sobota, 19 lipca 2014

13. Stranger in a strange land.


*

ona twierdzi, że trudno jest zaufać ludziom
słyszała słowa, bo zostały już zaśpiewane
ona jest dziewczyną, która stoi w kącie
ona jest dziewczyną, której nikt nie kochał

* * *

- Zatrzymaj się.
Thomas uciął w połowie swoje pianie do „O tannenbaum” i spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Puściłam mimo uszu jego durne „będziesz rzygać?” i głośniej powtórzyłam swoją prośbę. Zjechał na pobocze i nim zdążył się dobrze zatrzymać, ja już zatrzaskiwałam za sobą drzwi Audi. Mroźne powietrze w tym przypadku przyjemnie cięło skórę na twarzy i otrzeźwiało. W natłoku myśli i całym tym przejęciu, kompletnie nie przeszkadzało mi, że zostawiłam czapkę w aucie, a powietrze dostawało się pod materiał rozpiętej kurtki. Dosłownie dwie sekundy później usłyszałam trzask zamykanych drzwi.
Ruszyłam przed siebie szybkim krokiem. Nie, nie zamierzałam uciekać. Musiałam po prostu się przewietrzyć, ostudzić rozgrzane całą tą sytuacją emocje. Dusiłam się nie tylko w ciepłym samochodzie, ale wewnętrznie. Bo to wszystko jest idiotyczne, kompletnie nie na miejscu, całkowicie i niepodważalnie absurdalne.
- Nela! – krzyknął, ale nie przestawałam iść. Nogi aż mrowiły z potrzeby rozprostowania i przejścia kilku, kilkunastu, może kilkudziesięciu metrów. Nosiło mnie jak po trzech kubkach kawy, dlatego wciąż napierałam na przód. – Kornelia, do cholery, stój!
Dobra, zatrzymałam się. Nawet odwróciłam się w jego stronę. Spokojnym krokiem zbliżył się do mnie i bez słowa, tylko się lekko uśmiechając, wyciągnął zza pleców moją czapkę i naciągnął mi ją na powoli odmarzające uszy.
- Jeśli chciałaś sprawdzić temperaturę na zewnątrz, to wystarczyło poczekać do informacji w radiu.
Zacisnęłam mocniej wargi i uciekłam wzrokiem gdzieś w bok. Jednocześnie chciałam stąd uciec, by nie pozwolić mu na realizację tego żałosnego planu, ale chciałam też zostać z nim, bo wiedziałam, że przy nim jestem bezpieczna. On mnie tego nauczył. To właśnie on pozwolił mi na takie poczucie i tak bardzo byłam mu za to wdzięczna, jak bardzo go za to nienawidziłam.
- Co jest? – mruknął, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Nela, mów do mnie, albo wracamy do samochodu i jedziemy dalej.
- Po co to robisz, co? Dlaczego? – wydusiłam z siebie półgłosem, nie odwracając spojrzenia od znajdującej się po drugiej stronie jezdni tablicy informacyjnej. – Dlaczego nie dasz mi spokoju?
Gwałtownie odwróciłam wzrok i utkwiłam go w jego błyszczących i tętniących rozbawieniem oczach. Kolejne skrajne poczucie, że nie powinien tak na mnie patrzeć, a z drugiej strony chęć, by patrzył tak już zawsze, kompletnie mnie rozstroiło.
- Co za głupie pytanie.
- Odpowiedz.
Wywrócił oczami i roześmiał się, buchając parą w powietrze.
- Bo chcę, bo mogę, bo to dobra rzecz do zrobienia w wigilijny wieczór – wymienił na poczekaniu, kończąc uśmiechem.
- Co za głupia odpowiedź.
- Nie potrzebuję powodów, aby nie pozwolić ci spędzać tego czasu samotnie. Tak samo jak ty nie potrzebujesz powodów, aby mi stąd nawiać i to w takim stanie – dodał i sięgnął do zamka mojej kurtki, powoli go zapinając. Byłam w takim szoku, że gdy dojechał pod samą szyję i spojrzał na mnie, nie potrafiłam wykrzesać z siebie choćby słowa. – Pozwól sobie pomóc, dobra?
- Ale… Dlaczego?
- Bo brakuje mi w stajence upartego osła, coś jeszcze?
Westchnęłam.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? – mruknęłam, spoglądając na niego. Wzruszył ramionami, unosząc dolną wargę.
- No wiesz, przyjedziemy, nażremy się jak świnie, moja mama będzie marudzić, że jestem za chudy, potem powie to samo o tobie, więc wrzuci nam po dodatkowej porcji ciasta. Tata pewnie pokaże ci wszystkie medale, wiec będziesz udawać, że cię to interesuje, w międzyczasie ja sobie trochę poojcuję, a po wszystkim obejrzymy jakiś głupi film i pójdziemy spać. Co ty na to?
Puścił mi perskie oko, więc lekko się uśmiechnęłam. I choć wszystko wciąż wydawało się być durnym pomysłem, powoli się do tego przekonywałam.
- Twoi rodzice naprawdę nie będą mieli nic przeciwko?
Uniósł kąciki ust w zadowoleniu, że w końcu wykazałam jakiś przejaw chęci pójścia razem z nim.
- Bardzo się ucieszyli, że będzie nas więcej. A teraz chodź, zanim odmrożę sobie wszystkie cenne organy.
Parsknęłam śmiechem i chwyciłam jego wyciągniętą dłoń.
A co ma być, to będzie.

* * *

musisz wiedzieć, że ktoś tam cały czas jest
będę czekać w kolejce, aż w końcu dostrzeżesz,
że nie mogę odejść, dopóki twoje serce nie dowie się,
że jest piękne

* * *

Dom Państwa Morgenstern był duży. Wśród lekko prószącego śniegu wydawał się świecić najjaśniej wielokolorowymi lampkami na tle innych posiadłości. Jedyne, co cisnęło się na moje usta, gdy wysiadłam z auta, to ciche „łał”. Thomas uśmiechnął się z zadowoleniem i zaciągnął mnie do środka.
Pachniało świętami i dobrym jedzeniem, na co mój żołądek wywinął koziołka. Dom rozbrzmiewał różnymi dźwiękami; oddalonymi rozmowami, grającym telewizorem, damskim śmiechem, stukaniem garnków i wrzaskiem dzieci. A propos, dwójka właśnie śmignęła mi koło nóg i wbiegła do pomieszczenia obok. Spojrzałam na rozbawionego Thomasa, ale tylko wzruszył ramionami i oznajmił całemu domowi, a przy okazji połowie osiedla, że „już jesteśmy”.
I właśnie wtedy zaczęła następować seria wypadków, które jeden po drugim cofały mnie do początku mojej niechęci do tego pomysłu/
- Thomas, no nareszcie, zapomniałam ci powiedzieć, że… O Boże.
Nie dowiedzieliśmy się, o czym zapomniała średniego wzrostu blondynka, o rysach twarzy tak podobnych do tych thomasowych. W słowo weszła jej szklanka, która nagle w tysiącach odłamków znalazła się na podłodze.
Odruchowo się cofnęłam, a gdy spojrzałam na kobietę, trafiłam na jej zszokowany i niedowierzający wzrok. Wbity we mnie powodował nieprzyjemny ucisk żołądka. Znałam to spojrzenie. Znałam je, bo miałam z nim styczność niejednokrotnie w swoim życiu. I szczerze? Nigdy nie przerażało mnie ono tak, jak w tamtej chwili.
- Mamo, wszystko gra? – spytał Thomas, patrząc to na podłogę to na kobietę. Ta tylko obdarzyła go krótkim spojrzeniem, które znów padło na mnie.
- Co się stało? – Po chwili tuż obok niej pojawiła się śliczna, długonoga blondynka z małym aniołkiem na rękach. Kolejno obdarzyła spojrzeniem stłuczoną szklankę, panią Morgenstern, samego Thomasa, a na końcu mnie.
O w mordę.
- Cześć, Thomas… - wydusiła z siebie, przytrzymując przy sobie maleństwo, które wyciągnęło rączki w stronę Morgensterna. Ale on stał jak słup soli i wydawał się kompletnie zdezorientowany.
- Kris? Myślałem, że przyjdziesz później… - wydukał. Po twarzy blondynki przebiegł cień rozczarowania, którego nawet nie próbowała ukryć.
- Twoja mama zaprosiła mnie… nas na kolację.
Morgenstern mruknął coś twierdzącego, co zostało skontrowane z malującą się na twarzy jego matki dezaprobatą. Tyle, że Thomas postanowił to olać, bo właśnie wziął w ramiona piszczącą z zachwytu dziewczynkę, która swoimi pulchniutkimi rączkami mocno objęła go za szyję. W międzyczasie w korytarzu pojawiło się kilka innych osób, co całkowicie utwierdzało mnie w przekonaniu, że jest źle.
Wciśnięta w kąt pomiędzy ścianą a wieszakiem obserwowałam całą tę rodzajową scenkę z totalnym poczuciem, że naprawdę nie powinno mnie tu być. Cały czas czułam na sobie zszokowany wzrok mamy Thomasa i przepełnione smutkiem spojrzenie tamtej blondynki. Spuściłam wzrok z poczuciem, że nie pasuję do tego obrazka, całkowicie go psując.
- Mamo, to jest właśnie Kornelia. Mówiłem ci o niej, pamiętasz?
Blondynka zamrugała nerwowo, wpatrując się we mnie z niedowierzaniem. W końcu jednak pokiwała głową i zamachała rękoma w powietrzu.
- Przepraszam, tyle zamieszania, muszę to posprzątać!
I zniknęła w otchłani kuchni. Dedukcja każe mi myśleć, że ta młoda kobieta obok, to matka tej małej istotki, którą Thomas ściskał w swoich ramionach. Posłała nam krótkie, acz smutne spojrzenie, po czym udała się za panią Morgenstern.
- Witaj mistrzu wyczucia, jesteś totalnym głąbem. – Głos zabrała bardzo podobna do Morgensterna farbowana szatynka, która oparta o ścianę, kręciła głową ze znudzenia.
- Christina! – Od razu została skarcona przez… O-oł. Tata Morgenstern na drugiej. Cholera, jacy oni wszyscy są do siebie podobni! – Chodźcie, dzieciaki, nie stójcie tak. Do salonu, no już, już! – Zaczął wszystkich popędzać. Thomas prowadząc wojnę na miny z ową szatynką ruszył z miejsca, a mnie z kąta wyciągnął dopiero sam jego ojciec, który uśmiechnął się od ucha do ucha, położył rękę na ramieniu i poprowadził do salonu. – Masakra z tymi samolotami. Całe szczęście, że mieszkamy niedaleko. To co? Zjemy coś, wypijemy… Mam bardzo dobrą nalewkę z figi! A potem pokażę ci wszystkie trofea Morgiego. Może być? Albo wiesz co? Może napijemy się już teraz, bo jakaś spięta jesteś.
- Jeśli można, to z dolewką…
- Już cię lubię!

