-
Kornelia, zostań na swoim miejscu. Nie ruszaj się z wieży, słyszysz? Kornelia,
słyszysz mnie?!
Głos
Pointnera, choć przerywany i zagłuszany przez nieustanny szelest krótkofalówki,
wyjątkowo trwale zachował się w mojej pamięci. Był jedynym, poza głośno bijącym
sercem dźwiękiem, który w tamtej chwili do mnie docierał. I tym, który usilnie
ignorowałam, gdy potykając się o własne nogi, próbowałam dostać się do windy.
Zajęta… więc biegłam. Biegłam, ile sił w nogach. Pierw po schodach, długą drogą
w dół, przeskakując co dwa, trzy stopnie. Biegłam, biegłam najszybciej, jak
tylko potrafiłam, by w końcu dopaść drzwi, w których potrąciłam młodych
przedskoczków.
Pusty
dźwięk opadających na beton nart przeciął panującą wokół okrutną ciszę i
odbijał się echem w mojej głowie, gdy nie zważając na wystraszone spojrzenia
dalej biegłam; gdy wpadałam w zlany w kolorową, bezkształtną plamę tłum; gdy
przeciskałam się między wrytymi w ziemię ludźmi, próbując przedostać się na
drugą stronę. Cały czas oglądałam się w stronę skoczni, ale dostrzegałam
jedynie bulę i górną część zeskoku. Nawet nie wiedziałam, czy dobrze
biegnę. Przerażenie pchało mnie przed
siebie, choć jednocześnie odbierało siły i sprawiało, że nogi powoli odmawiały
posłuszeństwa. Biegłam. Wpadałam w błotniste kałuże, ignorowałam krzyki,
popychałam tych, którzy nie zdążyli w porę się wycofać.
-
Przepraszam.
Ze
strachem wpatrywałam się w zaciskającą się na moim ramieniu dłoń, która
wybroniła mnie przed upadkiem, by w końcu powoli unieść wzrok. Nie wiem, co
chciałam zobaczyć, ale z pewnością nie tę pustkę i bezradność, zamkniętą w
błękitnych, dawidowych tęczówkach. Tak, jak szybko otworzył usta, tak prędko je
zamknął, po czym mnie puścił.
Tak,
ja też nie wiedziałam, co powiedzieć, więc nim chociaż spróbowałam rozwiązać
zasupłaną krtań, biegłam dalej. Szybciej i szybciej, jak nigdy wcześniej, by
jak najprędzej znaleźć się obok niego. Każdy krok wzmagał rozsadzającą od wewnątrz
panikę. Walczyłam z paraliżującym strachem, wygrywając każdym ciężkim oddechem,
który wprawiał w ból zmęczone płuca. Byłam coraz bliżej. Wyminęłam ostatni
domek, skręciłam w stronę skoczni i wpadłam pomiędzy barierki oddzielające
strefę skoczków, dostrzegając to, co działo się u stóp Kulm.
Dokładnie
w tym samym momencie usłyszałam za sobą krzyk Wolfganga, a silne szarpnięcie
uniemożliwiło mi dalszy bieg.
-
Nienienienienie! Nela! Nawet o tym nie myśl!
Loitzl
przytrzymał mnie przy sobie, nie pozwalając mi na kolejny krok. Zawisłam nad
jego splecionymi wokół mojej klatki piersiowej ramionami i wbiłam wzrok w
grupkę ratowników, tak wyróżniających się na śnieżnobiałej powierzchni skoczni.
Rozbieganym spojrzeniem obserwowałam to, co właśnie rozgrywało się na zeskoku,
próbując wychwycić każdy, najmniejszy detal.
-
Muszę tam pójść! – wykrzyczałam rozedrganym głosem, dostrzegając odrzucony na
bok kask. Szarpnęłam się po raz drugi. – Muszę mu pomóc!
-
Herbert już z nim jest, poradzi sobie.
Zacisnęłam
szczęki i zwinęłam dłonie w pięści, gdy zauważyłam Leitnera na zeskoku. Tym
razem skutecznie wyswobodziłam się z uścisku Wolfganga i odwróciłam się tyłem
do skoczni, nie mogąc na to wszystko patrzeć. Chwyciłam się za pulsującą bólem
głowę, wstrzymując pod powiekami powoli wzbierające łzy.
-
Cholera jasna!
Uderzyłam
z otwartej dłoni w mokrą barierkę.
Naiwnie
łudziłam się, że gdy wszyscy podniosą się ze śniegu, on wstanie razem z nimi;
że opuści zeskok o własnych siłach i da znak, że jest w porządku. Naprawdę
chciałam wierzyć, że to wcale nie skończy się tak źle, jak wyglądało… Albo, że
chociaż pozbiera się tak szybko, jak po Titisee. Mogłoby tak być, prawda?
Prawda,
ale nie tym razem. Złudzenie prysło w momencie, w którym wszyscy wstali i na
komendę unieśli nosze, które próbowali przysłonić kocami.
-
Nela, chodź, proszę…
Wolf
stanął przede mną i próbował całym sobą zasłonić mi widok. Nieskutecznie. W
jednej chwili zapomniałam jak oddychać, jak mrugać, jak wydobyć z siebie głos,
dostrzegając kosmyki jego włosów. Nie ruszał się. Nie podniósł ręki. Nie
wykonał żadnego gestu. Nie zrobił nic.
-
Muszę mu pomóc… - powtórzyłam cichym, drżącym głosem i uniosłam przerażone
spojrzenie na Loitzla. Pokręcił głową. – Wolf…
-
Nie. Musisz się uspokoić i to natychmiast. Jest z nim cały sztab medyków plus
Herbert, jest w dobrych rękach - zapewnił, siląc się na jak najbardziej
przekonujący ton i uniósł lekko kąciki ust. Spojrzałam jeszcze raz w tamtą
stronę i pokręciłam głową. To się nie dzieje naprawdę. – Wyliże się z tego, tak
jak zawsze, zobaczysz.
Nie
wiem, jaka siła powstrzymywała mnie przed wybuchnięciem płaczem, ani dlaczego
pozwoliłam Wolfowi otoczyć się ramieniem, pozwalając mu na zabranie mnie z tego
miejsca. Po prostu się poddałam i pokiwałam głową, po czym po raz ostatni
obróciłam się w stronę namiotu, w którym zniknął Thomas.
To
nie tak miało być.
*
* *
Najgorsze
było czekanie.
Z
polecenia Pointnera miałam nie ruszać się z hotelu, przejąć wszystkie obowiązki
Herberta i z pomocą fizjoterapeuty kadry A, zająć się tym, co tak naprawdę do
mnie należało. Tak po prostu miałam nie myśleć o tym, co wydarzyło się podczas
treningu. Nie myśleć, nie dzwonić, czekać
– dokładnie takie wytyczne przez telefon przekazał mi Herbert.
Tak
więc czekałam. Odbijałam się od ścian, zaciskałam zęby, na wszelkie sposoby
blokowałam uporczywe myśli, kierujące się do szpitala i skupiające się na - jak
dotąd – niewielu przekazanych nam informacjach. Stan krytyczny, ale stabilny.
Obrażenia głowy i płuc. Odzyskana przytomność. Tylko tyle, może aż tyle, nie
wiem, ale przez długie godziny nikt nie wiedział nic więcej. Telefony milczały,
Herbert i Pointner nie odbierali, a media wciąż powtarzały to samo.
Udawało
mi się trzymać. Jakoś. Ledwo. Prawie wcale. Już dawno przestałam być tak silna,
jakbym tego chciała. To On całkowicie mnie złamał, a teraz potrzebował, abym
sama poskładała siebie do kupy i wytrzymała to wszystko… Całą tę niewiedzę,
cały ten strach… A najgorsza z tego wszystkiego była bezradność. Bo nie mogłam
nic zrobić. Nic. A gdybym mogła… To co bym zrobiła?
Nie
mam pieprzonego pojęcia.
-
Niepotrzebnie ze sobą rozmawialiście.
-
Już ci mówiłam, nie dał mi żadnego wyboru. Zablokował windę i… Reszta sama się jakoś
potoczyła.
Kofler
westchnął i potarł twarz dłońmi, po czym zapadł się w fotelu. Nieszczególnie
się zdziwiłam, gdy pierwszym pytaniem Andreasa po treningu okazało się krótkie
„rozmawialiście?”. W zasadzie to było stwierdzenie, choć dla mnie samej – nawet
jeśli to absolutnie nie była jego intencja – brzmiało jak oskarżenie. Bo
przecież mogłam to powstrzymać.
-
To w sumie bardzo by do niego pasowało. – Zauważył Gregor. Wciąż leżał na
karimacie po regeneracji, z telefonem przy uchu, cały czas próbując dodzwonić
się na zmianę do Alexa, albo Herberta. – Znowu poczta.
-
Ale jak się domyślił? – spytał Andi, spoglądając na nas.
-
Po prostu… Po prostu się domyślił i tyle. Spotkałam go wczoraj na korytarzu,
wystarczyło jedno spojrzenie i wiedział – odparłam cicho. Wsunęłam się w róg łóżka,
tuż przy ścianie i podsunęłam kolana pod brodę, chowając w nich twarz. – Jestem
taką idiotką.
-
Pod tym względem dobraliście się idealnie – mruknął Schlieri, za co chyba
oberwał poduszką od Andreasa. – No co? Zaprzeczać nie będę, ale z drugiej strony
walnęłaś mu co ci na serduchu leżało, miałaś prawo.
-
Byłam na niego wściekła. Połowa z tego wszystkiego nawet nie jest prawdą.
-
Teraz już trochę za późno na rozliczanie się z każdego słowa. Stało się,
trudno, ale obwinianie się to średni pomysł.
-
Gdyby to ciebie dotyczyło…
-
Ale nie dotyczy. – Poderwał się do pozycji siedzącej i wbił we mnie gniewne spojrzenie.
– Nawet jeśli, to on pomylił się po wyjściu z progu, nie ty. W jego obowiązku
było zachowanie koncentracji, odcięcie się od reszty spraw i skupienie na
skoku. Nie zrobił tego i to z całą pewnością nie jest twoja wina.
-
Gdyby nie ja, nie musiałby w ogóle się od czegokolwiek odcinać.
-
Gdyby, gdyby! Pierdolenie, Kornelia! Nie zapominaj od czego, albo raczej od
kogo to wszystko się zaczęło! – odwarknął natychmiastowo. Zacisnęłam pięści. Z
każdym słowem Gregora nabierałam coraz większej ochoty, aby jedną z nich
umieścić na jego twarzy. - Nie on jedyny ma swoje problemy, które na skoczni
musi od siebie odsunąć. I naprawdę lepiej by było, gdyby uklepał bulę, niż miał
się zabić. Ale nie. On zawsze musi ryzykować, prawda? Nieważne, czy to skoki,
czy nie, dupek zawsze liczy, że mu się upiecze.
-
Greg, zamknij japę – mruknął Kofler zmęczonym głosem. – Niczego nie ułatwiasz.
Schlierenzauer
tylko prychnął i pokręcił głową.
Trudno
było nie myśleć, że to, co wydarzyło się rano nie miało wpływu na próbę
Thomasa. Nie potrafiłam przypisać do upadku teorii czystego błędu, bo jeśli
błąd opierał się na nieodcięciu od spraw prywatnych, to miał związek z naszą
ostatnią rozmową. Kłótnią. Nawet nie wiem, jak można to nazwać. Po prostu nie
powinno do niej dojść, nie przed treningiem, nie przed którymś z konkursów.
Obiecałam Andreasowi, że pozwolę Thomasowi skupić się na lotach. Tymczasem
znaleźliśmy się w sytuacji, w której żałowałam każdego pojedynczego słowa,
wycelowanego w niego o poranku.
-
Dlaczego oni nie odbierają? – Przerwałam napiętą ciszę, nie unosząc głowy znad
kolan. – Dlaczego nie wiemy nic nowego?
-
Najwyraźniej Alex uznał, że jakiekolwiek informacje mogą zakłócić spokój przed
konkursem – odparł niemrawo Andi.
-
Jasne, bo po tym treningu czuję się jak wagon mnichów tybetańskich, taki
spokojny jestem – fuknął Gregor. – Mogliby chociaż napisać, że wszystko gra.
-
A jeśli nie dzwonią, bo stało się coś złego?
Bałam
się chociażby o tym myśleć, przez co słowa ledwo opuściły moje usta. Spojrzałam
na chłopaków, którzy popatrzyli na mnie z niedowierzaniem. Gregor podrzucił
ręce do góry i pokręcił głową.
-
Trzymaj mnie, bo zaraz jej coś zrobię… Czy ty w ogóle siebie słyszysz, czy
tylko coś ci szumi w uchu? Hm? Co ma się stać złego? Jak ty w ogóle możesz brać
coś takiego pod uwagę?! – Niemal wykrzyczał, ciskając we mnie rozzłoszczone
spojrzenie, pod którego siłą skuliłam się jeszcze bardziej. – Dziewczyno, kto
jak to, ale ty w ogóle nie powinnaś tak myśleć!
-
Ale ja już nie wiem, co mam myśleć, dobra? – Nieco uniosłam zdławiony głos,
spoglądając na niego zza zaszklonych oczu. – Nie mam pojęcia, co się z nim
dzieje! Herbert nie odbiera, Alex też, nie mamy żadnych nowych informacji!
