sobota, 14 czerwca 2014

10. Cross the line.


*

chciałbym móc patrzeć tak, jak wy
nie widzieć tego, co we mnie tkwi
chciałbym móc wyjść z tych za ciasnych ram
dzisiaj ze sobą stanąć twarzą w twarz

* * *

- Co tam, Dzieciaku?
- Janek prowadzi po pierwszej serii, a ty znowu nie zapukałeś – wymamrotałam ze wzrokiem przylepionym do telewizora. Wyczułam, że się uśmiechnął, mrucząc coś pod nosem, a po chwili materac ugiął się gdzieś za moimi plecami. – Nie kibicujesz kolegom?
- Uznajmy, że jestem z nimi myślami – odpowiedział z dziwną obojętnością w głosie. Usłyszałam cichy szelest przewracanych stron, więc odwróciłam wzrok od siedzącego na belce Fannemela i spojrzałam przez ramię na blondyna. Bez zainteresowania wertował kartki biografii Cobaina, nawet nie interesując się wynikiem rozgrywanego w Engelbergu konkursu. Gdy poczuł mój wzrok, spojrzał na mnie z lekką pretensją. - Musisz to oglądać?
Uniosłam brwi ze zdziwienia, bo a) to pytanie było retoryczne i głupie, b) miał kompletnie gdzieś zawody, w których startowali jego koledzy. A potem w jego spojrzeniu ujrzałam pomieszanie smutku z rozczarowaniem i nad głową zapaliła mi się żarówka.
- Nie musimy, jeśli nie chcesz.
- Nie, nie, w porządku, oglądajmy. - Zamknął książkę, odłożył ją gdzieś na poduszkę i przysunął się do krawędzi łóżka, tym samym siadając tuż obok mnie. Oparł łokcie na kolanach, a na dłoniach ułożył głowę i wbił beznamiętny wzrok w ekran telewizora. – Kamil teraz – mruknął. Przez chwilę wydawało mi się, że po prostu chciał, abym przestała na niego patrzeć ze współczuciem.
W międzyczasie Kamil poleciał na odległość 137,5 metra i objął prowadzenie.
Wyszczerzyłam się jak głupek i nawet lekko szturchnęłam łokciem Morgensterna, żeby się trochę rozchmurzył. Nawet, jeśli oglądanie konkursu, w którym on nie mógł wziąć udziału, było dla niego nie do przełknięcia, to uniósł kąciki ust.
- Leć, Jasiek, leeeeeć!
I poleciał.
- I wyrównał rekord skoczni – zauważył Thomas, za co po chwili oberwał. Znaczy, nie za to, co powiedział, ale komentator właśnie ogłosił, że Jasiek wygrał cały konkurs, a Kamil został nowym liderem klasyfikacji generalnej, przeganiając Schlierenzauera i mój wybuch radości okazał się zbyt niebezpieczny dla Morgensterna. Po prostu musiałam wystrzelić rękoma do góry, a to nie moja wina, że on siedział zbyt blisko.
- Żyjesz? – wydusiłam z siebie, bo gdy on próbował policzyć swoje uzębienie, ja zanosiłam się śmiechem. Posłał mi krótkie wymowne spojrzenie i wstał z podłogi, otrzepując spodnie. – Wybacz, to ze szczęścia.
- W takim razie nie chcę wiedzieć, jak bijesz, gdy się wściekniesz.
Pokręciłam głową ze śmiechem i spojrzałam na szczęśliwe twarze Jaśka i Kamila na podium. Proszę bardzo, Ziobro dotrzymał złożonej tydzień temu obietnicy. W Engelbergu pozamiatał, aż miło. Tak jak reszta. W pierwszej dziesiątce znalazło się aż czterech Polaków, w drugiej na siedemnastym miejscu był Dejvi, a Maciek skończył na dwudziestej pierwszej pozycji. Jedyne, czego było mi żal to tego, że nie mogłam ich teraz uściskać.
- Tak właściwie, to po co przyszedłeś? – spytałam Morgensterna, gdy tylko skończono grać polski hymn. Oparty o ścianę przeniósł wzrok na mnie i pstryknął palcami, robiąc przy tym minę, jakby coś sobie przypomniał.
- Właśnie. Chciałem powiedzieć, że idę wyprowadzić się na spacer.
- Idź, idź. Dobry pomysł, świeże, górskie powietrze i te sprawy. Przyda ci się – stwierdziłam i ułożyłam się wygodnie na łóżku, chwytając pozostawioną wcześniej książkę. On jednak wciąż stał w tym samym miejscu i przestępując z nogi na nogę, wlepiał we mnie zniecierpliwione spojrzenie. – Co?
- Idę. Sam.
- To uważaj na siebie, bo się ściemnia.
Westchnął i spuścił głowę.
- To taka aluzja. Ukryta propozycja. Nieśmiałe zaproszenie, abyś mi potowarzyszyła, albo raczej przypilnowała, co bym nie rzucił się do Drawy – sapnął z irytacją, a mój mózg powoli zatrybił. – To ty jesteś taka niekumata, czy to ja już wyszedłem z wprawy?
Przez chwilę próbowałam powstrzymać grzęznący w gardle śmiech, na widok nieporadnej miny Morgensterna. Dopiero w tej pobłyskującej na jego twarzy determinacji i zniecierpliwieniu dostrzegłam, że coś go gryzie w ten chudy tyłek.
Iść z nim, czy spędzić w ciszy i spokoju wolny wieczór? Dać mu się wygadać, czy wreszcie od niego odpocząć?
Westchnęłam i zamknęłam z hukiem książkę.
- To gdzie idziemy?

