*
łatwo jest się zakochać
ale tak trudno jest złamać czyjeś serce
pewnego dnia pragnienie zamieniło się w pył
jedyne co nam pozostało
to wstrzymać oddech
* * *
Zaczyna widnieć. Mroźne styczniowe
powietrze wkrada się do pokoju poprzez uchylone okno, porusza zasłonami i potęguje
panującą pustkę. Jest cicho; tak cicho, że można dosłyszeć każdy, nawet
najmniejszy szmer. Czasem jakiś samochód przejechał nieopodal. Ktoś głośno
roześmiał się na ulicy. Gdzieś zawył pies. A potem znów zapadała cisza; głucha,
niezmącona, pusta. Przerywana jedynie przez drżący oddech, tłumiony na zagryzanej
do bólu wardze.
W porządku. Jest w porządku… Przecież nic
takiego się nie stało. Tylko trochę poobijałam swoje kontuzjowane serce i
nadwyrężyłam kruche zaufanie. Ale to nic, trochę poboli i przestanie, prawda?
Trzeba tylko zacisnąć zęby, przejść przez pierwsze stadium bólu i poczekać. A
potem wszystko się zagoi. Chyba. Powinno, tak, jak każda inna rana.
Chociaż… Kogo ja próbuję oszukać?
Niebo jaśnieje; powoli zmienia kolor z
głębokiej czerni na granat, który blednie, aż w końcu przybiera barwę chłodnego,
czystego błękitu. Ile minęło czasu? Trzy godziny? Cztery? Jak długo leżałam w zmiętej,
chłodnej pościeli zupełnie sama? Bez niego, chociaż powinien tutaj do cholery
być? Jak długo zastanawiałam się, co zrobiłam źle, dopóki uznałam, że to bez
sensu? I kiedy tak po prostu się poddałam?
Pustka. Nie czuję niczego, oprócz
uderzającej pustki. Jest cicho. Jest zimno. Jest pusto. A ja już nie mogę i
chyba nawet nie chcę nic z tym zrobić. Jestem bezsilna i nie wiem już, kogo za
to obwiniać. Jego? Siebie? Nas oboje? Kto powinien wziąć odpowiedzialność za
powoli wypełniające mnie uczucie męczącej obojętności? Próbuję odpowiedzieć
sobie na każde, rodzące się w mojej głowie pytanie, ale zamiast rozwiązań,
pojawiają się kolejne wątpliwości. Rozum krzyczy coraz głośniej, całe ciało boliod
spiętych, walczących z zimnem mięśni, paznokcie mocniej wbijają się w białą
pościel, a poduszka wilgotnieje z każdą minutą.
Boli. Boli jak diabli, z każdą chwilą
coraz bardziej i bardziej. A najgorsze w tym bólu jest to, że nie żałuję. Bo
jak mam żałować czegoś, co było szczere i prawdziwe?
Tylko znowu coś się popieprzyło. A ja…
Chyba naprawdę zaczynam odpuszczać.
* * *
pokój nadejdzie,
gdy jedno z nas odłoży broń
bądź silny za
nas oboje
proszę, nie
uciekaj
stajemy oko w
oko z naszymi lękami
nieuzbrojeni na
polu bitwy
* * *
Jeszcze parę tygodni temu myślałam, że
jestem mistrzynią w robieniu dobrej miny do złej gry; że fantastycznie potrafię
odegrać swoją rolę i zachowywać się tak, jakby wszystko było w porządku, gdy
tak naprawdę lód pęka mi pod nogami. Teraz nawet nie próbuję udawać, bo po
prostu nie mam na to siły.
Stanęłam przed oszklonymi drzwiami
hotelowej restauracji. Zdecydowanie za dużo ludzi wpadło na ten sam genialny
pomysł śniadania w samo południe. Zacisnęłam szczęki i z wieloma wątpliwościami
przekroczyłam próg lokalu, tym samym ściągając na siebie kilka przypadkowych
spojrzeń. Nie potrafiłam wyzbyć się wrażenia, że oni wszyscy wiedzą; że patrzą
na mnie z rosnącą odrazą i politowaniem dla mojej głupoty. Nie oszukujmy się,
gdyby ktokolwiek się dowiedział… To ja byłabym tą złą. Dała? To wziął. Nikt nie
słuchałby reszty historii.
Ale wszystkie spojrzenia uciekły równie
prędko, jak się pojawiły. Rozmowy dalej trwały, sztućce uderzały o talerze,
ruch między stolikami nie ustawał. Nikt o niczym nie wiedział.
Wcisnęłam dłonie w kieszenie bluzy,
podkurczyłam ramiona, aby więcej nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi i
ruszyłam w stronę wolnego stolika pod oknem.
- Nela! Nela! Tuuutaaaj!
Szlag. Gdzieś ponad kolejką do bufetu
wyrosła ręka Stefana i głowa Michiego. Westchnęłam i ruszyłam w ich stronę, nie
siląc się na żaden uśmiech.
A miejsce zajęli mi Słoweńcy.
- I to jest klasyczny przykład kaca
mordercy, mój przyjacielu. – Hayböck posłał znaczące spojrzenie Krafterowi, gdy
przystanęłam obok nich. Stef tylko stłumił parsknięcie śmiechem, zapewne
dostrzegając mój wzrok, wycelowany w blondyna. – Hej, każdy jest tutaj mocno
wczorajszy.
- Ja bym powiedział, że Didl to troszkę
taki z zeszłej dekady jest.
Po słowach Stefana, stojąca w kolejce
przed Michim zakapturzona postać odwróciła się i obrzuciła nas nienawistnym
spojrzeniem zza skośnych oczu, a trzymana przez nią czerwona tacka nieomal
wylądowała na głowie Krafta.
- Czy wy się kiedyś łaskawie
odpierdolicie?
- Szczerze? – spytał Michi, po czym spojrzał
na Stefana, a Stefan na niego. Kiwnęli na siebie porozumiewawczo i popatrzyli
na Didla, zgodnie odpowiadając: - Nie.
Bezwiednie parsknęłam i zsunęłam z
didlowej głowy kaptur. Jego błagalne spojrzenie było rozczulające.
- Może ty wiesz, jak ja wróciłem do
hotelu? – spytał po chwili, bezradnie opuszczając ramiona. – Bo pamiętam tylko,
że rozmawiałem z jakąś ładną blondynką, a potem obudziłem się w pokoju
Morgiego.
Zapadła kilkusekundowa cisza.
- To zabrzmiało naprawdę, ale to naprawdę
źle – mruknął Hayböck, spoglądając podejrzliwie na Thomasa. – No chyba, że masz
stuprocentową pewność, że ładna blondynka i Morgi to nie ta sama osoba.
Didl zaczął fukać pod nosem i przebierać
nogami, a Michi oparł się o zgiętego w pół ze śmiechu Stefana. Chciałam do nich
dołączyć, naprawdę, ale nie potrafiłam, więc zaczęłam rozglądać się za innym
wolnym stolikiem. Dla pozoru uniosłam kącik ust, który szybko opadł.
- Niech mi tylko światłowstręt minie…
- Przepraszam bardzo, co ci minie?
Świniowstręt?
- Cholera, Hayböck, bo jak cię depnę
zaraz, to ci kluski nosem wyjdą!
- Hola, hola, wstrzymaj świnie kowboju,
grozisz mi?!
Nie słuchałam dalej. Zacisnęłam pięści,
próbując odwrócić wzrok od siedzącej w rogu sali, tuż przy oknie postaci.
Mogłabym powiedzieć, że jeszcze przed chwilą był obok i patrzył mi w oczy, że
wciąż czułam jego dotyk i ciepło na swoim ciele; że minęły sekundy, nim trzymał
mnie w swoich ramionach, a ja byłam skłonna uwierzyć, że wszystko będzie
dobrze. A teraz siedzi sam, zgarbiony, z nieobecnym spojrzeniem. Wydaje się tak
odległy, choć dosłownie kilka chwil temu był najbliżej ze wszystkich.
I znów jedno pytanie: dlaczego?
- Widzieliście? Dzisiaj szef kuchni poleca
na obiad wieprzowinę!
Muszę się dowiedzieć.
- Nela?
Zostawiłam Stefana i chłopaków za sobą.
Nogi pode mną się uginały, ale dzielnie szłam przed siebie. Serce nieomal
wyłamało mi wszystkie żebra, w gardle potwornie zaschło, ale musiałam to
zrobić.
Ostatni raz. Przyrzekam, że to już ostatni
raz, gdy próbuję zawalczyć.
- Chciałabym wierzyć, że po prostu łóżko
było za małe, a ja znów śpiewałam przez sen… Ale to nie to, prawda?
Jego zaskoczone spojrzenie na kilka sekund
zatrzymało się na mojej twarzy, by zaraz utknąć w filiżance po kawie.
Wykrzywiłam usta w gorzkim uśmiechu, bo dokładnie tego mogłam się spodziewać:
jego milczenia i odwróconego wzroku.