-
Najwidoczniej nic nowego się nie urodziło! I to zdecydowanie nie jest powód,
aby brać pod uwagę najgorsze scenariusze! I tak nie możemy nic z tym zrobić,
tylko siedzieć i czekać!
-
Ale ja mam już dosyć tego czekania! Mam już dość tego, że nie mam pojęcia, jak
się czuje, co go boli, czego potrzebuje i czy ktoś siedzi tam obok niego! – wyrzuciłam
z siebie na bezdechu, czując coraz silniejsze drapanie w gardle. Szybkim ruchem
przetarłam wilgotne oczy i znów spojrzałam na Gregora, dodając znacznie ciszej
i słabiej: - Nawet nie wiem, czy chciałby, abym do niego przyszła…
No
i pękłam. Jak bańka. Ponownie przycisnęłam czoło do kolan, z całych sił
zaciskając powieki i próbując opanować drżenie. Mam dość. Naprawdę mam dość
tego wszystkiego, a zwłaszcza tej ciszy. Godzina, dwie? W porządku. Ale sześć?
Prawie siedem? Mam gdzieś jutrzejszy konkurs. Mam gdzieś Alexa i Herberta i ich
wspaniałomyślność. I mam gdzieś to, co się wcześniej wydarzyło. Po prostu chcę
wiedzieć, czy wszystko z nim w porządku.
Bo
to wciąż Thomas. Tego nie da się racjonalnie wytłumaczyć.
-
Dobra, wszyscy jesteśmy zdenerwowani – zaczął spokojnym tonem Andi. – Ale to i
tak nie jest dobry moment, na tego typu kłótnie. Idę popytać Mathiasa albo
Ernsta, może oni wiedzą coś więcej. Mogę zostawić waszą dwójkę w jednym pokoju
i liczyć na to, że się nie pozabijacie?
-
Idź – mruknął Gregor.
Drzwi
się zamknęły, a po pokoju rozległo się głośne westchnięcie. Parę sekund później
materac obok ugiął się pod cudzym ciężarem, a na prawym ramieniu poczułam
bijące od drugiej osoby ciepło. Pociągnęłam nosem i ułożyłam policzek na
kolanie, lokując spojrzenie w kompletnie bezradnej minie Schlierenzauera.
-
Nie widziałeś go, Greg – na wpół wyszeptałam. – Nie widziałeś go, gdy mu to
wszystko mówiłam.
-
Daj spokój, byłaś zła, miałaś prawo mu nawtykać.
-
Ale gdyby nie to…
-
Nela, posłuchaj. – Przerwał mi nagle. -
Nieważne, co się między wami wydarzyło dzisiaj, wczoraj, czy tydzień
temu. Po prostu zrozum, że w całej tej
sytuacji najgorsze, co możesz zrobić, to obarczać siebie winą za jego błąd.
-
Obiecałam Andreasowi…
-
I trzymałaś język za zębami, tak jak obiecałaś, dopóki Thomas nie zmusił cię do
mówienia – zauważył, w końcu obracając głowę w moją stronę. Już nie miał tego
rozzłoszczonego wyrazu twarzy i gniewu w oczach. – Nie zrobiłaś niczego złego,
chwytasz? I wszystko będzie dobrze, Morgi to twardy zawodnik. Idę o zakład, że
błyskawicznie pozbiera swój krzywy tyłek i w Soczi da taki pomysł, że wszyscy
wyskoczą ze skarpetek.
Wzruszyłam
ramionami i oparłam podbródek na kolanie, wbijając wzrok przed siebie. Naprawdę
chciałam zachować tyle optymizmu, co Gregor. Ale nie umiem. Za każdym razem,
gdy przymykam oczy widzę, jak się wybija, jak lewa narta mu ucieka, jak
asekuracyjnie macha rękoma, ginie za bulą, by na końcu dojrzeć jak bezwładnie
stacza się na zeskok…
-
Alex chyba wie – szepnęłam. Wyczułam na sobie badawczy wzrok Schlierenzauera. –
Przez chwilę rozmawiałam z Herbertem. Pointner zabronił mi przyjeżdżać do
szpitala. Tylko mi.
-
Potrzebował fizjoterapeuty na miejscu.
-
To nie to, Greg. – Pokręciłam głową. – Jedyną osobą poza wami, która wie, jest
prawdopodobnie Herbert. Odpowiedź wydaje się prosta.
-
Nie wydaje mi się. Bertie jest jaki jest, różne rzeczy gada, ale zawsze czeka
na swoją kolej. Wiedział o Silvii o wiele wcześniej, niż Alex, a jednak
milczał, dopóki sprawa sama nie wypłynęła.
Spojrzałam
na niego ze zdziwieniem. Wydawał się być pewny tego, co mówił. Zresztą, zna
Herberta znacznie dłużej, niż ja. W takim razie albo któreś z nas się myliło,
albo…
-
Myślisz, że mógł mu sam powiedzieć?
Gregor
wzruszył ramionami i zrobił minę, jasno
dającą do zrozumienia, że nie ma pojęcia. I znów ta niewiedza.
Schowałam
zmęczoną twarz w dłoniach, skazując się po raz kolejny na ten widok. I pewnie
próbowałabym zacząć z nim walczyć, gdyby nie ciche odgłosy, dochodzące z
korytarza. Uniosłam głowę i spojrzałam na Schlierena, który od razu podniósł
się z łóżka i podszedł do drzwi, po czym energicznie szarpnął za klamkę.
-
Jezus Maria, Gregor! – wrzasnął Michi i odskoczył do tyłu, przy czym wpadł na
zdezorientowanego Krafta. – Prawie zawału przez ciebie dostałem!
-
Czego chcecie, głąby?
-
Grupa wsparcia – odparł Stefan i wcisnął głowę, pomiędzy framugę a ramię
Gregora, po czym uśmiechnął się najpiękniej, jak potrafił. – Mamy wszystkie
smaki Mannerów, zieloną herbatę i szeroko otwarte ramiona. To jak?
Schlieri
zerknął na mnie pytająco, na co od razu pokiwałam głową. Uchylił szerzej drzwi,
a cała banda wpakowała się do pokoju.
-
Wiadomo coś więcej? – spytał Hayböck, siadając w fotelu. Gregor pokręcił głową.
– Nikt nic nie chce powiedzieć.
-
Ponoć Wolf i Koch pojechali do szpitala – dodał Stefan, otwierając pierwszą
paczkę wafelków. – Mają zadzwonić, jak będą coś wiedzieć.
-
O ile Alex ich stamtąd nie wykopie – mruknął znowu Michi, po czym popatrzył na
mnie. – Hej, trzymasz się? Wyglądasz, jakbyś potrzebowała, żeby cię środkowy
Hayböck przytulił.
-
Matko Boska, to jest was więcej? – Uniosłam brwi, na co Schlieri podniósł trzy
palce.
-
Bo jeden Hayböck na nartach to za mało.
-
Gdybyś był Norwegiem, to na 96% miałbyś na drugie Andre. – Uśmiechnęłam się
lekko, co zostało szybko odwzajemnione.
-
Hej, humor ci wraca, jest dobrze! – zaśmiał się Krafti i opadł obok mnie na
łóżko. – Mannera?
Pokręciłam
głowę. Gardło miałam tak związane, że nie byłam w stanie przełknąć niczego, co
nie było wodą. Nerwy skurczały mi żołądek do tego stopnia, że nawet nie mogłam
patrzeć na jedzenie, więc czując słodki zapach wafelków, porządnie mnie
odrzuciło. Stefan zaczął marudzić, że powinnam coś zjeść, ale zagłuszył go
dzwonek telefonu Schlieriego. Kraft przytrzymał mnie, gdy odruchowo poderwałam
się w kierunku Gregora, który kilkukrotnie pokiwał głową, mrucząc twierdząco
pod nosem.
-
No i?
Westchnął,
po czym spojrzał na nas znad komórki.
-
Głupi to ma zawsze szczęście, co nie? – Uśmiechnął się lekko. – Dobrze będzie!
Nie
kamień, a ciężki głaz spadł mi z serca i wylądował w żołądku. Chłopaki od razu
rzucili się na Gregora, dopytując go o jakiekolwiek szczegóły, ale dla mnie
najważniejsze było po prostu to, że moje obawy się nie spełniły.
Jest
w porządku.
-
No weźże się uśmiechnij.
Rozchyliłam
przyciśnięte do oczu palce i ujrzałam przed sobą Didla. Kucał przy łóżku i uśmiechał
się pokrzepiająco, a w dłoniach ściskał swojego różowego ulubieńca. Spojrzałam
na niego podejrzliwie, ale i z rozbawieniem, kompletnie nie rozumiejąc, do
czego zmierza.
-
Uśmiech, raz-dwa! – Zamachał pluszową łapką świnki i kilkukrotnie zachrumkał, doprowadzając
mnie do szczerego śmiechu. – Widzisz, znacznie lepiej. A teraz idziemy na dół
coś zjeść. Masz ochotę na jajecznicę?
*
* *
Schowałam
za bluzę kadrowy identyfikator, po czym naciągnęłam kaptur na głowę i jeszcze
raz rozejrzałam się po korytarzu. Pusto i cicho, dokładnie tego spodziewałam
się o siódmej rano. Nikogo, kto wszedłby mi w drogę. Nikogo, kto nabrałby
podejrzeń. Nikogo, kto zadałby niewygodne pytania.
-
Dokądś się wybierasz?
I
właśnie w takich momentach pojawia się Herbert. Nagle wyskakuje za plecami ze
swoim opanowanym głosem i spojrzeniem, którym zawsze wprowadza w wrażenie,
jakby wcale nie potrzebował odpowiedzi. Po prostu Herbert.
-
Pobiegać. Jak codziennie rano – odpowiedziałam, siląc się na naturalny i
oczywisty ton. Rozłożyłam ręce, kiwając głową na swój sportowy strój i
spojrzałam na niego wyczekująco. Nieznacznie uniósł jeden kącik ust. – Co?
-
Nic – odparł najnormalniej w świecie i schował dłonie w kieszeniach spodni. – A
powinienem jeszcze o coś pytać?
-
Nie marnuj czasu.
Odwróciłam
się na pięcie i ruszyłam w stronę windy.
-
Sala sto osiemdziesiąt pięć. O ironio tyle wynosi punkt K na Kulm.
Zastygłam
w miejscu, słysząc słowa Herberta. Powoli obróciłam się w jego stronę, ani
trochę nie wiedząc, czego się spodziewać. A on wciąż stał w tym samym miejscu i
patrzył na mnie bez tego grama złośliwości i niechęci, które wyczuwałam od
niego każdego dnia. Pokręciłam głową, dając mu znać, że nie rozumiem, na co
lekko się roześmiał.
-
Gdybyś do niego nie szła, nie tłumaczyłabyś się bieganiem. Rzuciłabyś jakąś
złośliwością i poszła dalej – wyjaśnił zupełnie swobodnie. – Wredny jestem, ale
niekoniecznie głupi.
Tak
łatwo się dałam? Chyba momentami go nie doceniam. A już na pewno nie w takich
momentach, jak ten. Nie stawał mi na drodze, wręcz przeciwnie, usuwał się z
niej i wskazywał kierunek.
-
Nie będziesz potrzebna podczas konkursu. I tak bardziej byś przeszkadzała, niż
pomagała, zwłaszcza teraz.
-
Co ty…
-
Co ja? Może i jestem ostatnim sukinsynem i jakoś specjalnie za tobą nie
przepadam, ale nie będę odmawiał ci prawa do zobaczenia się z nim. Zwłaszcza
wtedy, gdy sam mnie o to prosi.
Pokręciłam
głową z niedowierzaniem.
-
Jeszcze dwa dni temu miałeś gdzieś jego prośby – odpowiedziałam, przypominając
i jemu i sobie jego kłótnię z Thomasem, którą słyszała połowa hotelu. – A teraz
co? Zrobiło ci się go żal?
-
Są pewne kwestie, które w różnych sprawach trzeba brać pod uwagę, Kornelio.
Wiesz o co mnie wtedy prosił? O krycie twojego tyłka, gdyby nagle Alex
dowiedział się, że łączy was o wiele więcej, niż powinno. Chciał, żebyś mimo
wszystko została w drużynie, nawet kosztem jego pozycji. Przyznam, że tego nie
rozumiem, zwłaszcza teraz, przed igrzyskami, ale wiem jedno… Cholera, jak jemu
jednak musi na tobie zależeć, że miał w ogóle czelność prosić o coś takiego.
Zacisnęłam
usta, wpatrując się w zupełnie neutralną twarz Leitnera i próbując odnaleźć w
niej ten pierwiastek typowego dla niego draństwa. Ale nic. Zupełnie nic.
-
Alexem się nie przejmuj, sam się nim zajmę. Masz pół dnia.
-
Po co to robisz?
-
Tak jak mówiłem, poprosił mnie o to.
-
I tylko tyle?
-
Powiedziałbym, że aż tyle – mruknął, prychając cicho i uciekając wzrokiem
gdzieś w bok. - Zjeżdżaj, zanim zmienię zdanie.
Zagryzłam
na ustach wszelkie miękkie słowa, które miałam ochotę mu powiedzieć i po raz
drugi poderwałam się z miejsca.