* * *

wspomnień flesz razi mnie
i czuję jak krew
zaczyna we mnie biec
nim nastanie noc
każdy wzrok i tak padnie na mnie
nic już nie odstanie się

* * *

Pojedyncze płatki śniegu leniwie opadały z nieba i ginęły gdzieś pod naszymi butami lub zaplątywały się w wystające spod czapki włosy. Wieczorny mróz szczypał w policzki i nos, a z ust wydobywała się para z każdym, padającym z naszych ust słowem.
A padało ich nadzwyczaj wiele.
- Wiesz, jakie to uczucie, gdy naprawdę kochasz to, co robisz, ale kompletnie ci to nie wychodzi? Gdy coś, co robiłaś praktycznie przez całe swoje życie nagle staje się dla ciebie najtrudniejszą rzeczą na świecie i w ogóle nie daje ci radości, tylko ból i łzy?
Te dwa pytania zawisły w zimnym powietrzu, powodując nieprzyjemne uczucie powrotu do przeszłości. Nie zaczekały, aż ktoś na nie odpowie. Nie zaczekały, aż z dudniącym sercem odpowiem, że tak, wiem. Szybko ulotniły się, przegonione przez nerwowy i pełen pogardy śmiech Thomasa.
- Właśnie tak zawaliłem poprzedni sezon. Na własne życzenie, bez czyjejkolwiek pomocy. Ja, Nela. Ja, ja i tylko ja byłem za to odpowiedzialny, nikt więcej… - Urwał na moment, gdy obok nas przeszedł jakiś dzieciak ze szkolnym plecakiem. A potem przystanął w miejscu, wziął głęboki wdech i odwrócił głowę w drugą stronę. – Nabroiłem. Nie jestem z tego dumny i gdybym tylko mógł cofnąć czas, naprawiłbym wszystko to, co kiedyś tak pięknie rozpieprzyłem, kierując się własną chorą rządzą i głupotą. Zawaliłem na wiele możliwych sposobów i to przełożyło się na skoki. Gdybym wiedział, że jeden błąd będzie miał takie konsekwencje… - Głos mu się nieco załamał, więc zamilkł i tylko pokręcił głową. - Ale staram się to naprawić. Cały czas próbuję.
W słabym świetle księżyca dostrzegłam, że mocno zaciska wargi. Trochę mnie sparaliżowało, bo oto miałam na dłoni otwartego Morgensterna. Człowieka, który pojawił się nagle i niespodziewanie, od początku ciągnąc za sobą aurę tajemnicy, skrywaną pod wiecznym uśmiechem i głupkowatymi tekstami. Ten Thomas właśnie stoi przede mną nieszczęśliwy i zmarznięty. I nie mogę uwierzyć, że to naprawdę on.
- Co się stało? – spytałam półszeptem, wpatrując się w jego profil. Zacisnął mocniej szczęki i wzruszył ramionami.
- To bez znaczenia. Ważniejsze są tego skutki.
Westchnęłam i ruszyłam za nim krętą ścieżką.
- To miał być dobry sezon. Po dwóch latach kolejna Kryształowa Kula miała znaleźć się w moich rękach… I zaczęło się całkiem dobrze. Dwa podia w Lillehammer brzmiały naprawdę obiecująco, ale potem zamiast lepiej, było tylko gorzej… Wiesz, dlaczego nie chciałem oglądać dzisiejszego konkursu? Bo tam wszystko się zaczęło. W Engelbergu. Wcześniej tam wygrywałem, a rok temu ta skocznia okazała się być dla mnie za trudna. Potem te wszystkie urazy… Ale nie one były najgorsze. Nie pomógł nawet miesiąc wyciszenia i treningów wzmacniających. Wiesz dlaczego? Bo to wszystko siedziało dokładnie tutaj… - Czubkiem paca wskazującego dotknął swojej głowy i przez chwilę spoglądał na mnie, oczekując zrozumienia. Rozumiałam. – I nie chciało puścić. Ani na moment.
Znów zamilkł, a ja po raz kolejny nie mogłam wyjść z podziwu nad tym, jak otwarcie potrafi mówić o tym, co go boli. To mnie zdumiewało, zastanawiało, a na końcu przerażało. Czy jeszcze tego samego dnia, gdy rano płakałam ze śmiechu, gdy podczas treningu jako rozgrzewkę wybrał sobie wywijanie tyłkiem do „Waka Waka” pomyślałabym, że za tą uśmiechniętą buzią kryje się jakiś wewnętrzny konflikt? W życiu. Ale przecież to jest sportowiec. A my, sportowcy, ciągle udajemy, że przecież wszystko jest w porządku. Szczerze? Rzadko kiedy jest.
- Oficjalna wersja przed mistrzostwami świata brzmiała, że przygotowuję się, żeby obronić tytuł na normalnej skoczni. Ściema. Ja walczyłem o to, żeby w ogóle na nie pojechać. I nie, żebym próbował coś sugerować, ale nie sądziłem, że Alex tak łatwo uwierzy, że wszystko jest okej i nabierze się na ckliwe historyjki i obietnice. Pojechałem, nie było źle. Piąte i piętnaste miejsce jak na tamten gorący okres to był sukces. No i złoto w drużynie, chociaż myślałem, że pierwszym skokiem pogrążyłem chłopaków… - Urwał na chwilę, aby zaśmiać się pod nosem. – Przepraszam, przypomniałem sobie Manu na jednej narcie.
- Val di Fiemme było udane – wtrąciłam cicho, błądząc wzrokiem po lekko zachmurzonym niebie. – Pomogłeś moim chłopakom.