- To jest to twoje ‘lepiej’, tak? Naprawdę
uważasz, że taka sytuacja jest ‘lepsza’? – spytałam z trudem opanowując drżenie
głosu. – Nie jest, Thomas. I doskonale o tym wiesz.
Odwrócił głowę w stronę okna. Zacisnęłam
mocniej złożone na udach pięści, usilnie wpatrując się w niego z nadzieją, że w
końcu uniesie wzrok; spojrzy na mnie tak, jak patrzył w nocy, a o całej reszcie
zapomnimy. Ale nie. On cały czas beznadziejnie gapił się przez tę cholerną
szybę. Miałam ochotę wstać, szarpnąć go za ramiona i krzyknąć, aby w końcu
spojrzał mi w oczy i odezwał się chociaż słowem, ale wiedziałam, po prostu
wiedziałam, że i to nic by nie dało.
- Powiedz coś.
- Prosiłem cię… - Na wpół wyszeptał,
gniotąc w palcach papierową serwetkę. – Prosiłem cię, odpuść.
Wzniosłam załzawione spojrzenie do sufitu
i pokręciłam głową z maskującym zażenowanie uśmiechem. Nasze rozmowy coraz
szybciej osiągają wysoki poziom niedorzeczności.
- Odpuść… - mruknęłam z kpiną. – W nocy mówiłeś
co innego. Przypomnieć ci?
Przymknął powieki i westchnął, by po
chwili wbić pusty wzrok w swoje dłonie. Wciąż czułam jego palce wędrujące po
ramionach, brzuchu, wplątane we włosy, splecione z moimi w silnym uścisku.
Teraz boję się po nie sięgnąć.
- Mówiłeś, że jestem ważna, że mnie
potrzebujesz, że… Do cholery, myślałam, że to wszystko coś znaczyło!
- Bo znaczyło! – Uniósł się, wreszcie
podnosząc na mnie lekko rozłoszczone, lecz cały czas przepełnione bólem
spojrzenie. Zacisnęłam szczęki.
- Gdyby to coś dla ciebie znaczyło,
zostałbyś. A tak… - Wzruszyłam ramionami, pozostawiając resztę w domyśle. –
Dobrze wiesz.
- Nie byłem pijany. Wiedziałem, co robię i
czego chcę.
- Ale?
- Ale to nie zmienia faktu, że nigdy nie
powinno do tego dojść…
Prychnęłam. Jasne, znów ta sama gadka o
trzymaniu na dystans, znów jakieś chore tajemnice…
- Nie rozumiem. Prosisz mnie, abym
odpuściła, kiedy wcale tego nie chcesz. Odsuwasz mnie od siebie, ale wciąż
jesteś blisko. A na końcu świadomie spędzamy ze sobą noc, abyś mógł powiedzieć,
że nigdy nie powinniśmy tego robić? Thomas, czego ty właściwie ode mnie chcesz?
Przetarł twarz dłonią.
- Mówiłem ci, że to cholernie trudne.
- Mówiłeś wiele rzeczy. Tylko ja już nie
wiem, co jest prawdą, a co nie.
Przemilczał, bo przecież tak było
najprościej. Tylko ja już miałam dość tej pieprzonej ciszy, przez którą
rozumiałam mniej, niż powinnam.
- Zabrnęliśmy za daleko – odezwał się w
końcu, powoli unosząc na mnie spojrzenie. – Nawet, jeśli tego nie żałuję, to
tak będzie…
- Lepiej? – prychnęłam.
- Rozsądniej.
- Błagam… Ty chyba sam sobie nie wierzysz.
– Pokręciłam głową, dostrzegając niepewność w jego lekko podkrążonych oczach.
Opuścił głowę. – Chcesz grać rozsądnie? W porządku. Z przyjemnością zaniosę
Alexowi kawę i wypowiedzenie.
Gwałtownie uniósł na mnie zdezorientowane
spojrzenie. Czyżbym w końcu trafiła w punkt?
- Obiecałam ci, że w odpowiednim momencie
odejdę. Tylko wtedy myślałam, że zrobię to dla nas, a nie tylko dla siebie.
- Co ty…
- Odejdę, Morgen. Odejdę z kadry, jeśli
tak ma to wszystko wyglądać – oznajmiłam zaskakująco opanowanym głosem, choć w
środku cała pękałam z żalu i bólu. Bo to nie tak miało być, bo poczułam się
częścią drużyny, bo pokochałam chłopaków. Nawet Herberta zdążyłam zaakceptować,
a teraz mam z tego wszystkiego zrezygnować. A zwłaszcza z Niego. – Sam
powiedziałeś, że to nigdy nie powinno się wydarzyć – dodałam, a z całego mojego
opanowania pozostały powoli wilgotniejące oczy. Zacisnął mocno szczęki,
ciskając we mnie przepełniające się gniewem spojrzenie.
Co zrobi? Co powie? Poprosi, abym została?
Czy pozwoli mi odejść?
- Tak. To nigdy nie powinno się wydarzyć –
powtórzył suchym, wypranym z emocji głosem. – Odejdź.
Odwróciłam głowę i prędkim ruchem otarłam
czubkiem palca, wypływającą z lewego oka łzę. Zaśmiałam się z zażenowaniem.
- Tego właśnie chcesz?
Niepewnie kiwnął głową.
- Zabawne, bo jakoś ci nie wierzę.
Tylko w tej jednej kwestii miałam pewność
i tylko ona jeszcze jakoś podtrzymywała moją zgubną nadzieję. Nawet, jeśli
próbował pozbawić mnie jej cichym warknięciem.
- Tak, jak ja nie wierzę, że odejdziesz.
Nie masz gdzie – dodał i odsuwając z łoskotem krzesło, wstał. – Widzimy się w
Bad Mitterndorf.
I znów zostawił mnie samą. Całkowicie
skołowaną, na granicy wybuchnięcia płaczem i śmiechem jednocześnie i z jeszcze
większą ilością pytań, niż odpowiedzi. Powinnam być już przyzwyczajona. Jeszcze
przez długą chwilą wpatrywałam się w puste miejsce przede mną, by w końcu
wymazać sprzed oczu jego obraz i przenieść wzrok za okno. Nie będzie padać.
Zapowiada się kolejny pogodny dzień.
Wstałam i wymijając Wolfganga, który
szykował się, aby coś powiedzieć, szybkim krokiem opuściłam restaurację.
Spakować się, znaleźć dworzec, odpocząć przez
dwa dni. Gdziekolwiek, nieważne.
Dostrzegając nad windą malejącą ilość
pięter i zbliżający się dźwig, skierowałam się w tamtą stronę. Byłam w połowie
drogi, gdy rozległ się charakterystyczny dźwięk, a drzwi się rozsunęły.
Zatrzymałam się w pół kroku, napotykając na z początku lekko zakłopotane
spojrzenie pary chłodnych tęczówek.
- Dejvi.
Przez chwilę miałam wrażenie, że chce coś
powiedzieć. Ale on tylko zacisnął wargi, pokręcił głową i naciągnął na ramię
torbę. Bez słowa przeszedł obok. Nie zatrzymał się, nic nie powiedział, nawet
nie spojrzał… Hotelowe drzwi rozsunęły się przed nim z cichym szmerem, a Dawid
zniknął za zakrętem.
- Zawsze wiedziałem, że masz dość pokrętne
metody motywacji, ale tym razem przegięłaś.
Przeniosłam spojrzenie na Kamila. Nie był
zły. Może tylko trochę zdenerwowany, ale za to bardzo rozczarowany. I właśnie w
ten sposób na mnie patrzył, gdy kręcił głową z niedowierzaniem. Kiwnęłam na
znak, że wiem, że nie musi nic mówić, chociaż i tak by tego nie zrobił. Kamil
nigdy nie strofuje i nigdy nie wytyka błędów. Za to zawsze jednym spojrzeniem
potrafi sprawić, że sama się do nich przyznaję.
- Kurde, Nelka – westchnął. – Musisz
odpocząć, wyluzować i trochę się ogarnąć. A nawet nie trochę, a bardzo.
- Kamil, proszę.
- Wydawało mi się, że już jest dobrze. –
Przyjrzał mi się uważniej i bezradnie opuścił ramiona. – A ty jak zwykle
„radzisz sobie sama” – mruknął ze zrezygnowaniem i nie doczekując się ode mnie
jakiejkolwiek odpowiedzi, sięgnął po swoje torby. – Chyba kiepski ze mnie
przyjaciel, skoro wolisz męczyć się ze swoimi problemami sama, niż po prostu
przyjść do mnie i najzwyczajniej w świecie pogadać.
A jednak jest zły.
- Widzimy się w piątek.
W zawrotnym tempie wrzucałam wszystkie
rzeczy do walizki i torby. Czas. Muszę jak najszybciej wyjechać z
Bischofshofen. Nie, żeby odpocząć, ale po prostu pobyć sama i coś ze sobą
zrobić. Natychmiast.