* * *

Atmosfera przy stole była tak gęsta, że można było kroić ją nożem. Cały klan Morgensternów pomimo obstrzeliwania się znaczącymi spojrzeniami starał się zachowywać pozory zgodnej rodzinki. Wciśnięta pomiędzy dziadka, który gdy tylko weszłam do salonu, wycelował we mnie widelcem i zdecydował, że „ta młoda i ładna siedzi obok niego”, a kilkuletniego siostrzeńca Thomasa, próbowałam odnaleźć się w tej sytuacji i udawać, że jest okej. Ponad stołem widziałam ukradkowe pełne zawodu spojrzenia matki Lilly, posyłane skoczkowi, a także jego nieme prośby, aby przestała. Matka Thomasa skutecznie robiła dobrą minę do złej gry, tak jak i jego siostra. Tylko tata blondyna wydawał się pozostać całkowicie naturalny i odgrywał rolę gospodarza.
A nalewka była cholernie dobra i skuteczna w swoim działaniu.
- Ładna jesteś.
Spojrzałam w lewo, gdzie na kilku poduszkach usadowiony był Alan, wspomniany wcześniej siostrzeniec Morgensterna. Przeżuwając swoją porcję kaczki wyszczerzył mleczaki i kilkukrotnie zaciamkał.
- Al, zamykaj buzię – upomniała go jego matka. – I nie podrywaj koleżanki wujka, miej dla niej litość – dodała i posłała mi pierwszy tego wieczora uśmiech.
- Przepraszam – odpowiedział i znów uśmiechnął się rozbrajająco. – Naprawdę ładna jesteś.
Pół stołu zaczęło się śmiać, a ja, muszę przyznać, razem z nimi.
- Mam bal przedszkolaka niedługo – kontynuował, więc podjęłam się tej konwersacji.
- Och, to poważna impreza.
- Ta. Chodź ze mną.
- Nie wiem, czy mogę.
- Możesz. Ja ci pozwalam.
- Podrywacz, po tatusiu! – stwierdził szwagier Thomasa i puścił mi oczko, za co oberwało mu się od żony, która sama zaczęła się śmiać.
Okej, trochę się rozluźniłam. Pomimo tego kolacja, choć pyszna, wciąż grzęzła mi w gardle. Dziubałam widelcem w talerzu, co często spotykało się z komentarzem dziadka, że ja taka chuda, że tak mało jem, że mam się nie wstydzić, bo jak nie, to sam mnie nakarmi. Pomijając, dziadek był osobą naprawdę wdechową.
Szło naprawdę nieźle.
I znów się rozczarowałam.
- Kornelia, Thomas mówił, że chciałaś polecieć do Londynu. – Rozmowy nad stołem przerwała pani Morgenstern, która składając równo sztućce na talerzu, oparła podbródek na splecionych dłoniach i spojrzała na mnie z zaciekawieniem. – Masz tam rodzinę?
Serce mi podleciało do gardła i zablokowało przełykany właśnie kawałek pieczeni. Podejrzewam, że moja twarz przed chwilą kilkukrotnie zmieniła kolor, co w ogóle nie uśmiechało mi się z racji, że spojrzenia wszystkich padły właśnie na mnie. Szybko przełknęłam to, co miałam w ustach, i siląc się na blady uśmiech odpowiedziałam jej zgodnie z prawdą: – Nie.
- Chłopak? Narzeczony? Może jacyś przyjaciele?
- Nie.
- Może praca? Chociaż są święta, a ty, z tego co wiem, jesteś… fizjoterapeutką mojego syna… - Urwała tę jakże pełną niechęci wypowiedź i przesunęła wzrokiem po stole, by znów utkwić go we mnie. – Interesy?
- Mamo…
- Nie, to nie to.
- W takim razie poddaję się. Czego młoda dziewczyna szuka sama w Londynie? W święta? Doprawdy, nie rozumiem…
- Po prostu Kornelia lubi podróżować. – W słowo wszedł Thomas. Z drugiego końca stołu posłał mi znaczące spojrzenia. – A Londyn w święta jest naprawdę fajny…
- Z tego co wiem, to nie miałeś okazji się o tym przekonać, bo co rok święta spędzasz w domu z rodziną – odpowiedziała mu automatycznie. Na twarzy blondyna wymalowało się jawne zdziwienie. – Właśnie, Kornelia, a co z twoją rodziną? Rodzice chyba nie ucieszyli się, że nie spędzisz z nimi tych świąt?
Otarłam spocone dłonie o spodnie i znów popatrzyłam na Thomasa. Przytrzymując wierzgającą się Lilly, zacisnął mocno wargi, posyłając mi przepraszające spojrzenie. W porządku, przecież jego matka ma prawo zadawać te wszystkie pytania. W jej domu pojawił się intruz, w dodatku w Wigilię.
- Rodzice rozwiedli się kilkanaście lat temu, mają własne rodziny – odparłam zgodnie z prawdą. Uśmiechnęłam się lekko, widząc zmieszanie na twarzy pani Morgenstern, jej męża i ich córki, aby wiedzieli, że to przecież nic wielkiego. Kristina spuściła wzrok, a dziadek poklepał mnie pokrzepiająco po udzie. Za to Thomas zgasł na twarzy i popatrzył na mnie ze smutkiem. O tym jeszcze nie wiedział. – Ale to nic takiego, naprawdę.
Zapadła cisza, więc każdy zajął się swoim talerzem i jego zawartością. Super, zburzyłam im świąteczny nastrój, brawo Kubiak. Co dalej?
- Okej, niezręczna sytuacja… - Milczenie przerwało mruknięcie siostry Thomasa.
- Pójdę po ciasto. – Pani Morgenstern z łoskotem odsunęła swoje krzesło i wstała od stołu. – Dziewczyny, pomożecie mi?
Ogólnie to też bym wstała i pomogła, bo przecież tak wypada, ale dziadek przytrzymał mnie za rękę mówiąc, że jestem gościem. Christina i zapewne niedoszła synowa zniknęły w kuchni, a wraz z nimi w niewielkim stopniu uleciała napięta atmosfera. Unikając spojrzenia Thomasa poprosiłam jego szwagra o wskazanie drogi do toalety. Chwila na osobności była mi ogromnie potrzebna.
Zamknęłam się w niewielkiej łazience i od razu poczułam, jak wszystko ze mnie opada, a oczy zaczynają wilgotnieć. Wspaniale. Co za cudowne święta w moim wykonaniu, prawda? Dlatego nie chciałam tu przyjeżdżać. Wiedziałam, że moje pojawienie się nie przyniesie niczego dobrego. Tak jest zawsze. Zawsze! Zdecydowanie powinnam być teraz w zupełnie innym miejscu, a ci ludzie powinni cieszyć się własnym towarzystwem. Chyba zbyt naiwnie łudziłam się przez te kilka chwil, że to dobry pomysł. Kolejny dowód na to, aby nigdy nie spodziewać się czegokolwiek dobrego, gdy wszystko idzie źle.
Ale skoro to wszystko już się zaczęło… Cóż, musi się jakoś zakończyć.
Spuściłam dla niepoznaki wodę i upewniłam się w lustrze, że zaczerwienienie wokół oczu zniknęło. Wdech i wydech i cicho opuściłam łazienkę.
- Mówię wam, że to ona! – Usłyszałam nagle rozedrgany z emocji głos pani Morgenstern. Kuchni znajdowała się zaraz obok toalety, a ja… Nie potrafiłam powstrzymać ciekawości. – Jestem tego pewna!
- Mamo, za długo siedziałaś w kuchennych oparach.
- Christie, wiem, co mówię.
- Błagam cię. Co niby ktoś taki jak ona, miałby robić w twoim domu? Zastanów się.
- Ale wszystko się zgadza! Imię! Pochodzenie! Wszystko! Przecież wiem, jak ona wygląda, nie raz i nie dwa ją widziałam!
- Mamo…
- Kristina, a ty co uważasz?
Nastąpiła chwila ciszy, wypełniona jedynie cichym uderzaniem noża o deskę.
- Myślę, że jest całkiem w porządku.
Musiałam przytrzymać się ściany. Zakręciło mi się w głowie na myśl, że matka Thomasa… Że ona wie. O Boże, gdzie są drzwi?
W tył zwrot! I lądowanie na tacie Thomasa.
- O, pardon! Wszystko gra? – spytał z uśmiechem, przytrzymując mnie.
- Oui. Znaczy, tak. Jak najbardziej, naprawdę, wszystko okej. Właśnie szłam do… no. – Zaczęłam nawigować rękoma na salon, na co tylko się zaśmiał i puścił mnie przodem, a sam poszedł w swoją stronę. Z młotem zamiast serca i watą zamiast nóg weszłam do salonu, prawie nie trafiając w schodki, które prowadziły z korytarza do pomieszczenia. Trochę przetrząśnięta ujrzałam brak Thomasa przy stole i już miałam zacząć panikować, gdy dojrzałam go w kącie przy choince. Razem z Lilly bawił się bombkami, których bujanie sprawiało małej niewyobrażalną radość.
Nie spuszczając oczu z tego obrazka usiadłam na swoim miejscu. Jak zauroczona wpatrywałam się w Thomasa i jego córkę. Obserwowałam, z jaką radością i czułością patrzy na dziewczynkę; jak delikatnie się z nią obchodzi i jakie szczęście maluje się na jego twarzy, gdy trzyma ją w ramionach, a ona swoimi łapkami dotyka jego twarzy i obdarowuje go okazjonalnymi buziakami. W tym momencie nie widziałam tego Thomasa, z którym miałam do tej pory do czynienia. Tamten był trochę rozwydrzony, mało poważny i we wszystkim znajdywał jakiś głupi podtekst, którym zamazywał prawdziwy smutek, kryjący się w jego oczach. Teraz widzę dorosłego faceta, dojrzałego, szczęśliwego, na zabój zakochanego w małej istotce, która piszczała za każdym razem, gdy dotykając paluszkami jego ust, on je delikatnie przygryzał. Spełnia się w tej roli, nie ma co do tego wątpliwości. I jeśli przez większość roku go brakowało, to zdaje się, że idealnie potrafił nadrobić stracony czas.
W pewnym momencie spojrzenie skoczka spotkało się z moim. W błyszczących oczach ujrzałam tyle szczęścia, że sama jakoś nie potrafiłam powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu. Kiwnął głową na miejsce obok siebie.
- Lilly, to jest Nela. Powiedz ‘cześć’.
W zamian uzyskał wodospad śliny.
- Lil, no weź, nie rób siary. Pokaż, ile masz lat?
Tym razem odpowiedzią było oberwanie po nosie z zaciśniętej piąstki. Thomas teatralnie wykrzywił twarz i zaczął udawać, że zwija się z bólu, co spotkało się z głośnym śmiechem dziewczynki.
- Jeden. Pojutrze będziesz miała jeden rok, zgadza się? Taaaaak.
- Morgenstern, skóra zdjęta z ciebie – mruknęłam, lekko dźgając małą w brzuszek, na co posłała mi zawstydzony uśmieszek i schowała główkę w szyi Thomasa.
- Nie bądź wstydziocha, przecież lubimy Nelę! – Zaśmiał się i przytulił ją do siebie mocno. – A mi się wydaje, że jest podobna do listonosza.
- A ty do hydraulika – rzucił nad nami pan Franz, na co parsknęłam śmiechem. A potem zrobiłam to drugi raz, widząc minę Thomasa.
- Ten stary, co mi cukierki przynosił jak byłem mały?!
- Chyba nie myślisz, że te uszy to po mnie?
Pan Morgenstern poszedł dalej, rechocząc pod nosem, a Thomas za plecami wytknął mu język i krzyknął coś o humorze emerytów.
- Wesoła rodzinka.
- Nela, jeśli chodzi o moją mamę to…
- Nie. Nie będziemy o tym teraz rozmawiać. – Ucięłam krótko, posyłając mu błagalne spojrzenie. Skrzywił się, zapewne chcąc to jak najprędzej wytłumaczyć, ale wolałam uniknąć tego tematu. Przynajmniej w tym momencie. – Jest Wigilia, nie roztrząsajmy tego.
- Ona nie wiedziała. I ja też nie.
- Nie wiemy jeszcze o wielu rzeczach… - wyznałam półszeptem, wodząc wzrokiem za Kristiną, która właśnie weszła do pomieszczenia. Gryząc wargę obrzuciła nas niepewnym spojrzeniem i postawiła na środku stołu talerz z ciastem. Popatrzyłam na Thomasa. Od razu zrozumiał i pokiwał lekko głową.
- Jutro. A teraz idziemy zjeść ciacho, co Lil?