- Hej, przestańcie mi mówić, że im pomogłem. To był po prostu durny błąd jeszcze durniejszych sędziów. Ktoś i tak by to w końcu zauważył. Wywalczyli pudło tylko dzięki dobrym skokom, a ja po prostu zagrałem fair-play. Tyle.
- Żyła dał ci w końcu tę flaszkę?
- Niestety, nie miał kiedy – powiedział z nutą rozbawienia i rozżalenia. – Kolejna kontuzja wykluczyła resztę sezonu. Ale cóż… Powiedz Piotrkowi, że kiedyś w końcu się o nią upomnę.
- To jest nas dwoje.
Wcisnęłam dłonie do kieszeni i wtuliłam nos w szalik, czując powoli spadającą temperaturę. Mróz powoli dawał się we znaki również Morgensternowi, na którego policzkach wymalował silne rumieńce i zmuszał do dmuchania w dłonie. To nie był jeszcze moment na powrót. Zdecydowanie nie, skoro dopiero dotarliśmy do nieustalonego wcześniej celu.
- Alpenarena.
Powiodłam wzrokiem za Thomasem, który pewnym krokiem wybił do przodu. Przystanął dopiero przy barierkach, odgradzających nieoświetlony obiekt od otoczenia. Nad jego głową uniosła się chmurka dymu, a już po chwili siedział na barierce i kiwał głową w stronę skoczni.
- A co, jeśli ci powiem, że tutaj wszystko się zaczęło? – spytał, spoglądając przez ramię na skocznie.
- Powiedziałabym, że dobre złego początki.
Żartowałam. A on zgarnął z barierki resztki zmarzniętego śniegu i taką zbitą pigułą cisnął w moje plecy. Czubek.
- Taki z ciebie zawodnik fair-play, a atakujesz bezbronną kobietę?
- Widzisz tu jakąś?
Czemu najbliższy śnieg leżał na ziemi i czemu schylając się po niego znowu oberwałam? Aha, bo Morgenstern wciąż jest idiotą. Zbolałym idiotą, ale wciąż – idiota.
- Porąbało cię! Wpadło mi za kołnierz! – zapiałam, podskakując w miejscu i prawie płacząc, czując spływający po plecach lód. – Będziesz mi płacił za lekarstwa, gnojku.
- Thomas, wystarczy Thomas.
Parsknęłam, łypiąc na niego podejrzliwie. Uniósł ręce w geście niewinności, więc wolnym i nieufnym krokiem podeszłam do niego i oparłam się łokciami o barierkę, na której siedział. Widok skoczni z tej perspektywy był imponujący.
- Wiesz, ta wygrana w Titisee dała mi ogromną nadzieję, że może być lepiej… - mruknął w pewnym momencie, tym samym sprowadzając na siebie moje zaciekawione spojrzenie. - Bardzo tego potrzebowałem. Potrzebowałem zwycięstwa, żeby uwierzyć, że wciąż potrafię skakać i to naprawdę dobrze.
- Bo potrafisz. Tacy jak ty są mistrzami olimpijskimi, mistrzami świata, wygrywają Puchar, czy inny Turniej Czterech Skoczni.
Te słowa bardzo go zainteresowały, bo spojrzał na mnie wyczekująco. Za to ja ugryzłam się w język, bo nie chciałam kontynuować i mówić tego, co tak naprawdę miałam ochotę mu powiedzieć. Ale jeśli jemu mogło to pomóc, to mogłam wyjść na hipokrytkę. Bylebym nie zaczęła mu beczeć na rękach.
- Nie wiem, co się wtedy stało. Nie chcesz powiedzieć, w porządku, ale po prostu o tym nie myśl. Rób to, co do ciebie należy, ale przede wszystkim to, co kochasz. Nie pozwól, by jedno wydarzenie przekreśliło te wszystkie lata. Skoro wtedy wygrałeś to oznacza, że już zapomniałeś, albo przynajmniej pogodziłeś się z przeszłością. Mam rację?
- Prawie.
- Prawie robi wielką różnicę i miejmy nadzieję, że robi ją w dobrą stronę.
Kiwnął głową i wlepił wzrok w swoje kolana. Zapadła pozornie spokojna cisza. Pozornie, bo w myślach biłam się po głowie za to, że tak naprawdę okłamywałam siebie, próbując podnieść z kolan Morgensterna i sprawić, by wstał i udowodnił, że wciąż potrafi być najlepszy. Wierzyłam, że jemu ta sztuka może się udać. Ale, cholera, dlaczego nie potrafiłam tego zrobić ze sobą? Dlaczego będąc w takim samym dołku jak on, wątpiąc w siebie tak, jak on i nie mając nadziei tak, jak on, nie wiedziałam jak poskładać siebie? Ewidentnie Thomas jest silniejszy, bardziej zdeterminowany. A ja… A ja ze swoich kolan, z których już nigdy się nie podniosę, będę miała nadzieję, że dokona jeszcze niemożliwego.
- Nela, uznaj to za kompletny idiotyzm, ale boję się.
Oderwałam ręce od barierki i wyprostowałam się, nie spuszczając wzroku z jego przestraszonych oczu.
- Boję się, że ten upadek okaże się takim gwoździem do trumny – dodał ciszej. – Powiedz mi, co mam zrobić, jeśli okaże się, że jeden głupi upadek przekreśli wszystko?
Dobre pytanie.
Czy jeden głupi upadek może zniszczyć wszystko?
- Nie wiem.
Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Ja sama dałabym wiele, aby móc powiedzieć coś innego, ale w tej kwestii nie potrafiłam nawet skłamać. To było cholernie trudne. Za trudne. Posłałam mu przepraszające spojrzenie, ale w zamian uśmiechnął się tak w swoim stylu i wyciągnął rękę w stronę mojej głowy, by po chwili strzepnąć z niej resztki śniegu.