Zdałam pokój i opuściłam hotel. Kompletnie
nie wiem, w którą stronę się udać. Gdzie mam się podziać, dokąd pojechać…
Jedyną opcją jest wcześniejsze pojechanie do Bad Mitterndorf i poczekanie tam
na resztę drużyny. Odejść. Miałam odejść, ale ten idiota ma rację – nie mam
gdzie.
- Nela!
Odwróciłam wzrok od stojącej na końcu
ulicy taksówki i rozejrzałam się dookoła. W odległości kilkudziesięciu metrów
dostrzegłam Andreasa, Gregora i Manuela, stojących przy samochodzie. Pomachałam
do nich, siląc się na marny uśmiech i ponownie przeniosłam wzrok na taryfę, ale
tylko na chwilę, bo Manu znów na mnie krzyknął.
- Gdzie jedziesz? – spytał Schlieri, na co
wzruszyłam ramionami.
Popatrzyli po sobie, po czym pokiwali
głowami, jakby właśnie dawali sobie jakiś tajny znak. A potem Andi spojrzał na
mnie i głęboko westchnął.
- Jedziemy do Innsbrucka. Chcesz się
zabrać?
To w ogóle nie zabrzmiało jak dobry plan.
Ale plan, to plan, przynajmniej miał jakąś nazwę i cel. Szarpnęłam za rączkę
walizki, kopnęłam zacinające się kółko i ruszyłam z miejsca. Prosto w stronę
samochodu Koflera.
I wszystko tylko po to, by po prawie
trzech godzinach jazdy i udawania, że śpię, stanąć na tym samym piętrze tej
samej kamienicy, przed tymi samymi drzwiami, których kilka dni temu tak bardzo
się bałam.
- Wiem, że mieliśmy zaczekać do Ligi
Mistrzów, ale… Możemy zacząć naprawiać wszystko nieco wcześniej?
* * *
ty i ja
musimy pozwolić sobie odejść.
trzymamy się
razem
ale oboje wiemy
że to, co wydawało
nam się dobrym pomysłem
zamieniło się w
pole bitwy
* * *
Kolejny pociąg błyskawicznie przebrnął
przez widoczny z okna odcinek torów i zniknął za ukrytymi w ciemnościach
drzewami.
- Trzymaj, powinno pomóc.
Odwróciłam do tej pory opartą o szybę
głowę i kilkukrotnie pociągając zaczerwienionym nosem, wyciągnęłam dłonie w
kierunku parującego kubka. Podsunęłam kolana pod brodę i upiłam duży łyk
herbaty, która w swoim działaniu miała mnie chyba zabić.
- Nie patrz tak na mnie. Herbatka z sokiem
malinowym i miodem to nie u mnie.
- Nic nie mówię, tylko dlaczego tu jest
więcej rumu, niż herbaty?
- Każdy ma swoje sposoby leczenia –
odpowiedział z lekkim rozbawieniem i chwytając starą gitarę, opadł na kanapę. Widząc
moje spojrzenie, uniósł brew. – No co?
Pokręciłam głową i z zaciśniętymi oczami,
przysunęłam kubek do ust. Ratowanie haftującego Didla odwdzięczyło się
zapchanym nosem i morderczym bólem gardła. Gitara zabrzęczała upiornie. Tata
skrzywił się i podkręcił dwa klucze. Ponownie przesunął dłońmi po strunach,
wydobywając z nich czysty dźwięk. O wiele lepiej, co stwierdziliśmy zgodnym
kiwnięciem.
- Tylko zastanawiam się, co ja tak
właściwie leczę? Twoje smarki, czy złamane serce? – Podniósł głowę znad
instrumentu i przyjrzał mi się uważnie. Z poirytowaniem dmuchnęłam powietrzem
przez usta i odwróciłam głowę w stronę nocnego Innsbrucka. – Okej, nie chcesz
mówić, to nie mów. I tak jestem beznadziejny w pocieszaniu – dodał i powrócił
do swojej gry.
- To prawda, jesteś.
- Dzięki.
Uniosłam lekko dolną wargę. Jest
beznadziejny w wielu sprawach. Poczynając od gotowania, poprzez dwie lewe nogi
do tańczenia, a kończąc na byciu ojcem. Ale jedno jest pewne – stara się. Próbuje
chociaż trochę być tym, którego potrzebowałam w ostatnich miesiącach. Czy
myślał o naszym ostatnim spotkaniu? Czy wysnuł jakieś wnioski z naszej rozmowy?
Tak. Wydaje mi się, że tak. Jest znacznie lepiej, niż kilka dni temu;
swobodniej, przyjemniej, trochę tak, jak kiedyś. Wciąż istnieje między nami
niewidzialna bariera, ale ona – powoli – maleje.
Jestem równie zdumiona, jak zadowolona. On
chyba też.
- Przyznasz jednak, że to dziwne – zaczął
w pewnej chwili, odgarniając znad oczu niesforne ciemne kosmyki. – Miłe, ale
mimo wszystko dziwne. Przyjechałaś do mnie. Znowu. Naprawdę myślałem, że to
ostatnie miejsce, do którego chciałabyś wracać.
- Mówiłam ci, że lubię wszystko, co
związane z Innsbruckiem i twoją norą.
- Jasne. I dlatego prawie zbierałem cię z
wycieraczki.
- Ale zbierałeś.
Uśmiechnął się raczej sam do siebie i znów
powrócił spojrzeniem do ukochanej gitary. Starej, już nieco zniszczonej, z
wystającymi znad główki strunami i paroma przetarciami.
- Mogę zadać ci pytanie z tych
niewygodnych, za które będziesz chciał roztrzaskać mi Joan na głowie? – Kiwnęłam
niepewnie na instrument, nazwany na cześć wielbionej przez tatę Joan Jett.
- Nie zamierzam rozmawiać o twojej matce –
mruknął w odpowiedzi, nawet nie unosząc na mnie wzroku. I minęło może dziesięć
sekund, gdy sięgnął do stojącej obok kanapy szafki i wyciągnął z niej butelkę
Stiegla. Otworzył ją o kant szafki, upił duży łyk i wtedy na mnie spojrzał. – A
przynajmniej nie na trzeźwo.
- Myślisz o niej czasem? – spytałam,
niepewnie unosząc na niego spojrzenie z obawą o jego reakcję. W zastanowieniu
wydął usta, przez chwilę wpatrując się w wyłączony telewizor, by na końcu
wzruszyć ramionami.
- To twoja matka. Gdy myślę o tobie, myślę
też o niej.
- Ale w innym sensie… - podpowiedziałam,
unosząc znacząco brwi. Przewrócił oczami.
- Nie żartuj sobie, minęło piętnaście lat.
- A ty jesteś sentymentalnym palantem.
- Może trochę szacunku dla własnego ojca?
– prychnął, choć usta wygięły mu się w delikatnym uśmiechu, który blado
odwzajemniłam. Doskonale wiedział, że mam rację. A mimo to zmrużył oczy i wciąż
rozbawiony, kiwnął na mnie palcem. – Zważaj na słowa.
- Trochę za późno na wychowywanie.
- Gówniara.
Pokręcił głową i upił kolejny łyk piwa.
- Wiem, że to mama chciała się rozstać.
Ale ty… Uważałeś, że tak będzie lepiej dla was obojga? Czy po prostu pozwoliłeś
jej odejść, bo wiedziałeś, że bez ciebie będzie szczęśliwsza?
Odjął butelkę od ust i spojrzał na mnie,
jak na idiotkę.
- Za dużo rumu?
- Za mało odpowiedzi.
Wzniósł spojrzenie do sufitu i głęboko się
zamyślił. Przez chwilę po pokoju rozchodził się tylko cichy dźwięk uderzania
palców o butelkę i moje pociąganie nosem.
- Chyba wolałem, aby była szczęśliwa beze
mnie, niż nieszczęśliwa ze mną. Taa, jakoś tak to szło – mruknął z
przytkniętymi do gwintu ustami.
Zacisnęłam usta, kilkanaście razy
obracając w głowie słowa ojca i tłumacząc sobie ich znaczenie na wiele
sposobów. Ale na końcu okazało się, że znaczenie jest tylko jedno. I nie
przynosiło niczego nowego.
- Czyli odpuściłeś?
- Oczywiście, że nie odpuściłem – burknął
z pretensją, sięgając po kolejne piwo. – Ale co mogłem zrobić? Przecież ją
kochałem.
- Dalej kochasz.
- Bzdura.
- Tato.
- Kora.
- Przyznaj się.
- Nie pyskuj.
Wymieniliśmy przekorne spojrzenie, nie
odzywając się do siebie przez dłuższą chwilę. Milczeliśmy, dopóki tata nie
westchnął głęboko i spojrzał na mnie z uwagą.
- Wiesz, że nie żartowałem, gdy mówiłem,
że kupiłem sobie wiatrówkę? – spytał, na co tylko przewróciłam oczami. – Hej, z
polecenia twojego dziadka, świeć Panie nad jego duszą, jeśli istniejesz. Jeśli
mam wszystko naprawiać, to przynajmniej z pompą.
