mnie z takim żalem, ale jedyne, co mogłam w tej sytuacji to zacisnąć usta, aby nie poprosić go o to na głos. W końcu miał rację.
- Tak, wiem i biorę to na klatę.
- Nie musisz. Po prostu powiedz, co się stało. – Pochylił się nad stołem, zrównując poziom naszych twarzy i posłał mi ciepłe spojrzenie. – No chyba, że to jakaś tajemnica.
Popatrzyłam na niego dość niepewnie, czując napierające na mnie wątpliwości. Co mogłam mu powiedzieć? Że zamknęłam się w domu Morgensterna i tam, odcinając się od wszystkiego i wszystkich, próbowałam poukładać kilka spraw na nowo? O, a tak po drodze, nawiązałam jakąś dziwną, ale jakże bliską relację z samym Thomasem? Czułam, że to na pewno nie to, co Dawid chciałby usłyszeć. Ani to, co ja sama chciałam mu powiedzieć.
- Nie. To po prostu… Ja sama nie wiem, jak to wytłumaczyć. Tak dużo się ostatnio dzieje i chyba ledwo za tym nadążam, wiesz? Musiałam na chwilę się wyłączyć, odpocząć… Ale teraz jestem tutaj i patrz, ty też tu jesteś… Czy możemy wrócić do tego, co było w Titisee? – Uśmiechnęłam się niemrawo z nadzieją, że zaraz pokiwa głową, przystanie na moją propozycję i puścimy w niepamięć tę krótką przerwę. Ale on nieznośnie milczał. – Dejvi, naprawdę przepraszam. Nie unikałam cię, ja po prostu… Przepraszam.
- Masz szczęście, że z nikim tak dobrze mi się nie hejtuje Murańki jak z tobą. Inaczej musiałbym rozważać separację i na pocieszenie zaprzyjaźnić się z Kocurem. 
Prawie rzuciłam mu się na szyję ponad stołem. Zaśmiał się, na co wyszczerzyłam całe swoje uzębienie.
- Jakaś taka szczęśliwa jesteś – stwierdził nagle, przekrzywiając zabawnie głowę i przyglądając mi się. – Zupełnie inna niż w Niemczech.
- Już ci mówiłam…
- To nie to. Promieniujesz, koleżanko, jakby ci endorfiny w tyłek wstrzelili. Jeszcze chwila i chyba mi stąd odlecisz.
- Za to tobie zmęczenie uderza do tej anielskiej główki, bo majaczysz.
- Aha, jasne. Ja wiem, że jak mnie zobaczyłaś, to cię zamotało z euforii, ale nie wmówisz mi, że to wszystko… - Tu zmierzył mnie ręką od góry do dołu i pokręcił głową. - … to moja zasługa, bo, hej, nie dotrzymałem naszej umowy.
Zmarszczyłam czoło, przez chwilę patrząc na niego z niezrozumieniem. Westchnął, znowu, i wywrócił oczami.
- Miałem dobrze skakać. Czy dobrze skakałem? Nie. Wylądowałem w Planicy z dzieciarnią Matei na treningach i z Titusem w jednym pokoju.
- Och, co u Krzysia?
- Korniszon, ja o ważnych sprawach mówię, więc proszę, nie wyjeżdżaj mi tu z Krzysiem, bo mi w głowie wciąż echem odbija się jego chrapanie. Chodzi o to, że dałem ciała. Znowu. Mimo, że obiecałem i tobie i sobie i Łukaszowi i chłopakom, że już będzie dobrze. Czy jest dobrze? Nie!
- No teraz to poleciałeś… - Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową, kompletnie niewzruszona jego monologiem. Plus nie dowiedziałam się, co u Krzysia. – Oglądałam cię w Engelbergu. I wiesz co, łosiu? Ani przez chwilę nie pomyślałam, że nie dotrzymałeś umowy. Bo walczyłeś, bo super skakałeś… I byłam z ciebie cholernie dumna! Dalej jestem, więc uszy do góry, nie maż się i pokaż, jaki to Dejvi jest mega skoczek.
Doprawdy wyrabiam się w stawianiu Kubackiego na nogi. Chyba zacznę zapisywać w kalendarzyku każdy dzień, w którym Dawid rośnie o kilka centymetrów i bardziej w siebie wierzy.
- No i pokażę.
- Pokaż!
- Jeszcze zobaczą!
- Pewnie!
- I nie będzie mi Klimek miejsca do Soczi zajmował!
- Nie będzie!
Zmotywowała się maruda jedna i prawie udusiła mnie w swoich ramionach, gdy rozchodziliśmy się do swoich pokojów. Nareszcie. Teraz, kiedy Dawid już dojechał, w końcu czuję, że wszystko powoli zaczyna być na swoim miejscu.
- Hej, a ty? – zapytał, gdy już trzymałam dłoń na klamce.
- Ja?
- Twoja część umowy. Nie robisz żadnych głupot?
Głupot? Nie. Chyba nie. Chociaż nie, chwileczkę. Robię. Ale tylko jedną i wiesz, Dejvi, chyba nieszkodliwą dla nikogo. Bo ta głupota nie może mieć złych konsekwencji. To właśnie ona jest powodem, dla którego cały czas się uśmiecham. Dzięki niej chyba zaczynam być szczęśliwa, wiesz? A czy bycie szczęśliwą, można nazwać głupotą? W porządku, można. Ale to dobra głupota. Tylko nikt nie musi o niej wiedzieć…
- Nie, Dejvi. Przecież ci obiecałam.