-
Kornelia?
Odwróciłam
głowę w jego kierunku. Oblizał usta i przymknął powieki, by wreszcie wbić we
mnie nieco mniej spokojne spojrzenie.
-
Ty chyba nie zamierzasz po tym wszystkim tak po prostu tutaj zostać?
Mogłam
się domyślić, że jednak za tym jego nagłym miłosierdziem czai się kwestia mojej
przyszłości w kadrze. To było przecież tak proste do przewidzenia… I może gdyby
nie fakt, że całą noc spędziłam myśląc nad tym, co powinnam zrobić, poczułabym
się przyszpilona.
Uśmiechnęłam
się słabo i weszłam do windy, pozostawiając Herberta za sobą.
*
* *
Szybkim
krokiem przemierzałam szpitalne korytarze. Numery na drzwiach na oddziale
intensywnej terapii rosły wprost proporcjonalnie do szybkości z jaką biło moje
serce. W powietrzu unosił się zapach bijącej od ścian sterylności, choroby i strachu.
Panujące tam zimno po raz kolejny wywołało nieprzyjemny dreszcz i zmusił do
naciągnięcia rękawów bluzy na dłonie.
Co
ja w ogóle wyprawiam? Po co tu w ogóle przyszłam? Z jakiej racji? Co mam
powiedzieć, jak się zachować… Czy w ogóle próbować chwycić go za rękę i
powiedzieć, że hej, jestem tu? Zwykłe „cześć” wydaje się w tej sytuacji
cholernie trudne i głupie. Nie po tym, co powiedzieliśmy sobie ostatnim razem,
lub raczej po tych wszystkich słowach zrodzonych ze wściekłości. W obliczu tego
pieprzonego upadku tak bardzo chciałam cofnąć każde z nich, zamknąć na zawsze w
swoich ustach i nie zmuszać go do tego, by kiedykolwiek usłyszał, że go
nienawidzę. Wtedy może mi się tak wydawało, byłam wściekła, ale teraz… Cholera,
przecież to nie była prawda. Wciąż znaczy tyle samo. Wciąż znaczy najwięcej.
-
Dzień dobry…
Zdobyłam
się na słaby uśmiech. Pan Morgenstern oderwał wzrok od okna, wyraźnie
wyciągnięty z zamyślenia i spojrzał na mnie z zaskoczeniem, by po chwili równie
blado się uśmiechnąć.
-
Miałem nadzieję, że znów się zobaczymy – chrypnął zmęczonym głosem, ale mimo to
uniósł kąciki ust. – Myślałem tylko, że dojdzie do tego w nieco innych
okolicznościach…
-
Jak on się czuje?
-
Jest lepiej. Lekarze mówią, że miał spokojną noc, nic się nie pogorszyło i tak
dalej. Trzymają go na środkach przeciwbólowych, więc praktycznie cały czas śpi
– wręcz wyrecytował i obrócił głowę w bok, a jego spojrzenie nagle wypełniło
się strachem. Podążyłam za wzrokiem pana Franza i wstrzymałam oddech. Od
szpitalnej sali oddzielała nas tylko cienka szyba, za którą dostrzegłam panią
Morgenstern, czuwającą przy łóżku syna. Szybko odwróciłam głowę. – Prędko z
tego wyjdzie. Thomas jest silny, ma mocny organizm. Poradzi sobie.
-
Jest zbyt uparty, by miało być inaczej – odparłam, na co cicho się zaśmiał,
wlepiając wzrok w papierowy kubek po kawie.
-
Nie mogę przekonać Gudrun, aby wróciła ze mną do hotelu i trochę odpoczęła. –
Kiwnął głową w stronę sali, lecz tym razem nie spojrzałam w tamtą stronę. –
Całą noc przy nim siedziała. Może ty ją jakoś przekonasz?
Nie
wiem dlaczego to mnie o to poprosił i dlaczego się zgodziłam. Ale wiem jedno,
serce nieomal wyłamało mi żebra, gdy irracjonalnie pchnięta własnym strachem
przekroczyłam próg sali Thomasa. Po pomieszczeniu rozchodziło się jedynie ciche
pikanie urządzenia monitorującego pracę serca oraz miarowe oddychanie,
wspomagane przez maskę tlenową. Z rosnącą w gardle gulą poprawiłam za duży
płaszcz ochronny i na miękkich nogach podeszłam do łóżka.
To
był ten moment, w którym jedyne, czego pragniesz, to przejąć od kogoś jego ból
i zamienić się z nim miejscem, aby już nie cierpiał.
To
był ten moment, gdy wszystko przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie i zaczyna
liczyć się tylko tu i teraz.
-
Odpoczywa – wyszeptała pani Morgenstern, nie odrywając wzroku od Thomasa.
-
Pani też powinna.
-
Nie chcę, aby był sam, gdy się obudzi.
Zacisnęłam
dłoń na chłodnej poręczy łóżka i zagryzłam dolną wargę, wpatrując się w
swobodnie ułożoną na pościeli jego dłoń. Nie powinnam… Bo kim ja niby jestem?
-
Nie będzie sam.
Zadarła
głowę i spojrzała na mnie zaczerwienionymi, podkrążonymi oczami, jakby nie do
końca rozumiejąc.
-
Mąż się o panią martwi. Thomas z pewnością też nie będzie zadowolony, gdy
zobaczy panią w takim stanie. Proszę się trochę przespać, coś zjeść… -
nawijałam niezbyt poradnie, walcząc z chęcią uniesienia wzroku na pogrążoną w
śnie twarz blondyna. Przez cały ten czas, w którym zdążyłam poznać jego matkę
nauczyłam się, że jest upartym człowiekiem. Zupełnie jak jej syn.
Dlatego
moje zdziwienie było tak duże, gdy nagle podniosła się z miejsca.
-
Zostaniesz z nim?
-
Jeśli nie ma pani nic przeciwko.
Pochyliła
się nad łóżkiem i ucałowała czoło Thomasa, obiecując mu, że niedługo wróci, po
czym stanęła naprzeciwko mnie. Położyła dłoń na moim ramieniu i delikatnie się
uśmiechnęła.
-
A dlaczego miałabym mieć?
Drzwi
za blondynką zasunęły się. Przez szybę widziałam, jak pan Franz otacza żonę
ramieniem i kiwając głową w moją stronę, wyprowadza ją z oddziału.
Tak
więc zostaliśmy sami.
Usiadłam
na krześle, na którym jeszcze przed chwilą siedziała pani Morgenstern i w końcu
uniosłam spojrzenie na jego spokojną twarz.
Minuty
mijały, odliczane na niewielkim zegarze umieszczonym nad drzwiami. Maszyna
cicho pracowała, a jej dźwięk po kilku chwilach stał się tak naturalny, że
przestał jakkolwiek zwracać moją uwagę. Za oknem niebo jaśniało szarością, a
delikatny wiatr poruszał gałęziami drzew.
A
ja wciąż tam siedziałam, patrzyłam na niego i zadawałam sobie jedno, proste
pytanie: jak mam przez to przejść?
Opcji
nie pojawiało się wiele, wręcz przeciwnie, ale tylko jedna z nich wydawała się
realna. I, jak na złość, była najgorsza z nich wszystkich.
Względnie
pojętą ciszę przerwało mruknięcie. Poderwałam się z krzesła i pochyliłam się
nad nim, dostrzegając, jak porusza powiekami. Po kilku sekundach walki
rozchylił je i zamrugał leniwie, przez moment wodząc wzrokiem po suficie, by na
końcu mnie odnaleźć.
-
Jesteś… - wydobył z siebie głosem tak słabym i cichym, że przez ułamek sekundy
miałam wrażenie osuwającej się spod stóp podłogi.
-
Cśśś, nic nie mów. – Pokręciłam głową i zdobyłam się na lekki uśmiech.
Przymknął powieki, jakby w geście ulgi, po czym znów na mnie spojrzał i głęboko
westchnął.
Chciałam
go dotknąć; złapać za dłoń, lub przesunąć kciukiem po jego zaczerwienionym
policzku. Chciałam wykonać jakiś gest, aby wiedział, że naprawdę z nim jestem i
po to, aby ponownie poczuć pod palcami jego skórę. Tęskniłam, tak cholernie
tęskniłam za jego ciepłem, że nie potrafiłam powstrzymać dłoni, która sięgnęła
do jego czoła i odgarnęła kosmyk włosów. Westchnął i zamknął oczy.
Nie
wiem, ile czasu minęło, gdy nagle drzwi się rozsunęły, a do środka weszła
pielęgniarka.
-
Trzeba zmienić wenflon i kroplówkę – oznajmiła niska brunetka o wschodniej
urodzie i serdecznym uśmiechu, po czym podeszła do Thomasa od drugiej strony i
chwyciła go za prawą rękę. – Obiecuję, że nie będzie boleć.
Wyjęła
igłę, co spotkało się z cichym syknięciem. Uniosłam wzrok na pielęgniarkę, na
co posłała mi przepraszające spojrzenie i zdezynfekowała miejsce wbicia.
Przyszykowała nową igłę, na której widok Thomas po raz kolejny cicho mruknął.
-
Hejhejhej, spójrz na mnie – szepnęłam, dotykając jego policzka, aby odwrócić
jego uwagę i zmusić, by parzył na mnie, a nie na wbijaną w żyłę gigantyczną
igłę. Zawalczył z bólem lekkim grymasem, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Uspokajająco gładziłam kciukiem jego kość policzkową, tak cholernie mocno chcąc
sprawić, aby nic go już nie bolało.
Bał
się. Widziałam to w jego oczach i wiem, że nie chodziło o to drobne ukłucie,
które w tamtej chwili było o wiele bardziej bolesne, niż powinno, tylko tego,
co dalej. Co z nami, co ze skokami, co z tym wszystkim?
-
Podałam kolejną dawką środków znieczulających. Pewnie niedługo znowu zaśnie.
Pokiwałam
głową i podziękowałam pielęgniarce nim wyszła, po czym po raz kolejny
spojrzałam na Thomasa. Znów czułam się bezsilna. Boże, jakie to otępiające
uczucie… Nie mogłam nic zrobić. Nic, co sprawiłoby, że poczuje się lepiej i
będzie go mnie boleć. Mogłam jedynie patrzeć na niego, zapamiętywać każdy
skrawek jego twarzy i mieć nadzieję, że jak najszybciej wstanie z tego
cholernego łóżka.
Nie
chciałam pamiętać o tym, co wydarzyło się wczoraj i czego dowiedziałam się dwa
dni temu. Nie chciałam też myśleć o tym, jak cholernie mocno bolało to, co
zrobił. A zrobił najgorszą z możliwych rzeczy, sprawiając, że stałam się tylko
tą słabą, popękaną Kornelią, która nie posiada już swojego pancerza ochronnego.
Bez niego byłam bezbronna, ale miałam Thomasa i to wystarczyło do tego, aby
czuć się bezpieczną. Ale on zburzył mur, posprzątał po sobie i sprawił, że teraz
każdy może zobaczyć, jak kruchym człowiekiem jestem, tym samym samodzielnie
odsuwając się i zostawiając mnie samą. Okłamał mnie, a mimo to… Jestem tu. Z
nim. Trzymam jego dłoń i widzę w jego oczach strach, który najchętniej bym z
nich wymazała. I wiem, że mimo wszystko jest to jedyne miejsce, w którym chcę
być.
Ale
w którym nie mogę zostać.
I
znów mijały minuty, które zamieniały się w godziny. Zawieszony w rogu sali
telewizor cicho dźwięczał, emitując sobotni konkurs lotów. Chciałam go
wyłączyć, aby nie musiał na to wszystko patrzeć, ale nie pozwolił mi. Nawet,
jeśli tylko od czasu do czasu otwierał oczy, by zobaczyć loty chłopaków. Wsparłam
głowę na opartych o poręcz łóżka ramionach i śledziłam relację, nie
dopuszczając do siebie myśli, że to ta sama skocznia, która wczoraj pokonała
Thomasa; że to na jej zeskoku rozegrał się najgorszy dramat.
Uśmiechnęłam
się lekko, gdy Kamil pokazał do kamery nartę z napisem „Alles Gute Morgi”.
Takim samym, jaki wcześniej zaprezentowali Jasiek, Piotrek i Maciek. Tylko
Dawida na skoczni brakowało.
-
Hej, Gregor zajął trzecie miejsce – szepnęłam, gdy pół godziny po zakończeniu
konkursu otworzył oczy, budząc się z kolejnej drzemki. Pokiwał głową, po czym
jego twarz wykrzywiła się w grymasie bólu. – Pójdę po lekarza.
Wstałam
i nim zdążyłam zrobić krok, chwycił mnie za nadgarstek.
-
Nela… - zaczął cicho i nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, drugą ręką sięgnął
do maski tlenowej i ją zsunął. Przymknął zmęczone powieki i kilka razy zaciągnął
się zwyczajnym powietrzem. Cisza gęstniała, a ja nie miałam odwagi, by w tym
momencie jakkolwiek się odezwać; by chociaż krzyknąć na niego, żeby się nie
przemęczał. A on w końcu spojrzał na mnie i głęboko odetchnął, unosząc
minimalnie kąciki ust. – Nawet nie wiesz jak się cieszę, że pomyliłaś wtedy
pociągi…
Zdusiłam
w sobie nagłą chęć rozbeczenia się nad nim. Zacisnęłam układające się do
uśmiechu wargi, pozwalając by oczy zaszły mi łzami. Poprawiłam mu maskę i odgarnęłam
włosy znad czoła.