- Boże.
- Modlić będzie się ten, przez którego
tutaj siedzisz i zasmarkujesz mój parapet.
Mimowolnie roześmiałam się, patrząc na
niego z politowaniem. Uniósł brwi i pokiwał głową na potwierdzenie swoich słów.
Tak, zdecydowanie między nami wszystko powoli wraca do normy.
Aż kichnęłam.
- Prawda!
- Tato? – zagaiłam cicho. Spojrzał na mnie
pytającym, lekko przymglonym wzrokiem i uśmiechnął się ciepło, a na jego
policzkach ukazały się dołeczki. Chyba lubi, gdy zwracam się do niego w ten
sposób. Odkąd pamiętam, dość często reagował na ten zwrot podobnym uśmiechem.
Westchnęłam i spojrzałam na leżącą na kanapie gitarę. – Grasz?
Kiwnął głową i chwycił za gryf. Znów
kilkukrotnie pociągnął palcami za struny, szukając odpowiadającego mu dźwięku.
Parę razy zamruczał coś pod nosem, by w końcu unieść głowę i spojrzeć nam zza
zmrużonych powiek.
- Jak się zaczynało „Hey Jude”?
- Od F.
- Wiedziałem.
* * *
Szybkim krokiem przemierzałam hotelowy
parking, cała telepiąc się z nerwów. Za plecami usłyszałam Gregora,
krzyczącego, że „przecież nie było tak źle!”. Odwróciłam się do niego, aby
tylko popukać się w czoło i przypomnieć mu o swoim bagażu. Ostatni raz jechałam
samochodem ze Schlierenzauerem. Gdziekolwiek. Idiota, nieomal wpakował nas pod
rozpędzonego tira, bo musiał zrobić sobie zdjęcie w lusterku! Podczas jazdy!
- W ramach przeprosin pozwolę ci wpisać
hashtagi. No, wpisuj: płotek, on my way, płotek, Kulm, płotek, ski flying,
płotek, Gregor Schlierenzauer, płotek, Austria, płotek… Co ty tam skrobiesz?
- Płotek, jestem, płotek, debilem, płotek,
i, płotek, dłubię, płotek, w, płotek, nosie.
- Usuń to!
- Za późno.
- Nela!
- Żartowałam, idioto, patrz na drogę!
Nigdy więcej nie wsiądę do samochodu z
Gregorem. Gregor nigdy więcej nie pozwoli mi dotknąć swojego iPhone’a. Bo nie
żartowałam, a zdjęcie Schlieriego w dwie godziny zarobiło prawie tysiąc
serduszek.
Ale do Bad Mitterndorf dojechać jakoś
musiałam. A że sam siebie zaoferował, bo Andi jechał z połową rodziny w
bagażniku, a Manuel wcale, to się zgodziłam. Ostatni raz.
Czekając na kartę do pokoju, niespokojnie
rozglądałam się po lobby. Nawet nie miałam pewności, czy już przyjechał, a
jednak wciąż bałam się, że wyjdzie z windy, lub pojawi się na hotelowym
korytarzu, a ja nie będę wiedziała, jak się zachować. To samo tyczyło się
Dawida, choć do jego obecności nie miałam wątpliwości. Przy wejściu do
hotelowej kawiarni mignęła mi postać Piotrka.
Zawiesiłam torbę na ramieniu i posyłając
Gregorowi ostatnie, mordercze spojrzenie, przechwyciłam od niego swoją walizkę
i ruszyłam w stronę windy. Na szczęście pustej.
- Nela, przytrzymaj mi drzwi!
- Płotek, spadaj na drzewo, płotek, nara.
Drzwi zasunęły się tuż przed długim nosem
Schlierenzauera.
Oparłam głowę o metalową ściankę i przymknęłam
oczy. Nic nie zapowiada, że weekend z lotami w tle będzie spokojny. Nie po tym,
co działo się po ostatnim konkursie Turnieju Czterech Skoczni. Pozornie
wszystko musi być w porządku. Ale to będą tylko pozory, których zachowanie
powoli staje się coraz trudniejsze. Niech ten weekend po prostu minie.
Polatajmy trochę, zajmijmy się swoją pracą i lećmy do Polski. A potem… Nie mam
pojęcia.
Winda zatrzymała się na siódmym piętrze.
Chwyciłam bagaż i opuściłam dźwig, kierując się według numerów w odpowiednią
stronę. Weszłam we właściwy korytarz, gdy poczułam, że coś jest nie tak.
Odgłosy hotelowego życia zagłuszała czyjaś głośna rozmowa. Ktoś unosił głos na
tyle, by można było uznać, że już krzyczał.
- Mówiłem, że tak będzie! Mówiłem! Ale czy
ktoś mnie słuchał? Nie! Bo po co!
I na tyle by stwierdzić, że to Herbert.
Przystanęłam, łapiąc się na tym, że
wstrzymałam oddech. Głos Berta nie cichł.
- Związek mógł przydzielić nam kogoś w
miejsce Klausa, ale nie! Pojawiła się baba i wszyscy potraciliście głowy!
Znowu!
Na chwilę zapadła pozorna cisza. Ktoś
cicho, szybko i niezrozumiale wystosowywał kontrę.
- Czy ty w ogóle siebie słyszysz?! Jaka
inna sprawa?! To jest dokładnie to samo! Przyznaj się, że znowu spierdoliłeś!
Do cholery, jesteś dorosłym facetem, a zachowujesz się, jak gówniarz!
Winda przyjechała. Gregor wytoczył się ze
swoimi bagażami i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Co tak stoisz?
- Nie uciszaj mnie! Będę krzyczał, ile
będę chciał! Niech wszyscy wiedzą… Co? Nie rozśmieszaj mnie! Wyleci! Z takim
samym hukiem, jak Silvia! A może i większym, przecież to wielka gwiazda
łyżwiarstwa! Też mi coś! Media będą trąbić, aż miło!
- Nela…?
Machnięciem ręki uciszyłam
Schlierenzauera. W tym samym momencie drzwi na końcu korytarza otworzyły się z
hukiem.
- Nie masz prawa mnie o to prosić! Jeśli
będą pytać, powiem całą prawdę! – Krzyk Herberta rozległ się w tym samym
momencie, w którym z pokoju wyskoczył… Morgenstern. Cała spięłam się, ale on
szybkim krokiem ruszył w drugą stronę, nawet nas nie zauważając. –
Zrozumiałeś?!
- Rozmowa skończona! – odwrzasnął Thomas i
zniknął za zakrętem.
Najpierw jedne, a potem drugie drzwi
trzasnęły, prawie poruszając hotelem w posadach. Zapadła długa, napięta jak
struna cisza. Powoli odwróciłam się w stronę Gregora, którego oczy przybrały
kształt spodków, a usta zacisnęły w wąską kreskę na znak milczenia. Ale nie
byliśmy sami. Drzwi jednego z pokojów były otwarte, a w nich oparty o framugę
stał Kofler. Minę miał zaciętą i bardzo niepewną.
- Nie mam zamiaru dłużej na to patrzeć. –
Pokręcił głową. – Pora, żeby ktoś ci to wszystko wyjaśnił.
* * *
oboje wiemy, że
to nadchodzi
czy złudzenie
jest warte tego, co ukrywamy?
napięcie musi
zniknąć.
jedna kropla
może sprawić, że kłamstwo wypłynie
*
(Przejściówkowa masakra, za którą jest
mi potwornie wstyd. Rodziła się w takich bólach i w takiej rozpaczy, że
pozostaje mi tylko prosić o zrozumienie.)
I
znów mogę odetchnąć, bo udało mi się dodać rozdział zgodnie z wcześniej
wyznaczonym terminem. A wszystko dlatego, bo dziś ważny dzień! Dokładnie rok
temu, 25 stycznia, Nelka pomyliła pociągi i wylądowała w Titisee-Neustadt!
Krótko mówiąc, dziś The Shattered Ones obchodzi pierwsze urodziny. Jeszcze rok
temu, publikując ten wątpliwej jakości prolog nie sądziłam, że zajdę z tym
opowiadaniem tak daleko. Nawet nie myślałam o tym, że 365 dni później będę
miała tutaj aż tylu czytelników (ankieta poniżej mówi sama za siebie), że
licznik wskaże ponad 42 tysiące wyświetleń, a przede wszystkim, że poznam tylu
fantastycznych ludzi. Samo opowiadanie jeszcze rok temu miało zupełnie inny
zamysł, opiewający około dwadzieścia rozdziałów. A teraz? Wiele się zmieniło,
ale jestem przeszczęśliwa, że piszę to opowiadanie, że tutaj jesteście, że
pozwalacie mi czuć swoją obecność zarówno w tych gorszych, jak i lepszych
momentach. Bo tak naprawdę, to Wy tworzycie tę historię. I za to ogromnie Wam
dziękuję.