* * *

mój azyl jest w twoich ramionach
gdy świat nakłada ciężkie brzemiona
mogę to ścierpieć po tysiąc razy
na twoim ramieniu mogę sięgnąć końca nieba

* * *

Jego Uszata Mość wymyślił sobie moją pomoc podczas treningu. Niech się uczy, na czym to polega, skoro ma tu z nami zostać. Powinna wiedzieć, jak radzić sobie ze sprzętem. Jasne, a Pointner, choć z początku nie chciał o tym słyszeć, w końcu się zgodził. I co mi z tego przyszło? Zadanie domowe przed snem – nauczyć się obsługi magicznej krótkofalówki. Niby nic trudnego, ale mój umysł jest kompletnie atechnologiczny. W swoim życiu zepsułam zbyt wiele odtwarzaczy mp3, by nie wiedzieć, jak skończy się historia tej cegły, w której jutro miał siedzieć Alex.
Parę przycisków, dwie lampki… Tylko która była od czego? Herbert mi to tłumaczył, ale zazwyczaj 90% z tego, co ten człowiek mówi, do mnie najzwyczajniej nie trafia. Dobra, to chyba będzie tak, jak na ulicy. Zielone – włączam. Czerwone – wyłączam. Chwila…
- A żółte to do czego? – mruknęłam do siebie. I nim cisnęłam to zło w elektronicznej postaci o ścianę, ktoś zapukał do drzwi. Nawciskałam coś, co miało być wyłącznikiem, odłożyłam parszywe urządzenie na szafkę i zwlokłam się z łóżka.
Mogłam się domyślić, że gdy uchylę drzwi, ujrzę w nich Morgensterna. Opartego nonszalancko o futrynę, uśmiechniętego… w piżamie.
- Cześć… Homer. – Uniosłam brwi, wlepiając w ogóle niezaskoczone spojrzenie w Simpsona na koszulce Thomasa. – Gratuluję, teraz mam ochotę na pączka.
- Nie, żeby coś, ale trochę ciągnie mi po nogach.
Nim zdążyłam przewrócić oczami, wślizgnął się do środka. Ze zdumieniem patrzyłam, jak przez chwilę rozgląda się po pokoju, jakby wcześniej w nim nie był, po czym najzwyczajniej w świecie walnął się na moje łóżko.
- Mogę wiedzieć, co robisz?
- Sprawdzam, czy masz wygodnie.
Och, okej, to mnie uspokoił. Zatrzasnęłam drzwi i stając nad nim, skrzyżowałam ramiona, domagając się jakiegoś małego wyjaśnienia. W końcu jest prawie północ, wszyscy już powinni dawno spać, a on tak po prostu przyszedł i zaczął wygrzewać mi łóżko.
- Właśnie miałam iść pod prysznic.
- Chcesz, żebym ci pomógł? – spytał z rozbrajającym, łobuzerskim uśmieszkiem, który tylko na sekundę zmiękczył mi nogi. Szybko przybrałam stanowczą pozycję i spojrzałam na niego z góry.
- Chcę, abyś wrócił do siebie, zanim Didl zacznie się zastanawiać, gdzie jesteś.
- Didl już dawno śpi.
- Ty też powinieneś.
- Ale mi się nie chce. – Wzruszył ramionami i dźgnął mnie palcem w udo. – Mogę u ciebie posiedzieć?
Machnęłam ręką i zamknęłam się w łazience. Idiota. Zamiast zachować wszelkie środki ostrożności, przyłazi sobie do mnie w środku nocy i, Boże, jak ja uwielbiam, gdy on stoi w drzwiach mojego pokoju!
Wskoczyłam w kraciaste spodnie i koszulkę z Mercurym, robiącymi za piżamę, rozpuściłam lekko wilgotne włosy i odkluczyłam się. Dalej leżał na łóżku, z rękoma pod głową i przymkniętymi oczami. Przekonana, że zasnął, na palcach skradłam się do drzwi i zgasiłam duże światło, zostawiając włączoną jedynie lampkę nocną. Podłączyłam telefon do ładowania, zasunęłam zasłony i w końcu stanęłam nad nim, kompletnie nie wiedząc, w którą stronę paskuda przesunąć, żeby zrobić sobie miejsce.
A spał jak aniołek.
- Czuję maliny?
Diabeł wcielony, jak ja go nienawidzę! Przecież ja zawału kiedyś dostanę, jak mi tak dalej będzie robił! Albo zabiję się, gdy znów z całej siły przywalę w ścianę i tak się od niej odbiję, że wyląduję na tyłku.
- Złaź! Natychmiast!
Inaczej jak siłą się go nie pozbędę. Próbowałam wszystkich sposobów, które bawiły go co raz bardziej i bardziej. Ciągnęłam za jedną i za drugą nogę i nic. Według pierwotnych zamierzeń miał wylądować na ziemi. Wyszło tyle, że to ja wylądowałam na nim. A przy okazji dostał kolanem po żebrach i chyba przez dziesięć minut go ratowałam, bo trafiłam w jeszcze niezagojonego siniaka.
- Już mnie nie boli.
- Przecież widzę.
- No dobra, boli, ale już nie tak bardzo.
Spojrzałam na niego nieufnie, mając na ustach tysięczne „przepraszam”. Uśmiechnął się blado, więc opuściłam jego koszulkę i fuknęłam powietrzem z nosa.
- Sam się o to prosiłeś.
Wcisnęłam się na końcówkę materaca i obrażona położyłam się do niego tyłem. Na nic zdały się jego próby obrócenia mnie w jego stronę i proszenie, żebym się nie złościła.
Co za młot.
- Nela, no przestań… - Zaśmiał się i w końcu przetoczył mnie na plecy. Posłałam mu groźne spojrzenie, które skontrował ze swoim rozbawionym. Naprawdę miałam ochotę go udusić. Widząc, że nic nie zdziała, westchnął. – Mam sobie iść?
I tak. I nie. Zacisnęłam usta, marszcząc czoło i przez chwilę wpatrując się w niego – nieco zmęczonego, ze zwichrzonymi włosami, z poczuciem winy na twarzy.
- Za dziesięć minut.
Ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej i przymknęłam oczy, wsłuchując się w bijące pod moim policzkiem jego serce. Zsynchronizowałam swój oddech z jego i powoli uspokajałam się, czując ogarniającą mnie senność. Czułam, wędrujące po moich włosach palce i obejmujące mnie szczelniej ramiona.
- Cieszę się, że jest ktoś taki jak ty – wymamrotałam, czując nic innego jak spokój i pewność, że wreszcie jestem w odpowiednim miejscu. – Tylko ty tak naprawdę mnie rozumiesz. Tylko ty wiesz, jak to jest, nagle stracić wszystko i potem odbudowywać to kawałek po kawałku.
Uśmiechnęłam się pod nosem, czując, jak przyciska usta do czubka mojej głowy. Wtuliłam się mocniej w jego ciało, ciesząc się nim jeszcze przez tych kilka chwil.
- W jakiś dziwny sposób wydaje mi się, że czekałam na ciebie całe życie.