I LIKE BIG BUTTS AND I CANNOT LIE!
- Cholera – warknęłam, słysząc jakże świetny dzwonek swojego telefonu. Z zażenowaniem na twarzy i przy akompaniamencie śmiechu Morgensterna sięgnęłam po komórkę. Powtórzyłam przekleństwo, widząc migające na ekranie imię i westchnęłam.
- Odbierz. Może coś ważnego.
- O, z pewnością – zironizowałam i przeprosiłam go spojrzeniem, po czym odeszłam na bok. – Halo, centrala?
- Czyś ty, wariatko, do końca sfiksowała?! Co ty wyrabiasz? Gdzie ty w ogóle jesteś? I czemu ja muszę dowiadywać się wszystkiego od Kamila i to przez Ewę?!
Tak bombardować pytaniami potrafi tylko Lilianna. Ewentualnie mój brat, gdy w jego towarzystwie padnie hasło, dotyczące tajemniczego pochodzenia dzieci.
- Jakże miło mi cię słyszeć.
W słuchawce pojawiły się rytmiczne szmery, co oznaczało serię wdechów i wydechów na uspokojenie w wykonaniu Lilki.
- Wytłumaczysz mi to wszystko, czy mam czekać aż jakaś gazeta dobierze się któremuś z waszej dwójki do tyłka? A poza tym… Morgenstern? Poważnie?
- Wbrew pozorom i twojej awersji do Austriaków, to całkiem pocieszne stworzenie – stwierdziłam, spoglądając na Thomasa. Przechylił z zaciekawieniem głowę, którą zaraz odwrócił w stronę skoczni. A potem przypomniałam sobie jego spowiedź i byłam pewna swoich słów w stu procentach. – Naprawdę.
- Co ty właściwie o nim wiesz?
- Nic, czego nie potrzebowałabym do bycia jego fizjoterapeutką. Ręce i nogi ma na miejscu, to mi wystarczy.
- Ciekawe na jak długo będą ci starczyć tylko one… - mruknęła, na co prawie wlazłam do słuchawki i ją udusiłam. – No co? Filmów nie oglądasz? Ennis i Jack tylko razem wypasali owce i jak to się skończyło?
- Po pierwsze, to Ennis i Jack byli parą gejów. Po drugie, masz zakaz oglądania Brokeback Mountain do odwołania. A po trzecie to spierdalaj. – O, proszę, Morgenstern zna polskie wyrazy, bo parsknął śmiechem. – To jest o wiele lepsze niż taka bezsensowna tułaczka od miejsca do miejsca.
- A wiesz, co byłoby najlepsze? Powrót do Polski. Do Krakowa. Do domu.
Zacisnęłam mocniej palce na telefonie, bo oto powód, dla którego moja przyjaciółka postanowiła zadzwonić. Powrót.
- Nie wydaje mi się.
- Nelka, nie bądź idiotką, albo chociaż udawaj, że nią nie jesteś. Ile można? Minęły trzy miesiące, to już najwyższa pora wrócić.
- Wrócić? Ale po co?
- No nie wiem, może na święta? – zironizowała. Praktycznie czułam wylewający się ze słuchawki jad, którym mnie szczyciła od samego początku tej rozmowy. Gdybym jej nie znała, powiedziałabym, że ma mnie po dziurki w nosie i dzwoni, bo tak wypada. Ale to Lila. To jej sposób na zmartwienie. – Kornelio Karolino Kubiak, bądźże rozsądnym jełopem i przyjedź do mnie na Boże Narodzenie, bo oszaleję z tęsknoty i nerwów. Czy ty mnie rozumiesz, czy ty mnie nie rozumiesz i chcesz, abym ci to wszystko rozrysowała?
- Ty kompletnie nie potrafisz rysować…
- Ty też. Ale przy okazji masz nieźle nasrane, bo siedzisz gdzieś na zadupiu, składasz tyłek jakiegoś austriackiego połamańca w nartach i udajesz, że jest fajnie, kiedy wcale nie jest – wypluła z siebie na jednym wdechu.
Westchnęłam.
- Nie udaję, Li. Jest mi tu naprawdę dobrze.
Zafrasowała się tymi słowami, bo długo nic nie mówiła. I jakkolwiek nie było to dla niej bolesne, na mnie podziałało niczym katharsis. Zmyłam z siebie wcześniejszy strach i poczułam się szczera z samą sobą. W Villach, a wcześniej w Titisee i gdziekolwiek nie pojedziemy, będę czuła się dobrze. Bo jak miało być źle, gdy znalazłam człowieka, który tak samo jak ja upadł, w wielu tego słowa znaczeniu?
- Ale święta… - jęknęła cicho. – Przyjedź chociaż na święta…
- Nie martw się, nie zginę. Przecież wiesz, że zawsze chciałam spędzić Gwiazdkę w Londynie. Urwę się na trzy dni i polecę… To nawet brzmi jak dobry plan.
- Kompletnie nie brzmi jak dobry plan – skontrowała z urazą, ale szybko dodała nieco łagodniej. – Nela, brakuje ciebie na lodowisku.
- Zamknij się. Teraz ty tam rządzisz, z czego bardzo się cieszę.
- Ale twoja matka…
- Muszę kończyć. Zadzwonię w Boże Narodzenie, okej?
- Nie-okej, ale dobra, niech będzie, że jednak okej – mruknęła ze smutkiem, za co chciałam teraz mocno ją przytulić. – Aha, Kubiak?
- Tak?
- Jeśli jest ci tam tak dobrze, jak mówisz, to ja też bardzo się cieszę. Nie zwracaj uwagi na moje marudzenie, to tylko taka siostrzana tęsknota, nic więcej. Poważnie. Po prostu uważaj na siebie i… na niego – dodała ostrożnie. – Tylko o to cię proszę.