Dziękuję
zwłaszcza tym, które znów zbierały mnie do kupy, gdy po raz kolejny byłam
bliska całkowitego posypania się twórczego. W zasadzie do ostatniej chwili nie
wiedziałam, czy pojawi się tutaj nowy rozdział, czy informacja o chwilowym
zawieszeniu. Ale udało się i największe podziękowania posyłam Mouse.
Co
jeszcze, skoro już tak gadam? Z miłych spraw chociażby tyle, że udało mi się w
końcu zaliczyć pierwszy konkurs Pucharu Świata. Zakopane było wspaniałe,
magiczne! I bardzo mnie ciekawi, z iloma z Was nieświadomie minęłam się gdzieś
na skoczni, lub na Krupówkach. ;)
A
z kwestii niemiłych… Przyznać się. Kto dalej śpiewa Alles aus Liebe? Bo lista
zażaleń, jakoby piosenka nie dawała spokoju regularnie się wydłuża. :D
A
teraz Was żegnam i z obietnicą, że nadrobię u Was WSZYSTKIE zaległości, popadam
w odmęty pierwszej w życiu sesji.
Ściskam!
Tyy a czemu śpiewanie Alles Aus Liebie ma być nie miłe co? :P Śpiewanie tego jest spoko i pomimo tego, że wolę Rammstein zdarza mi się to katować :D Aż mama ostatnio miała mnie przez to ochotę prześwięcić. Tylko się zastanawiam co z Die Totten Hosen ma wspólnego Daniel Craig
OdpowiedzUsuńTak szczerze szczerze i super szczerze. Na miejscu Nelki już dawno bym nie wytrzymała i poszła zmusić do gadania, albo Freitaga, albo właśnie Koflera i to właśnie dlatego że ona nic nie zrobiła a ukrywają przed nią prawdę jak przed małym dzieckiem. Szczególnie, że jak to wszystko wycieknie do mediów to to walnie jak granat odłamkowy raniąc i Morgena i Nelkę i skoro myślała, że jej jest ciężko teraz to dopiero będzie. Z prasą wciskającą się wszędzie, z zero spokoju, z ludźmi osądzającymi ją od czci i wiary bez słowa. W takich aferach zawsze obrywa się najpierw dziewczynom. Bo przecież to na pewno ta zła rozbiła komuś związek, rodzinę, czy coś zniszczyła. Zawsze w takich sytuacjach dziewczynom się obrywa bardziej. Herbert się nigdy do końca nie przekonał. Czemu mnie to nie dziwi. Skoro w tej sytuacji jest jedną z osób mogącą rzucić - a nie mówiłem. Dziękuję ci że się nie poddałaś i pomimo tego jak ciężko to poszło nie zawiesiłaś, tylko dalej z nami jesteś, bo wiesz bez Morgena i Nelki przynajmniej w tym momencie blogosfera byłaby pusta. Masz rację - świńskie teksty życiem. Serio mnie rozbawili i serio totalnie to kupuję. To może być aż tak fajna atmosfera momentami jak ta o której wypowiada się Heinz w wywiadach. Nie chcę, ale rozumiem czasami tak jest że coś rozwala cię od środka i czujesz się tak pusto, że patrzysz na świat zimno i obojętnie. Masz tak wyprany z emocji i siły organizm, że nie masz siły nawet ruszać mięśniami twarzy i mogłabyś godzinami leżeć patrząc się w sufit. Nic więcej. Widzę to wszystko jak ona nagle przestaje zwracać uwagę na ich rozmowy, jak on na nią patrzy i w ogóle. Wiedziałam! Byłam stuprocentowo pewna, że on tak zareaguje, ale i tak mnie to wkurwia. Chociaż nie zapewne tak jak samą Nelkę, bo ej Morgenstern kurde - jesteś odpowiedzialny za to co oswoiłeś i już. Jak ją oswoiłeś to sobie z tym radź, a nie spierdalasz jak tchórz. To co on robi okej, jest typowe, ale tchórzowskie jak miljon. Ma prawo też się pogubić, ale on zdjął mur, który ona postawiła, a on sam zaczął go budować jakby spietrany tym co zrobił. Nie zaprzecza, że ta noc coś znaczyła, ale to jego lepiej jest takie niedorosłe. Ja wiem że panowie są mentalnie rozwijający się wolniej, ale bez przesady. Czy Dzióbao - skoro powstała teoria, że Nelka nie jest dla niego tylko i wyłącznie przyjaciółką nie mógłby go tak porządnie pieprznąć raz, drugi, a może i siódmy w imieniu jej i nas wszystkich? Wciąż nie piąteczka panie tato, bo hala madrid y nada mas, ale i tak cieszę się że pan jest. Bo pomimo tego poczucia że właściwie nie ma dokąd pójść Nelka chyba jeszcze nie do końca jest świadoma że do taty może. Może, będzie mogła i w sumie zawsze mogła. Tego to jej cholera zazdroszczę. Nie cierpię ciszy, którą można kroić nożem i o matko dzięki bogu Kofi jeszcze raz że nie wytrzymałeś. To będzie bolało, ale ktoś Nelkę uświadomić musi. Tak sobie myślę i myślę, jak ostatnio masochistycznie przeglądałam sobie upadki skoczków na youtube i widziałam zdmuchniętego Morgiego to tak sobie pomyślałam, że jakby tu miało być dramatycznie to oni powinni się jakoś przed Kulm pokłócić, albo coś tak, żeby Morgena zdmuchnęło a Nelka się o to obwiniała i wiesz co? Chyba nie chciałabym żeby tak było. Nie żebym się wtrącała, czy coś. Proszę nie zrozum mnie źle.
UsuńTanti auguri The Shattered Ones! Lalalalala ;)
UsuńHiperwentyluję. Emms, jak ja cię kocham za to, że nie zawisiłaś bloga; za to, że opublikowałaś rozdział; za to, co w nim zawarłaś.
OdpowiedzUsuńZabolało mnie. Może to przez te plecy, bo chyba znów źle spałam, ale zabolało mnie, kiedy czytałam o bólu Neli. Odczułam go tak, jakby to mnie spotkało. Wewnętrzne uczucie pustki jest przerażające, niesamowicie otępiające i takie... takie. Takie wiesz. A na pewno Nela wie.
Czekałam na konfrontację Kora - Morgi, ale wcześniej zdążyłaś mnie zabić Didlem, Kraftsonem i Michim. I to tak na amen. Świńskie docinki to życie. Ładna blondynka a.k.a. Thomas to już w ogóle wygrała tę część rozdziału. I zwijałam się ze śmiechu dokładnie tak samo, jak Stefan - czy to znak, że mam z nim coś wspólnego? Ok, i się doczekałam. Morgi jest idiotą. Naprawdę nie mam innych słów na określenie jego zachowania. Tajemnice tajemnicami, ale powinien jej powiedzieć. Jest jej to winien, do cholery. Zwłaszcza, że chłopak plącze się w zeznaniach - miało być lepiej, ta noc coś znaczyła, ale nie powinno do niej dojść. Jak dziecko.
Oddychaj, Adka.
Już jest w porządku, ogarnęłam się.
Przez chwilę myślałam, że Nela rzeczywiście złoży wypowiedzenie. Nie mogę powiedzieć, że to byłoby mądre, ale może przemówiłaby w ten sposób Gwieździe do rozsądku...? Co ja się łudzę, oczywiście, że by nie przemówiło. Także dobrze, że nie miała gdzie się udać i została. Przynajmniej na razie. A zawiedziony Dejvi i zły Kamil to nie jest dobre połączenie. Kora odpycha od siebie wszystkie bliskie jej osoby, tak nie można.
Podoba mi się sposób, w jaki Kornelia i jej tata próbują odbudować swoje relacje. Parsknęłam śmiechem po dialogu:
"- Dalej kochasz.
- Bzdura.
- Tato.
- Kora.
- Przyznaj się.
- Nie pyskuj."
Pozdrawiam z podłogi. No i "Hey, Jude" na koniec! Wyobraziłam sobie całą tę scenę: Kora z kubkiem herbaty, jej tato uderzający w struny gitary i unoszące się w powietrzu słowa beatles'owej piosenki. Przez chwilę im tego pozazdrościłam, ale prędko mi przeszło, bo mój tatko jest fajnieszy (z całym szacunkiem, panie Kubiak).
Wiesz, Emms, uwielbiam to, z jaką łatwością łączysz sceny "poważne" z komicznymi, z jaką łatwością przechodzisz od jednych do drugich. Gregora nie muszę komentować. Ba! nawet nie ma czego, płotek wyjaśnia wszystko. Za to rozmowa Herberta z Thomasem... Zaczynam się niepokoić o przyszłość Neli. I niemalże wyrzuciłam w górę ręce w geście triumfu po słowach Koflera. W końcu się coś wyjaśni, fantastycznie! Chociaż chyba Nelce nie bardzo się to wszystko spodoba...
Nieważne.
Czemu uważasz, że śpiewanie Alles aus Liebe jest niemiłe? Ta piosenka to życie przecież. :D
Powodzenia podczas sesji, trzymam kciuki!