* * *

moglibyśmy stworzyć wszechświat właśnie tutaj
cały świat mógłby zniknąć
nawet bym nie zauważyła
nie przejmowałabym się tym
po prostu potrzebuję ciebie obok

*

NIESPODZIANKA!
Witam Was w nowym sezonie! Tak, wiem, rozdział miał pojawić się po konkursie indywidualnym, ale już nie mogłam wytrzymać i po raz kolejny moją silną wolę szlag jasny trafił. Wracam z kolejnym tasiemcem (ja już tego nie kontroluję, oni żyją swoim życiem) i powiem jedno: nigdy więcej takich przerw. Zamiast nabrać sił, wypadłam z rytmu i kompletnie nie wiedziałam, jak się zabrać za pisanie, zwłaszcza takiego cukierkowego rozdziału. Komuś wiaderko?
A tak właściwie… Czy ktoś tutaj jeszcze został? Czy skapitulowaliście z czekaniem? :D
Okej, nie będę dzisiaj dużo gadać. Powiem tylko tyle, że jakaś pusta ta belka w tym sezonie będzie bez tego Złamasa. Ale ogólnie to bez zmian – dalej latamy po przekątnej, dalej żujemy wkładki, dalej hejtujemy Waltera.
Dzięki, że czekaliście. Teraz już bez przerw – baaaaardzo powoli obieramy drogę w dół.

PS. Zoe, jest tak, jak obiecałam. :*
PS2. Niezmiennie zapraszam do Anssiego - KLIK. Wiem, to trochę inny klimat, ale wydaje mi się, że na ponure jesienne wieczory jak znalazł.
PS3. Jestem porąbana i za dużo myślę o przyszłości. No ale... Zajrzyjcie jeszcze TUTAJ.
PS4. I wszystkie razem: DEJVIIIIIII!

16 komentarzy:

  1. Wrócę tu później. Sama rozumiesz, "Ja chcę Finów na podium. Anssi mnie słyszy?".

    OdpowiedzUsuń
  2. Tadam! Jestem!
    Mój komentarz będzie bez ładu i składu! Lojalnie uprzedzam.
    Oh, oh, jakaż jestem zaskoczona i zaszczycona, że nazwałaś 'koleżankę' Hayboecka Zoe ^^ Nie spodziewałam się tego w ogóle, ale łza się w oku zakręciła!
    Didl i jego świnia <3 to mnie chyba nigdy nie przestanie śmieszyć ;D z tego co wiem, to Ciebie też ;D myśle, że powinnyśmy założyć bloga o Didlu, dałybyśmy taki upust naszym pomysłom, że głowa mała ;D
    Jestem absolutnie zachwycona sytuacją między Nelą i Thomasem i nie, nie potrzebuję wiaderka ;D
    Jest fajnie, należy im się trochę spokoju, bo jak znam Ciebie to za chwile trzepniesz im taką tragedie, że się biedaki nie pozbierają przez najbliższe 18 rozdziałów ;D
    Więc od razu zapowiadam: będę protestować jak ich rozdzielisz, z jakiegokolwiek powodu! I tu i Tobie prywatnie ;D
    Bardzo popieram fakt, że nie podobają Ci się dłuższe przerwy, MI TEŻ NIE!
    Wynotowane z dzisiejszego konkursu:
    - Mieliśmy chyba najdziwniejszy skład ever!
    - Kim były małe dziewczynki, które czarowały pana Kasai?
    - Widziałam Waltera, jestem na dzisiaj spełniona!
    - Wellinga dziwnie wygląda w kasku Milki
    - Rysio Piątek ma bardzo ładnie zarysowaną szczękę (tak wiem, dziwne to)
    - Michi... oh wait! Ty wiesz co Michi ;D