-
Durny jesteś. – Lekko się roześmiałam, na co nieznacznie uniósł brwi z
delikatnym rozbawieniem, po czym znów zamknął oczy. – Śpij, Złamasie, odpoczywaj.
Jestem tu, cały czas będę, obiecuję.
Mruknął
twierdząco i zasnął. A mnie w jednej chwili serce posypało się na drobne
kawałki, czując przypływ najpodlejszych uczuć względem siebie samej. Wstałam z
miejsca, delikatnie wyswabadzając swoje palce z naszego splotu, by już po
chwili tęsknić za jego dotykiem.
Cholera,
jakie to jest trudne. Zwłaszcza teraz, gdy już nie potrafię tak zwyczajnie zacisnąć
pięści i udawać, że sobie z tym wszystkim poradzę. Bo już teraz wiem, że nie
dam rady, ale wiem również, że już nie mam siły, aby to wszystko tak
najnormalniej pociągnąć.
Po
raz kolejny czuję, że mam serce w strzępach. I nikt, ani nic nie jest w stanie
tego naprawić.
Zacisnęłam
pięści oraz powieki, pod którymi zgromadziły się łzy i nie obracając się za
siebie, ruszyłam do wyjścia z sali. Drzwi rozsunęły się, a przede mną wyrosła
sylwetka człowieka, któremu winna byłam wyjaśnienia, a którego wyraz twarzy
zdecydowanie ich oczekiwał.
-
Trenerze.
-
Kornelio.
-
Muszę z trenerem porozmawiać.
-
Ja z tobą również.
Utkwiłam
wzrok w kubku kawy, wyobrażając sobie jakie szkody spowodowałabym, gdybym nagle
go upuściła i zwiała, zanim zaczęłabym mówić. Wiedziałam jednak, że muszę mu
wszystko powiedzieć, więc kubek wciąż tkwił w moich dłoniach, przyjemnie je
ogrzewając.
-
W zasadzie to chciałam tylko powiedzieć, że nie musi się trener obawiać o
kolejne przewroty w teamie – zaczęłam, nawet nie unosząc na niego spojrzenia.
Wzięłam głębszy wdech. – Obiecałam, że gdy nadejdzie odpowiednia pora, sama
zrezygnuję. Zdaje się… Że to właśnie ten moment.
-
Przepraszam, ale chyba nie rozumiem.
-
Odchodzę.
Wbiłam
w niego zdecydowane spojrzenie. Pointner uniósł brwi w wyrazie sporego zdziwienia,
jakby nie tego się spodziewał. Nie o tym chciał porozmawiać?
-
Odchodzisz – powtórzył z zainteresowaniem. – Żeby być z nim?
Przełknęłam
rosnącą w gardle bezsilność i pokręciłam głową.
-
Nie. Odchodzę… W każdym możliwym tego słowa znaczeniu. Chcę jak najszybciej
opuścić Bad Mitterndorf i wrócić do tego, co było zanim do was dołączyłam.
Alex
przez długą chwilę milczał, by w końcu cicho się roześmiać.
-
Zabawne. Mówisz mi, że odchodzisz w momencie, w którym chciałem cię poprosić,
abyś ponownie została z Thomasem i zajęła się jego rehabilitacją.
Otworzyłam
szerzej oczy i opadłam plecami na oparcie plastikowego krzesełka. Chyba upadł
na głowę, choć na ten moment to mało odpowiednie stwierdzenie.
-
Teraz to ja nie rozumiem. Przecież… Przecież trener wie… Bo wie, prawda? – wydukałam,
ledwo łącząc ze sobą słowa. Przytaknął, po czym sięgnął do kieszeni i coś z
niej wyciągnął.
-
Wszyscy śmieją się z moich krótkofalówek… - Uśmiechnął się lekko i zamachał
urządzeniem. Poczułam oblewającą mnie falę gorąca. Innsbruck. – A to naprawdę genialny gadżet jest. Nie wyłączyłaś jej
kiedyś, pamiętasz?
Całe
powietrze ze mnie zeszło. Przysłoniłam czerwieniejącą twarz dłonią, aby nie
patrzeć w przenikliwe oczy Pointnera, pod których naporem malałam. Czyli
wiedział już wcześniej i nic do tej pory nie zrobił. Jedno pytanie: dlaczego?
-
Przyznam, że nie byłem jakoś szczególnie zaskoczony – ciągnął dalej potwornie
spokojnym głosem. – Ale przecież sam postawiłem cię na jego drodze. Herbert
stwierdził, że upadłem na głowę, że to kolejna moja zła decyzja, ale przecież
wiedziałem, co robię. I szczerze? Gdybym miał po raz kolejny wybierać, znów
zrobiłbym to samo. – Zawiesił głos, ściągając na siebie mój niezrozumiały
wzrok. – Znów wziąłbym cię do drużyny.
-
Po tym wszystkim, co kiedyś się wydarzyło?
-
Nie jesteś Silvią, Kornelio. Niczego nie zburzyłaś, nie zasiałaś fermentu w
drużynie. Wręcz przeciwnie. Nie wiesz, jak to wszystko naprawdę wyglądało, ale
ty… To kompletnie inna historia. Wyciągnęłaś Thomasa z tego dołka, do którego
wpakował się w tamtym sezonie. Sprawiłaś, że znów w siebie uwierzył, podciągnął
się, przestał odpuszczać. Podniosłaś go.
-
Gdyby nie ja, nie bylibyśmy tutaj…
Pokręcił
głową.
-
Rozmawiałem z Thomasem przed konkursem w Bischo. Spytałem go wtedy, co się
zmieniło, że nagle poczuł się taki mocny? Co go tak napędza, że jest w stanie
stawać na podium po tym wszystkim, co ma za sobą? I wiesz co? Wskazał jeden
powód. Ciebie. Więc chyba nie sądzisz, że mógłbym chcieć cię odsunąć gdy
sprawiasz, że jeden z moich najlepszych zawodników w końcu skacze tak, jak się
tego od niego oczekuje?
Prychnęłam
i schowałam twarz w dłoniach. Miałam przed oczami cały ostatni miesiąc, każdy
pojedynczy dzień, który razem spędziliśmy. Widziałam jego drogę od Titisee po
Bischofshofen i drugie miejsce w Turnieju Czterech Skoczni. Każdy jego skok,
dobry wynik, jego determinację, szczęście, wszystko. A teraz to naprawdę musi
się skończyć.
-
Nie powinnam tutaj zostawać. I oboje dobrze o tym wiemy.
-
Może nie w teamie, ale… Zostań chociaż z nim, zwłaszcza teraz.
Szybko
pokręciłam głową.
-
Nie mogę. Za dużo się ostatnio wydarzyło i… Ja już tak dłużej nie potrafię. To
jedyne dobre wyjście z tej sytuacji.
Spojrzał
na mnie z całkowitą bezradnością. Doskonale dało się wyczytać z jego twarzy, co
o tym sądzi. Ale czy mógł coś z tym zrobić? Nie. Jedynie to zaakceptować, bo
wiedziałam, że zdania nie zmienię.
-
Mam prośbę… - na wpół wyszeptałam. – Czy mógłby trener powiedzieć mu, że zrobił
to, co musiał?
-
A konkretniej?
-
On nie może się dowiedzieć, że sama odeszłam.
Bo
gdyby się dowiedział… Chyba nie chcę o tym myśleć. Wolę przyjąć wersję, że
zostałam wykopana na własne życzenie. Alex westchnął, ani trochę zadowolony z
tego pomysłu.
-
I znów wyjdę na ostatniego sukinsyna, huh?
-
Nie. Na trenera, który pilnuje zasad w swojej drużynie. – Uśmiechnęłam się
blado i wstałam z miejsca. - Żadnej taryfy ulgowej, szefie.
-
Mam ci życzyć powodzenia?
-
Chyba się przyda.
Stanął
naprzeciwko mnie i wykrzywił usta w nikłym uśmiechu.
-
Mam nadzieję, że nie będziesz tego żałować.
-
Właśnie chodzi o to, że już tego żałuję.
*
* *
Po
raz kolejny udowadniam, że jestem tchórzem. Tchórzem, który znów ucieka i
zostawia za sobą wszystko to, co kocha najmocniej na świecie. Wszystko tylko
dlatego, bo po prostu zabrakło już sił i chęci do walki z samą sobą. Jestem za
słaba, by mimo wszystko stanąć na nogi i udźwignąć to, co zostało zrzucone na
moje plecy. Bo choć bardzo chcę, nie potrafię zapomnieć. Nie umiem przeciwstawić
się temu wszystkiemu, co ostatnio się wydarzyło, a wydarzyło się tak wiele, że
w pewnym momencie po prostu się pogubiłam. Znowu. I tym razem nie ma nikogo,
kto by mnie w tym wszystkim odnalazł. Więc tak, znów to robię. Znów uciekam.
Skręciłam
w odpowiedni korytarz, ściskając w dłoniach kartę do pokoju. Muszę po prostu się
spakować i wyjść bez żadnych wyjaśnień.
A
jednak gdy dojrzałam pod swoimi drzwiami Kamila, nagle zapragnęłam wyrzucić z
siebie wszystko to, co tłoczy się gdzieś w środku mnie i dać wreszcie upust
każdej, nawet najmniejszej emocji. Odwrócił głowę w moją stronę i głęboko
westchnął. Nic nie mówiąc podeszłam do niego i wtuliłam się w niego tak mocno,
że czułam wpijające się w skórę jego żebra. Już się nie wstrzymywałam. Nie
blokowałam łez, które moczyły materiał jego bluzy i wcale nie próbowałam
zapanować nad drżeniem całego ciała.
-
Jestem zmęczona – wydusiłam z siebie słabym głosem, nie odrywając czoła od jego
ramienia. – Jestem tak cholernie tym wszystkim zmęczona.
Nie
odpowiedział. Wciąż uspokajająco gładził moje włosy i delikatnie bujał nami na
boki. Boże, jak to dobrze, że jest, że go mam. Zwłaszcza teraz.
-
Nie mam już siły, Kamil. Tak dużo się wydarzyło, a ja już nie potrafię
normalnie funkcjonować… Muszę odpocząć. Muszę stąd wyjechać.
Odsunął
się, aby spojrzeć mi w oczy. Kciukami starł z policzków słone krople i ściągnął
brwi, przez krótki moment analizując każde słowo.
-
Dokąd?
Wzięłam
głęboki wdech i odwróciłam spojrzenie w bok. Dokąd? To dobre pytanie. Długo się
nad tym zastanawiałam i równie długo negowałam ten pomysł, by w końcu dojść do
wniosku, że jeśli mam ponownie uciec to do miejsca, w którym wszystko się
zaczęło. Nadeszła pora, by w końcu porzucić błąkanie się bez sensu dla
zagłuszenia własnego sumienia i powrócić do dawnego życia. Nie w pełni, ale
przynajmniej w jakimś stopniu. To w zasadzie nawet nie byłaby ucieczka. To
byłby powrót. Wracam. Tak, właśnie tak. Wracam tam, skąd przybyłam i tam, gdzie
cały czas jest moje miejsce i skąd nigdy nie powinnam się ruszać.
Wracam.
* * *
-
Nela?
Zamknęłam
pokój i naciągnęłam na ramię torbę, gdy usłyszałam za sobą znajomy, brzmiąco
dość niepewnie głos. Kraft spojrzał na mnie i na stojącą obok walizkę, po czym
znów ulokował we mnie swój nieco wystraszony wzrok. Przełknęłam wszystkie łzy i
uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco, po czym chwyciłam za rączkę walizki.
-
Do widzenia, Stefan.
Cztery
godziny później znajdowałam się na pokładzie samolotu z Salzburga do Krakowa.
* * *
a teraz tracisz
wszystkie wspomnienia...
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
*
A
więc tak… W tym miejscu stawiamy umowny znak „Koniec części pierwszej”. Bo to w
pewnym sensie jest koniec czegoś, co trwało dwadzieścia pięć rozdziałów, a w
przeliczniku czasowym rok i prawie dwa miesiące. To dobry moment, aby cofnąć
się, przypomnieć sobie, co doprowadziło bohaterów do tego momentu i jak mocno
zmienili się przez cały ten czas. Taka moja mała refleksja, która towarzyszyła mi
przez cały czas pisania tego rozdziału, jak również piosenka Ryana Stara,
której już chyba nigdy w życiu nie odtworzę, bo gra mi w słuchawkach od ponad
dwóch tygodni.
To
jest również dobry moment, aby powiedzieć Wam, że zostało nam jeszcze dziesięć
rozdziałów i epilog. Ale zanim to… Niespodzianka! Z racji tego, że przecież
przed nami jeszcze druga część, jakiś czas temu postanowiłam pobawić się w
montażystę i poudawać, że jakoś mi to wychodzi. Tak więc przygotowałam
mini-trailer drugiej części. Oglądajcie uważnie, poleci spoiler. ;)
I
jak?
