Z dedykacją dla Mouse, bo rozdział pojawił
się tak szybko tylko dzięki niej. W podziękowaniu za każdą rozmowę. Trzymam
kciuki za wszystko.
*
*
dzisiaj będzie tym dniem, który kiedyś ci wypomną
do tej pory musisz zdać sobie sprawę z tego
co powinnaś zrobić
* * *
-
Naprawdę chcesz tam lecieć?
Nie
wiem, który już raz zadał to samo pytanie, ale odpowiedź wciąż pozostawała ta
sama. Tak, chcę. Pomimo tego, że serce rwie się do Polski, do domu, do którego
pewnie nawet nie zostałabym wpuszczona, to musiałam zagłuszyć je głosem
rozsądku. Londyn w Boże Narodzenie naprawdę wydaje się całkiem dobrą opcją.
-
Przyda mi się trochę odpoczynku od ciebie.
Zapowietrzył
się i przyłożył dłoń do otwartych ust. W zamian dostał mój zgryźliwy uśmieszek,
gdy oberwał po nodze, aby posunął się i zrobił mi trochę miejsca na moim
własnym łóżku. Śmiem twierdzić, że leżał na nim zbyt często.
-
Chcesz pogadać o tym, dlaczego spędzasz święta sama w Londynie, zamiast w
Polsce z rodziną? – zagaił ostrożnie, przerywając ciszę. Spojrzałam na niego
wymownie zza składanej w powietrzu koszulki, na co wykrzywił usta prezentując
swoje zdanie na temat mojego wyjazdu i powrócił, do oglądania swojej prawej
dłoni. Tej, którą doprowadziliśmy do ładu i która była już w stu procentach
sprawna.
-
Nie.
-
Szkoda, bo znalazłem kilka dobrych argumentów na to, że ten pomysł jest… hm,
głupi.
-
Hm, głupi, to jesteś, hm, ty.
Zostałam
zaatakowana własnymi skarpetkami! I jedną nogą zrzucona z łóżka! Prawie
zaczęłam hiperwentylować z obruszenia i omal nie oplułam się, próbując znaleźć
jakieś wyjątkowo obraźliwe określenie na tego buraka, ale skończyło się na jego
durnym śmiechu. I to tylko dlatego, że próbując wstać z podłogi szarpnęłam się
zbyt mocno i przywaliłam czołem w drewniany stelaż łóżka.
Cześć,
nazywam się Kornelia Kubiak.
-
Argument numer jeden! - Tu na chwilę urwał i teatralnie odchrząknął, próbując
odwrócić moją uwagę od rozmasowywanego czoła. – Argument numer jeden: tam
ciągle pada deszcz, a ty nie masz parasola.
-
Mam parasol! – Zmarszczyłam brwi. Morgenstern wyciągnął zza swoich pleców
rzeczoną parasolkę i ze złowieszczym uśmieszkiem zamachał nią w powietrzu. A
potem podniósł się i sięgnął do uchylonego okna. – Co ty… MORGENSTERN!
Wywalił
ją. Wywalił moją parasolkę z Wiednia za piętnaście euro. Przez okno. Z
trzeciego piętra. Prosto do najgłębszej kałuży świata.
Pozostało
mi tylko rzewnie zapłakać, gdy na wpół przewieszona przez parapet obserwowałam
tonący skrawek szarego materiału, do którego zaczęły dobierać się bezdomne koty.
Morderca!
-
Tak jak mówiłem, nie masz parasola.
Był
tak z siebie zadowolony, jak ja byłam na niego wściekła. Nim zdążyłam rzucić
się na niego z poduszką, przed którą próbował wybronić się kolanami,
kontynuował swój wywód.
-
Argument numer dwa: nie spotkasz na ulicy Orlando Blooma, ani innego księcia
Williama.
-
Wolę Harrego – wycedziłam przez zęby, przelewając swoją złość na niewinną parę
jeansów.
-
Ej, dwoje rudych ludzi jako para to już przesada.
Tylko
buchnęłam powietrzem z ust, bo mnie słabość już zaczynała brać, a walizka wciąż
stała pusta. I on mi w ogóle nie pomagał.
-
I argument numer trzy! – krzyknął, a ja tylko przewróciłam oczami, bo co mi
innego pozostawało? Zawiesił głos, więc spojrzałam na niego wyczekująco. - Święty
Mikołaj nie będzie cię szukał na Abbey Road.
To
już? Koniec? Czy on może wyjść?
Chyba
jednak nie.