    Do zoba na gmailu! ;D

    Zoe

    OdpowiedzUsuń
  3. podoba mi się taki początek sezonu, chociaż Polacy zostali w pierwszej serii, a Austriacy daleko na ósmej pozycji. i halo, czemu na belce nie było Gwiazdy? będę za nim tęsknić, mocno, mocno.
    na szczęście jest tutaj, poprawiłaś mi dzień. wszystko ładnie, pięknie. "Masakra. Siedzisz na górze, sto trzydzieści metrów ponad ziemią, musisz skoczyć, mając świadomość, że zawsze coś się może stać i co widzisz? Cmentarz. Super." wygrało cały rozdział, było nawet lepsze od przekomarzania się chłopaków w autokarze. czuję się rozłożona na łopatki całym fragmentem na skoczni, rozmową, ich zachowaniem, mistrzostwo!
    niepokoi mnie krótkofalówka i mam nadzieję, że - "Nawciskałam coś, co miało być wyłącznikiem" - to rzeczywiście był wyłącznik.

    OdpowiedzUsuń
  4. Odkryłam ten rozdział w przerwie między seriami. Nie ma lepszego momentu na dodawanie rozdziałów, nie? :P Reklamy sobie leciały, potem Teleexpress a ja czytałam i czytałam. Nawet nie wiem czy był Polo w przerwie. No a potem musiałam przerwać w pół zdania, bo się zaczęła impreza. Bez naszych chłopaków, no ale co zrobisz. Skały nie zjesz, jak mówi klasyk.

    Swoją drogą, ciekawe czy bukmacherzy przyjmują zakłady co do składu drużyn. Jeśli tak, a ktoś by trafił z naszą reprezentacją, to byłby chyba bogaty do końca życia. Ale co? Ale co? STEFEK dał radę. Tego się bałam, że wrócą koszmary i wyląduje na buli i wróci do dzieciaków Matei. A tu Stefek dał radę, wcześniej Piotrek błysnął, a i tak mała katastrofa.

    Deeeeeeeeeeejvi, to wcale nie jest śmieszne.
    Deejvi, no weź.
    Obiecałeś.

    No nic. Skały nie zjesz, nic nie zrobisz. Trzeba zbierać dupę w troki i walczyć dalej. Odbijemy sobie te 0,1 pkt. Tak jakoś czuję. A Dejvi też jeszcze odrobi te wszystkie punkty zawalone, co do jednego.

    W każdym razie - tak, tak! Wszystko wróciło! Wszystko po staremu. Jest Walter z krótkofalówką. Jest Noriaki-Najstarszy-Ze-Startujących-Zawodników-Kasai. Jest wysoki Gregor D. Jest szalony Simon A. Jest małolat Andi. I nawet uśmiechnięty Severin F.

    Ale nie. Jednak się sporo zmieniło. Morgiego nie ma. Alexa nie ma. Kaarela Nurmsalu nie ma.

    A Mistrz też długo każe na siebie czekać.
    Ale Mistrzowi wolno.

    Ale w każdym razie wróciłam i dokończyłam czytać. I ach, akurat był u Ciebie Dejvi !!! Ja mam trochę przekręcony jego obraz - ze względów wiadomych - dlatego z przyjemnością czekam Twojego Dawida. Mogłabym czytać i czytać. Ale dobra, przeczytałam trzeci raz i dalej. Super. Jej, jej, jej.