Standardowo
dziękuję za wszystkie cudowne słowa. Pod ostatnim rozdziałem przeszłyście same
siebie. Jesteście NAJLEPSZE. I mam nadzieję, że zostaniecie do samego końca.
A
teraz pozostaje mi jedynie przypomnieć, że 14 marca TUTAJ (nastąpiła zmiana adresu) pojawi się prolog
nowego projektu. Bjoern Einar Romoeren i norweska paczka. Będzie wesoło, będzie
w skandynawskim stylu i… reszty dowiecie się sami.
Pozdrawiam,
ściskam, całuję!
Gregory i złota Trójca podbiła moje serce znowu, ale trzeba przyznać, że Schlieri swoje powiedział i miał rację, Herbert i Alex też. Kurczę, spryciarz z tego Pointnera, wszystko sobie podsłuchał i taki zadowolony, hoho. Tylko zachowanie Kornelii... No, sama wiem. Dziewczyna się pogubiła, a Morgenstern jej pomógł, lecz teraz powinni pozbierać się wzajemnie. Z drugiej strony sądzę, że powrót do Krakowa nie jest złym pomysłem. Może kiedy się zdystansuje i to wszystko przemyśli, to będzie inaczej? I pewnie czeka ją spotkanie z matką, które z pewnością nie będzie należeć do przyjemnych. Cholercia. Jakie to wszystko pokomplikowane, ale przecież życie nigdy nie jest łatwe. Kurczę, 10 rozdziałów plus epilog... Teraz to już w ogóle smutłam i nie przestanę. Do tego piękna piosenka i szejm on mi, że nie znałam jej wcześniej, ale kolejny raz edukujesz mnie muzycznie, Ems. I kurczę, łza mi się zakręciła w oku, gdy powiedział o tym pociągu, a ona nazwała go złamasem. Niby nic, ale mnie naprawdę ruszyło. Kurczaki. Jak zawsze dodaję mało składny komentarz, ale to już chyba moja natura w komentowaniu, zwłaszcza jeśli mam trochę do powiedzenia (czyli zawsze).
OdpowiedzUsuńNo niiic, Miran posyła uściski i dużo dobrych wiatrów. ♥
Brak mi słów. I tak cholernie czuję jej ból.
OdpowiedzUsuńZ tym zakończeniem części pierwszej wreszcie przyszło mi się zebrać na napisanie komentarza. Zakładam, że ma być porządny, ale pewnie taki nie wyjdzie.
OdpowiedzUsuńTo jest niemożliwe jak oni muszą się kochać, mimo wszystko. I jacy oni muszą być słabi nie umiejąc sobie z tym wszystkim poradzić. Bo mimo wszystko Nelka poszła do tego szpitala. Ale ucieka. Ucieka bo się totalnie pogubiła. I w sumie rzec biorąc to pogubiła się dosłownie - myląc pociągi i w przenośni - w sprawach z Thomasem. A Morgen kiedy się dowie to zadowolony to on nie będzie. Pewnie nawtyka Alexowi i wszystkim dookoła, ale się pozbiera. Na pewno się pozbiera i to szybko bo pewnie zrobi to dla niej, prawda?
Także niech, się jakoś Kornelia ogarnie, zresetuje i w ciągu tych 10 rozdziałów (ubolewam bardzo) wszytko poukłada. Piosenka cudowna, idealna i same ochy i achy! Złote myśli Gregora Schlierenzauera podbijają moje serce. I w tym jakże dramatycznym rozdziale, aż nie wypada się śmiać, ale jak tu się nie śmiać z Didlowej jajecznicy. Komentarzy pisać nie umiem nadal, więc wybacz, że jest bez ładu i składu, ale chyba na nic lepszego mnie nie stać:)
Buziaki! :D
A ja chyba właśnie rozpadłam się na kawałki. Wrócę tutaj, gdy uda mi się zebrać myśli.
OdpowiedzUsuńOkej, do dzieła. Od dawna szukałam opowiadania, które w jakiś sposób by mnie poruszyło, być może skłoniło do refleksji, spowodowało, że momentami nie potrafiłabym myśleć o niczym innym, by jego czytanie nie opierało się na sekwencji kroków typu "przeczytać-skomentować-zamknąć kartę przeglądarki i żyć dalej", bo cholernie dawno nie trafiłam na nic podobnego. Wszystko to, o czym piszę znalazłam tutaj. Chciałabym przekazać tak wiele, bo w mojej głowie kotłują się miliony sprzecznych myśli, a zarazem tak bardzo brakuje mi słów. Ale chyba w przypadku tej historii to u mnie norma.
UsuńWypadek Thomasa spowodował, że Nelka musiała choć na chwilę odstawić na bok wszelkie animozje, bo w chwili, w której "cały świat runął na bulę skoczni w Bad-Mittendorf" to wszystko stało się zupełnie nieważne. Gniew, żal i rozczarowanie zastąpiła swego rodzaju rozpacz i paniczny strach o ukochaną osobę. Czy Kornelia miała rację obwiniając się o ten wypadek? W moim mniemaniu nie, bo nawet jeśli w jakiś sposób wyprowadziła Thomasa z równowagi, to jednak on usiadł na belce, i to on powinien oddzielić tak zwane życie prywatne od zawodowego. Tutaj zawiodła jego psychika, to on nie skoncentrował się tak jak należy, aczkolwiek rozumiem, że być może Nelka już zawsze będzie się zastanawiać "co by było gdyby". Ale czasu nie da się cofnąć.
Kiedy Nelka przełamała się i zdecydowała pojechać do Thomasa myślałam, że być może pęknie ta niewidzialna bariera, ten dystans, którego nabrała do jego osoby w momencie, gdy wyszła na jaw ta jakże okrutna dla niej prawda o jego przeszłości, że skoncentruje wszelkie siły i pokłady energii na doprowadzenie Złamasa do stanu używalności lub przynajmniej doda mu otuchy samą swoją obecnością, a tymczasem ona doszła do wniosku, że jest kolejną złą babą, która narobiła zamętu w kadrze, więc najlepiej zostawić wszystko tak jak jest, zabrać swoje rzeczy i odejść w siną dal, a właściwie wrócić do punktu wyjścia i cierpieć w samotności, choć otrzymała "błogosławieństwo" od samego Pointnera. Wiem, że to trochę brzmi, jakbym ją za to ganiła. Bo chyba w istocie tak jest. Wydaje mi się, że w ten sposób postąpiła nieco egoistycznie, że za bardzo skoncentrowała się na własnych uczuciach i własnym bólu. Rozumiem, że została zraniona, że być może to wszystko ją po prostu przytłoczyło, ale w swoim postępowaniu ani przez chwilę nie pomyślała o Morgim, o tym jak on się poczuje, gdy odkryje, że jej nie ma, w jak wielkie poczucie winy go wpędzi. Może powinna poczekać z tak radykalnymi decyzjami do momentu aż wydobrzeje? Bo jej nieobecność z pewnością nie wpłynie pozytywnie na jego rekonwalescencję.
Ostatnio sporo słuchałam "Losing your memory", coby się trochę "nawenować", a tu proszę, pojawiła się w nowym rozdziale Twojej historii :) Uważam, że była doskonałym tłem muzycznym powyższego epizodu. Właściwie nadal jej słucham pisząc ten komentarz :)
A zwiastun jeszcze bardziej rozbudził moją ciekawość co do dalszych losów Poszarpanych. Mam wrażenie, że dopiero teraz zaaplikujesz nam końską dawkę emocji! ;)
Pozdrawiam :)
Eee po przeczytaniu zmieniłam się w jedno wielkie nie wiem. Zamurowało mnie
OdpowiedzUsuńKornelię przestałam rozumieć kompletnie. Okej czuje się przytłoczona całą sytuacją i kompletnie przerażona, ale wracanie teraz do matki to chyba nie jest najlepszy pomysł. Z trailera wyłania się jasny obraz Soczi. Jeśli się nie gubię w czasie to przecież to jeszcze przed nami. Czyżby powrót i próba skopania dupska małej Lipnistkajej? (swoją drogą ciekawe zjawisko że po IO praktycznie przestała być widoczna i łapać się do kadry) Totalnie kupuję to, że Pointner nie jest małpą. Coś czuję że Złamas po tym jak się zorientuje, że Nelkę wywiało do Krakowa zrobi się znacznie bardziej złamany. Meh wciąż nie mogę znaleźć dokładnych słów oddających to co chciałam powiedzieć, więc po prostu powiem dziękuję.
UsuńI okej. Napisałaś, że teraz wraca tylko do Krakowa, ale ja tego za nic nie kupuję, bo wiem że Soczi jest jej przeznaczone i tyle.
UsuńKobieto... Zwyczajnie mnie zatkało. Rozsadzają mnie emocje. Ból Korneli. To wszystko... Jezu.
OdpowiedzUsuńJestem pod ogromnym wrażeniem. Za każdy Twój rozdział. Za każde zdanie które tu skonstruowałaś. Za każdą chwile którą spędziłaś na pisaniu tych 25 rozdziałów. Zakochałam się w tej fabule, w tym co zawarłaś w tym blogu. Poprostu dziękuje. I wiem ,że to jeszcze nie koniec. Wiem ,że moje serducho nie raz będzie wariowało pod tym adresem. I tak dziękuje.
Czekam na więcej,
I częściej.
Kocham ;*
będę komentować na bieżąco podczas czytania, żeby było możliwie jak najbardziej efektywnie. za każdym razem, gdy to odkładam, mnóstwo myśli mi ulatuje - im dłużej, tym więcej. dziś zatem niczego nie odłożę. szczególnie, że to koniec części pierwszej (no tak, jak zawsze zaczęłam od mowy końcowej).
OdpowiedzUsuńpunkt pierwszy.
na wstępie taka bardzo osobista rzecz ode mnie - podziwiam Cię, że to napisałaś. całym sercem. że udźwignęłaś temat tego upadku, który był przecież takim cholernym ciosem dla nas wszystkich. powiedzmy sobie szczerze, że ja już w tej dyscyplinie stoję tak naprawdę palcami jednej stopy i moje podejście do niej diametralnie się zmieniło w przeciągu ostatnich dziesięciu lat. mam wrażenie, że wraz z tą starą gwardią, z tymi skoczkami, przy których się uchowałam jako dziecko - z małyszem, hannavaldem, hautamaekim, romoerenem, także morgensternem właśnie - odeszła jakaś taka moja szczera pasja. nadal zdarzy mi się oglądać, nadal kibicuję, nadal próbuję być w miarę na bieżąco, ale to już chyba nie to i wydaje mi się, że tamta słabość już nigdy nie wróci. nieważne - ten upadek morgensterna i tak był jak uderzenie młotem w łeb. pewnie z wielu powodów - bo wyglądał tak, jak wyglądał, bo wcześniej zdarzyło się titisee, bo chodziło o faceta, któremu tak na dobrą sprawę nigdy nie kibicowałam, ale który był w tym sporcie wielki i miał przed sobą jeszcze kawał solidnej kariery. albo przynajmniej tak było przed tym upadkiem właśnie.
do czego zmierzam - w jakimś sensie to zdarzenie zmieniło imo skoki na zawsze i jestem pod ogromnym wrażeniem faktu, że wzięłaś tę kwestię w obroty i ujęłaś to w słowa na klawiaturze (szkoda, że nie mogę powiedzieć "na papierze", brzmiałoby ładniej). szczerze - ja bym chyba nie potrafiła. szczególnie, gdyby chodziło o zawodnika bliskiego mojemu sercu, a chociaż jeszcze aż tak dobrze się nie znamy, to przypuszczam, że TM był (i pewnie nadal jest) takim zawodnikiem w Twoim przypadku. ogromny szacunek za to.
punkt drugi.
biedna, biedna nelia. no co ja mogę powiedzieć? uwielbiam się pastwić nad bohaterami, ale to, co Ty robisz, przekracza nawet moje możliwości. szczerze powiem, że aż się we mnie gotowało pod koniec poprzedniego rozdziału, bo to wszystko się tak cholernie niefortunnie potoczyło. było jasne, że dziewczyna się zacznie obwiniać. moim zdaniem rzecz jasna bezzasadnie, ale i tak chyba należało się tego spodziewać. tu wchodzi na scenę austria team i znów wysuwają się powody, dla których tak ich uwielbiam u Ciebie, ze szczególnym naciskiem na schlierenzauera, wyrastającego imo na cichego drugoplanowego króla tego opowiadania (nie wiem na ile to odczucie jest związane z moimi aktualnymi emocjami względem jego osoby w prawdziwym życiu). chciałoby się powiedzieć - jak dobrze, że oni tam są, że są z nią, że mogą jej potowarzyszyć, pocieszyć, porozmawiać i zafundować jajecznicę. (btw - zakładam, że te pozostałe 4% męskiej populacji norweskiej ma oczywiście na drugie einar.)
punkt trzeci.
herbert niczym anioł stróż. dobrze. bardzo dobrze. znaczy się, teraz wydaje mi się, że dobrze, bo jeszcze nie czytałam dalszej części i nie wiem, co się wydarzy. ale jakoś sobie nie potrafiłam wyobrazić, że mogłaby się z thomasem nie zobaczyć po tym wszystkim, że byliby ją w stanie utrzymać od niego z daleka. tyle tylko mam w tej sprawie do powiedzenia. a, może jeszcze to, że podobało mi się, jak ją rozgryzł w tej kwestii z bieganiem.
c.d.n.
punkt czwarty.