* * *

ona stoi w deszczu, aby to wszystko ukryć
jeśli kiedykolwiek się odwrócisz, nie pozwolę ci upaść
przysięgam, że znajdę twój uśmiech i obejmę cię
sprawię, że będziesz niezniszczalna

* * *

- Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli pójdę odprowadzić Kristinę i Lilly, prawda?
Posłałam mu znaczące spojrzenie, każące mu nie robić sobie ze mnie żartów. Przewrócił oczami, mrucząc pod nosem „dobra, dobra” i dorzucając do tego „trzymaj!” wcisnął mi w ramiona swoją córkę. Ubrana w gruby kombinezon przypominała ludzika Michelin. Trochę wystraszona przytrzymałam ją, a skoczek zaczął się ubierać.
- No co tam? – mruknęłam, spoglądając na dziewczynkę. Schowała buzię za rączkami trochę zawstydzona, co było absolutnie rozkosznym widokiem. Thomas tylko się zaśmiał, gdy wydałam z siebie przeciągły jęk.
- Możemy już iść? – Pięć minut później w korytarzu pojawiła się Kristina, objuczona świąteczną wałówką. Widząc swoją córkę w moich rękach śmiałam twierdzić, że nie będzie jakoś szczególnie zadowolona, ale po chwili przekrzywiła głowę i ze zdziwieniem spytała: - Zasnęła?
Zaskoczona wygięłam głowę by dojrzeć buzię dziewczynki, która faktycznie spała. Lekko wzruszyłam ramionami i podałam jej dziecko. Bez słowa je przechwyciła i albo światło się załamało, albo dojrzałam na twarzy blondynki lekki uśmiech.
- Miło było poznać.
Wychodząc odwróciła głowę w moją stronę i pokiwała głową z cichym „dobranoc”. Thomas mruknął porozumiewawczo i zamknął za nimi drzwi. Jeszcze przez moment wpatrywałam się w portal, za którymi zniknęła rodzina, na jaką z pewnością Thomas zasługiwał. Stojąc obok siebie z maleństwem na rękach wyglądali wspaniale i naprawdę ciężko było mi uwierzyć, że na małej Lilly to wszystko się kończy.
- Hej, hej. – Rozległo się gdzieś po mojej prawej. We wnęce do kuchni ukazała się głowa taty Morgensterna, który wydawał się być już wszędzie. – Walniemy po kielichu i pokażę ci trofea Thomasa, co?
Właściwie to z trzydziestu minut zrobiło się półtorej godziny oglądania wszystkich medali, pucharów, nagród, pamiątkowych fotografii i wszystkiego, co miało związek ze skocznymi sukcesami Thomasa. Na trzeźwo nie przebrnęłabym przez historie o kontuzjach i olimpijskich wyczynach Morgensterna, więc ta figówka naprawdę się przydała. Zapomniałam o sytuacjach z udziałem mamy Thomasa, o jej domysłach i wszystkim tym, co nie dawało mi spokoju. Dzień się powoli kończył, a łóżko w pokoju Morgensterna, do którego zaprowadzono mnie i moją walizę, było naprawdę wygodne.
- Żyjesz?
Uniosłam się na łokciach, gdy w drzwiach pomieszczenia w końcu stanął skoczek. Wzruszyłam ramionami, obrzucając spojrzeniem zawalony modelami samolotów regał i znów opadłam na plecy.
- Tak pół na pół.
- Chyba nie było aż tak źle? – spytał, zamykając za sobą drzwi i sadowiąc się w fotelu.
- Było… całkiem miło.
- Nie przewidziałem paru sytuacji, przepraszam.
- Daj spokój. Nie mam do ciebie żadnych pretensji, jeśli o to ci chodzi – wyznałam, wlepiając wzrok w śnieżnobiały sufit i przewijając w głowie taśmę z dzisiejszego dnia. – To był męczący, ale mimo wszystko miły wieczór.
- Na pewno?
- Tak, Thomas, na pewno.
Zapanowała dłuższa cisza. Poddałam się zmęczeniu i przymknęłam powieki, czując, jaka jestem padnięta. I chyba bym tak zasnęła, gdyby nie Thomas, który nagle poderwał się z miejsca.
- Zapomniałem!
- Też mi nowość…
Machnął rękę i otworzył szafę, z której wyleciało mu kilka szmat. Szybko je odsunął i zaczął kopać dalej, ewidentnie czegoś szukając. W zdziwieniu obserwowałam, jak wywala kolejne rzeczy przez ramię. Zdecydowałam się spytać, czego poszukuje dopiero w momencie, w którym na mojej głowie wylądowała para kąpielówek.
- Dzisiaj rano byłem na zakupach… I… Przypomniało mi się, że… No gdzie ja to posiałem? O! Mam! No, przypomniało mi się, że przecież jestem debilem i zniszczyłem twój parasol.
Odwrócił się w moją stronę z szerokim uśmiechem na ustach, trzymając podłużne pudełko z wdzięczną kokardą na wieku.
- Uwzględniając, że jednak polecisz sobie do tego swojego Londynu, planowałem dać ci to po świętach, ale skoro już tu jesteś.… Proszę.
Dużymi oczami patrzyłam na prezent, który wyciągnął w moją stronę, a potem na niego, jak ze zniecierpliwieniem czeka na jakiś mój wybuch radości.
- Otwórz!
Niepewnie sięgnęłam do pudełka i je otworzyłam. Parasolka. Ale nie byle jaka, a wyglądająca na solidną. Słonecznie żółta, z drewnianą rączką, na której wygrawerowany był firmowy napis.
- „Odrobina słońca w niepogodę”.
- Bo to takie głębokie – dodał, poruszając kilkukrotnie brwiami.
Spojrzałam na niego niepewnie, potem na parasolkę i znów na niego. Super. A jedyne, czym mogę mu się odwdzięczyć to paczka miętówek.
- Ale ja nie mogę tego przyjąć.
- Zwykłe ‘dziękuję’ wystarczy – mruknął, odchylając się do tyłu na krześle. – Zniszczyłem tamtą, więc nowa ci się należy. To taki gratis za to, że musisz się ze mną użerać nawet w święta.
- Thomas…
- Milcz, kobieto. Podoba ci się?
- Jest świetna.
- No i gra gitara. A teraz leć do łazienki, a ja ci tu jakoś pościelę łóżko. Musisz nam wybaczyć, ale w domu jest tyle ludzi, że dzisiejszej nocy jesteś skazana na moje towarzystwo.
Ależ mi ono nie przeszkadza…
- No, już, ruszaj tyłek!
Trochę skołowana wstałam, przyciskając do piersi parasol i przystanęłam naprzeciw niego. Idiota nadstawił policzek, wyraźnie czegoś oczekując.
- Dziękuję. – Klepnęłam go lekko w twarz ze śmiechem.
Gdy czysta i pachnąca wróciłam do pokoju tak, aby na korytarzu nikt nie przyłapał mnie w mojej piżamie w jednorożce, zastałam widok bardziej niż rozbrajający.
Morgenstern trzymał ręce na biodrach i przygryzając wargę, przybrał jak najbardziej ponętną pozę. A całość dopełniała pompka, którą co chwila dociskał nogą, napełniając powietrzem materac.
- I’m sexy and I know it.
Trzasnęłam facepalma. I to była chyba wystarczająca odpowiedź na wszystko.
- Wskakuj i spać.
- Gdzie, jak dopiero pompujesz?
- Nie na materac, głupia, do łóżka!
- A ty?!
- Muszę w końcu przetestować niedawny zakup – odparł i zakręcił wentyl. Komuś podwójna porcja tortu szwarcwaldzkiego rzuciła na mózg. – Hej, złaź!
- Nie będziesz mi po takim upadku spał na materacu!
- Ale to z Ikei! Porządna rzecz!
- Nie kłóć się ze mną!
Nogę mi prawie złamał, gdy chwycił mnie za kostkę i pociągnął do góry. Cudem powstrzymałam się od krzyku, aby nikogo nie obudzić. Nie wiem jakim cudem, znalazłam się na łóżku. Z nogami wyżej niż głowa i totalnie wygięta, ale przykryta całkowicie kołdrą i z zakazem ruszania się.
- Jak wrócę to masz spać.
- Tak, tato.
- W życiu nie chciałbym być twoim ojcem.
- Vice versa, współczuję Lilly.
- Dobranoc!
I wyszedł, gasząc światło. A gdy dwadzieścia minut później znów je zapalił, dostałam po twarzy poduszką.
- Spieprzaj z materaca.
- Nie!
- Oj złaź.
Nim zdążyłam chociażby zareagować, przechylił materac, zwalając mnie prosto na panele. Zapamiętam to sobie. I mój łokieć też.
- A przyjdziesz jeszcze do mnie i powiesz, że coś cię boli… - wycedziłam, mrużąc przy tym oczy. Oczywiście nic sobie z tego nie zrobił i w pełni zadowolony ułożył się na materacu, przykrył kołdrą i przytulił do poduszki.
- Zgaś światło i z łaski swej już mnie nie denerwuj.
Buchnęłam powietrzem z ust, posłusznie zgasiłam światło i prawie zabijając się o ten cholerny materac, runęłam prosto na łóżko przy akompaniamencie śmiechu Thomasa.
- Nienawidzę cię.
- Wiem, wiem.
- A może… To łóżko jest dosyć duże…
I ja to powiedziałam? Naprawdę?
Od razu strzeliłam sobie w czoło.
- To ja tutaj jestem od niemoralnych propozycji.
- Próbuję rozwiązać wszystko z myślą o twoich plecach.
- Jasne, jasne. Śpij, kosmatych snów.
- Dobranoc.
Naciągnęłam ciepłą kołdrę po sam nos i wtuliłam policzek w przyjemnie pachnącą poduszkę. Trochę wystraszona, jak zawsze zresztą w nowym miejscu, nie potrafiłam zasnąć. Patrząc w ciemną przestrzeń, w której dostrzegalne były jedynie migające kontrolki telewizora, wsłuchiwałam się w wypełniający przestrzeń oddech Morgensterna. Z początku przyspieszony, w końcu się normował i uspokajał. Zasypianie ze świadomością, że on leży gdzieś nieopodal i po prostu jest, było dosyć krępujące, ale z drugiej strony jakże ekscytujące. I może właśnie dlatego tak się denerwowałam, że nie mogłam usnąć, co skutkowało ciągłym zmienianiem pozycji.
- Rusz się jeszcze raz, a pójdziesz spać na dół u dziadka.
Od razu zastygłam na brzuchu w pozycji na Supermana i nawet zacisnęłam usta, gdyby czasem mój oddech również mu przeszkadzał.
- Nie mogę spać.
- To śpij.
Bardzo rezolutne i pomocne.
Zamknęłam oczy i próbowałam unormować oddech. No nie dało się! Całe ciało świerzbiło mnie, aby po raz kolejny przekręcić się na drugi bok, ale stelaż przy każdym najmniejszym ruchu nieprzyjemnie skrzypiał. W końcu się poddałam. Obróciłam się na plecy i głęboko westchnęłam, wbijając wzrok w sufit. To wszystko kompletnie nie dawało mi spokoju.
- Thomas?
- Cooo?
No właśnie, co? Właściwie to nic. Chciałam tylko się upewnić, że cały czas tu jesteś i jeszcze nie śpisz. Chciałam ci na raz powiedzieć wszystko, a zarazem nic. Chciałam naprawdę namówić cię, abyś położył się obok i po prostu czuwał nad wszystkim, bo robisz to ciągle i świetnie ci to wychodzi. Chciałam porozmawiać, przegadać całą noc, ale jednocześnie boję się, że cię wystraszę. Chciałam zapytać cię o Kristinę, poprosić, abyś mi o niej opowiedział, ale wiem, że też boisz się prawdy. I chciałam po prostu usłyszeć twój głos.
- Dziękuję za wszystko. Śpij spokojnie.

* * *

gdy gubisz swoją drogę i przegrywasz walkę
twoje serce zaczyna pękać i potrzebujesz kogoś
zamknij oczy, obejmę cię
i sprawię, że będziesz niezniszczalna

*

Pechowa trzynastka?
Strasznie ciężko wstrzelić się w klimat Bożego Narodzenia w środku lipca, gdy temperatura roztapia mi mózg (jaki mózg?). Ale cieszę się z tego rozdziału, bo pomysł i pierwsze szkice na niego powstawały w grudniu i fajnie jest mieć to w końcu za sobą.
Nie zrażajcie się do mamy Thomasa tak prędko. ;)
Wybaczcie wszelkie zaległości, jakie narobiłam sobie w ciągu ostatnich kilku dni, ale Wen jest przeokropny i ledwo dał się namówić na ten rozdział.
Ciąg dalszy nastąpi po LGP. Właśnie, z kim widzę się w Wiśle? :D

PS. Dziewczyny, dziękuję za odzew pod ostatnim rozdziałem. Jesteście niesamowite!