    Jakże dobrze, że wróciłaś.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwaga, będzie telegraficzny skrót, b zaraz wybywam, ale jestem jak na kręcona, więc muszę :D
    Scena pierwsza - awwwwwwwwwww, a później parsknęłam śmiechem. No bo niesamowicie podobało mi się to, jak Nelka postanowiła przemówić temu tchórzliwemu barankowi do rozumu. Chociaż w sumie się nie dziwię Thomasowi, że boi się nawet bardziej od Neli. W końcu on wie to, czego ona biedna wciąż nie wie. Ona myśli, że to szaleństwo, on wie, że to szaleństwo i plotki. Plotki, która mogą ich zniszczyć, zgnębić i przywołać to, co wciąż siedzi zamiecione pod dywan. Co nie zmienia faktu, że kochana była ta scena i prawie się zacukierkowałam, a tu nagle bum: 'Andi stoi w oknie', a ja w ryk na pół domu. Kofi podglądacz :D Nieładnie! Nu, nu.
    Scena druga - gdzieś po trzecim parsknięciu śmiechem, postanowiłam,, że bezpiecznej będzie odstawić Red Bulla na stolik, bo się to może źle skończyć. Niestety po chwili się zapomniałam, odruchowo po niego sięgnęłam, upiłam łyczek, jednocześnie natrafiając na didlowe: 'Po co ci jej telefon? Nie wystarczyło wziąć tylko numer?'. Nie mam red bulla i muszę się wykąpać! Dobrze, że przy 'Didl, czy tobie świnia mózg wyżarła?' nic już w ustach nie miałam (ups, złe wyrażenie, gdzies w podświadomości wciąż króluje mi Wanki... ale ciiiii) w każdym razie dobrze, że już nic nie piłam, bo ryknęłam bardziej, niż przy tym wcześniejszym tekście.
    Zapiszcie to sobie w pamiętnikach, bo to wiekopomna chwila jest: UWIELBIAM TYCH BARANÓW! Nawet Gregor jest tutaj co najmniej słodki. Szczególnie z tym łaskotaniem po policzku. Choć na miejscy Nelki jednak porządnie bym ten policzek wyszorowała. W końcu to Gregor. Fe! Co nie zmienia faktu, że słodki był.
    No i to zakończenie (sceny. Czytam i komentuje po kawałku :D moje myślenie jest dziś dość ograniczone i po całości mogłabym nie wiedzieć co powiedzieć) takie mrauuuu. Wiesz, co mi wciąż chodzi po głowie, więc wiesz, że ja wiem co oni będą w nocy robić :D Miejmy nadzieję, że Thomas też się wyspał w autokarze :D Najwyraźniej Kofi też wie.
    Aaaaaa, kolejna część pozbawiła mnie rozumu. Była śliczna i romantyczna i w ogóle taka niezwykła, a jednak gdzieś tam kuło w serce, szczególnie w tym 'polatasz w Tauplitz, a później…' później będzie całkowicie inne. Tak inne od tej jego wypowiedzi o tym, co czuje i myśli siedząc na belce.
    Aaaaaaaa, czas telegraficzny się skończył. Miało być krótko, ale się nie da krótko. Więc będę jutro i skomentuje kolejne części tego cudeńka :D
    Bo już tak widziałam Jego uszatą mość :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział przeczytałam gdzieś w czasie trwania Teleexpresu. Słooodziutko się nam zrobiło. Idealnie na początek sezonu. Nela i Thomas to jest po prostu coś takiego fajnego, że jestem zachwycona tą relacją. I cieszę się, że dołączyła do Autów bo oni też są wszyscy słodcy. A pobudka Nelki była wprost epicka. Też chcę żeby mnie tak budzono. A Dejvi to złamał obietnice i o! Tyle mam do powiedzenia. I ostatnia scena była takaaa kochana <3
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. DEJVI :D
    I tak, bez tego Złamasa belka jest niezwykle pusta. Ale dobrze, że tutaj jeszcze jest. Z Nelką. I jest mega słodko, tak do obrzygu. Ale w sumie, to mi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, kocham ich takich.

    OdpowiedzUsuń
  8. No ja nie wiem, z której strony zabrać się za ten rozdział, więc zacznę od końca i Twojej notki: FREUND ŻUŁ WKŁADKI, tak bardzo za tym tęskniłam :')
    A już trzymając się ściśle rozdziału, to młodzież austriacka wygrywa rozdział. No kto by pomyślał, że ta austriacka świnka Didl taki matołkowaty :D I słabość Michi;ego do makaronu i w ogóle oni tacy, że, Boże Najświętszy, jak ja ich uwielbiam!
    Idąc dalej do równie uroczego stworzonka, Dejvi! On jest genialny. Ale jakoś nie potrafię pozbyć się przeczucia, że Dejvi traktuję Nelę tylko jak koleżankę. No nie wiem, coś mi tu nie gra, ale mam nadzieję, że moja intuicja się myli, bo fajni z nich kompani :)
    No i główny punkt: Thomas i Nela. Tworzą niesamowity duet. Są tacy słodcy i idealni razem, że jeśli Pointner lub ktokolwiek z austriackiego sztabu rozwali ich związek, to zrobię komuś krzywdę.
    To jest takie niesamowite jak oni nawzajem się leczę, jak pokonują swoje lęki, jak stają się na jakiś sposób lepszymi ludźmi. Hej, to jest miłość i tego nie powinno się psuć, patrz punkt powyżej.
    Ogólnie kocham dialogi i kocham, że wróciłaś.
    I kocham Twojego nowego bloga!
    Ale jak zaczęłam czytać ten rozdział to było tylko jedno, smutne: THOOOMAS. No bo wiesz dlaczego.