-
Zabawnie będzie, jak sprawdzą się te wszystkie prognozy pogody i dzisiaj w nocy
zaczną się śnieżyce… - mruknął. Ja zbladłam, on wybuchł śmiechem i z mojej
pewności siebie została tylko zgnieciona bluzka, na którą niechcący usiadłam. –
Chyba musiałbym cię wtedy przygarnąć do siebie. – Parsknął śmiechem, na co się
skrzywiłam. I o ile ja trwałam w tym wyrazie jeszcze przez moment, tak on
szybko spoważniał i wyprostował się. To spojrzenie nie zapowiadało niczego
dobrego. – Właśnie, Nela, spędź święta ze mną. Znaczy u mnie.
Czy
ja kiedyś mówiłam, że Morgenstern to idiota? Żartowałam. To ultradebil.
Z
miną każącą mu nie robić sobie ze mnie jaj popukałam się w czoło i złożyłam
kolejną koszulkę i wrzuciłam ją do walizki. Ja się nie dostanę do Londynu? Dobre
żarty!
-
Ja mówię całkiem poważnie – dodał, ale tylko się zaśmiałam. Nic głupszego nie
mógł już wymyślić. Boże Narodzenie u niego, a to dobre. – Po co masz tłuc się
do pieprzonej Anglii, do której pewnie i tak się nie dostaniesz?
Uśmiechnęłam
się do niego pięknie i kontynuowałam pakowanie. A przynajmniej próbowałam, bo
ten ultradebil w ultraszale swojego ultrapomysłu chwycił mnie za ręce i
docisnął je do łóżka. Bardzo stanowczo kazał mi na siebie spojrzeć i wysłuchać,
bo nie będzie się powtarzać. Dobrze, kiwnęłam głową i nadstawiłam ucha, mając już
gotową odpowiedź.
-
Powtórzę się, ale Gwiazdka to czas, który trzeba spędzić z rodziną. Ale, cóż,
ty jesteś uparta i widzę, niezbyt rodzinna, więc bądź chociaż w tym wszystkim
rozsądna. Nikt nie powinien być sam w Boże Narodzenie, okej?
Westchnęłam
z wciąż uniesionymi kącikami ust.
-
To słodkie. I totalnie głupie.
Bo
takie jest. Głupie, niepojęte i kompletnie nie na miejscu. Ja wiem, że ostatnio
trochę się do siebie zbliżyliśmy, wpuściliśmy siebie do naszych światów, albo
raczej to on otworzył mi bramy do swojego i w ogóle zdaliśmy sobie sprawę z
tego, że coś nas łączy, ale to? Na anielskość Dejviego, ja wciąż jestem tą
cholerną fizjoterapeutką!
I
nie omieszkałam mu tego przypomnieć.
-
Jesteś też moją koleżanką. I pomagasz mi teraz, tak bardzo-bardzo. Chcę się
odwdzięczyć.
-
To kup mi nową parasolkę.
Pokręcił
głową, jakby chciał przekazać, że go nie rozumiem.
-
Przestań. Nie unoś się swoją dumą, zapomnij na chwilę o tym, co wymyślił
Pointner i jedź ze mną do Seeboden.
-
Oszalałeś!
-
Nie pozwolę ci zostać samej.
Jakby to było coś
nowego…
-
W Londynie mieszka ponad osiem milionów ludzi. Na pewno poznam kogoś tak samo szurniętego
jak ja i spędzę z nim te pseudoświęta.
Zawrzał.
Jego dłonie stały się cieplejsze, oczy pociemniały, a szczęki zacisnęły.
-
Po cholerę masz szukać w pieprzonym Londynie, skoro ja jestem tuż obok?
To
jest nie fair. To jest bardzo, ale to bardzo nie fair. Nie fair są jego słowa,
nie fair są jego wbite we mnie oczy i jego pełne wyrzutu spojrzenie też jest
nie fair.
-
Nie rób mi tak. Nie stawiaj mnie… nas w takim położeniu.
-
Ale czy mówię nieprawdę?
-
Przestań – jęknęłam i poderwałam się z miejsca. – Jadę! Jutro rano mam pociąg do
Klagenfurtu i stamtąd mam ten cholerny lot do Londynu. Choćby mieli mnie siłą
zaciągnąć do samolotu to polecę i jeszcze ci pocztówkę wyślę.
-
Dobra! – Podniósł głos, a po jego tonie można było poznać, że zamierza wszcząć dyskusję.
Wstał, otrzepał portki i spojrzał na mnie gniewnie. – Akceptowałem to, bo
musiałem, milczałem, bo o to prosiłaś, ale koniec! Przerywam ciszę! To jest
idiotyzm, ja się na niego nie zgadzam, jestem starszy, wyższy, przystojniejszy
i przegłosowane! Nigdzie nie lecisz! – A dla potwierdzenia tych słów, wyrwał mi
z ręki koszulę i cisnął nią o podłogę.