18 komentarzy:

  1. Jak to miło było czytać o śniegu i zimie, kiedy człowiek się rozpływa z gorąca. :D
    Kocham ten rozdział, wiesz? Za to, że mimo, że początkowo sytuacja nie była za wesoła wszystko dobrze się skończyło. Za dziadka, za tatę Morgensterna, za małą Lily, za Thomasa, za to jak cudownie opisałaś jego relację z córką. Za akcję z początku, za akcję z materacem i łóżkiem. Za to, że Thomas naprawdę zrobił wszystko, by Nela czuła się u niego w domu jak najlepiej. Za opisanie świątecznej atmosfery, mimo że nie wszystko było takie jak Nela czy Thomas mogliby oczekiwać. Za to, że pokazałaś, że można dobrze się czuć spędzając święta właściwie u obcych ludzi, gdzie początkowo zna się tylko jedną osobę. I za to, że pokazałaś, że święta jednak mogą być w porządku. I mogłabym wymieniać jeszcze milion rzeczy, za które kocham ten rozdział, a potem przejść do tych, za które kocham całe to opowiadanie, ale musiałabym pisać i pisać. Bo to opowiadanie naprawdę jest świetne.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, nie wiem co powiedzieć, wiesz? (że tak inteligentnie zacznę ;D)
    Chyba wolę Thomasa w wersji 'z Nelą' niż w wersji ' z rozdziną'. Z rodziną robi się poważniejszy, sztywniejszy, zważa na to co mówi. Z Nelą jest pełen luzik, docinki, dogryzania sobie, ptaszki śpiewają, a słonko świeci ;D
    I takich ich właśnie lubię. Takich naturalnych i (tak czuję!) wzdychających do siebie. Tak chociaż troszeczkę.
    Więc, teraz będę wystosowywać specjalny apel o to, żebyś im zapewniła taka chwilę dla siebie, taką żeby mogli pogadać, wyznać sobie wszystko itp. Możemy nawet dobić deala! Ja Ci za to napiszę cały rozdział oczami Heinza ;D
    Generalnie atmosfera była daleka od tej znanej ze świąt, ale skoro mówisz, żeby się do Thomasowej mamy nie zrażać, to jeszcze poczekam na rozwój wypadków i ewentualnie później ją znienawidzę ;D
    weny, weny i jeszcze raz weny! ;*
    i zapraszam do mnie, na oba blogi ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Pozwolisz, że walnę tasiemca na kilka komentarzy? Nudzi mi się trochę.
    Pominę to, że gdy zobaczyłam rozdział, to miałam taki zaciesz, że prawie wyszłam z siebie i stanęłam obok, okej?
    Mam przeczucie, że mój dzisiejszy komentarz będzie najbardziej poukładanym komentarzem jaki w ogóle kiedykolwiek napisałam.
    A więc, Proszę Państwa, zaczynam.
    Nie wiem. Nie wiem co mam napisać. Medytuję już chyba z piętnaście minut, rozdział przeczytałam kilka razy i nadal nie wiem co napisać. Więc chyba będzie po staremu i napiszę co mi ślina na język przyniesie, wybacz, ale bycie normalnym to nie w moim stylu.
    Kreowany przez Ciebie Thomas, to najlepszy facet na Ziemi, najbardziej zabawny, najbardziej czuły, po prostu najfajniejszy, i już. W każdym rozdziale po prostu mnie rozbraja, rozwala na łopatki, jego teksty mnie miażdżą, i serio, jestem jego chyba największą fanką. On jest .... on jest taki.... kurde, aż pięści zacisnęłam przed chwilą, i zaczęłam rękoma coś malować w powietrzu, bo aż nie wiem co jeszcze o nim napisać. I to mnie irytuje! Właściwie to mogłabym tu pół słownika epitetów napisać, jeśli taki w ogóle istnieje, ale tego nie zrobię, bo my wszyscy wiemy, że on jest super, extra, wspaniały i tak dalej, i nie muszę tego pisać. Ale chcę. I nie wiem czy to ma sens, ale cholera mać, zwyczajnie uwielbiam go, no! I kropka... jednak przecinek, bo dopisać muszę, że będę zanim murem stała choćby nie wiem co się zdarzyło w następnych rozdziałach, a wiem, że się coś zdarzy i chyba niekoniecznie dobrego. Taka intuicja.
    Ta sytuacja, na początku rozdziału... powala. Thomas jak zwykle przegiął. Dlaczego on w każdym momencie musi być taki czuły i słodki, co? Jeśli chodzi o Kornelę to całkowicie ją rozumiem. Ja też bym się nie czuła w porządku, z myślą, że jadę do całkiem obcej rodziny i to w dodatku w święta. I jakby mało było tego- z prawie obcym facetem.... bo ile oni się znają, trzy miesiące? ;_;
    Zdziwił mnie fakt, że rodzina Thomasa się ucieszyła, że ktoś z nim przyjedzie, a jednak po wejściu do domu,matka Thomasa przeżyła szok widząc Kornelię. Bo tak chyba codziennie, z rąk nie wypada jej szklanka, nie? A potem ja przeżyłam szok, bo okazało się Kornelia ją zna.Nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi, nawet się niczego nie domyślam, aczkolwiek, myślę, że to ma związek z karierą Korneli. Ale nie jestem pewna. Bo szczerze mówiąc nie liczyłabym to na jakiś wątek, o cudownym odnalezieniu zaginionej siostry Thomasa i to jeszcze w Boże Narodzenie! O nie, nie. To zbyt klasyczne, jak na to opowiadanie :D A poza tym bym się trochę załamała, bo ja nadal im kibicuję i liczę, że rozwiną tą swoją relację jeszcze bardziej ... ^^ Zresztą widać, że Thomas chyba już mocno zawrócił Kornelii w głowie, to widać,słychać i czuć po jej wypowiedziach. Mam nadzieję, że i z wzajemnością ;) Wątek z parasolką, jest mega rozczulający, prawie tak jak z tym materacem. A ta końcówka to już w ogóle niszczy. Świetna.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja nadal mam przed oczami tą całą sytuację wejścia do domu.Ciekawość po prostu mnie rozpiera, chcę wiedzieć kogo rozpoznała mama Thomasa w Kornelii i skąd w ogóle one się znają.
    Ja już chyba z godzinę piszę ten komentarz, bo ciągle coś usuwam i piszę od nowa. Rozdział po prostu rewelacja. I z każdym nowym opowiadaniem mój apetyt rośnie na jeszcze więcej. I totalnie Cię rozumiem, że trudno Ci pisać o Bożym Narodzeniu w lipcu, ale dałaś radę i należą Ci się za to pokłony. Temperatura też nie pomaga, 35*C w cieniu to przesada. Masz szczęście, że tobie topi się tylko mózg, bo uwierz- ja topię się w całości. Do mamy Thomasa już się zraziłam, a mówią, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze, więc....nie wiem. Nie wiem, co mam o tej kobiecie myśleć. Okaże się. Póki co, niezbyt ją polubiłam i chyba Kornelia też nie miała z nią zbyt miłych doświadczeń. Jeśli chodzi o LGP, to mnie na pewno nie będzie, przez co ubolewam od dawna, może w przyszłym roku się uda.
    Przyznam, na myśl o tym, że muszę przezyć następny tydzień, żeby przeczytać następny rozdział... jest straszna. Wakacje mnie wykańczają. Zamiast odpoczywać, ja po prostu umieram z nudów. I powoli zaczynam już tęsknić za zimą, za skokami...
    Och, ale nudzę i ciągnę. Ale chciałabym przekroczyć ten jeden komentarz i napisać drugi... chyba nie jest mi dane w tym rozdziale.
    Wybacz :P
    Jedyne co mi pozostaje to pogratulować, kolejnego cudownego rozdziału, napisać, że konkretnie poprawiłaś mi humor na o wieleee lepszy i życzyć dobrej zabawy w Wiśle :)
    I żeby wen w końcu zaczął współpracować! :))

    Och, ale nudzę i ciągnę. Ale chciałabym przekroczyć ten jeden komentarz i napisać drugi... chyba nie jest mi dane w tym rozdziale.
    Wybacz :P
    Jedyne co mi pozostaje to pogratulować, kolejnego cudownego rozdziału, napisać, że konkretnie poprawiłaś mi humor na o wieleee lepszy i życzyć dobrej zabawy w Wiśle :)
    I żeby wen w końcu zaczął współpracować! :))