    No nic, idę popłakiwać za Thomasem w samotności, a ty piszpiszpisz. Ciao <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, zapomniałam napisać, że czytając, potrafiłam wszystko sobie tak pięknie wyobrazić i to jest wielki plus dla Twojej twórczości, bo niełatwo natknąć się na takie opowiadanie :)

      Usuń
  9. Uszaty Thomas i ruda Nela to najlepszy paring ever. Jakaś nazwa by się przydała...hmmm...Thonela? Nelthoma? Morkubi? Coś się na pewno znajdzie, ale muszę jeszcze pomyśleć. Żeby brzmiało normalnie i dziwnie się nie kojarzyło.
    Jakie to wszystko było słodkie! Trochę zakazane uczucie, wspólne pokonywanie lęków, podziwianie krajobrazu na Bergisel. Sam miód po prostu. Znaczy nie do końca. Bo Nela nie byłaby sobą, a uszaty tym bardziej. I gdzieś tam pomiędzy tymi czułościami były te super docinki i dogryzki, które sprawiały, że gapiłam sie w ekran laptopa i myślałam: "Wow, ja chcę więcej. Więcej cukru, więcej uszola i Neli!".
    Austria Team jest tutaj tak odlotowo pokazany, że nawet nie zwróciłam uwagi, jak zaczęłam o nich myśleć, jak o fajowych gościach. Wcześniej z całej ich gromady myslałam tak tylko o Thomasie i Koflerze ( ok. O Kofli tylko dlatego, że ma sexi klatę i kiedyś, przed laty, moje około 15 letnie serce biło mocniej na jego widok i sentyment pozostał.). A teraz? Wydają się tacy zgrani. Choć moje najukochańsze to docinki do Didla o świni. Po prostu pomidor mi spadł z kanapki, jak zaczęłam się rechotać przy tym tekście: "- Didl, czy tobie świnia mózg wyżarła?". I Michi, który ma swoją miłość i jest przy tym nieziemsko uroczy. Gredzio trochę przegiął z tym głaskaniem, ale wyjątkowo mu dziś odpuszczę, niech się cieszy, świniak.
    Thomas zastosował takie szczenięce podchody. Weźmie pannę na strach, a ta potraktuje go jak wybawiciela. I, cholera, udało mu się. W ogóle wydaje mi sie, że ta scena była taka trochę przełomowa w ich relacji. Ona zaznała nieco jego światka, a przy tym mogli się poczuć swobodnie, bez któregoś skakajca na karku, albo Pointnera. Ach, mein lieber Pointner! Jakoś mi tęskno, gdy nie widzę pana w trenerskim gnieździe, wychylonego, gadającego przez krótkofalówkę, ciskającego chorągiewką. Pusto bez pana.
    Tak ładnie Kornelia zmotywowała Dejviego, że nic tylko podziwiać. Nie może się dać tak łatwo Klimusiowi.
    No i ta ostatnia scena. Uszaty jak zwykle był taki pocieszny <3 Nawet wtedy, gdy nie chciał zleźć z łóżka, ale to przy okazji pozwoliło Neli wydusić parę słów prawdy. Ciekawa więc jestem, jak to z nimi dalej będzie.
    A skoro już o prawdzie mowa, to cały czas się zastanawiam, kiedy wyjdzie ta o troszkę niemoralnym występku Thomasa. I coraz częściej się obawiam, że stanie się to w momencie i tak ciężkim, bo jak coś sie wali, to od razu w całości. Obym się myliła!
    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiesz, Emma, my to musimy się kiedyś koniecznie spotkać osobiście i iść na piwo do jakiegoś porządnego baru karaoke, bo przynajmniej od dwóch odcinków wychodzi na to, że podobają się nam dokładnie te same piosenki – cytowałam kiedyś przed opowiadaniami i "Iris", i "Underneath your clothes" i bardzo dobrze wspominam te teksty. :)
    Ale przechodząc do ad remu – mam wrażenie, że dwa ostatnie odcinki to rzeczywiście taka cisza przed burzą. Zbliżyłaś do siebie bohaterów w sposób zaiste uroczy – naprawdę jak się czyta o relacji Neli i Thomasa to się ma, jak to mawiała kiedyś pewna moja koleżanka, motylki w brzuchu tudzież banana na twarzy. I to jest, moja droga, bardzo perfidne autorskie działanie, bo teraz ta rozpierducha, która musi niestety nastąpić, rozwali w drzazgi nie tylko świat bohaterów, ale także dobre samopoczucie czytelników, którzy oczywiście chcieliby, aby sielanka trwała jak najdłużej.
    A przechodząc do ad remu jeszcze bardziej – zachowanie Neli, jej sny, myśli, reakcje – generalnie wszystko pokazuje, że nam już wsiąkła dziewczyna w Uszatego na dobre. Może jeszcze boi się do tego przyznać sama przed sobą, ale most na Rubikonie już został przekroczony, białe flagi wywieszone i raczej nie ma odwrotu, choć pewnie za chwileczkę i momencik Nelka pod wpływem nowych okoliczności zacznie to uczucie wypierać. Chętnie sobie na to popatrzę, bo jestem pewna, że będzie na co. I w ogóle muszę Cię tu bardzo pochwalić, bo ładnie pokazujesz charakter postaci nie przez opisy, ale przez ich zachowanie. A to już jest naprawdę wyższa szkoła pisarskiej jazdy.
    Co do Thomasa, to oczywiście rozumiem powody, dla których nie spieszy się z wyznawaniem grzechów i te powody czynią go w ogóle bardzo wiarygodną postacią. Szkoda tylko, że za tę zwłokę będzie musiał zapłacić. Bo Nela nie byłaby sobą, gdyby natychmiast przeszła nad tymi rewelacjami do porządku dziennego. Ona ewidentnie szuka faceta, który zapewni jej poczucie bezpieczeństwa, a ktoś, kto już raz tak zawiódł czyjeś zaufanie, nie jest dla niej wymarzonym kandydatem. Będzie więc musiała sobie pewne rzeczy zweryfikować. I zdecydować, czy ta miłość jest warta ryzyka, ponieważ nigdy nie będzie miała stuprocentowej pewności, że Thomasowi kiedyś w życiu nie odbije, nawet jeśli będzie przysięgał, że się zmienił i dorósł. Reasumując, ciąg dalszy zapowiada się bardzo interesująco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nastrój jak zwykle bardzo fajny i sugestywny, przejścia od elementów wesołych, wręcz komediowych do tych poważniejszych naturalne. – nad ostatnią sceną rozczuliłam się prawie jak nad własną. :) O dialogach chyba już pisałam, więc nie będę się powtarzać.
      Jednak żeby nie było tak słodko, to mam dwie uwagi krytyczne. Po pierwsze, nadal masz problemy z różnego rodzaju karkołomnymi konstrukcjami stylistycznymi. Pisz prościej! Naprawdę nie trzeba "odlepiać się od snu", wystarczy się po prostu obudzić. Tym bardziej, że to w prostocie i szczerości tkwi prawdziwe piękno literatury. A propos szczerości – ostatnie zdanie. Zdecydowanie za wysoko. I zupełnie jak nie z tego opowiadania. Chyba jednak za dużo czasu spędzasz ze swoimi Finami. :P
      Tradycyjnie czekam na ciąg dalszy. Oczywiście tupiąc z niecierpliwości.
      Pozdrawiam serdecznie
      C.
      PS. DEJVI! Jak mogłam zapomnieć o Dejvim. :P Tak wyczekiwany przeze mnie powrót wreszcie nastąpił i bardzo poproszę o więcej tego pana. Bardzo go u Ciebie lubię, choć jest diametralnie różny od mojego. A może właśnie z tego powodu… Bo to fajnie tak sobie zobaczyć jak jeden z ulubionych bohaterów wygląda w zupełnie innej interpretacji. I chyba już pisałam, że za "Korniszona" to należy się Wam obojgu jakaś nagroda. Może Świętego Granatu Ręcznego? Ponieważ zabija tak samo.