Mój
Boże, a cóż mu strzeliło do tego poczochranego łba? Próbowałam sobie
odpowiedzieć na to pytanie, patrząc to na wielokolorową twarz Morgensterna, to
na okrutnie potraktowany fragment mojej garderoby.
Na
usta cisnęło mi się jedno.
-
DOPIERO TO UPRASOWAŁAM!
Trochę
spanikował, trochę zrobiło mu się przykro, trochę miał ochotę zwiać. A ja tak
trochę miałam ochotę go zabić, bo wyjątkowo nie lubię zabawy z żelazkiem.
-
I czego ty ode mnie wymagasz, co? Że się zgodzę i zabiorę z tobą do twojej
rodziny? Tu się puknij, Morgenstern.
-
Sama się puknij, to nie ja tutaj chcę spędzić sam święta w Londynie. W ogóle,
Londyn? Przereklamowane i totalnie lamerskie.
-
No patrz, idealnie byś się tam odnalazł.
-
Stać cię na więcej. – Uniósł kąciki ust, nadając swojej twarzy kpiarskiego
wyrazu. A we mnie aż się zagotowało, bo dotąd cięte uwagi trafiały zawsze w
samo sedno. – Twoje powody kompletnie do mnie nie przemawiają.
-
Tak? – rzuciłam, czując rosnące poirytowanie. – W takim razie proszę bardzo,
leć ze mną, jak masz z tym taki wielki problem. Proszę bardzo! Będzie miał kto
robić mi zdjęcia!
-
Ocipiałaś? Ja, moja Droga, mam rodzinę, z którą chcę się zobaczyć. Mam
córeczkę, której nie widziałem już od kilku tygodni i której chcę poświęcić ten
wolny czas. Bo od tego są święta.
A
przemoc fizyczna jest od tego, aby bolało.
-
Gratuluję. Na mnie nikt nie czeka, więc pozwól, że wykorzystam ten fakt do
zobaczenia sobie świata. Byłabym wdzięczna, gdybyś mi tego nie utrudniał, a
zwłaszcza abyś się szanownie od-pier-do-lił. Dziękuję?
Chyba
nie zamierzał nawet opuścić mojego pokoju, nie mówiąc już o dawaniu mi,
świętego spokoju. Spiął się, zmarszczył czoło, a zazwyczaj pogodne spojrzenie wyraźnie
się zachmurzyło.
-
Chyba masz kogoś w Polsce? Jakąś rodzinę?
-
Jakąś mam. I nie, nie będziemy poruszać tego tematu – zastrzegłam i odwróciłam się
do niego tyłem, wyciągając zza szafy deskę do prasowania. W gruncie rzeczy
mogła mieć inne zastosowanie, niż to najbardziej oczywiste. Na przykład
mogłabym ogłuszyć Morgensterna, gdyby próbował być bardziej upierdliwy, niż
teraz. – Nie będziemy, rozumiesz? – dodałam stanowczo, widząc jak otwiera usta,
by coś powiedzieć.
-
Nie, nie rozumiem! – Na wpół krzyknął, więc zacisnęłam ręce na desce. – Nie
rozumiem, jak można nie chcieć być z rodziną, uciekać od niej i być takim samotnikiem,
jak ty! Nie rozumiem tego!
-
I nie zrozumiesz! – Też sobie krzyknęłam, wolny kraj. – W domu czekają na
ciebie rodzice! Oboje! Córka na ciebie czeka, pewnie nie może się doczekać, aż kochany
tata przyjedzie i ją wyściska! Jej matka pewnie też! Wszyscy tam na ciebie
czekają, cały czas! Nie ma szans, abyś zrozumiał, dlaczego chcę jechać do
Anglii, zamiast do Polski, dlatego już spokojnie proszę cię, odpuść sobie,
jeśli chcesz chociaż powąchać świątecznego ciasta.
Jeśli
to go nie przekona, to się poddaję. Zostawiłam go z tymi słowami i rozłożyłam
sobie deskę, podłączyłam żelazko i nie zważając na to, że stoi sobie na środku
mojego pokoju, oddycha moim powietrzem i jeszcze śmie wyglądać tak dobrze w
nieułożonych włosach i koszulce z logiem Die Toten Hosen. I mógł sobie patrzeć
na mnie w ten pełen współczucia sposób, za który miałam ochotę wyprasować mu
twarz. Swoje powiedziałam.
-
I właśnie dlatego chcę, abyś pojechała ze mną. Żebyś nie była sama – odezwał
się dość łagodnie.