    PS: Ja chyba jednak przekroczyłam ilość znaków, więc daję 1/2 XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże, co za kompromitacja, wybacz, ale pierwszy raz przekroczyłam ilość znaków i nie wiedziałam jak to zrobić. Mam nadzieję, że jest w miarę okej i jakoś to wygląda.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. No dobra. Jak już obiecałam, że ten komentarz będzie składny, to zamierzam obietnicy dotrzymać, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie. W każdym razie ucieszyłam się ogromnie z nowości, zresztą żyć bym ci nie dała, gdyby się nie pojawiła. Lubię dręczyć innych, zresztą nieważne. Ważne, że twój wen okazał się dość posłuszny. Wystarczyło go odpowiednio zmotywować i od razu zadziałał. Pogaduchy na wywiaderze okazują się niezłym kopem do pisania, więc skoro złoty środek został odnaleziony, to należy się go trzymać. Ufffff, wiem, że wstęp męczący, ale teraz już przechodzę do rzeczy.
    Wyobrażenie Thomasa śpiewającego „O tannenbaum” sprawiło, że klimat świąt został przywołany natychmiastowo. W ogóle wyobrażenie sobie Thomasa go przywołało, bo nie ukrywajmy, że skoki to zima, a zima to święta. Przynajmniej teoretycznie. Rozdarcie Neli było swietnie ukazane. Bo ona z jednej strony łaknie takiej bliskości, poczucia bezpieczeństwa, stabilizacji,a z drugiej cholernie się tego boi. Wcale się wiec nie dziwiłam jej zachowaniu, a ucieczka z samochodu była dostatecznym dowodem tego, że Nela nieustannie walczy sama ze sobą. Na szczęście Thomas zachował się dokładnie tak, jak powinien. Cholerka, dotarło do mnie, że on tutaj z reguły potrafi opanować sytuację. Czy to juz nie podchodzi pod jakiś kanon idealności? I gdzie, kurcze, można takiego znaleźć, hę? Oddam wszystkie oszczędności z mojej skarbonki w kształcie pandy.
    No więc Thomas zachował się I-D-E-A-L-N-I-E. Nie próbował prawić jej głupich, wzniosłych morałów, ani na siłę przekonywać jej, ze tego potrzebuje, tylko był sobą. Zachował się po thomasowemu i to wystarczyło.
    I jeszcze jedno. Kornelia jest bardzo opanowana. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym znalazła się w ciepłym samochodzie z Thomasem, gdy wokół zimno i ciemno. Oj, nie wiem...
    A teraz akcja z mamuśką. Najpierw pomyślałam "kurczę! ona zna Kornelię" i stąd to "o boże". Potem odeszłam od tej myśli, zrzucając reakcję na karb tego, że zaprosili Kristinę. I to bez wiedzy Thomasa. Umówmy się, sytuacja niezbyt komfortowa. I choć dało sie wyczuć, że Thomas próbuje ratować atmosferę, to miło z pewnością nie było.
    Dziadek mnie rozwalił, tatuś też. Udana ta linia męska w ich rodzie.
    No i gdy pomyślałam jeszcze o tym, że oni wiedzą, że ona jest jego fizjoterapeutką, a mając na uwadze....ekhmm....słabość...Thomasa do fizjoterapeutek, to na serio musieli na nią nieco dziwnie patrzeć. Tym bardziej, że osioł Morgen nic nie wyjaśnił. A Kornelia zachodzi w głowę, co się stało pomiędzy nim, a Kristiną. Co do Kristiny, to jakoś mam co do niej mieszane uczucia. Wiem, ze Thomas ją zranił, zostawił, że mimo wszystko jest ojcem jej dziecka, ale... Chyba nie zdecydowałabym się na Wigilię w domu byłego, nawet biorąc pod uwagę dziecko. I ciekawi mnie, o czym ona tak chciała z nim porozmawiać. Mimo to okazała się całkiem, całkiem.
    Mały podrywacz sprawił, że wyplułam sobie kawę na kolana. Bal przedszkolaka, powiadasz? Impra roku, jakże ona może nie skorzystać? Scena, która zdecydowanie dołącza do mojej listy ulubionych.
    I potem okazało się, że jednak mój umysł nie jest aż tak ciemny. Bo mamuśka zna Kornelię. Tylko pojawia się pytanie: skąd i w jaki sposób? Skoro Nela jej nie kojarzy. Może chodzi o to, że pamięta ją z łyżwiarstwa? Dziwne to, ale ciekawe.
    I......Scena z pompką!!!!!!!! Moja wyobraźnia oszalała. Thomas w sexi pozie, pompujący materac. Umarłam. Jestem w niebie. Koniec. Boję się zasnąć, bo jeszcze mi sie przyśni. Simply the best.
    I nadeszły moje ukochane przekomarzanki między nimi. Celebrowałam każde słówko, chłonęłam. :)
    Aaaaaaaa i oczywiście Thomas i Lili. Tu kazałam mojej wyobraźni się zamknąć i wyłączyć, bo zaliczyłabym totalnego zgona. Na amen *-*
    Także rozdział GENIALNY. Ja ci bardzo dziękuję, czekam na następny i życzmy sobie dobrej zabawy w Wiśle :D
    Buźki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. A tam, to chyba jasne że mama Morgiego pokapowała się kim jest Nela i tyle ;) A jutro więcej bo strasznie śpiąca jestem. Masz okejkę za rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Może zacznę od tego, że nie dziwię się Nelce z tym opieraniem przed świętami u Thomasa. To jest jednak czas, który spędza się z rodziną, chociaż z drugiej strony - gdyby nie jego upór, pewnie jadłaby wigilijne batoniki na lotnisku.
    Zaskoczyła mnie reakcja mamy Morgiego na Kornelię - przecież zapowiadał, że przyjedzie z kimś jeszcze, a co do Kris... no cóż, nie spodziewałam się takiego w miarę ciepłego przyjęcia, mimo świadomości, że na pewno były mąż nie przyprowadza byle kogo do świątecznego stołu.
    Śpiewający Thomas, a potem ta "sexy poza" przy pompowaniu materaca - padłam i nie mogłam się przez kilka minut powstrzymać od szaleńczego śmiechu! :D
    Ogólnie, wiesz, że ja skokami się za bardzo nie jaram, ale Twoje czytadło mi podchodzi, więc... co tu dużo mówić. ;)

    Buzi!

    OdpowiedzUsuń
  9. Jejku.
    Ja wchodzę sobie na rozdział, a tu Indila! No ja się już rozpływam, bo francuski mój ukochany i w ogóle. A! No! Przecież tam po drodze były francuskojęzyczne wstawki! O ile się nie mylę (bo rozdział czytałam wczoraj, wybacz, słonko, iż nie skomentowałam od razu, ale nie miałam wtedy bardzo możliwości, bo byłam tylko na telefonie) to chyba... Pardon i oui. ^^ Język Madzi :3
    Jezu, dobra, do sedna, przecież ja się o tymże fakcie rozpiszę na cały bloggerowy limit.
    No.
    Nigdy niczyje opowiadanie mi się nie śniło. Ba! Nawet żadna książka, a tejże nocy ja oglądałam sobie dalsze losy Nelki i Thomasa. Boziu, ja naprawdę chyba jestem kompletnie nienormalna, jednakże to tylko uwidacznia fakt, że po prostu to cudeńko mym sercem zawładnęło kompletnie.
    Bo to fenomen na skalę światową. Ewidentnie.
    Szkoda, że tych opowiadań nie można rozprowadzić w jakiś księgarniach i bibliotekach, bo akurat to na ten zaszczyt zasługuje, wiesz? No pewnie, że tak, po jaką ja cholerę w ogóle pytam...
    Już! Dobrze, ja przechodzę do sedna!
    Thomas "pod postacią taty" po prostu mnie zauroczył. Oczyma wyobraźni zobaczyłam tą scenę przy choince, gdy on z córcią są pogrążeni w zabawie bombkami. Światełka się w nich odbijają i przybierają postać uroczych chochlików, które w szaleńczym pędzie gonią się po ich roześmianych i szczęśliwych twarzach.... Aj, zaleciało mi moimi kochanymi metaforami, jednakże ogólnie kocham tą scenę. No kocham.
    A mama Thomasa... nie, ja się do niej nie zrażam, ponieważ mam nieodparte wrażenie, iż ona... nie wiem, być może pomoże Nelce ponownie nawiązać jakieś stosunki i kontakty z rodziną? Choć to prawdopodobnie tylko moje przygłupie domysły, dobra. W każdym bądź razie ja kobietę lubię.
    Boże, a ten pokój. Przecież ja już mało się nie udławiłam ze śmiechu, serio! ^^ Pompowanie materaca! On będzie wygodny, bo jest z Ikei! (przepraszam, Thomas, ale ja uważam, iż z tego sklepu to najlepsze są ołówki. Ile ja szkiców nimi zrobiłam, to nie zliczę. A później nauczycielka się zastanawia, czym ja u diaska rysowałam :DD)
    No. I w ogóle to ja jestem ciekawa, jak wygląda Nelunia w pozycji Supermana :3 Czemu to sformułowanie również rozłożyło mnie na łopatki, nie wiem. Ja jestem jakaś taka ewidentnie dziwna. Zresztą to żadna nowość.
    Ogółem rzecz ujmując, to ja już pisałam, iż jestem zakochana w Twoim stylu pisarskim, w tym wszystkim, co nam prezentujesz całym swoim opowiadaniem, bo to naprawdę jest fenomen i nadal zachodzę w głowę, dlaczego trafiłam na to tak późno.
    I tak. Wisła. Miałam jechać. Miałam, cholera. I się okazało, iż dokładnie w tym samym czasie muszę zgłosić się do lekarza na bardzo ważną konsultację. Cóż, trudno. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Niestety.
    Dobra, kochanie. Ja tu już może zakończę, bo obiad to mi wystygł kompletnie, zaraz tą kaszę gryczaną szron jakiś pokryje. Na bank.