Westchnęłam i dotknęłam dłonią policzka, aby spływająca po nim łza wsiąknęła w materiał rękawiczki. Szybko przywołałam na swoją twarz neutralny wyraz i odwróciłam się w stronę Morgensterna, posyłając mu nikły uśmiech.
- Ktoś bardzo tęskni? – spytał, wymachując nogami i spoglądając na mnie z rozbawieniem.
- Przyjaciółka.
- O, masz przyjaciółkę. Fajnie. Jak ma na imię? – Aha, Thomas powraca do bycia Thomasem. To i tak nie zmieniło mojego podejrzliwego wzroku.
- Lila. A co?
- Ładnie. Jak moja córka.
Chwila. Stop. Stój świecie, bo ja wysiadam. Co on powiedział?
- Twoja…co?
Opuścił uniesioną do nieba głowę i spojrzał na mnie z lekkim, przepraszającym uśmiechem. Zamrugałam kilkakrotnie, a moje oczy przybrały kształt pięciozłotówek.
- Lilly. Moja córeczka – oświadczył zupełnie swobodnie. Za swobodnie. Ta informacja kompletnie mnie skołowała, bo to był jeden z tych newsów, typu: hej, Święty Mikołaj nie istnieje.
- Aha. Żartujesz?
- Absolutnie nie.
Przez chwilę patrzyłam na niego, jakby właśnie dał mi po mordzie trzy razy i dołożył do tego dwa kopniaki w tyłek.
Dziecko. On. Ma. Dziecko. Takie prawdziwe, żywe, z rączkami, nóżkami i główką i buzią, która pewnie jest bardzo podobna do jego. Morgenstern. Ten kompletnie zdziecinniały, niezrównoważony… jest ojcem.
- Daj mi tydzień, a ja postaram się przyswoić informację, że jesteś dzieciaty – wymamrotałam, bezwładnie opierając plecy o barierkę. – Mój Boże, Morgenstern, ty masz dziecko!
- I o ile wiem, to nie żadna choroba? – Zaśmiał się, ukazując rządek zębów, które miałam ochotę wybić. Jeden ruch pięści i jakiś dentysta sobie zarobi. A poza tym, to ja poczułam się tą informacją kompletnie zawiedziona, choć wiem, że nie powinnam.
- Nie. Chodzi o to, że… No… Boże… Dziecko… A jak dziecko to…
- To co? Jak dziecko, to musi być matka?
Pokiwałam energicznie głową, bo już mi słów brakło, a poza tym kto wie, z jaką głupotą bym jeszcze wyskoczyła?
- Jeśli w subtelny sposób próbujesz spytać, czy mam dziewczynę, narzeczoną, żonę, czy cholera wie, kogo tam jeszcze, to odpowiedź brzmi nie.
Nie wiem, w którym momencie głowa przestała mi latać w linii pionowej i zaczęła obracać się w poziomie, ale naprawdę nie próbowałam wymusić na nim takiego wyznania. Już wystarczająco się uzewnętrznił, a jakiekolwiek informacje na temat tego, czy kogoś ma były mi niepotrzebne. No, dobra, to jest oficjalna wersja. Chyba wyczułabym wcześniej, że istnieje w jego życiu jakaś kobieta, prawda? Ale nie było żadnych oznak, żadnego zainteresowania po wypadku, czy choćby natychmiastowej wizyty w Villach. A sam Morgenstern pozwalał sobie na wiele i nawet, jeśli jego często niebędące na miejscu teksty były żartem, to nie było to poczucie humoru mężczyzny w związku.
Czy naprawdę wygląda to tak źle, jak brzmi?
- Zasadniczo nie powinno mnie to obchodzić – wychrypiałam, kompletnie nie patrząc mu w oczy. Dam sobie rękę uciąć, że były roześmiane i całkowicie rozczulone moim zakłopotaniem.
- Ale?
- Ale? Nie ma żadnego ‘ale’! Mam to gdzieś i nie patrz na mnie takim wzrokiem, bo naprawdę zobaczysz jak biję, gdy się wścieknę.
Udał, że się przestraszył, po czym zeskoczył z barierki, stwierdzając, że odmroził sobie tyłek. A potem kiwnął głową w moją stronę na znak, że wracamy.
- Dlaczego mi to wszystko powiedziałeś? – spytałam w połowie drogi, gdy między nami zapadła cisza. Wiedział, że w końcu o to zapytam, bo przecież nie mogło chodzić tylko o jego nieobecność podczas szwajcarskich konkursów.– Thomas?
- Sam nie wiem. Wydałaś mi się odpowiednią osobą… – Urwał i uniósł przygarbione ramiona, dając do zrozumienia, że nie potrafi tego wytłumaczyć. – Tak po prostu.
- Zaufałeś mi.
- A czy to źle?
- Nie. To… chyba dobrze.
Znowu cisza, przerywana jedynie dźwiękiem skrzypiącego pod nogami śniegu i przejeżdżających samochodów. Co jakiś czas czułam na lewym ramieniu, ocierającą się o nie rękę Thomasa, gdy przemierzaliśmy ciasną ścieżkę, która wprowadziła z powrotem do ośrodka. Nie wiem czemu ta bliskość wydała mi się niebezpieczna. I nie chodzi mi tylko o fakt, że praktycznie czułam go tuż obok siebie. On się otworzył, zaufał mi, zburzył mur, który dzieli ludzi, którzy niedawno się poznali. Tak po prostu. I, cholera, czułam, że może ja też powinnam? Jeszcze nie teraz, ale może niedługo?
- Thomas?
- Co tam?
Wdech i wydech.
- Nie tylko ty kiedyś nabroiłeś…
Spojrzał na mnie i wyczułam, że lekko się uśmiechnął.
- Wiem, Nela. I właśnie to jest powód, dla którego ci to wszystko powiedziałem. Czuję, że możesz mnie zrozumieć.