A na sam koniec: happy birthday to you, happy birthday to you, happy birthday to Shatterd Ones, happy birthday to you!
Przeczytałam dobre 20 minut temu i nadal nie potrafię zebrać szczęki z podłogi. Poprostu dostałam z wiatrówki... Miazga. Morgenstern znowu kręci... Nie fajnie. Bardzo ciekawi mnie co powie Kofler i jak potoczą się kolejne wydarzenia. Pozdrawiam gorąco, oraz dziękuje za wyczekany rozdział <3
OdpowiedzUsuńElo elo 320, wisisz mi pizze skarbie
OdpowiedzUsuńBebe, chciałam pierwsza wstawić komentarz, bo przeczytałam w nocy o 3 jednym tchem w trakcie przerwy konkursu w Sapporo. I że niby taki like a boss, byłam pierwsza dziwki, ale dopiero przed chwilą wstałam więc zjebałam, przyznaję.
Spsułaś mi wizję Morgensterna, przecież on był taki perfekcyjny a tu zonk.
Hej, nie jestem dobra w tych wszystkich podejrzeniach jak reszta czytelniczek więc nie oczekuj ode mnie bóg wie czego!
Wiesz, zrobiłam takie DEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEJWI. A potem było Dejvi? A potem było DEJVI *PŁACZ*. A Stoch to już mi w ogóle serce złamał. WSZYSCY TRZEJ MI POZŁAMALI SERCA, OMGGGG, DLACZEGO. WSZYSCY MOI ULUBIEŃCY. TY NAM TAK LUBISZ GRAĆ NA NERWACH :(
Wiesz co mi się podoba? płotek, gregor, płotek, i nela, płotek w końcu, płotek zaczynają, płotek, się lubić, płotek, choć trochę. Nareeeeeszcie. Nie taki Schlierenzauer zły jak go malują!
Ems, to my Tobie dziękujemy za tą wspaniałą historię której wyczekujemy dniami i nocami! Zawsze możesz na nas liczyć! STO LAT!
.
.
.
.
.
.
.
.
kiedy nastepny rozdzial? *ucieka*
Szalona ja oczywiście czytała w nocy. Zaraz po konkursie. Gdyby nie Ty, to poszłabym spać w błogiej nieświadomości, że Olka zdyskwalifikowali :( Dziady! No ale wracamy do rok temu.
OdpowiedzUsuń1. Thomas M. To jest niesamowite jak Ty potrafisz prowadzić bohatera. Najpierw wraz z Nelką się w nim kochałyśmy, a teraz to nic tylko w łeb przyfanzolić! Znowu jęknęłam, gdy ona ruszyła w jego kierunku, ale może dobrze, że chociaż ona nie schowała głowy w piasek tylko mu wygarnęła. Jeszcze te jego tłumaczenia. "Nie byłem pijany...". Phi. Jakby był pijany to w jakimś minimalnym stopniu mógłby się usprawiedliwiać i ściemniać, że nie chciał, że go poniosło. A sam się przyznał, że dobrze wiedział co robi. Taka zbrodnia z premedytacją. Bo łamanie czyjegoś serca żywcem to zbrodnia, nie? A poza tym Nela chyba była pijana. Może nie jakoś tak, żeby urwał jej się film, ale trzeźwo nie myślała. Dla pana Thomasa M. kolejny minus. A kolejne jego teksty to były zwyczajnie nieuprzejme i chamskie. Na zasadzie: "Wiem, że i tak za mną polecisz na skinienie palca", "Wiem, że nie odejdziesz". Mogłeś sobie darować, panie Thomasie M. Ja rozumiem, że ma problemy wewnętrzne, no ale nie rozumiem czemu tak strasznie boi się tej prawdy. Naprawdę sądzi, że bycie zimnym draniem jest lepsze? Chyba tylko on tak myśli. Wystarczy fakt, że nawet przy stoliku sam siedzi, bo nikt z nim nie wytrzyma.
2. Moje ukochane trio. Jak przez Zoe pokochałam Kuttina, tak przez Ciebie tych trzech wariatów. Na Didla to się już zupełnie nie da patrzeć, żeby się nie śmiać :D Ciekawa jestem, może dlatego Heinz nie pojechał do Japonii? :D Pojechał gdzieś do samotni się opanować, bo głupio żeby trener naśmiewał się z własnych podopiecznych w gnieździe trenerskim, nie? Dodam tylko, że to trio wprowadza fantastyczny humor i komizm - są takim rozluźniaczem, żebyśmy nie fruwali zbyt wysoko (albo zbyt nisko) w tych poważnych problemach.
3. Dejvi. No tutaj to tylko taki smuteczek można narysować :( No zrób coś z tym Nelka! Bo aż żal patrzeć. I jak ona ma skakać?
4. Gregor, ha ha ha. Ja nie wierzę zupełnie, że to piszę, ale w Zakopanem sobie uświadomiłam, że ja... lubię Gregora. Tak całkiem serio teraz mówię. Może mi trochę się go żal zrobiło, jak te wszystkie piski i wrzaski były skierowane w stronę Stefana, Michiego i Didla? A może tak spoważniał, jak w ogół niego panoszy się smarkateria. No nie wiem. Jeszcze nie zbadałam. Co nie zmienia faktu, że zawsze fajnie się z niego pośmiać. Ten fragment był idealny.
5. Andi Kofler. Od kiedy Dejvi się z nim publicznie spoufalał w trakcie TCS także pałam do niego sympatią. W Twoim opowiadaniu jeszcze bardziej. Ciekawe jak dalej to będzie.
Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w walce ze złem świata!
Stop. Zaraz, zaraz.... Trenera - lubię. Zawodników - lubię. I nawet Grega - lubię. Czy to już jest ten moment, że ja po prostu lubię Austriaków?
Usuńo_O
Pora spojrzeć prawdzie w oczy... ARIA LUBI AUSTRIAKÓW!
UsuńŻeby nie było, zapisałam datę w kalendarzyku. :D
Umiliłaś mi niedzielę, sprawiłaś, że jest lepsza, dziękuję Ci ogromnie (znaczy jest już poniedziałek, ale przeczytałam w niedzielę, ale to mały szczegół). ♥
OdpowiedzUsuńW jednym momencie nienawidzę Thomasa, w drugim uwielbiam. Nie potrafię się określić co do niego. Chociaż w tym momencie go nienawidzę, czy coś podobnego do tego. Nie wiem jakbym to wszystko wytrzymała na miejscu Kornelii, ale nie chciałabym być wtedy w skórze Austriaków.
Do tego Dejvi. Jeju, szkoda mi go tak przeprzeprzeogromnie. Bo on jest taki kochany. No i taki uroczy Korniszon z niego jest, po prostu nie mogę, to za dużo dla mojego serca. :c
Uwielbiam moment w stołówce jak chłopaki śmieją się z Dietharta i rozmowę Kory z jej ojcem.
A właśnie, co do jej ojca. Znaczy co do Joan Jett, przez resztę rozdziału śpiewałam pod nosem jej piosenki. A później przeczytałam o Alles aus Liebe, no i fałszowałam po niemiecku. Nienawidzę niemieckiego, z całego serca, ale przez Ciebie śpiewam właśnie w tym języku, nie mogę się od tego uwolnić, to zbyt się wkręca.
O i jeszcze Gregor i jego płotek też ogromnie mi poprawił humor. Teraz pewnie będę wybuchać śmiechem na dźwięk tego słowa.
Do tego ta rozmowa na samym końcu, mam przez to mega ogromny głód na nowy rozdział, ja tu w miejscu nie wysiedzę, nie wytrzymam. Chociaż nie, dam radę, muszę.
Z ogromną niecierpliwością czekam na nowy rozdział. ♥
UWIELBIAM! ♡♡
OdpowiedzUsuńPłotek Austria Team płotek na zawsze płotek rozdział płotek super płotek bardzo
OdpowiedzUsuńI kocham płotek Gregor Schlierenzauer, to mnie zawsze rozbraja ^^
Mniejsza z tym, zwłaszcza, że Morgenstern wciąż odwala jakieś cyrki. Zdenerwowałam się, bo to chyba od niego Kora powinna była usłyszeć całą historię. A on stchórzył! (okej, chłopie i tak Cię kocham). No i mi tak przykro i smutno i jedynie te austriackie osiołki w postaci Michcia, Krafcia i Didlcia wznoszą trochę promyczków <3
Gregor i płoteczki mnie rozwaliły, naprawdę. Ale to tak pozytywnie, bo z kolei Morgenstern mnie rozwalił tak negatywnie. No niech ten chłop się ogarnie w końcu, co? I to on powiedzieć prawdę Korze, a tu Kofler wyskakuje, że czas na wyjaśnienia.
OdpowiedzUsuńŚwinkowe problemy Didla i nabijanie się z niego Michiego i Krafta - kocham to trio, naprawdę! I tak, Morgi jest naprawdę piękną blondynką. Ah, co ten alkohol robi z człowiekiem?