Usuńno rzeczywiście całkiem przyzwoity ten Twój pointner. nawet bardzo. ja chyba autentycznie nigdy nie spotkałam się w fanficach z przedstawieniem tego człowieka w pozytywnym świetle, także bez wątpienia tę kwestię musiałam poruszyć. chociaż chyba przede wszystkim powinnam powiedzieć coś o decyzji nelii. tylko że ja nie wiem, co powiedzieć. przeraża mnie myśl o tym, że thomas zostanie teraz w pewnym sensie sam, bez niej, w momencie, w którym cholernie jej potrzebuje. ale z drugiej strony przecież to wszystko jest znacznie bardziej skomplikowane. wypadek przeszłości nie wymazał, pozwolił jedynie spojrzeć na nią w nieco inny sposób. no i chyba też ugasił tę złość, która w nelce tkwiła. kurczę, życie jest takie nieprzewidywalne i takie ulotne. nigdy, po prostu nigdy nie wiadomo, co się komu przytrafi i co komu pisane. smutno mi się teraz zrobiło cholernie. co się z nią teraz stanie? co z nim będzie? w wyobrażeniu tej dwójki osobno - szczególnie w tych okolicznościach - tkwi coś niesamowicie przygnębiającego. na tyle, że chyba nawet do końca to wyobrażenie nie jest w moim umyśle wyraźne.
punkt piąty.
wyjechała. jednak wyjechała. wraca do tego dawnego świata. zastanawiam się, na ile będzie potrafiła się w nim odnaleźć. w to, że coś ich jeszcze połączy, właściwie nie wątpię, ale mimo wszystko przyszłość jest w tej chwili kompletną niewiadomą. w gruncie rzeczy nic, tylko puścić sobie love song w wykonaniu the cure i płakać. albo, gdy się jest osobą stosunkowo mało zdolną do płaczu, jak ja, siedzieć w odrętwieniu i gapić się w ścianę. ja bardzo liczę na to, że kiedyś będą szczęśliwi i że im się ułoży, bo myślę, że mimo tego wszystkiego, co się wydarzyło, mimo tych kłamstw, niedopowiedzeń, zatajeń, wciąż istnieje dla nich szansa. w każdym razie na pewno chciałabym ich widzieć razem. zobaczymy.
moje pytanie jest takie - w tym momencie z uwagi na ten koniec części pierwszej szykuje się jakaś dłuższa celowa przerwa, czy to po prostu coś w rodzaju formalnego rozgraniczenia? nie wiem, czy nastawiać się psychicznie na jakieś dłuższe oczekiwanie. ;)
z mojej strony w tym miejscu wielkie podziękowanie za tę historię. w dobie fanficów maści wszelakiej, które często reprezentują poziom delikatnie mówiąc marny (z czego ostatnio sobie chyba nawet usilniej zdałyśmy sprawę), rzadko się zdarza znalezienie czegoś, co by mnie naprawdę powaliło. a to mnie powaliło. fabuła, bohaterowie, sposób ich przedstawienia, język, styl pisania. nie chcę, żeby tu zaczęło zajeżdżać jakąś wazeliną, ale ludzie z mojego otoczenia zasadniczo twierdzą, że jestem szczera, ja też tak uważam i mogę z czystym sumieniem powiedzieć - nie chwaliłabym, gdybym nie uważała, że jest za co. uważam, że jest za co, więc chwalę. chwalę bardzo. wielkie brawa za to opowiadanie. zasługujesz na każdy komentarz, każdego obserwatora i każdego czytelnika, a ponieważ pracujesz też nad hopeless i mogę się zapoznać z inną historią w Twoim wykonaniu, to jestem pewna, że to nie kwestia indywidualnego przypadku czy błysku, tylko po prostu ogromny talent i lekkość pisania. może to brzmi jakoś banalnie albo wręcz patetycznie, ale ja komentarzy wystukiwać nigdy nie umiałam, nigdy nie twierdziłam, że potrafię to robić i tak naprawdę w tej chwili nie ma to już dla mnie aż tak wielkiego znaczenia. po prostu chciałam, żebyś wiedziała. i żebyś zdawała sobie sprawę z tego, jak cholernie mnie dowartościowało wszystko, co mi powiedziałaś o faded, bo naprawdę usłyszeć komplement na temat własnego opowiadania od osób tak uzdolnionych w tym względzie, jak Ty czy lestat to rzecz cholernie budująca. także za to też dziękuję.
czekam bardzo, bardzo niecierpliwie na dalszą część. na norwegów oczywiście też. a za to, co powyżej, przepraszam, ale chyba nie umiem ująć inaczej tego, co chcę powiedzieć.
Buu, nie uznaję tego zakończenia ;__; Dlaczego ono jest tak dołujące? Dlaczego prawie płaczę? *wkrótce tu wrócę z prawdziwym komentarzem, godnym tego opowiadania, na razie muszę to wszystko przemyśleć*
OdpowiedzUsuńNela, łączę się z Tobą w bólu!
Jeszcze żadne opowiadanie nie wzbudzało u mnie takich emocji!
OdpowiedzUsuńNajbardziej spodobał mi.się fragment gdy mówił, że się cieszy, że Nela pomyliła pociągi. Myślałam, że się rozpłaczę!
Z natury jestem niecierpliwa ale.jednak.będę czekać na następne rozdziały, bo naprawdę są warte przeczytania!
Pozdrawiam i życzę weny, żebyś dodała nowy rozdział jak najszybciej :*
Zaczynając od początku to ten rozdział doprowadził, że rozryczałam się jak dziecko. Lubię to opowiadanie ponieważ nie jest banalne tylko skłania do refleksji powoduje, że trzeba pomyśleć. Czekam na kolejny post :) Druga część też na tym adresie?
OdpowiedzUsuńTak, druga część również będzie się tutaj pojawiać. :)
UsuńCholera, Ems. Nie wiem co mam napisać. Od wczoraj nad tym myślę i nie wiem. Trochę mam wrażenie, że "nie wiem" to główne przesłanie każdego mojego komentarza, ale... nie wiem. Po prostu.
OdpowiedzUsuńNie wiem jak mam ten rozdział skomentować, bo wątpię, żeby kiedykolwiek jakiekolwiek opowiadanie mnie tak poruszyło, a czytałam ich już sporo. Musisz wiedzieć, że ja nie płaczę. Nie płaczę czytając opowiadania. Chyba mi się to jeszcze nigdy nie zdarzyło - aż do wczoraj. I niech to da Ci do myślenia, Ems, bo to chyba największy komplement jaki jestem w stanie z siebie wykrzesać.
Nela i Thomas są jak żywi. Ich emocje są żywe. Ich błędy, ich słabości...
Dlatego bardzo się cieszę, że kiedyś Twoje opowiadanie wygrało konkurs Aromy, że dzięki temu tu trafiłam, i że zdecydowałam się przeczytać, chociaż wcześniej nie widziałam na oczy ani jednego opowiadania ze skoczkami. To był bardzo dobry wybór. Tak samo dobry jak Neli, kiedy wsiadała do pociągu, chociaż ona sama teraz pewnie ma co do tego wątpliwości.
Ten rozdział wywołał u mnie niesamowity smutek, doszło do mnie ze coś sie jednak skończyło. Nie wiem jeszcze co, ale postanowiłaś podzielić opowiadanie na części...chyba przez to że Nela wyjechała. Policzki mam jeszcze wilgotne od łez które jedna po drugiej wolno spływały gdy czytałam ostatnie zdania tego rozdziału. No nic, jestem wrażliwą osoba i tego juz nie zmienię. Dla takich chwil warto czytac Twoje opowiadanie, przede wszystkim dla tych emocji.
OdpowiedzUsuńCo do zwiastunu, to normalnie kupiłaś mnie nim w stu procentach, az miałam ciary gdy go oglądałam. Sceny idealnie dobrane, muzyka pod koniec- uwielbiam! Nie wiem co bylo spoilerem, zaraz obejrze jeszcze raz :) sceny z love rosie, gdy sa na plaży, z pll gdy ona go pociesza no i inne... Mistrzostwo! Czekam na nastepny rozdział, całuje mocno 😘❤
oni się kochają, Herbert przemawia ludzkim głosem, a ja sobie płaczę. w dodatku się nie wyspałam, więc strasznie szczypią mnie oczy. ale co tam! dobra, okej, ja rozumiem, że trochę się wydarzyło, trochę dużo nawet i Kornelia musi wrócić do domu, odpocząć itd., ale mam nadzieję, że bilet powrotny już sobie kupiła? no bo jak to tak, połamany Morgo leży na szpitalnym łóżku, tu coś mu pika, tam coś mu pika, a ona ucieka. jest ciężko, ale, cholera jasna, to jest MIŁOŚĆ! a miłość jest piękna, miłość wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma i w ogóle! nie robi się tak, panno Kubiak! nie jemu!
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą historię! Szkoda, że Nela znowu ucieka, ale mam nadzieje, że jak wróci do Krakowa, to znowu zacznie treningi i pojedzie na olimpiadę. No i oczywiście, mam nadzieję, że pojawi się Lilka, bo wydaje się być mega pozytywną postacią. Biedny Team Austrii, bez Korneli to nie to samo. Liczę na szybką aktualizację historii Korneli, bo jestem bardzo ciekawa jej dalszych losów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
No i jak ja mam to skomentować, co Emms? Skoro najchętniej siedziałabym przed laptopem z otwartymi ustami i nadal zastanawiała się, jak Ty to kobieto robisz, że tak mi się jakoś dziwnie zrobiło po przeczytaniu tego rozdziału i nawet nie potrafię Cię ochrzanić, że przez Ciebie rozmyły się mi idealne kreski na powiekach, które zrobiłam sobie pierwszy raz w życiu. Czekałam na ten rozdział niecierpliwie, ale jednocześnie strasznie się go bałam. To był dziwny strach, bo przecież wszyscy wiemy, że wszystko skończyło się lepiej, niż to na początku wyglądało, ale wydaje mi się, że chodziło mi po prostu o strach o Twoją Nelę i Twojego Thomasa. Bo stworzyłaś ich tak, że można o nich myśleć jak o kimś prawdziwym. No więc bałam się, nawet jak zaczęłam czytać pierwsze słowa, choć ciągnęło mnie niesamowicie do tego. Wiesz, tu można by spartolić wiele rzeczy, zrobić z tego rzewną historyjkę, zwłaszcza przy tej scenie przy thomasowym łóżku ale to potem napiszę, ale Ty tak nie potrafisz, no nie? To nie w stylu Emmy, by cokolwiek upraszczać i poddawać schematom. I chyba przez to tak mocno wczułam się w to opowiadanie i czuję, że wyleję jeszcze więcej łez, jak pojawi się epilog. Ale koniec tego przydługawego, nic nie wnoszącego wstępu. Przechodzę do rzeczy, zobaczę na ile uda mi się trzymać tego, co jest rozdziale, a nie przechodzić do moich analiz.
OdpowiedzUsuńTo strasznie zabawne, jak jedna, króciutka chwila może zmienić wszystko jakby za pstryknięciem palca. Pstryk i budzisz się w zupełnie innej rzeczywistości. W jednej chwili masz ochotę kogoś niemal zamordować ze złości, bliżej ci do nienawiści niż choćby tolerowania, chcesz żeby zniknął ci z oczu, bo tak boli to co zrobił, a w drugiej jesteś gotów zrobić dla niego wszystko, byle nic mu się nie stało. To co przeżywała Kornelia… Wolę już chyba tego nie roztrząsać. Tylko ten bieg na dół… Nie daje mi to spokoju. Przez ten krótki czas musiała mieć w głowie tysiące myśli, ale podejrzewam, że mogła być tam też i taka, żeby tylko nic mu się nie stało, a wszystko jakoś się ułoży. Bo to, że na dalszy plan zepchnęła wcześniejsze wydarzenia, nie podlega nawet dyskusji. Prawdziwe uczucia już tak mają. Jest się gotów wyprzeć z głowy wszystko, co było złe.
Dobrze, że Loitzl tam był. Ostatnim, co byłoby wtedy dla Neli dobre, to zobaczyć Thomasa zaraz po upadku. Bóg jeden raczy wiedzieć, co by zrobiła. Wolfgang anioł stróż po prostu.