    Buziaki, kotku! :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam tyle przemyśleń na temat tego rozdziału, że właściwie nie wiem, od czego powinnam zacząć. Może polecę wiec po kolei. :)
    Po pierwsze podoba mi się, że mimo tego, iż wszystko dzieje się podczas świat, nie ma tu nic ze słodkiego kolorowego obrazka rodem z amerykańskiej komedii romantycznej. Nela jest zdenerwowana i napięta jak struna, która lada chwila może pęknąć. Matka Thomasa ostrożna i nieufna – swoją drogą zupełnie nie rozumiem, czemu mogłabym się do niej zniechęcić, w końcu kobieta ma wszelkie podstawy, aby nie umierać ze szczęście na widok kolejnej fizjoterapeutki kręcącej się koło syna, który niedawno zdążył zdrowo nawywijać. Christina wyraźnie zdezorientowana – jej obecność w domu państwa M. wyraźnie świadczy o tym, że chyba nie traci nadziei, że związek z Thomasem da się jeszcze posklejać. Christina numer 2 zaskoczona obecnością niezapowiedzianego gościa. Jeden tylko ojciec starający się zachować spokój, choć kto go tam wie, co sobie właściwie myśli. Samo życie! I wiesz co, jeśli Ty już teraz tak pięknie potrafisz łamać schematy, to ja sobie usiądę i cierpliwie poczekam na to, co napiszesz i wydasz za lat dziesięć. Jestem dziwnie pewna, że warto.
    Po drugie – zastanowiła mnie ogromnie relacja między Thomasem a Christiną. W końcu byli ze sobą bardzo długo, mają dziecko i nagle, kilka miesięcy po narodzinach rzeczonego dziecka, on ją zostawia dla innej. Co tam się właściwie stało? Czy w tym związku psuło się już od jakiegoś czasu i dziecko miało go uratować? Czy Thomas nagle uznał, że związał się za młodo i musi się wyszaleć? Czy też zwyczajnie się zakochał (albo mu się tak wydawało)? A może po prostu coś ciężkiego spadło mu na głowę i na jakiś czas stracił poczytalność? I jaki, tak naprawdę, jest jego obecny stosunek do matki małej Lily. Chciałabym się tego wszystkiego dowiedzieć. Wygenerowałaś we mnie taką potrzebę i liczę, że się nie zawiodę, bo inaczej nie dam Ci spokoju. Ament.
    Po trzecie – Nela, która sama przed sobą zaczyna się przyznawać do tego, że Thomas dużo dla niej znaczy, jest rewelacyjna. A jeszcze lepsze jest to, w jaki sposób z tą myślą walczy. I jak tę walkę, najprawdopodobniej tymczasowo, wygrywa. W ogóle coraz fajniejsza wychodzi Ci ta bohaterka. W tym swoim strachu prawdziwa jak diabli. Widać, że ją bardzo dobrze rozumiesz i potrafisz się wczuć w jej stany emocjonalne. Ale jednocześnie je kontrolujesz, nie dajesz się im całkiem ponieść. I dlatego efekt jest taki dobry i taki prawdziwy.
    Po czwarte – bardzo sprawnie żonglujesz nastrojami. Przejścia "od tragedii do komedii" są naturalne i, przynajmniej IMHO, dają właściwy efekt.
    Po piąte – z każdym rozdziałem to opowiadanie staje się literacko coraz lepsze. Tym razem nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń do tła. Przydałaby się tylko mała garść przecinków.:)
    Niezmiennie czekam na ciąg dalszy.
    Z pozdrowieniami
    C.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie mogę znaleźć czasu, aby napisać porządny komentarz, więc z góry przepraszam, że będzie bardzo w skrócie.

    1. Tak, przyznaję się, że na początku marudziłam nad głównym bohaterem. Przyznaję, że przekonałaś mnie i kupiłaś już kilka rozdziałów temu. Po tym rozdziale jestem pewna, że nie mógł być nikt inny niż Thomas.

    2. Bardzo mi się podoba, że u Ciebie wszystko jest takie prawdziwe. Historia fikcyjna, ale wszystko jest takie prawdziwe i takie prawdopodobne. Bohaterowie są z krwi i kości, a życie jest takie jakie jest, a nie takie jakiego byśmy chcieli. Pokazujesz wady i zalety bohaterów, ich mocne i złe strony, słabości i obawy. a robisz to tak lekko i nienachalnie. Każdy jest inny i każdy jest ciekawy. Każdego byśmy chcieli poznać bardziej.

    W każdym razie czekam na więcej.