      Usuń
  11. Jezus Maria i wszyscy aniołowie!!! SKAKAŁAM Z RADOŚCI I SKACZĘ DALEJ. Zrobiłam tym samym chyba więcej metrów w powietrzu niż nasi wczoraj, ale nie łamiemy się tylko idziemy pod prąd, będzie dobrze, nie załamujemy się, wszyscy się wyskaczą i wtedy my sruuuu, łubudubu i medal MŚ!
    Przechodząc do meritum! I tak ten rozdział pojawił się za późno... bo hej jak można było przestać publikować, po takiej końcówce? Do dzisiaj tego nie pojmuję.... Ale kiedy już z radością i śmiechem ( spowodowanym, próbą wyobrażenia sobie miny stojącego w oknie Andiego huehue ) chwaliłam niebiosa, że W KOŃCU, JEST MAMY TO, to ... zaczęłam nosić dziwne przeczucie, że to jej się śniło i już miałam autentycznie Cię zabić ( co po dłuższym rozważaniu, przestało być aktualne, bo czytałam dalej ) Hej! Miałam prawo. Pisane kursywą, następna scena Nela śpi...tzn wybudza się i takie jedno wielkie WTF?! Uspokoiłam się, kiedy pojawił się anielski Adni z tymi swoimi znakami i minkami. Ale najważniejsze to jest przecież to, że po mimo starań, to nie uda im się na dłuższą metę ukrywać, bo mimo, że cała badna z Michim na czele wydają się ciężko kapujący, słodko niereformowalni, to jednak jakieś tam komórki mózgowe zostały!
    Ta belka, ta skocznia i lęk wysokości było takie symboliczne. W pewnym sensie stanowiło ukrytą metaforę, że nie ważne co będzie, czy jest trudnego do pokonania, dadzą radę, bo są razem, a zwłaszcza on jest dla niej. Zaufała mu, weszła, nie spadła. Więc Thomasie, ufa Ci, angażuje się, analogicznie - nie zrań Jej! Bo Cię wykutafonię!
    Moje serce uradowało się w momencie pojawienia się Dejviego, liczyłam jeszcze na cała ekipę, tudzież Jaśka, ale Dejvi mi na razie wystarczył. Jak ja uwielbiam, jak on Nele nazywa Korniszonem, to takie ... polskie. Dobrze, że Kubacki się nie gniewa, ale moim skromnym zdaniem oboje nie dotrzymują umowy, nawet biorąc pod uwagę, że Kornalia jest chyba szczęśliwa i lewituje rozpromieniona, to czuję w zakamarkach kości, że się pakuję, oj i to głęboko.
    Jak Dejvi mówi, że Klimek mu miejsca na Igrzyska nie zajmie, to tak zrobi. Jaki z tego wniosek? Zawsze ufaj Dejviemu!
    Obsługa krótkofalówki ze świadomością łączenia się z Alexem? OOOOOOOOOOOO w żyyyyyyyyyyyyyciu! Dlatego wcale się naszej Neli nie dziwię.
    Z drugiej strony już sobie wyobrażam scenę, w której pomaga Morgiemu w ubieraniu butów i zatrzaskiwaniu zapięć, piękne, to będzie piękne!
    A końcówka już całkowicie utwierdziła mnie w przekonaniu, że Nela się zakochuje, angażuje i mówi o swoich uczuciach. Może uszaty nie mówi, ale niejednokrotnie pokazał swoimi czynami, że mu na Niej zależy. I jak większość chcę żeby tak zostało, ale czy zostanie?
    Więc poproszę następny, jak najprędzej!
    Jak się cieszę, że znowu mogę tutaj czytać!
    Nawet nie masz pojęcia! :D
    Kocham to od pierwszej notki i kochać będę do ostatniej i po zakończeniu ( czyt. dalekiej przyszłości )
    I będę wszędzie gdzie piszesz! :)
    Pozdrawiam ciepło <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wiem jakim cudem przegapiłam rozdział, bo to było tak. *Yay Ems wrzuciła rozdział lecę czytać* czytam czytam czytam - Wait what? Co oni mi tu? Osz fak przegapiłam rozdział. (nie pozdrawiam blogspota, albowiem zrobił mnie w konia). Także teraz od samiuśkiego początku postanowiłam przeczytać poszarpanych, także więcej przemyśleń będzie za chwilę.