-
Nie! Thomas, czego nie rozumiesz w tym słowie? Jest krótkie, ale jakże
treściwe. Po prostu: NIE! – wrzasnęłam, dodając dramaturgii puszczoną z
urządzenia parą. – Odwal się w końcu, zanim poznam inne funkcje tego sprzętu!
-
Przestań odrzucać moją pomoc!
-
Przestań wtryniać swój krzywy nos w nieswoje sprawy!
-
Ja się martwię!
-
Martw się o to, czy ci się prezenty pod choinką zmieszczą, a nie o mnie!
-
Nela!
-
Co!
-
Przypala ci się!
Wrzasnęłam
raz, by się zamknął i przestał na mnie krzyczeć. A potem wrzasnęłam po raz
drugi, bo rzeczywiście, moja cudowna bladoniebieska koszula została
przypieczętowana parszywym austriackim sprzętem za kilka euro.
-
To twoja wina! – krzyknęłam na Morgensterna, który tylko szerzej otworzył oczy
i cofnął się o dwa kroki. – Zachciało ci się bawić w Matkę Teresę. Po co się
wtrącasz? Po co próbujesz mi pomóc? Nie widzisz, że nie potrzebuję tego?
Naprawdę tego nie widzisz?! Dam sobie radę! Daję ją od kilku miesięcy i nie
potrzebuję twojego umartwiania się, twojej litości, twojej rodziny! I… I… I
koszulę mi spaliłeś, bydlaku jeden! Moją ulubioną!
Tak,
tak, zbliża mi się okres. Pewnie dlatego bezmyślnie cisnęłam w niego tymi
wszystkimi słowami, a w oczach zaczęła mi się zbierać woda. Pod koniec nawet
głos mi się lekko zdławił, co musiał wyłapać, bo spojrzał na mnie z takim
niedowierzaniem, jakbym co najmniej właśnie wyznała, że urodziłam się jako
Kornel. Pociągnęłam nosem, starając się powstrzymać łzy.
-
Nela…
-
Boże, ile ty gadasz! – Znów krzyknęłam, lecz na próżno i tym razem liczyłam, że
się nie odwdzięczy. Zrzucił z twarzy niespokojny wyraz, który zastąpiła solidna
złość. Tak, pan Morgenstern poczerwieniał, zacisnął szczęki i puścił parę
nosem.
-
Jesteś niemożliwa! – Huknął, aż mnie ciarki przeszły. – Chcesz znać moje
zdanie? O sorry, kogo ja pytam, oczywiście, że nie chcesz! Bo ty nie słuchasz
nikogo innego, tylko siebie i nie dopuszczasz do siebie myśli, że możesz się
mylić. Ale powiem ci: nie dasz sobie rady. Już nie dajesz. Starasz się być
twarda, ale prawda jest taka, że jesteś mocna tylko w słowach. Nie patrz tak na
mnie, to wszystko da się wyczytać z twojej twarzy. Nie masz pojęcia, na jaką
zagubioną wyglądałaś w Titisee. Nie widziałaś strachu na swojej twarzy, gdy
musiałaś zostawić Benjamina i wsiąść do samolotu. Jasne, starasz się nad
wszystkim panować, ale to samo wymyka ci się spod kontroli. Spójrz, jak łatwo
dałaś się podburzyć choćby wspomnieniem o rodzinie, wystarczyło jedno słowo…
-
Skończyłeś?
Okno
było zamknięte, niemożliwe, abym trzęsła się tak bardzo z zimna. Powód raczej
był jeden i patrzył właśnie na mnie. Wydaje mu się, że mnie przejrzał?
Chciałby.
-
Czuły punkt, co?
-
Wystarczy twojej zabawy w psychologa, wynocha. – Wskazałam na drzwi, oczekując,
że moja „prośba” zostanie spełniona. W porządku, zrobił jeden krok, ale nie w
stronę progu, tylko w moją. – Nie słyszałeś?
-
Zastanów się dokładnie, masz całą noc.
-
Nad niczym nie będę się zastanawiać, Morgenstern. Zajmij się swoimi sprawami i
przestań bawić się w mojego przyjaciela!
To
go ubodło. Zatrzymał się w połowie odległości między nami. Tlące się w jego
oczach rozczarowanie na chwilę obecną nie ruszało ani kawałeczka mojego
sumienia. Chciałam tylko jednego: aby zniknął mi z oczu i pojawił się przed
nimi dopiero w Oberstdorfie. Wtedy mi już przejdzie, jemu pewnie też, będziemy
mogli kontynuować naszą jakże dziwną znajomość.