No iii Dejvi. Smuteczek max. No bo kurczę, to jest Dejvi. I tak być nie może, choć go rozumiem, że jest zły na Korniszona, ale kurczę! Dejvi, nie fochaj się, dobra?
Rajrajrajraj, czekam na następny. :*
Ja, tak jak i jedna z moich poprzedniczek, przez to opowiadanie zaczęłam lubić, ale tak lubić lubić Austiraków jako team, no co się dzieje?!
OdpowiedzUsuńI wiesz co, Emms? Mam poważny problem przez Ciebie! Czuję nieodpartą potrzebę czytania skocznych opowiadań, ale to Twoje jest zbyt dobre i teraz żadne inne mi nie pasuje. Podwójna pizza za karę!
O, i wkurzyłam się. Wkurzyłam się na Thomasa. Jak ty się zachowujesz, Stern?
Czekam z utęsknieniem (wcale nie na pizzę, tylko na kolejny rozdział)
Kocham, jestem, stróżuję!
Z
Trochę mam tym razem opóźniony zapłon, ale na szczęście udało mi się wreszcie dotrzeć i tu, no bo jakby to było, gdybym nie dotarła. :)
OdpowiedzUsuńPrzejściówka, mówisz… Ja bym to chyba nazwała rozbiegówką. Albo jeszcze inaczej – najazdem. Bo to już chyba w następnym odcinku będzie odbicie z progu i to o czym Nelka jeszcze nie wie, a my, czytelnicy pamiętamy i obawiamy się najbardziej.
W każdym razie niezły im zafundowałaś pasztet. Jedno z kacem moralnym (i nie tylko), drugie z jeszcze większym i z poczuciem winy na dokładkę. Ale podoba mi się bardzo, że Nelka tak wyraźnie zaczyna dojrzewać. Od jakiegoś czasu już nie ucieka, tylko wychodzi problemom naprzeciw i próbuje się z nimi – raz lepiej, a raz gorzej – mierzyć. Oczywiście wielka w tym zasługa Thomasa i tym bardziej boli fakt, że on tchórzy, że boi się konfrontacji. W swoim czasie wręcz zmusił Kornelię, żeby mu zaufała, a sam nie potrafi zaufać jej. No dobra, wiem, że się boi. Wiem też, że chwilami okropnie z tego strachu szarżuje, ale…
I tu ja też Ci powiem, że wyjątkowe brawa należą Ci się, za to, że nie zrobiłaś z Morgiego takiego chłopca bez skazy, który co prawda zbłądził, ale to pewnie dlatego, że okoliczności zewnętrzne go zmusiły albo n przykład ta poprzednia rehabilitantka – bo, cytując klasyka, to zła kobieta była i tylko czyhała na chwile słabości biednych skoczków. Nie, wszystkie kłopoty, w jakie Thomas się wpakował i wszystkie głupstwa, jakie popełnił wynikają z jego charakteru. I to widać bardzo, ale to bardzo wyraźnie.
W każdym razie napięcie tutaj rośnie. I to nie tylko za sprawą głównych bohaterów. I wiesz co, cieszę się, że to Andy zdecydował się uświadomić Nelkę. Bo to przynajmniej pozostawia nadzieję, że dziewczyna pozna prawdę w jakiś cywilizowany sposób i od osoby, która jest jej przychylna. Wolę nie myśleć, jaką wersję sprzedałby jej na przykład Herbert.
Dodam też, że od czasu, kiedy w Zakopanem Heinz targający narty Stefana wziął i mi odmachał, z jeszcze większą przyjemnością czytam o jego przedszkolu.
No i jeszcze jedno – jeśli chodzi o mnie, to możesz dręczyć Dejviego do woli. Uwielbiam jak mu tęczówki błyskają zimno i tak pięknie i malowniczo cierpi. W literaturze of kors. Bo w życiu, to wolę jednak jak się cieszy. :)
I mówiłam Ci już, że pięknie żonglujesz nastrojami? Wiem, mówiłam. Ale nie zaszkodzi wspomnieć jeszcze raz.
Ściskam
C.
W końcu dotarłam!
OdpowiedzUsuńMorgen mnie zaczyna irytować. Zachowuje się gorzej niż baba w ciąży! Jakby miał rozdwojenie jaźni. Dopuszcza do siebie Nelę co raz bliżej i na przemian każe jej trzymać się od niego z daleka, nabrać dystansu do ich relacji, odpuścić. Odpuścić po tym, jak oddała mu siebie, całą siebie. Bo hej, nie oddała mu tylko ciała, ale przedtem odkryła, a raczej on zerwał ( nie, nie ubrania ) z niej wszystkie maski, kurtyny, prześcieradła, a na samym końcu rozpieprzył ten mur w niej samej i ogrodzone nim serce. Gościu nie możesz robić takich numerów. Widać też, że sam ze sobą walczy, ze swoimi uczuciami, z rozumem i sercem. Nela z pewnością jest dla niego bardzo ważna. Chce jej szczęścia, bo dzięki niemu jak widać odbudowała relacje z ojcem, wróciła więź. Szczególnie w reprymendzie - nie pystkuj i od czego zaczynało się hey jude, padłam! Zależy mu na niej, udowadniał to nie raz i teraz niby też chce ją ochronić przed samym sobą, o ironio! Jej lek, to jej zguba. Jej definicja szczęścia, to źródło cierpienia. Szlag by cię Morgenstern. Skoro już się zdecydowałeś to trzeba się zmierzyć ze wszystkimi skutkami swojej decyzji, a nie teraz kijem wisłę zawracać! On mnie nie słyszy nie? To po co się będę ścierać. Skoro Kofler i tak wszystko jej powie. Serio? Powie jej? Nieeee, nie chcę tego widzieć ani próbować myśleć co Kornelia będzie wtedy przeżywała.
Dejv obrażony, ale gdzie ty Kamilu byłeś wcześniej ze swoimi mądrościami? teraz już trochę too late...
Płotki i Schlierenzauer hahahaha, mistrzostwo! :D
No i Herbert trochę dupek.
A ty jesteś pisarskim geniuszem!
Czekam na następny! :D <3 Kiedy będzie, hmmm?
Pewnie gdzieś w drugiej połowie lutego. Sesja to złoooo. ;___;
UsuńBiedna Nelka, głupi Morgi.
OdpowiedzUsuńJakoś tak dziwnie mi się to wszystko czytało, bo z jednej strony rozumiem intencje Thomasa, a z drugiej uważam, że robi to źle. Skoro wiedział, że i tak nie będzie z Nelką, dlaczego w ogóle dawał jej nadzieje? Zburzył mur, który ją ograniczał, po to, aby ją zranić i wybudować jeszcze wyższy. Myślę, że tak działa ludzka psychika: gdy człowiek się otworzy i zostanie odrzucony, zamknie się w sobie jeszcze bardziej. Morgi nie jest głupi i powinien taką sytuację przewidzieć. Teraz muszą cierpieć razem...
Cieszy mnie, że Kornelia, wbrew temu, co jej powiedziano, ma dokąd wracać. Lubię pana Bednarka, zwłaszcza po tekście z wiatrówką xD Może i w pewien sposób skrzywdził swoją córkę, ale faktycznie, jak sama przyznała, stara się to naprawić.
Dejvi ;_; Przykro mi z powodu tego, co się stało i konsekwencji zachowania Nelki. Boję się, że odwrócenie się również jego może być dla Kornelii ogromnym ciosem. I Kamil-moralizator... Trochę mnie jego postać denerwuje, jest takim typowym Polakiem, mądrym po fakcie. Nela przecież doskonale wie, że zrobiła źle i gdyby mogła zmienić przeszłość, z pewnością postąpiłaby inaczej.
Nienawidzę Austriaków, no, z kilkoma wyjątkami. Uważam ich za natarczywych, sztucznych i w ogóle... Ale w Twoim opowiadaniu wszystkich ich kocham, nawet Krafta. Wyśmiewanie Dietharta zawsze na plus :)
Oprócz tego geniusz Schlieriego! Ale ja go w pełni popieram, fotka w samochodzie musi być! W końcu fanki nigdy nie śpią XD I jeszcze jego płotki. Moja wyobraźnia podpowiada mi, że to uroczy widok.
Rozmowa podsłuchana przez Nelkę... Hmm, zobaczymy co z tego wszystkiego wyniknie. W końcu ktoś zamierza wyjawić jej prawdę, najwyższy czas.
Und alles nur, weil ich dich liebe! ~ Śpiewamy, razem! Właściwie nie siedziała mi ta piosenka w głowie. Aż do teraz c:
Gratuluję urodzin bloga. Życzyłabym mu kolejnych, ale właściwie... Właściwie jestem egoistką i chcę jak najszybciej poznać zakończenie tej historii. Wybacz :c
Powodzenia z sesją.
Pozdrawiam i wyczekuję ciągu dalszego :*
Muszę odpowiedzieć na ten komentarz, bo nie lubię czasem przypadkowo pojawiających się nieścisłości. A ja bardzo ich nie lubię, bo to potem przekłada się na niezrozumienie tego, co chciałam przekazać i na dalszą część opowiadania.