* * *

rozpiera mnie wstyd
rozpiera mnie strach
czernieją myśli w strumieniu praw
biegnę przez noc
nie dogonią mnie
te dni już nie powtórzą się

*

Ten tasiemiec powstał dzięki Dawidowi Podsiadło i jakiemuś dobremu człowiekowi, który nagrał końcówkę wygranego przez Jaśka konkursu w Engelbergu. Długo musiałam walczyć z Wenem, ale w końcu się zlitował. Teraz będzie już tylko lepiej, a przynajmniej On mi tak mówi.

PS. Jestem zadowolona, a to jest podejrzane. Anyway, teraz dopiero się zacznie.

16 komentarzy:

  1. Doczekałam się nowego rozdziału <3
    Uwielbiam Thomasa w Twojej wersji! I na pewno Cię nie zaskoczę jak napisze ze ucieszyłabym sie widzac go razem z Nela ;D ale tak razem razem ;D A pobyty tylko w dwojke sprzyjaja takim sytuacja ;D
    mam nadzieje ze Nela doceni szczerosc Thomasa na tyle zeby tez sie przed nim otworzyc i doprowadzic do kompletnego oczyszczenia atmosfery :)
    z niecierpliwoscia czekam na kolejny rozdzial!
    tymczasem zapraszam do mnie na nowosci :)
    http://piecesofhersmile.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dawidzie Podsiadło i dobry człowieku, który nagrał końcówkę wgranego przez Jaśka konkursu w Engelbergu- dziękujemy.
    Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że w końcu wstawiłaś 10-tkę. Gdy ją zobaczyłam to się najzwyczajniej w świecie poryczałam. Cały dzień chodziłam i myślałam "Boże, kiedy będzie nowy post,musi być nowy post, bo dzisiaj jest sobota, a w soboty zawsze są nowe posty, minęły dwa tygodnie, więc ten post musi cholera być". No i się doczekałam.
    Rozdział - REWELACJA. Aż musiałam dużymi napisać, żeby lepiej było widać.
    Jak sobie przypominam watek o Lily, to aż mi się płakać ze śmiechu chce. Bezapelacyjnie ten fragment wygrywa cały rozdział!
    W końcu do Korneli zadzwoniła Lilka. To dobrze, bo w sumie było trochę dziwne, że tak przez 3 miesiące się nie odzywała. Mimo tego wie, że Kornela została fizjoterapeutką Morgensterna, więc dziewczyny musiały ze sobą jakoś rozmawiać. A tak w ogóle to mega mnie rozbroiło parsknięcie Thomasa na "spierdalaj". Oj, Panie Morgensternie, nieładnie, nieładnie! :P
    A tak poza tym, to bardzo się cieszymy, że Pan znalazł swoją bratnią duszę. I oczywiście, że tą bratnią duszą jest Kornela :D
    A sama Kornela też chyba nie narzeka. Na pewno w duchu się cieszy, że Thomas jej zaufał. Ciemną stroną, bycia czyjąś bratnią duszą to zwierzenia, a bynajmniej ja za nimi nie przepadam. Potem trzeba pocieszać i mówić, że wszystko będzie okej. Ale my już dobrze wiemy, że nie będzie. Oj biedny Thomas, biedny. Gdybym tylko mogła go jakoś ostrzec, to bez wahania ruszyłabym swój gruby tyłek, pognała do tego całego Villach i powiedziałabym, że 10.01 ma najlepiej nie wychodzić z domu, nie wstawać z łóżka, nie oddychać, nie mrugać, bo to jego pechowy dzień. Ale takiej możliwości nie mam. I niestety będę musiała niedługo czytać o tym potwornym wypadku. Błagam, nie rozpisuj się o tym, bo zawał dostanę i będziesz mnie mieć na sumieniu.
    Mimo wszystko, nie chciałabym być na miejscu Kornelii. Skoro u nich święta niedługo, to i 10.01 się zbliża.... grr potworna, przeklęta data. Nienawidzę piątków dziesiątego. Są pechowe. Bardziej niż 13-tki.

    Dzisiaj krótko, bo weny brak.
    Mam nadzieję, że rozdział będzie już niedługo
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pierwszym rozdziale jest rozmowa Neli z Lilką, dziewczyny mają ze sobą kontakt przez cały czas. ;) I sama Lil powiedziała, że wszystkiego dowiedziała się od Ewy, która natomiast wie wszystko od Kamila. Taki łańcuszek im się zrobił.
      Spokojnie, zanim 10.01 nadejdzie jeszcze trochę czasu minie. Do tej pory będzie dużo dobrych, lepszych, ale i słabszych chwil. :)

      Usuń
  3. ♥!