-
Okej – wypowiedział całkiem cicho i ledwo dosłyszalnie. – Okej, nie będę bawił
się w twojego przyjaciela. Nie jestem nim, racja, przecież nawet nie próbuję nim
być. Ślepo myślałem, że może jednak nad tym popracujemy, skoro doszliśmy do
wniosku, że coś nas łączy. Głupi jestem, co? – Uśmiechnął się jakoś tak
żałośnie, co wywołało u mnie nieprzyjemny ucisk pomiędzy żebrami.
-
Nie bierz mnie pod włos.
-
Och, wybacz, to ta szczerość, jakoś nie mogę nad nią zapanować – zironizował,
prychając w powietrze. – Nie polecam.
-
Przestań!
-
Już! Koniec! Wychodzę! I wiesz co? Życzę ci cholernie wesołych świąt! Z dala od
rodziny, z dala od ludzi, którzy chcą ci pomóc, z dala od wszystkich! Tylko ty
i ten twój Londyn! Normalnie materiał na świąteczny film! – Chwycił za klamkę,
po raz ostatni obracając się w moją stronę. – I przyjemnego lotu życzę, co by
nie trzęsło za mocno.
Wyszedł,
robiąc przez korytarz całe dwa kroki, aby znaleźć się we własnym pokoju. Stanęłam
w futrynie, łapiąc ostatnimi spojrzeniami sylwetkę blondyna, który właśnie przekraczał
swój próg.
-
Palant!
-
Wariatka!
-
Skończony dupek!
-
Obrażona na cały świat szajbuska z przerośniętym ego!
-
Żegnam!
-
Nie! To ja żegnam!
-
I wesołych świąt!
-
Żebyś wiedziała, że takie będą!
-
Och, nie mam wątpliwości!
-
O której masz samolot?!
-
O jedenastej!
-
Fantastycznie!
-
Świetnie!
-
Do widzenia!
-
I szczęśliwego Nowego Roku!
Trzask
jednych a potem drugich drzwi zatrząsł budynkiem w posadach. Jeszcze przez
długą chwilę wpatrywałam się w białe drewno, próbując zrozumieć sytuację sprzed
chwili, ale zamiast zrozumienia, pojawił się okropny ból głowy. Wypuściłam
nadmiar powietrza z ust i oparłam się plecami o drzwi, by zjechać po nich na
ziemię i dać upust emocjom. Szkoda, że były one takie mokre i strasznie piekły
w oczy.
A
potem zdałam sobie sprawę z tego, jak wielką idiotką jestem.
Przecież
Nowy Rok spędzimy w Garmisch-Partenkirchen!
* * *
wszystkie drogi, którymi musimy kroczyć, są kręte
wszystkie światła, które nas prowadzą, oślepiają
jest tyle rzeczy, które chciałbym ci powiedzieć
ale po prostu nie wiem jak to zrobić
* * *
Zmień się, zmień
się, zmień się!
Gapiłam
się w tablicę informacyjną, jakby miało to sprawić, że mój lot do Londynu nagle
zostanie przywrócony do rozkładu. W takiej sytuacji stwierdziłam, że nawet
modlitwa do wielkiego B. mi nie pomoże. W dodatku jakieś tłuste austriackie
dziecko, które siedziało na krzesełku obok zaczęło wiercić się, jakby ktoś mu
wsadził grabie w tyłek. Nie dość, że opluło mi kurtkę Snickersem, to dodatkowo
darło się do swojej równie przysadzistej matki, kopiąc jednocześnie moją
walizkę. I już miałam gówniarza brać za chabety, gdy rozległ się dźwięk
oznajmiający komunikat. Jak na komendę podniosłam się do góry.
Odwołali.
Całkowicie. Te austriackie lotnicze patałachy odwołali całkowicie mój lot do
Londynu przez głupie śnieżyce! Wszystko mi opadło. Tyłek na krzesełko, ręce na
kolana, spięte ramiona, cycki, wszystko. Dzieciak z ADHD znowu zaczął się
drzeć, jego matka jeszcze głośniej, a kilkoro innych turystów pokręciło głowami
i zaczęło kierować się do wyjścia. Przez krótką chwilę zastanawiałam się co
zrobić. Czy iść za nimi i znaleźć sobie jakiś nocleg? Czy może dalej czekać na
jakiś inny samolot? Polecieć gdziekolwiek, byleby nie spędzać tych świąt na
lotnisku? Nie wiem, do ciasnej cholery, co mam ze sobą zrobić. Czy może być
gorzej?
Ależ
oczywiście, że tak.
Podciągnęłam
nosem, otarłam łzy, jakby miał je zauważyć i wcisnęłam zieloną słuchawkę.