    OdpowiedzUsuń
  13. Oto dotarłam i tutaj! Wybacz mi, proszę, Emmo, że jestem tu dopiero teraz, niestety czas nie jest moim sprzymierzeńcem. Staram się, jak mogę, aby przynajmniej przeczytać każdy rozdział, ale nawet to mi ne wychodzi :c
    Ogólnie to kocham te dwa rozdziały i zachowanie Nelki i Thomasa (pssst, Mouse, można by ich nazwać Morela, co prawda to łączenie imienia z nazwiskiem, czego nie lubię, ale nazwa nie rzuca się w oczy i wydaje się taka dosyć naturalna xD). Chyba mocno podwyższyłaś mi poziom cukru. Ale ani trochę mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, chcę więcej.
    Gdy młodsi Austriacy mówili o wróżbie dotyczącej pocałunku w Nowy Rok, po prostu wiedziałam, że Nela i Thomas się pocałują. Przyznam szczerze, że myślałam, iż nastąpi to w innych okolicznościach, to znaczy, gdy sami wracali z lodowiska. W wyobraźni widziałam już fajerwerki wybuchające nad ich głowami. Nie wiem, czy powinnam się przyznawać do tego, co przypuszczałam odnośnie tej sceny. Ale co tam, powiem Ci, możesz wyśmiać moją koncepcję XD Myślałam, że może Austriacy prowadzą dziewczyny w jakieś piękne, tajemnicze miejsce, gdzie czekają jedną z nich oświadczyny (tak, tak, początkowo sądziłam, że Morgi może oświadczyć się Nelce, choć nie byli jeszcze parą i tak dalej. Ale to by było urocze). A tu chodziło o lodowisko... Tak zupełnie nawiasem mówiąc, przez Ciebie nabrałam ochoty na wybranie się na łyżwy. Zaczęłam nawet gnębić kolegę, żeby szedł ze mną i jak będzie miał z tym jakiś problem to powiem, że to Twoja wina. Okej? ^^
    Nelka nie ogarnia krótkofalówki. Myślę, że ten przycisk nie jest tam od tak, na pewno po coś go tam twórcy umieścili. Może nagrywa dźwięk lub go przekazuje i Pointner już o wszystkim wie? W sensie może słyszał rozmowę Thomasa i Neli? Zobaczymy, choć mam nadzieję, że jednak na razie pozwolisz nacieszyć się zakochanym swoją miłością.
    Scena na belce startowej to cudeńko. Sama nie mam lęku wysokości, generalnie to bym skoczyła z chęcią na bungee czy coś w tym stylu, ale myślę, że tam umarłabym ze strachu. Wank kiedyś umieścił na swoim fanpage'u filmik skoku z jego perspektywy. Widziałam go i się boję... Biedna Nelka. Jestem z tobą!
    To wszystko jest tak piękne, że boję się, iż lada moment coś może się zepsuć. Wierzę jednak, że nie nastąpi to zbyt szybko. Zobaczymy co wymyślisz.
    Pozdrawiam gorąco i pisz szybko kontynuację! :*
    A na koniec krzyczymy: DEEEJVI!

    OdpowiedzUsuń
  14. Deeejvi! <3
    (ej, ale to o Murańce, to mnie serduszko zabolało, okej?)
    Ojejej, słodko tak słodko mi, że ojeju. Bo oni tacy uroczy są.
    A Thomas nadal nad nią pracuje, przełamuje lęki, ciekawe tylko kiedy sam sie jej jeszcze trochę pozwierza, huh?
    I, mam dziwne wrażenie, że Nelka coś pokombinowała z tą krótkofalówką i te całe zrzucanie się z łóżka Alex słyszał bardzo dokładnie.
    Cóż, czyżby kłopoty, hę?

    OdpowiedzUsuń