    I straaaaaaaaasznie zazdroszczę tej Wisły. Pozdrówcie ode mnie Złośliwca ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Bożebożebożeeeeeeeno!
    Dżizas Krajst, co to się tutaj działo, ludzie!
    Nie wiem dlaczego, ale w tym rozdziale to tego Thomasa to ja lubię najbardziej ze wszystkich, nie żeby coś, bo ja ogólnie go u Ciebie lubiłam, od początku po wieki wieków, ale tutaj, hej wiem – przemawiał ludzkim głosem w Wigilię i te sprawy ze zwierzętami? Wręcz uwielbiam jego sposób prowadzenia rozmowy z Nelą, a w szczególności tendencję do odwracania rozmowy z toru typu 'nie powiem Ci, że chcę spędzić z Tobą Wigilię, bo jesteś dla mnie ważna – tylko powiem Ci, że brakuje mi osiołka' To mimo wszystko to również było urocze w swoim sarkaźmie. I kiedy już wszystko było pięknie, elegancko i z Neli odparował lekki stres badum-tss! Jak ja czułam po moczu w tamtej sekundzie, że wyjdzie Kristina to Ty sobie nie wyobrażasz. Chociaż w związku z pogodą, która grzeje na moją nienormalną głowę miałam jakąś cichą nadzieję, że te rzucane spojrzenia będa wrogie, ha podstawi jej nogę, napluje do barszczu ( żartuję ) czy coś w ten deseń i z początku może się na to zanosiło, ale w gruncie rzeczy, trochę było jej przykro, a na moje rozumowanie później doszła jednak do wniosku, że lepiej się ucieszyć, bo mogło być gorzej ... if you know what i mean. W każdym razie od razu powiem, że zraziłam się do siostrzyczki Morgiego, wiedziałam, że tatuś musiał być klawy, swojski chłop i równy gość, a powiem Ci, że mamusie to przyjęłam neutralnie, wiadomo, lekko irytowała dociekliwością, ale biedna kobita przecież o niczym nie wie, w dodatku rozpoznaję Nelę! Czyżby miała jeszcze powrócić z odkrywczym : Hej znam Cię z kanału TV!
    Po mimo małego – upss, zrobiła się grobowa cisza i niezręczna sytuacja – to całe rodzinne spotkanie było dla Neli z pewnością lepszą alternatywą niż święta w Londynie.
    I to chyba coś w tym jest, że Thomams jestniepowazny, wygłupia się, ma głupie gadki itp, ale jak przyjdzie zajmować się córką to wyłaniają się wszystkie jego najlepsze cechy i można się na nim rozpływać. Mmmmmmmm.
    I Pan Franz ze swoim epickim wtrąceniem o uszach! O, przywitałam się z podłogą! :D
    Thomas zrobił się ... kochany? Ooooch! Kupił jej parasolkę ( pal licho tamtą ) z wygrawerowaną głęboką myślą, nieprzyzwoicie unosi go góry brwi, zaściela jej łóżko, nie pozwala spać na materacu i nie proponuje niemoralnych rzeczy. Morgenstern, ty cwaniaczku, to już działa, widzisz. Nela sama już chciała dzielić z Tobą łóżko! Tutaj Cię mam! Joke, easy!
    A przy tym całym troszczeniu się o siebie i wzajemną wygodę to są tacy normalni, tacy ja oni, wyluzowani, otwarci i wyjątkowi w swoim wzajemnym sposobie porozumiewania. Idealne wyczucie.
    Nie! Nosz masz Ci los! Kornelia zaczyna się czuć przy Morgim bezpiecznie. Zakochiwanie w Thomasie, jak zapadanie w sen? Najpierw powoli, później gwałtownie, nagle i klops?
    Nigdy nie wiem co będzie, jak to będzie i czym zaskoczysz, ale chcę, ja się domagam, szybko i długo okej? Okeeeeeeeeeeeeeeeeeeej? ( płaczliwie ) ( bardzo płaczliwie ) Chyba, że nie lubisz, jak ktoś wymusza coś na Tobie płaczem. Trudno. Pff. Mamoooooo ja chcę czternastkęęęęęę!
    Kocham Cię, za to jak przez już taki szmat czasu ( w mojej karierze 13 rozdziałów to łohohohoho – Pireneje w TdF ) utrzymujesz tak zajebiściekurewsko dobry poziom i nawet mam odczucie, że co chwilę robisz ( nie wiem jaki cudem, ale ja mało cudów ogarniam ) level up!
    A teraz poprosze fanfary, trąbki i inne pierdoły głośniejsze od tych, które tarabaniły w UK, kiedy urodził się jegomość Jerzy....
    Kocham tą Nele i Thomasa tutaj mocniej niż reprezentację Holandii w nodze! A to już nie ma żartów!
    Przy okazji dziękuję, że ze mną jesteś, wszędzie, w każdej beznadziei, na dobre i na złe <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Ty się tu wysilasz żeby wczuć się w klimat świąt, a mi już pierwsze zdanie przyniosło na myśl wakacje sprzed trzech lat, kiedy to mój mały, uroczy kolega z Niemiec śpiewał mi "O tannenbaum". Tak, w wakacje. No ale to tylko takie jedno, malutkie skojarzenie ^^ Bo poza tym to nie miałam żadnych problemów żeby poczuć świąteczną atmosferę, co biorąc pod uwagę temperaturę, która wręcz rozpuszcza mi skórę, wydawałoby się czymś ciężkim do osiągnięcia.
    Jezu, jak ja kocham Twojego Thomasa <3 Mówiłam to już poprzednim razem, ale będę to powtarzać chyba przy każdej okazji. Jego argumenty są po prostu genialne. Ostatnio parasolka, teraz osiołek. No cóż, kiedy kończą się normalne argumenty to trzeba sięgnąć po radykalne środki, a Nela to faktycznie taki trochę uparciuch jest. Chociaż biorąc pod uwagę to jak Thomas stara się ją przekonać do swoich pomysłów to on również jest strasznie uparty. Dobrali się, nie ma co.
    Rodzina Thomasa trochę mnie przeraża. Szczególnie jej żeńska część. No, ale to, że mnie przeraża to jeszcze nie znaczy, że ich nie polubiłam. Za wcześnie jeszcze na takie wnioski. Jedynie co do Taty Morgensterna nie mam żadnych zastrzeżeń. Zdobył moje serce, bo to taka starsza wersja Thomasa. Równie niesforny jak syn tylko może na swój, trochę inny sposób ;) A Morgi w roli taty to trochę jak odbicie w krzywym zwierciadle. Kiedy go takiego opisywałaś to przez chwilę zastanowiłam się czy to ten sam człowiek, który wyrzucił Neli parasolkę przez okno albo – jak to kiedyś tam Kornelia wspomniała – wywijał tyłkiem do „Waka Waka” w ramach treningu. Niemniej – to tylko potwierdza jak idealnym facetem on tutaj jest. Mimo napiętego kalendarza potrafi znaleźć czas dla rodziny, ale nie traci przy tym poczucia humoru i nie uważa tego za męczący obowiązek, a do tego jeszcze potrafi zadbać o Nelę... Poproszę takiego męża! Nie wiesz może gdzie mogłabym takiego znaleźć? :p