-
Co chcesz?
-
Jak Londyn?
-
Zajebisty, Big Ben jak marzenie.
W
słuchawce zaszumiało jego ciche westchnięcie. Gdyby przede mną stał, to pewnie
patrzyłby na mnie w tym momencie z miną w stylu „baba, głupia baba!” i kręciłby
głową z politowaniem.
-
Gdzieś ty utknęła?
-
Thomas, dam sobie radę.
-
Nie pytam o to, czy dasz sobie radę, tylko gdzie jesteś?
Wypuściłam
powietrze przez usta i rozejrzałam się po hali lotniska. Ludzi zdecydowanie
ubyło. Nawet grubasek z krzesełka obok ruszył swój tłusty tyłeczek i za rękę
udał się z matką w stronę wyjścia. Nieliczne osoby rozkładały obozowiska, ale i
tak hala prawie opustoszała.
-
Cały czas na lotnisku.
-
Dziewczyno…
-
Co? Co znowu?
-
Proszę, nie ruszaj się. Daj mi godzinę i przyjadę.
Aż
poderwałam się z miejsca z paniką w oczach i krzyknęłam na pół lotniska, że
chyba go pojednało.
-
Thomas, nie!
Bawiło
go to. Śmiał mi się bezczelnie do słuchawki, gdy mówiłam mu, że jest wariat i
skończony dupek. I śmiał i śmiał, a ja wciąż krzyczałam, by się nie ruszał, by
dał mi umrzeć w spokoju na plastikowym krześle, bo ja nie chcę i koniec kropka.
Aż w końcu usłyszałam odpalanie silnika i dobitne „czeka na mnie”, po czym
Morgenstern się rozłączył. Tak zwyczajnie. Powoli usiadłam na tyłku wciąż z
komórką przy uchu i przeanalizowałam sobie w głowie każde pojedyncze słówko
Austriaka. Gdzieś pomiędzy „idiotka” a „skończona kretynka” powiedział, że
spędzę święta u niego. U NIEGO. Z jego rodziną. Wody! Arszeniku! Cokolwiek!
Naprawdę
przyjechał.
Wkroczył
na halę tego niewielkiego lotniska, rozglądając się na wszystkie strony. Im był
bliżej, tym bardziej zapadałam się w krzesełko, zasłaniając twarz dłońmi. A nóż
widelec mnie nie zauważy i wróci do siebie. A potem wspaniałomyślnie już nigdy
więcej nie odbiorę jego telefonu. Toż to genialny plan.
-
Boże, Nela. Ty biedny dzieciaku.
Rozchyliłam
palce środkowy i serdeczny, by przez prawe oko dojrzeć Thomasa i jego
rozczulony moim widokiem wyraz twarzy. Aż mnie coś ścisnęło w żołądku. I nie
jestem pewna, czy to poczucie winy, że ten oto osobnik targał się ileś
kilometrów, by mnie stąd zabrać, czy może to z głodu, bo nie jadłam od siedmiu
godzin.
-
Pomyłka.
-
Wstawaj. Jedziemy.
Z
racji, że nie wstałam, Morgenstern chwycił mnie za ramiona i jednym ruchem
podniósł z krzesła. Potem odjął moje ręce od twarzy i spojrzał na moją,
wykrzywioną żałośnie, twarz. Usta lekko mu zadrżały w śmiechu, na co tylko
wydęłam dolną wargę i wbiłam wzrok w swoje buty. Z całą moją pewnością siebie i
wizerunkiem twardzielkinbyło mi potwornie głupio. Ja i mój upór nie daliśmy za
wygraną, musiałam postawić na swoim wykłócając się z nim o własne racje. A
teraz stoi tutaj przede mną z miną „a nie mówiłem?” i sama już nie wiem, czy
chciałam, aby mnie stąd zabrał, czy wolałam unikać jego spojrzenia. A on tak po
prostu przyjechał i wręcz oświadczył, że Boże Narodzenie spędzę u niego.
-
Morgenstern, to nie jest dobry pomysł.
-
Ale jedyny, prawda? – odpowiedział rześko i chwycił za rączkę mojej walizki. Widząc, że w bezruchu
gapię się na niego, przewrócił oczami i westchnął. – Nela, jest Wigilia…
-
Właśnie, jest Wigilia. A ty stoisz tu ze mną, zamiast być w domu z rodziną. To
jest bardzo nie w porządku wobec twoich rodziców, którzy pewnie chcieliby
spędzić z tobą trochę więcej czasu.
-
Tak więc nie traćmy go. Chodź!