UsuńI tak jak w ostatnim rozdziale Kofler zachował się wreszcie tak jak powinien, tak w tym znów mnie denerwował. A przecież tak normalnie, to nawet go lubię. Ale tutaj Koflero… Ugh. Wyskakuje do Neli z tym, że nie powinna z nim o tym wszystkim gadać. A potem dziwi się, że dziewczyna się o wszystko oskarża. Używanie mózgu nie boli, panie Koflero. Trzeba było jej o tym powiedzieć dopiero po lotach. Serio myślał, że Morenstern niczego nie zauważy? Serio? W takim razie gratulacje. Gregor natomiast może i nieco brutalnie, ale prawdziwie powiedział to, co powinien powiedzieć. I może dlatego tak go tutaj lubię. Bo nie boi się prawdy. A prawda jest taka, że biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, to Thomas sam ukręcił na siebie ten bicz. Okey, może to głupi związek frazeologiczny, ale chyba czaisz o co mi chodzi, no nie? Z każdą decyzją, którą podejmował, z każdym kłamstwem, kolejną tajemnicą niechybnie przybliżał się do jakiejś katastrofy. Nikt normalny nie wytrzyma takiego obciążenia, ale jemu się to przez długi czas udawało. Ale przestało, gdy pojawiło się widmo tego, że może przez swoje błędy stracić kogoś, na kim mu najmocniej zależało. Kornelię. I wszystko się skumulowało. To doprowadziło do tragedii. A nie jedna rozmowa w windzie. Nie, ona była jedynie zwieńczeniem tego, co Morgenstern nawywijał. „I naprawdę lepiej by było, gdyby uklepał bulę, niż miał się zabić. Ale nie. On zawsze musi ryzykować, prawda? Nieważne, czy to skoki, czy nie, dupek zawsze liczy, że mu się upiecze.” – te słowa to idealne podsumowanie. Chyba już to raz pisałam, ale powtórzę. Thomas tak długo chciał być idealny, że aż zatracił sam siebie. Smutne to, ale prawda jest taka, że jedyną osobą, którą można winić za ten wypadek jest chyba on sam, jakkolwiek brutalnie to zabrzmi. I może tylko ja mam takie zdanie, ale co tam.
Austriacka grupa wsparcia była kochana. Didi z tą pluszową świnką, Hejhopek, który prawie zawału dostał ( oj, mój drogi. Ty byś zawału dostał, jakbyś wiedział, jaką gwiazdą polskich fan ficów jesteś. :D). Po prostu słodcy są. Bo Greg może i mądry, może i dobrze prawi, no ale ile można z nim siedzieć? Zwłaszcza, że ten strach Neli był taki ściskający za serce. Tę jajecznicę to przemilczę.
Tak myślałam, że będzie chciała iść do szpitala, choćby miała nieźle kombinować. To takie w stylu Korneli. Żeby zawsze postawić na swoim, zwłaszcza jeśli chodzi o Thomasa. Ta rozmowa z Herbertem i to, kiedy powiedział, jak Thomasowi musi na niej mocno zależeć, skoro był gotów poświęcić dla niej swoją pozycję, działa też w drugą stronę. Ile Kornela jest w stanie poświęcić dla Thomasa. Ile i jak cierpiała przez jego tajemnice. I to, że jest gotowa zrobić wszystko, byle być przy nim. Przecież mogła tak po prostu powiedzieć: coś sobie ubzdurał w swojej głowie, ale nie jest dla mnie nikim ważnym, bo zależy mi na tej pracy. Pracy, za którą wiele osób oddałoby wszystko. I to też ukazuje, jak zmieniła się Kornelia. Już nie ma kalkulacji, odcinania się od uczuć. Teraz to one nią kierują. I kiedy Herbert zapytał ją o to, czy zamierza po tym wszystkim zostać, to pomyślałam, że być może i on ma rację. Można go nie lubić, można nazywać idiotą, ale zależy mu tylko na dobru drużyny w tym Thomasa. Czasem pewne rzeczy zachodzą za daleko, by potem żyć tak jak przedtem. Co nie oznacza, że i tu tak musi być. Mam też wrażenie, że już w tamtym momencie Kornelia wiedziała, co zrobi. Wiedziała, że nie zostanie. Nie skwitowała jego słów żadną złośliwością, nawet w myślach, ani nie rozpaczała. Wiedziała, co zrobi.
UsuńChyba najgorsze w tej scenie szpitalnej były te momenty z rodzicami Thomasa. To takie kłujące uczucie, bo wolę nie wyobrażać sobie tego, co czuli, jak bardzo musieli się bać, jak musieli to przeżywać. Widzieli przecież zarówno jego wzloty, sukcesy jak i te upadki, ten jeden, który potem okazał się znamienny. Co musieli wtedy myśleć? Nienawidzić skoki, bo mogły odebrać im syna? Bezradność, czekanie- wszystko co najgorsze. A może jeszcze gorsze było to, że przewidywali, że on nie odpuści i wróci? I to potęgowało strach.
I potem Thomas. Wtedy już się poddałam.
Bo i on chyba też był jakby poddany, pogodzony z porażką. Wiedział, że przegrał sam ze sobą, z własnym życiem. A to, że pojawiła się tam Nela mogło go zarówno podtrzymać na duchu, zapewnić bezpieczeństwo jak i uświadomić, jak mocno ją zawiódł, a jak ona go kocha, skoro nadal przy nim jest. I nie wiem, co było gorsze. To, że dała mu nadzieję, że przy nim będzie, czy to w jaki sposób on się dowie, że jednak nie. Że został sam, bez Neli, która była jego siłą przez długi czas. Łzy mi cieknęły, gdy czytałam o jego bezsilności, o strachu. Który wiemy, że będzie mu już towarzyszył cały czas.
A Nela… Nasza biedna, pogubiona Nela. Wróciła do punktu wyjścia. Do ucieczki. Czy zrobiła coś najgorszego z możliwych? A może najlepsze, co mogła? Nie chcę tego oceniać. Chyba nie potrafię. Wiem tylko, że czasem obiera się jakąś drogę, która jest równie beznadziejna co pozostałe, z nadzieją, że jakoś to będzie. Jakoś. Półśrodek. Nie wiem, co będzie z Thomasem. Nie wiem, co będzie z Nelą. Wiem, że czuję się rozwalona tym rozdziałem. Tą piosenką, która idealnie się wgrała, która tylko mocniej mnie wciągnęła w klimat.
Co do traileru. Mam jeden pomysł. Oni spotkają się na igrzyskach. Nela pojedzie jako łyżwiarka, tam znów się spotkają. Czy tam się wszystko skończy? Nie wiem. Ja już chyba nic nie wiem.
Podziwiam!
Podziwiam!
Jak tu teraz te wszystkie emocje pozbierać w sensowny komentarz? Ja po prostu nie ogarniam, jak można być takim geniuszem i w tak genialny i turborealistyczny sposób to wszystko opisać. Przy okazji niszcząc czytelników! I to doszczętnie.
OdpowiedzUsuńCo do samej treści... Już nie może być gorzej, nie? Bo Nelka i Thomas już chyba swój limit nieszczęścia wykorzystali. Teraz czas, by wyjść z tego padołu smutku. Najpewniej potrzeba im trochę czasu i dystansu, ale ej no sorry, oni MUSZĄ być razem. Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Tylko przy sobie potrafili się pozbierać. A taka miłość jaka jest między nimi nie zdarza się często.
No i zazdroszczę, że tak ładnie, płytko i zgrabnie powpychałaś takie mini pozytywy (?), które trochę odciążyły rozdział. I plis, nie skusić się na Diethartową jajecznicę? Serio? Zniewaga majestatu!
Generalnie przepraszam za słabość komentarzu, ale zganiam to na to, że zostałam powalona tym rozdziałem. Ciężką artylerię na nas wytaczasz!
Ściskam, pozdrawiam, życzę weny przy, mam nadzieję, naprawianiu tych matołków. <3
Coś mi nie idzie ta współpraca z Morgim. Zbuntował się chłopaczyna, zawziął i w ogóle (może nie chce dopuścić, żebym znów wyznawała miłość Gregorowi) w każdym razie nie wiem kiedy i jak wyduszę z siebie ten komentarz, a bardzo chcę, żeby był taki porządny, taki, który mógłby choć odrobinkę zmazać moją winę nieobecności tutaj tak długo.
OdpowiedzUsuńCzuję jednak, że muszę to napisać. Tak chociaż króciutko i na wstępie, bo niesamowicie bałam się tego rozdziału. Tego, co się tutaj podzieje i zważywszy jeszcze na to wszystko, co poprzedziło ten odcinek... po prostu myślałam, że na koniec będę ryczeć, krzyczeć i nie będę w stanie dojść do siebie. Tymczasem na koniec się uśmiechnęłam. Tak po prostu i zwyczajnie się uśmiechnęłam na to zakończenie, na to 'jej miejsce' i chyba poczułam pewnego rodzaju ulgę. Nie że odchodzi, nie że coś się skończyło, a ona znów ucieka... nie, właśnie o to chodzi, że ona nie ucieka. To nie jest ta Nela, która tylko udawała, że jest silna, w rzeczywistości, będąc totalnie roztrzaskana. Ona jest naprawdę silna i ta siła w dużej mierze wynika właśnie z tego, że zdaje sobie sprawę z własnego potrzaskania. Potrzebowała tego wszystkiego, może nawet właśnie tego, co zaserwował jej Thomas, żeby mogła nabrać tej siły, tej odwagi myślenia i mówienia, że nie jest niezniszczalna, aby móc wrócić tam, gdzie jej miejsce. Może właśnie dlatego jej odejście zamiast łez przyprawiło mnie o uśmiech, bo ja cały czas żyłam w przeświadczeniu, że ona wróci na lód. Nie sądziłam, że to stanie się w taki sposób, chyba myślałam, że wiecej będzie w tym uporu Thomasa, że to on zmusi ją do ponownego założenia łyżew, że będzie jej przy tym towarzyszył, a tymczasem... on po prostu w najbardziej brutalny sposób podarował jej siłę, rozstrzaskał ją tak, że chyba już nie byłaby nawet w stanie udawać, że wciąż jest niezniszczalna i twarda. Upadki bolą - te życiowe nawet mocniej niż te na lodzie. Skoro miała jednak siłę się podnieść z takiego życiowego, to żaden na lodowisku nie może być jej straszny.
Cieszę się, w jakiś głupi, pokręcony sposób cieszę się, że zamiast szalonej ucieczki w nieznane, zdecydowała się znów walczyć. Jakby wręcz chciała pokazać Thomasowi - mam tę siłę, tę którą budowaliśmy razem od Świąt. Nieważne jak mocno razem z losem daliście mi po dupie, jak bardzo mnie zraniłeś i złamałeś, tym razem się nie poddam.
Ciekawi mnie tylko, czy spotkają się dopiero w Sochi, czy jednak ich ścieżki splączą się znacznie wcześniej.
No to tyle chciałam powiedzieć. Jak Morgen sie ogarnie i pozwoli jednak trochę na siebie nagadać (za poprzedni rozdział) to tu wrócę.
Aia jak zwykle niezawodna i rozczytała Nelkę co do joty. :) Tylko jedno "ale". Albo raczej takie długie "alealeale!"! Bo Nela nie powiedziała, że wraca na lód. Ona jedynie wraca do Krakowa, aby wreszcie osiąść w jednym miejscu i odpocząć po tym, co właściwie sama sobie zaserwowała w ciągu ostatnich kilku miesięcy. A łyżwy... Na razie nie ma tematu. :)
UsuńJa tam wiem, że ona wróci na lód. Ja to wiedziałam od początku. Nawet jeśli ona jeszcze tego nie wie, nawet jeśli faktycznie myśli, że wraca 'tylko' do Krakowa, to ja wiem lepiej od niej :P Ona jest po prostu gotowa,żeby wrócić na lód i skoro odeszła od drugiego na świecie 'jej miejsca' czyli miejsca u boku Morgiego, to nie poczuje w pełni "to jest to, tu zostaję" dopuki nie wjedzie na lód. To nie ten typ, który potrafi odpoczywać, ona musi robić coś, co kocha. Dlatego dla mnie to był wręcz oczywisty, nawet jeśli na razie podświadomy, krok ku łyżwom. No chyba, że Morgi do niej przyjedzie i zaciągnie z powrotem w świat skoków, co wydaje mi się mniej realne. Choćby ze względu na filmik, gdzie mamy łyżwiarskie wstawki, więc jakoś tak trzymam się wersji, że ona wróci jednak na lód.
UsuńTakże nie ma alealeale, jest aia-prorok, aia-łyżwoświr, która choć w czysto amatorskim, hobbystycznym wydaniu, zna magię lodu. Nie ma nic piękniejszego od dźwięku ciętej tafli, nawet głos Morgiego wymięka :P nawet bezczelnie brutalny, bezpośredni i niezwykle męski Gregory odpada.
*dopóki!!! Aia-analfabeta powinnam dopisaać.
UsuńMęski Gregory. Świat się normalnie kończy :D
UsuńJestem w szoku. Jestem w ogromnym szoku. Mam jednocześnie pustkę i falę nowej energii i uczuć po przeczytaniu tego fantastycznego rozdziału. Przez cały czas kiedy go czytałam hamowałam napływające łzy, ale teraz dałam im upust. Dlaczego Nela odeszła? Dlaczego zostawiła to wszystko? Co napisze jej los? Jestem ogromnie ciekawa! Mam nadzieję, ze odpowiedź na wszystkie trapiące mnie pytania (a jest ich całkiem sporo) znajdę w następnym rozdziale. I obiecuję tutaj, z pełną świadomością, ze zostaję z Tobą do końca i nigdzie się stąd nie ruszam! Jesteś genialna! Czekam, czekam na nowy rozdział! I mam cichą nadzieję, ze po zakończeniu tego cudownego opowiadania skusisz się na następne z Austriackim teamem :) pozdrawiam cieplutko, życzę dużo weny, chęci i wolnego czasu!