    Z dłuższym komentarzem postaram się wpaść na dniach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, że byli nasi chłopcy. W telewizorze, bo w telewizorze, ale zawsze!

    Ale dobra. Już nie marudzę, bo przekonuję się do Morgiego. Intrygujący z niego bohater.

    OdpowiedzUsuń
  5. Teraz to mój Wen chyba zrobił sobie wolne, bo nawet nie mam pomysłu na napisania komentarza, a przez te dwa weekendy poza domem trochę zaległości się nazbierało, a mnie się nie chcę, bo mam depresję przedsezonową w stylu 'Ja chcę skoki tu i teraz!' i pewnego blond włosego Finiaka, ale to przemilczymy.
    Mówiłam już, ze lubię Lilę? Nie? No to mówię teraz! :D kocham jej wypowiedzi i przypomina mi moją przyjaciółkę. ;)
    O Thomasie nawet nie ma co długo wspominać, bo.... TO BYŁO MEGA SŁODKIE ! ♥ (zwłaszcza to o Lily :3)... a teraz idę szukać ładowarki, bo mi zaraz bateria w laptopie padnie.
    weny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Pewnie mogłabym czytać codziennie nowy rozdział, ale miałabym problem z napisaniem komentarza, ponieważ nie mam weny nawet na niego i nie wiem dlaczego nie mogę sklecić nic sensownego, a co dopiero odpowiedniej ilości do Twojej twórczości! W ogóle muszę jeszcze Twoich siatkarzy ogarnąć, bo normalnie jak to zobaczyłam zrobiłam szał większy niż na Euro w meczu Polska – Gracja na 1 : 0!
    Czy ja już mówiłam, że lubię tutaj Twojego Thomasa? Pewnie tak, ale ja lubię się powtarzać i pewnie nawet o tym również wspominałam. Naprawdę jak bardzo wiarygodnie przez Ciebie wykreowany i naprawdę da się go polubić, jednak yhg, ja dalej mam osobistą awersję za to całe zamieszanie przez to blond babsko, no ale nic. Morgenstern serio wyszedł z wprawy, no dosłownie jak dla mnie niepodobne, ale przynajmniej to niesmiałe zaproszenie było samo w sobie urocze, tak, że po krótkich dywagacjach Kornela zgodziła się zostać jego spowiednikiem. I podczas tej rozmowy okazało się, że mają co raz więcej wspólnego, podobne w skutkach lęki, pytania i wątpliwości. I wydaje mi się, że Thomas jednak coś tak o niej wie, no bo ja tutaj wyczułam nie byle jaką aluzję! Mam nadzieję, że się nie mylę, bo będzie wstyd jak stąd do Gdańska. A ode mnie to trochę daleko. Razem sobie podocinać i powygłupiać to wręcz uwielbiają, co gorszę ( chyba ) jeszcze ze sobą rozmawiać, a może i wspierać? I ktoś tu chyba powoli, nieświadomie co raz dalej w to brnie. No bo serio rychła wiadomość o dziecku tak na nasza biedną Nelę spadła, że dziewczyna się nie może pozbierać z tym, jak ja z komentowaniem. Och, doprawdy, czyżbym słyszała spadający kamień, kiedy dowiedziała się, że nie ma żadnej partnerki? Pewnie mi się przesłyszało. Tak, swoją drogą też nie mogę zatrybić, że Morgenstern jest ojcem, on mi się zawsze wiecznym dzieckiem wydawał. No i na koniec ta aluzja, czy też nie? I co I Kornelia zdecyduje się w końcu opowiedzieć Jemu i Nam przede wszystkim o sobie, o swojej historii, która każdy jedynie może sobie układać w domysłach?
    Awww! Ja chcę teraz, natychmiast! Więcej!
    Pokłony i pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem! Aż mi wstyd, tak cholernie mi wstyd, bo czytałam kilka razy ten rozdział, za każdym razem podziwiając tak samo, ale nie potrafiłam jakoś składnie skomentować, ale teraz jest już ze mną nieco lepiej, więc przybywam!
    Czy już mówiłam, jak bardzo podoba mi się ten 'twój' Thomas? Mówiłam i będę to powtarzać za każdym razem. Ta scena z oglądaniem skoków nieco boleśnie mi uświadomiła, że przecież najgorsze dla niego w tym sezonie jeszcze się nie zdarzyło. A to jego "Boję się, że ten upadek okaże się gwoździem do trumny", sprawiło, że przeszły mnie dreszcze.
    Chyba to właśnie sprawia, że czyta się z zapartym tchem- ta 'mądrość' i wszechwiedza czytelnika. Bo oni jeszcze nie wiedzą, co się stanie.
    Ciekawi mnie natomiast niezmiernie to, kiedy Kornelia otworzy sie przed Thomasem, tak jak on otworzył się przed nią. Nie powiem, zdziwiło mnie to nieco. I w sumie, nawet tak w perspektywie tych głupot, które narobił, zrobiło mi się go żal. Tak po ludzku żal, bo życie mu się zawalilo na głowę, a nie tego się spodziewał. Dlatego już sobie wyobrażałam jego szczęście po wygranej w Titse, a potem znowu kłoda pod nogi.
    I tak koncentrując się na tym odcinku, to Kornelia jak zawsze dosadnymi komentarzami, docinkami, a jej rozmowa z Lilianną wygrała wszystko. Takie przyjaciółki są najlepsze ( inna sprawa, że czasami ma się ochotę taką zabić ;) ) - prosto i krótko powiedzą o czym myślą.