-
Nie, puść, Thomas… - jęknęłam cicho i jednym ruchem wyrwałam się blondynowi,
gdy pociągnął mnie za kurtkę. – To twoja rodzina. Mnie nie powinno tam być.
-
A ja uważam, że to jest właśnie miejsce, w którym powinnaś się znaleźć.
-
Wracaj do domu, do rodziców, proszę.
Uśmiechnął
się z politowaniem.
-
Nie ruszam się bez ciebie.
Pokręciłam
energicznie głową.
-
Nie, ty nic nie rozumiesz!
-
To mi wytłumacz! – Na wpół krzyknął z bezsilnością rozkładając ręce. – Nela,
tak bardzo próbujesz być samodzielna i okazywać wszystkim, że dasz sobie radę,
ale tak wcale nie jest! Przestań odtrącać moją pomoc, bo aż mnie boli, gdzieś
tutaj, wiesz? – Położył dłoń na sercu, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Nie
wiem, co jest powodem tego, że nie chciałaś pojechać do Polski. Powiedzmy, że
na chwilę obecną nawet nie chcę wiedzieć. Ale, do cholery, jeśli zaraz nie
ruszysz tyłka i nie pojedziesz ze mną do Seeboden, to przyrzekam ci, że zawiozę
cię tam siłą. I naprawdę nie będzie mnie obchodziło, czy tego chcesz, czy nie!
-
Ale…
-
Koniec uciekania, Nela. Słyszysz? To koniec.
Miałam
wielką ochotę go pocałować. Jak w filmach. Rzucić wszystko, co miałam w rękach,
podejść do niego i tak cholernie mocno pocałować na oczach tych wszystkich
ludzi dookoła, że odruchowo zrobiłam krok do przodu. Thomas najwyraźniej uznał
to za zgodę, bo kiwnął głową, wziął walizkę i popędził w stronę wyjścia. A ja
za nim, choć kompletnie nie wiedziałam, co robię.
* * *
może to ty będziesz tym, który mnie uratuje
i mimo wszystko
jesteś moim wybawieniem
*
Miałam poczekać z publikacją do wtorku,
ale niech już stracę. :D
I szczerze? Lubię to, bo w tym rozdziale
czułam tę Nelę, co w pierwszych rozdziałach. Pisało mi się przyjemnie i bez
problemów. A ostatni akapit został napisany jeszcze w grudniu, gdy całe
opowiadanie istniało tylko w mojej głowie i fabuła miała wyglądać nieco
inaczej. Ale serio, jestem zadowolona, zapamiętajcie ten dzień!
PS. Są wakacje. A ja mam marzenie. Mam
marzenie poznać wszystkie moje czytelniczki. Jeśli tam jesteście, to dajcie
jakiś znak, jak Wam się podoba, co sądzicie etc. Byłoby mi niezmiernie miło
wiedzieć, do kogo piszę. :)
Ściskam! I dziękuję za każde słowo,
jesteście najlepsze.
Poznać mówisz? To ja się odezwę. :)
OdpowiedzUsuńNie komentuję, bo rzadko mam do tego głowę, przepraszam. Ale czytam, ciągle i uważnie. Każdy rozdział. Lubię twojego Thomasa, wiesz? Jego ośli upór, przekonanie o tym, że się nie myli i podejście. I Nelę też lubię, bo jest taka sama jak on. I uwielbiam ich rozmowy, ich kłótnie i to jak bardzo bronią się przed tym, że są do siebie cholernie podobni. I to opowiadanie podoba mi się bardzo bardzo. Bo mimo problemów jakie się przewijają w treści, czy to Neli czy Thomasa, nie jest przytłaczające. I naprawdę już nie wiem jak wyrazić jak bardzo je lubię. :)
Bardzo mi miło, że się odzywasz i potwornie Ci za to dziękuję, jak i za każde słowo, które jest niesamowicie dla mnie ważne. :) Cieszę się, że te Potworki zyskały Twoją sympatię, to naprawdę dużo dla mnie znaczy. :)
UsuńŚciskam Cię mocno!
Po stokroć dziękuję! :D I za dedykacje i za rozmowy i za dzisiejszy rozdział.
OdpowiedzUsuńIleż tu było Morgensterna w samym Morgensternie. Ten chłopak ( w właściwie już mężczyzna- nie mogę się przyzwyczaić do tego, że już nie jest dzieciakiem z mlekiem pod nosem, a co więcej ma własnego dzieciaka) zdobywa moje serducho z każdym odcinkiem coraz śmielej.