    Nieważne.
    Poruszyłabym jeszcze ten ostatni fragment, ale jakoś tak się boję, że tylko mu tym zaszkodzę :p Powiem tylko, że był genialny. Można się było pośmiać, ale też troszeczkę wzruszyć, bo ta thomasowa troska o Kornelię chwyta za serce ^^ Okej, niech sobie tam śpią spokojnie. Oby materac z Ikei faktycznie był wygodny, co by Nela nie miała zbyt dużo pracy z plecami Morgiego. TCS nadchodzi, więc lepiej niech go już nic nie boli ;)
    Wisła. Zazdroszczę Ci. Oglądałam dziś drużynówkę w tv i mnie serce bolało, że to wszystko działo się zaledwie półtorej godziny drogi od mojego domu. Mój pech polega na tym, że mamusia moja kochana, owszem, pozwoliła mi jechać, ale tylko z towarzystwem. No ale mama mojego towarzystwa także jest dobra i kochana jak moja, ale na inny drażniący sposób, bo jest strasznie nadopiekuńcza i nawet nie chciała o tym słyszeć. Tak więc Wisłę mam w telewizorze. Ale za rok tam będę. Z towarzystwem czy bez. Już nie będę musiała się podporządkowywać niczyim warunkom ^^
    Pozdrawiam i życzę udanego konkursu! <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Pół nocy z soboty na niedzielę spędziłam myśląc o Twoim Thomasie. Przyznaję, że było to wyjątkowo dziwne, a zarazem wprost niesamowite uczucie. Tym bardziej, że prawdziwy Morgi powoli nie był w stanie utrzymać się na własnych nogach. I tak patrzyłam na tego uchachanego od ucha do uch, tańcującego twista i polskie disco polo oraz wieszającego się ludziom na ramionach Thomasa i przypominałam sobie tego kochanego, poczciwego i ułożonego Morgiego z Twojego opowiadania, szczególnie w tej scenie z Lili na rękach. A jednak powiem Ci, że gdzieś pod tym jego wariactwem widziałam dokładnie tego Twojego Morgena. Tego zadziornego i poczciwego, tego kochanego przyjaciela i takiego kokieteryjnego flirciarza... choć nie, on nie flirtuje, on rzuca aluzje. Takiego wiecznego wesołka, który czasem miewa chwile słabości i problemy, z którymi próbuje walczyć sam W każdym razie chylę czoła, bo jeszcze przed soboto/niedzielą czytając Twoje rozdziały czułam, że ten Morgi tutaj jest taki prawdziwy, taki kochana, a teraz już nie jestem w stanie wyobrazić sobie, że on mógłby być inny. No ewentualnie lekko zawiany, ale nawet to w przypadku Morgiego jest po prostu słodkie.
    Po prostu go kocham, a przyznaję, że z Austriakami - w tym swego czasu Morgim prawie na czele - miałam mocno nie po drodze i z reguły po prostu omijałam austriackie opowiadania. Tym bardziej się cieszę, że tym razem się skusiłam, bo inaczej najprawdziwsza perełka przeszłaby mi koło nosa. Zakochać mnie w bohaterze, którego nie lubię - to prawie jak zakochać Mouse w Wellingerze bufonie. Po prostu mam ochotę Cię wyściskać za tego Morgiego.
    Tylko że to opowiadanie to przecież nie tylko Thomas. To również Kornelia, a ją pokochałam chyba równie mocno. Przyznaję, że w tym przypadku dość łatwo było mnie kupić, bo jeśli istnieje sport, który wielbię mocniej od skoków, to są to właśnie łyżwy. Co prawda nie oglądam, ale gdybym mogła, to spędziłabym całe życie na lodowisku. Dlatego już na samym początku, jak tylko zorientowałam się, że przeszłość Kornelii łączy się z łyżwami, byłam w siódmym niebie. A później pojawiły się tajemnice z tej łyżwiarskiej przeszłości i już w ogóle oszalałam ze szczęścia. Ten ostatni rozdział i wypowiedzi mamy Morgiego tak podkręcił moją ciekawość, że normalnie nie mogę się doczekać, aż uchylisz choć rąbek tej tajemnicy. Co się tam takiego wydarzyło, że nawet mama Thomasa o niej słyszała? Przyznaję, że jak się ta scena w kuchni zaczęła ta byłam pewna, że mamuśka się pomyliła i sądzi że Kornelia to ta BYŁA fizjo, bo gdzieś tam między wierszami było pokazane, że ta sprawa z Sylvie i Morgim w tej historii również miała miejsce. Jednak później się okazało, że mamie nic się nie pomieszało, że naprawdę chodzi jej o Kornelię i jej przeszłość. Ah zaintrygowałaś mnie.
    Myśle jednak, że Kubiakównę bez łyżew pokochałabym równie mocno. Jest niesamowita. Zgrywa twardzielkę, a z drugiej strony widać coraz częściej, jak się dziewczyna gubi w tym wszystkim, jak rozpada sama w sobie. Trzeba przyznać, że idealnie dobrałaś ich z Thomasem. Ich rozmowy mnie po prostu rozkładają na łopatki. Śmieję się jak wariatka i z każdym słowem ubóstwiam ich jeszcze bardziej. Myślę że nawet oni sami już wiedzą, że nie umieliby wytrzymać bez siebie zbyt długo. Są dla siebie stworzeni.
    Chciałabym jeszcze napisać coś o tej scenie tańca z pprzedniego rozdziału, ale po prostu brak mi słów. Powiem tylko, że to moja ukochana scena. Tak dobitnie pokazuje, że pewne pasje i miłości żyją w człowieku niezależnie od tego, jak bardzo pragnie się od nich uciec.
    Natomiast klimat Świąt jak najbardziej mi pasuje. Tak się poparzyłam na tym gupim słońcu, że marzę o śniegu i zimie.
    Na koniec chcę tylko powtórzyć, że tworzysz przecudowną, niepowtarzalną historię, w której nie sposób się nie zakochać.
    Czekam na kolejny rozdział i postaram się już komebtować na bieżąco.

    OdpowiedzUsuń
  15. Odpowiedzi
    1. Dosłownie przed chwilą wróciłam do domu po Wiśle. Tak więc jestem porządnie nawenowana i juz jutro siadam do pisania, co by do niedzieli dodać nowy rozdział, bo w poniedziałek znów wyjeżdżam. ;)

      Usuń
  16. dla Jarka też się znalazło tu miejsce. tym razem w tytule. słodko ♥

    OdpowiedzUsuń
  17. Miliony serduszek dla nich <3 <3 <3
    Dobrze, że Nela dała się namówić. Trochę kwas z Kriss, ale mam wrażenie, że to nie dlatego matka Thomasa tak zdębiała. Chyba rozpoznała Nelkę. Tylko skąd?
    A ojciec Morgiego jest w dechę! I dziadek też! I Alan!
    Fajni wszyscy są, no!
    Uwielbiam, mówiąc krótko! <3
    I ten wieczysty spór o materac ;)

    OdpowiedzUsuń