    Także jeszcze raz przepraszam, ściskam, całuję i przesyłam wszystko co dobre :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Powiem tak – gdyby w świecie fanfiction przyznawano nagrody za najlepsze ksywki w opowiadaniach, to natychmiast zgłosiłabym Ciebie i Kubackiego za Korniszona. Udał się Wam wyśmienicie – co sobie przypomnę, to natychmiast się szczerzę. No ale w końcu nie od dziś wiadomo, że bez Kubackiego to ani rusz! :P
    Poza tym tekst czyta się ogólnie bardzo dobrze, do narracji prawie nie można się przyczepić. Co więcej, masz zdolność do budowania fajnych, ale nie przegiętych tekstów, które autentycznie śmieszą.
    Co do bohaterów, bardzo się cieszę, że w roli głównej obsadziłaś Morgiego. Lubię gościa i fajnie mi się go u Ciebie czyta, bo z jednej strony jest autentycznie sympatyczny, a z drugiej – widać tę jego mroczną stronę.
    Tak samo jest z Korni…, to znaczy z Kornelią. Niby wyluzowana, pyskata i beztroska, ale tak pięknie racjonalizuje i wypiera. Trzymam kciuki, aby odważyła się wreszcie przekroczyć tę linię i stanąć twarzą w twarz ze swoimi demonami.
    Żeby jednak nie było tak słodko – brakuje mi tutaj ciut dokładniej zarysowanego tło. Bardzo pędzisz z akcją do przodu i pomijasz rzeczy, które pozwoliłyby Ci lepiej osadzić tę opowieść w realiach. Ale, jak powiedziałam, i tak się to wszystko dobrze czyta. :)
    I nie mam pojęcia, czy piszesz wyłącznie rekreacyjnie, czy wiążesz z tym jakieś plany, ale zdecydowanie powinnaś robić to dalej!
    I tak w ogóle to właśnie nadrobiłam i dlatego postanowiłam się odezwać i przywitać.
    Cześć!
    C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! Ogromnie cieszę się, że tu zawitałaś i postanowiłaś się odezwać, bo każda nowa czytelniczka kosmicznie mnie cieszy. A gdy ta czytelniczka pozostawia właśnie tego typu komentarze, to już w ogóle latam pod sufitem, bo bardzo zależy mi na szczerej opinii odnośnie wszystkiego - nawet głupiej interpunkcji, z którą ciągle walczę.
      Ale do rzeczy. Napisałaś coś, co bardzo mnie zaciekawiło i sprawiło, że wręcz muszę Cię o to zapytać: Czego brakuje? Mam na myśli te ubytki w tle. Ogólnie staram się być szczegółowa (co czasem wychodzi aż za bardzo), więc gdybyś mogła to tak troszkę sprecyzować, to byłoby megafajnie. :) A jeśli chodzi o pędzenie z fabułą... Jejku, czy tylko ja mam wrażenie, że ostatnio wszystko strasznie się spowolniło i nic się nie dzieje? Odnoszę właśnie takie wrażenie, dlatego chciałam nieco przygazować z akcją, bo jak patrzę w przyszłość... To ja nie wiem, czy ja to opowiadanie do końca roku skończę. :D Też nie chcę tego nie wiadomo jak ciągnąć, żebyście się, Słońca, nie nudziły, dlatego jest jak jest...
      No, ale ogólnie bardzo Ci dzięki wielkie za tę uwagę, każdą przyjmę na klatę. One są bardzo potrzebne, bo przecież idealnie być nie może. Dlatego apel do Was, Dziewczęta, jeśli coś zgrzyta, coś jest nie ten-teges, to wiecie - call me maybe. Dlatego własnie marzy mi się z Wami dobry kontakt...
      A co do końcowego pytania to wygląda to tak, że piszę rekreacyjnie i dla uciszenia swojej wyobraźni, ale plan na dziennikarstwo sportowe (raczej prasowe) jest. Do profesjonalnego pisania i mojego nazwiska w Empiku nawet się nie zabieram, bo brakuje mi zbyt wiele do osiągnięcia wymaganego na rynku poziomu. :)
      Dzięki jeszcze raz i mam nadzieję, że zostaniesz już do końca. Ściskam bardzo mocno!

      Usuń
    2. Jeśli masz takie życzenie, to oczywiście doprecyzuję. W pierwszej wolnej chwili. :)
      Pozdrawiam
      C.

      Usuń
    3. To taka mała prośba. Byłabym wdzięczna. :)

      Usuń
    4. Uff, napisałam. :) Ale wyszło mi takie długie, że najchętniej podrzuciłabym Ci to na maila. Jeśli możesz, podeślij mi adres:
      coralina345@gmail.com
      Pozdrawiam
      C.

      Usuń
  9. Wybacz, że spamuję, ale chciałam tylko powiedzieć, że wróciłam ze Złośliwcem: http://wszystko-byloby-inaczej.blogspot.com

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Cross the line, redefine,
    Lose your mind, come crawl inside!

    OdpowiedzUsuń
  11. AAAA...! Lilka come back!
    Lilka seryjnie przypomina mi moją własną osobistą przyjaciółkę. Najpierw wrzeszczy, a potem zadaje pytania.
    Morgi się uzewnętrznił i wygadał o córce. A zaskoczenie Nelki ponownie zrobiło mi noc.
    Oni naprawdę mają dużo ze sobą wspólnego.
    Na dziś tyle, idę spać, dobranoc!

    OdpowiedzUsuń