UsuńW zasadzie chodzi tylko o jeden punkt, a w zasadzie o postać Kamila. Kamil (jak zostało już wielokrotnie zaznaczone przez Kornelię, która zna go od przeszło ośmiu lat) nigdy nie prawi jej morałów. Nie zrobił tego również w tym rozdziale i bardzo starałam się tego uniknąć. On po prostu w swój sposób po raz kolejny pokazał jej, że jest zawiedziony jej niekoniecznie mądrym postępowaniem.I właściwie to on nie zrobił nic, bo skoro Nela nie przyszła do niego wcześniej ze swoimi problemami, po prostu poczuł się wobec niej bezużyteczny i bezsilny. Zauważ, że w jego słowach nie ma nic z moralizowania, a na potwierdzenie tezy cytat z rozdziału: "Kamil nigdy nie strofował i nigdy nie wytykał błędów. Za to zawsze jednym spojrzeniem potrafił sprawić, że sama się do nich przyznawałam." (Wciąż w iście maturalny sposób potwierdzam tezę cytatami, łomatko). W porządku? No musiałam wyjaśnić tę sytuację, bo mnie gryzło, że kogoś Kamil zdenerwował, kiedy w ogóle nie miał ku temu powodów. :)
Aha! Pan Bednarek? :D Kamil Bednarek jest spoko, ale Kuba Kubiak (strollowałam go, przyznaję) to inna sprawa, bo on nawet nie śpiewa. :D
A kolejnych urodzin nie ma co życzyć, bo nastąpią, kiedy nas już tutaj nie będzie. :)
Dziękuję, sesja powoli się kończy. Również pozdrawiam i mocno ściskam!
Co do Kamila, zrozumiałam, co napisałaś i jak chciałaś go przedstawić, ale ja wszystko odbieram po swojemu. Na ogół inaczej niż 90% społeczeństwa, więc mam nadzieję, że nie przejęłaś się zbytnio tym, co napisałam c: Może faktycznie zrobiłam w swojej wyobraźni z niego tego złego, a nie powinnam. Ale to ja, rządzę się własnymi prawami :/
UsuńZastanawiam się, skąd mi się wziął ojciec Nelki - Bednarek. I szczerze nie mam pojęcia. Co więcej, nie lubię twórczości Kamila Bednarka xD Wybacz.
Nigdy więcej nie piszę komentarzy po 22... ;__;
Luzik, rozumiem. :) Po prostu chciałam pokazać Ci, jak to według mnie mniej więcej powinno wyglądać, abyś nie miała problemów ze zrozumieniem następnych rozdziałów. A to ważne zarówno dla czytelnika, jak i dla autora, aby każdy wszystko dobrze rozumiał. :) Kamil nie jest zły, tylko zawiedziony, a jego zachowanie miało podkreślić poczucie Nelki, że została sama - bez Thomasa, bez Dawida i bez Kamila właśnie.
UsuńOj tam, wiesz jak to Bardal gada - shit happens. :D Trzymaj się ciepło!
Witam! Z radością informuję Cię, iż Twoje opowiadanie awansowało do 1. serii konkursu na Opowiadanie Roku 2014! Teraz czas na głosowanie w sondzie (http://sonda.hanzo.pl/sondy,240228,Ivdp.html) – a tu wszystkie chwyty dozwolone! Proś przyjaciół, (nie)czytelników i wszystkich, by zagłosowali na Twój blog. Ten etap trwa do 21/02/15! Życzę powodzenia x
OdpowiedzUsuńWięcej informacji: http://skijumpinglover.blogspot.com/p/opowiadanie-roku.html
ogólnie to powinnam się uczyć i tak dalej, ale ponieważ czekam na biathlon i tak nie zrobię nic konstruktywnego, więc pomyślałam, że się chociaż pokrótce wypowiem.
OdpowiedzUsuńmiałam to szczęście, że przeczytałam ten odcinek praktycznie od razu po publikacji i gdybym nie była wtedy tak śpiąca, wystukałabym jakiś komentarz od razu, bo pamiętam, że bardzo wiele myśli mi wtedy kłębiło w głowie, na czele z 'nareszcie'. NARESZCIE ktoś jej to w końcu wyjaśni. NARESZCIE klocki zaczną się układać w jakąś sensowną całość. serce mi pękało, jak patrzyłam na to, co się działo, szczególnie chyba przy tej jej sprzeczce z dejwidkiem. ja do końca sama nie wiem, czy rozegrasz to tak, jak sądzę, że rozegrasz, ale naprawdę sytuacja zabrnęła za daleko i jak na moje oko te "niedopowiedzenia" powinny zostać wyjaśnione już długo, długo wcześniej. tylko pytanie, czy to właśnie kofler powinien być tym, który się z czegoś tłumaczy.
morgenstern jest teraz oczywiście królem gadki-szmatki. spoko. mądry austriak po szkodzie. niech nelka odejdzie, to problem się rozwiąże. oczywiście wszystko upraszczam i niewątpliwie robię to zgorzkniale, ale strasznie mi jej szkoda. jej naprawdę nie było łatwo w życiu i moim zdaniem zasługuje na znacznie więcej niż takie... no, robienie w balona w sumie, bo trochę tak to wygląda na chwilę obecną. następny odcinek, jak przypuszczam, bardzo wiele nam wyjaśni i pozwoli mi nabrać trochę wyraźniejszego podejścia do sprawy. teraz jestem jeszcze trochę zamotana, więc bredzę bez sensu.
z plusów - widzę, że relacja z tatą jest chyba na nieco lepszej drodze. i chwała bogu, bo nelka teraz będzie potrzebowała, jak sądzę, wsparcia z każdej możliwej strony. anyway bezsprzecznie moja ulubiona scena w tym rozdziale.
słowem podsumowania: na morgena jestem wściekła, nelię mam ochotę przytulić, koflera wycałować... a schlierenzauer to mój pan i bóg. płotek!
o, jest i biathlon. to zmykam. ucałowanka. na kurwirantę wpadnę niebawem i tam może wystukam coś mądrzejszego. auf wiedersehen.
Nie wiem jak tu trafiłam, nie wiem kim jesteś, ale jedno jest pewne - Emmo, Twoje opowiadanie jest REWELACYJNE! Czytałam je od stycznia, pomiędzy "nauką" do pierwszej w życiu sesji, a skoro nadrobiłam już całość, to mogę sobie pozwolić na komentarz (z góry przepraszam za jego niską wartość merytoryczną). Po pierwsze - uwielbiam Twój styl pisania (a jest to rzecz, na którą zwykle zwracam uwagę w pierwszej kolejności). Po drugie - uwielbiam główną bohaterkę (nawet jeśli czasami bywa irytująca. Chociaż właściwie ładniej brzmi, że ma po prostu skomplikowany charakter. I tego się trzymajmy, o!). Po trzecie - Morgen jest tutaj taki... realistyczny. Serio, wyobrażam go sobie w niemalże identyczny sposób. Po czwarte - Morgi + Lily = totalne awww. Po piąte - jest Dzióbao, jest impreza. Po szóste - Didl aka władca chlewu - padłam! Po siódme - zaczynam mieć ochotę na obejrzenie jakichś zawodów w łyżwiarstwie figurowym. Ciekawe dlaczego... ;) Po ósme - Morgen, określi ty się, człowieku, bo póki co grasz na uczuciach Nelki jak na fujarce tudzież miewasz humorki niczym kobieta z PMS (a podobno testosteron nie jest tak problematyczny jak progesteron i estrogen). Najpierw usilnie zabiegałeś o jej przyjaźń, później urządzałeś sceny zazdrości, następnie pożądałeś jak w jakimś harlekinie, a teraz chcesz ją przed sobą... chronić? Swoją drogą, jestem ogromnie ciekawa opowieści Koflera. Mam na jej temat własną teorię, jak zapewne większość, ale poczekam do ostatecznych rozstrzygnięć.
OdpowiedzUsuńA teraz pozwól, że odwiedzę Twoje inne blogi, bo chyba zaczynam cierpieć na NTT - Niedobór Twojej Twórczości. Amen. Znaczy, pozdrawiam.
Miałam nie czytać dziś następnego rozdziału, prawda?
OdpowiedzUsuńNo, nie wyszło. Typowo.
Ajaja, boli mnie wszytsko jak tak na nich patrzę, noooo...
Ale plusem tej sytuacji jest to, że Nelka zaczyna się lepiej dogadywać z tatą. Uwielbiam ich przegadywanki <3
Ech i mam wrazenie że wiem, co tu sie dzieje. Brawo Kofi, order dla ciebie. W końcu ktoś postąpił rozsądnie i powie Kubiak co i jak, zeby mogła sama zdecydować co dalej, a nie stoi ciemna jak tabaka w rogu i nie czai co się dzieje dookoła.
Dobra, koniec interentów na dziś, bo zaczynam bredzić,
dobranoc!
E_A :*