OdpowiedzUsuńSerce mi się załamało, kiedy postanowiła odejść od tych, którzy tyle zrobili, żeby poprawić jej humor. Bo odeszła od ludzi, którzy przez tak krótki czas stali się jej rodziną, a ona chce odejść gdzieś, gdzie tej rodziny nie znalazła.
OdpowiedzUsuńNie chcę końca, Emms!
OdpowiedzUsuńNela, gdzie ty idziesz? Przecież wiesz, że ciało musi być tam, gdzie serce, więc wracaj do nich, no już!
Jednocześnie nie uważam, aby Nelkowa ucieczka rzeczywiście takową była. Wydaje mi się, że teraz jest zbyt silna, aby uciekać. A chwili wytchnienia każdy czasem potrzebuje.
A twój spoiler mnie wzruszył cholernie, oglądam go wciąż i wciąż, i nie mogę się oderwać (a trygonometria mnie jutro znienawidzi, zresztą ja też)
Piszesz tak, że trudno się oderwać ;] Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńMam takie zaległości wszędzie, że aż strach. Więc na wstępie przepraszam za poślizg. Poślizg jak na roztopionych torach w Planicy.
OdpowiedzUsuńTo był baaaardzo trudny rozdział. Osobiście podziwiam i kłaniam się w pas, że się na to zdobyłaś. Chyba wszyscy czuli, że to zmierzało do tego upadku, a to sprawiało, że napisać to było wielką sztuką. Bo jakże łatwo byłoby przegiąć? Napisać melodramatyczną łzawą, pełną patosu, scenkę. No, ale to nie Emma. Wybrnęłaś, oj wybrnęłaś jak nasz Dejvi w tym paskudnym Niżnym Tagile.
1. Bieg Nelki na dół. Jak wspominałam wcześniej, jakoś tak założyłam, że na będzie na dole. Ty ją wysłałaś do góry, co dodatkowo skomplikowało, ale dla niej było chyba lepsze. Bo zdecydowanie lepiej, że nie była, nie widziała go zaraz po upadku. Pięknie opisałaś ten bieg na dół. Pełen złych przeczuć, pełen strachu i niepokoju. Widać ile on dla niej znaczy. Że w tym momencie nic innego się nie liczyło. Oj i Wolfgang, który tam był i ją odciągnął. Wolfgang, nasz bohater.
2. Bo o ile Wolfgang stanął na wysokości zadania, to szanowny pan Kofler się niespecjalnie popisał. Ja go bardzo lubię, ale tutaj rzeczywiście wychodzi taka dziamdziaryga (za przeproszeniem) z niego. Niby chce pomóc, ale bez Grega to mu nie wychodzi. Niby decyduje się powiedzieć, ale nie umie. Niby na wszystko ma radę, ale zawsze zabiera się od dupy strony (za przeproszeniem). "Niepotrzebnie z nim gadałaś". No poziom empatii to chyba osiągnął stan alarmowy! Nawet Didl by wpadł na to, że dziewczyna tak czy siak będzie się obwiniać. I naprawdę tylko matoł mógł wyskoczyć z takim tekstem. Dobrze, że był Gregory. Gregory mądry, rozsądny i ma przyzwoity poziom pomyślunku we łbie. Ale dobrze, że przybyła grupa wsparcia, bo racja. Ile można wytrzymać sam na sam z Gregorym? Swoją drogą też zauważyłaś, jak on się ostatnio zmienił w prawdziwym życiu? Nie chodzi naburmuszony. Nie myśli tylko o sobie, tylko czuje się częścią drużyny, robi sobie śmieszne foty z dzieciaczkami i non stop chodzi wyszczerzony. Wyluzował. Może i dla Macieja jest jeszcze jakiś ratunek i nadzieja. Kto wie?
3. Potem mamy rozmowę z Herbertem i od razu dołączę Alexa, który wcale nie taki zły jak go malują. Ale wyjdzie i tak, że wszystko jego wina. Może tak jest zawsze? Wszyscy myślą, że Alex be, a tak naprawdę o Alex jest kochany, tylko bierze na siebie przewinienia i chronienie tyłków wszystkich naokoło? Co do Herberta, to fajnie, że potrafi odsunąć własne sympatie i antypatie i obiektywnie spojrzeć na sprawę.
I zakończenie. Jako czytelnik o oczywiście krzyczałabym najchętniej: Wracaj, babo, wracaj! Ale trzeba przyznać, że napisałaś bardzo dobre zakończenie części pierwszej. Bez przegięć, bez łzawych scenek. Bo przecież racja. Te wszystkie problemy nie wyparowały. Na chwilę straciły znaczenie, no ale przecież są. Nela musi sobie swoje życie poukładać. Dla siebie, przede wszystkim dla siebie.
Kamil, to Kamil. Nie ma co go więcej chwalić, bo każdy wie, jaki kochany :)
Ach, ach, a tu już koniec sezonu w prawdziwym życiu.
Kobieto czy ty chcesz mnie psychicznie wykończyć?!
OdpowiedzUsuńNowy rozdział proszę :>
Oczywiście, że tego nie chcę! :< Przecież ja Was potrzebuję całych i zdrowych psychicznie!
UsuńEch, nie lubię tego pisać, ale "nowy rozdział będzie wtedy, gdy się napisze", a aktualnie idzie dosyć opornie.
Chyba źle mnie zrozumiałaś.. Chciałam podkreślić, że jeszcze żaden blog nie wzbudzał we mnie tyle emocji :)
UsuńPiszesz naprawdę genialnie, że aż nie można się od tego oderwać ;)
Czekam na następny rozdział z niecierpliwością.
Życzę weny :*
No cóż, tym razem to ja przybywam z opóźnieniem. Ale myślę, że to ma też swoje dobre strony, bo kiedy czytałam ten rozdział po raz pierwszy, oczywiście połykałam go jak szalona w zawrotnym tempie. Chciałam przede wszystkim dowiedzieć się, CO się stanie. A ostatnio, wracając do tego tekstu jeszcze raz, mogłam się dokładnie i już zupełnie na spokojnie przyjrzeć, JAK się to wszystko rozegrało.
OdpowiedzUsuńI – tu sobie zacytuję naszego ulubionego redaktora Szczęsnego – ręce same składają się do oklasków! :P
Natomiast tak zupełnie i całkiem na serio powiem, że te brawa będę bić naprawdę, bo ciągle i niezmiennie poraża mnie ładunek emocjonalny tego odcinka, a także fakt jak bardzo potrafisz skupić uwagę czytelnika i nią zawładnąć. Dlatego zupełnie jestem spokojna o ciąg dalszy i jednocześnie ogromnie, ale ogromnie go ciekawa.
No dobrze, ale na razie jesteśmy w finale pierwszej części i to na niej chciałabym się teraz skupić i przynajmniej wymienić to, co mi się szczególnie podobało. (Wszystko! :)).
A więc, po kolei:
1. Scena otwierająca odcinek – bieg Nelki na dół. Napisane zostało to tak, że na chwilę zupełnie wstrzymałam oddech. Wszystkie przeszkody – potknięcia, niepewność, przerażenie, brak właściwego rozeznania sytuacji, kałuże, krzyki potrącanych ludzi, bezradność w dawidowych tęczówkach – tworzą obraz, od którego nie można się oderwać. Zwłaszcza, kiedy się wie, co czeka na mecie tego szaleńczego wyścigu. Kornelii nie zdołała zobaczyć tego dokładnie i w całej brutalności. I chyba dobrze.
Może zbyt daleko posuwam swoje interpretacje, ale dla mnie ten bieg, był też po części podróżą bohaterki w głąb siebie. Co prawda, już wcześniej wiedziała, co czuje do Thomasa, ale ta chwila sprawiła, że Nelka zobaczyła wszystko – swoją miłość, swoją słabość, jego słabość – tak ostro, jak chyba nigdy wcześniej. I to miało wpływ na jej ostateczną decyzję. Szczerze mówiąc, nie jestem pewna, czy nazwałabym to kolejną ucieczką. Wydaje mi się, że jest to raczej powrót do źródła. Do miejsca, gdzie cała jej historia się zaczęła. I być może, jeśli upora się z tym, co pozostawiła w Krakowie, to poukładanie spraw z Thomasem przyjdzie jej o wiele łatwiej. Bo – jak mówi Mądra Księga – wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem. :)
A swoją drogą to by było takie ładne i takie słodkie, gdyby oni się w tym szpitalu pogodzili. Ona, w pełni świadoma swoich uczuć i obaw oraz on, pokonany przez wysokość, wiatr, własny błąd albo słabość – whatever. Naprawdę aż się prosił pocałunek na zgodę tudzież inne ładne rzeczy i wyznania. I być może mniej świadoma i mniej zdyscyplinowana autorka złapałaby się w tę pułapkę. Ale nie Ty.
Ty – jak to Ci już wczoraj powiedziałam – jesteś przenikliwa i świadoma tego, że jak się bierze i stawia obok siebie dwójkę bohaterów po przejściach i z przeszłością, to trzeba z nimi pokonać długą i ciężką drogę. I że nie zawsze podczas ten podróży jest ładnie, ale za to – NAPRAWDĘ. I dlatego też – powtórzę to jeszcze raz – jestem zupełnie spokojna o ciąg dalszy. Wiem, że poprowadzisz to najlepiej jak się da. I że po raz kolejny Ci uwierzę.
2. Gregor.
OdpowiedzUsuńNo cóż, mam w tym roku tak jak Aria. To znaczy, całkiem zmieniło mi się postrzegania Gregora. Sporo w tym jego zasługi, bo ewidentnie wyluzował, ale część "winy" ponosisz za to także Ty. Szczególnie podobało mi się, jak go pokazałaś w tym odcinku. I chciałabym wierzyć, że w realu też ma tyle dystansu, rozsądku i oleju w głowie, co u Ciebie. :) Pozostali członkowie Austria Team też wymiatają – wszyscy razem i każdy z osobna.
I tu docieram właściwie do meritum – otóż w tej części widać jak świetnie radzisz sobie z pisaniem tzw. scen zbiorowych. Spędzasz całe towarzystwo razem i pokazujesz, że każdy z bohaterów ma swój, widoczny wyraźnie, charakter, swoje poglądy, swoje podejście do omawianej sprawy, swój sposób okazywania przyjaźni i współczucia w chwili, kiedy czekanie wręcz fizycznie bolało. I wszyscy są w tym naturalni i prawdziwi. I mają obłędne dialogi. :)
A zaskoczenie odcinka to niewątpliwie Alex. Szkoda, że znowu wyjdzie na sukinkota…
Oj, chyba nie wszystko wyszło mi tak ładnie i logicznie jak sobie planowałam. Po prostu, kiedy przyszło do pisania, popłynęłam strumieniem myśli. Ale tak jest chyba najlepiej. :)
Trzymam kciuki za ciąg dalszy i pozdrawiam
C.
jestem w trakcie czytania i uwierzyc nie moge, ze jednak koniec?! no bez jej,Emms ;) czekam na info o drugiej czesci ;D
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdzial bo juz się doczekać nie mogę? *.*
OdpowiedzUsuńKażdego dnia zadaję sobie to samo pytanie i niestety wciąż nie znam na nie odpowiedzi. Przykro mi, nie wiem. Nie idzie mi to pisanie ostatnio, a jak już idzie, to jak krew z nosa.
Usuńżyczę weny i czekam na next ! :*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję na szybką.kontynuację :>
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie bardzo wciąga, nie można się oderwać!
Liczę na to, że nie zrezygnujesz z.pisania czy coś w tym stylu.
Pisz bo idzie ci świetnie :>
Dtuga część też tutaj?
OdpowiedzUsuńA kiedy mniej więcej?
Czekam :)
Tak, druga część również będzie pojawiać się tutaj. Kiedy? Nie mam pojęcia. Tak, jak napisałam w ramce na górze bloga, wpadłam w twórczy dołek, z którego nie potrafię się na razie wygrzebać. Mam nadzieję, że nie potrwa to długo.
UsuńNie walnę tutaj eseju, jak niektóre dziewczyny, bo kurdę, nie umiem. Ja szybko i zwięźle. Przyszłam sobie tutaj kiedyś, nawet nie wiem skąd. I tak zaczęłam czytać TEN rozdział. Tak, ten, geniusz, sama sobie spojleruję. Co prawda nie doszłam do końca, przeleciałam wzrokiem i stwierdziłam - przeczytam całe. No i teraz jestem tu. Myślałam, że w miarę dobrze piszę, a może do tego wrócić. Teraz chrzanię to, biję Tobie pokłony i czekam na drugą część. Zastanawiałam się, czy komentować, ale stwierdziłam, że to zawsze milej. I że muszę napisać, że w trakcie czytania tych wszystkich rozdziałów miałam prawdziwy kalejdoskop emocji, które teraz w mnie siedzą. To było genialne i naprawdę, NAPRAWDĘ dawno nie czytałam nic tak dobrego. I strasznie mi smutno, że to już tylko 10 rozdziałów i epilog.
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że krótkofslówki ich zdradzą.
OdpowiedzUsuńA harbert i alex to jednak spoko goście.
Dlaczego ona znowu ucieka? :(
Moze tak rzeczywisciw bedzie lepiej?
I... Wraca do polski. Czas zakonczyc to co zaczal thomas i do konca pozbierac sie do kupy.