Korneli potrzebny był mały wstrząs, potrzebne jej było to, żeby zrozumiała, że niekoniecznie musi nad wszystkim panować, że każdy ma prawo do słabości. A Thomas umiejętnie jej to uświadomił. I, kurczę, on się o nią cholernie martwi i to jest tak cholernie słodkie i chwytające za serce. Co mnie natomiast niezmiernie cieszy to duża ilość dialogów pomiędzy Morgim, a Nelą. W każdym słówku można wyczuć, że są bardzo do siebie podobni, bo nie z każdym można porozumiewać się na tak specyficznej płaszczyźnie.
I jak Morgen mówił tak o tej śnieżycy, to właśnie pomyślałam "ona pewnie nie poleci" i... czary mary, Morgenstern odprawił czary i rzeczywiście utknęła. Jak wyobraziłam ją sobie na tym lotnisku, zagubioną i Thomasa, który po nią przyjeżdża to jakoś tak cieplutko mi się zrobiło. Co nie zmienia faktu, że te święta będą dla nich obojga specyficzne.
Dziękuję pięknie jeszcze raz, ściskam, całuję i przesyłam wszystko, co dobre :*
Ja jestem. Mam nadzieje ze to wiesz. Do tego niecierpie pisac komentarzy z komorki wiec powiem cos wiecej jak dotre do kompa 😊😉😉
OdpowiedzUsuńWiem, że jesteś. :*
UsuńA ja się właśnie dowiedziałam że ikonki emoji za nic nie współpracują z blogspotem, chyba jednak tą klawiaturę odinstaluję :/
UsuńDo rzeczy. No patrzcie państwo jaki magik z tego Morgiego. Nela nie poleci - no i nie poleciała. Głupio się uparła że chce jechać do Londynu, chociaż szczerze mówiąc na jej miejscu ja też bym wolała tam lecieć. Nawet za cenę świąt z Morgensternem. Czas na bardzo ciekawe święta dla tej dwójki :) To takie troszkę aww że Thomas się poczuł i wziął Kornelię pod opiekę w ten jakże cudowny czas roku. Aww w sumie że Morgiego to co się z jego kochaną panią fizjo dzieje aż tak rusza. No aww po prostu.
Wiesz co? Czuć w tym rozdziale że jest taki jak chciałaś, jeszcze lżejszy, jeszcze bardziej żywy. Przyjemnie płynie się lekturą wśród postaci i wszystko jest takie pięknie wyraziste. Uwielbiam to :)
Jestem wściekła. I na dodatek beznadziejna. Cudownie.
OdpowiedzUsuńBo Ty się tak postarałaś i dodałaś dzisiaj rozdział, i jeszcze napisałaś, że twoim marzeniem jest nas poznać i dowiedzieć się co sądzimy o opowiadaniu itd. a ja co? Właśnie nic. Bo już chyba dziesiąty raz usuwam cały mój komentarz. Nie potrafię wyklecić nic.A chciałabym napisać wszystko co myślę o Twoim opowiadaniu, tak jak sobie marzyłaś. Ech, mój wen jest bezlitosny. A wiesz co. Mam go głęboko.Piszę bez niego. Nie będzie składu ani ładu. Ale przynajmniej będzie coś.
Taki sobie walnęłam wstęp, a co.
Więc tak. Pewnie powtarzałam to milion razy, ale powtórzę raz jeszcze: Kocham Twoje opowiadanie. Po każdym dodaniu nowego rozdziału przez Ciebie ciekną mi łzy ( no dobra- lecą jak z fontanny) a zarazem mam banana na twarzy z radości. Ma ochotę skakać do sufitu i tańczyć macarenę. (Czy to już obsesja?)
Każdy rozdział przeżywam jak dziecko, robię się czerwona i nie wiem co napisać w komentarzu.( O, tak jak teraz)
Rodzice już chyba dawno uznali, że zwariowałam, bo jeszcze nigdy tak często nie szczerzyłam się do monitora jak debilka.
Kiedyś już też wspomniałam, że jesteś dla mnie wielką inspiracją, więc dodam dzisiaj, że jesteś także motywacją ;)
Twoich bohaterów uwielbiam. Thomas tworzy przez Ciebie to chyba prawie ideał faceta. Jest taki opiekuńczy i na dodatek uroczy. A w dzisiejszym opowiadaniu przeszedł już sam siebie. Jego poziom słodkości wzrósł do maksimum.;) No chyba, że jeszcze nas czymś zaskoczysz. I wiesz... Kornelia też jest niczego sobie. Gdy się tak oboje kłócą to przypominają mi takie stare dobre małżeństwo. Są tacy podobni. I zgrani. Uwielbiam ich.
I już się nie mogę doczekać następnego opowiadania. Bo jak mniemam będzie to Boże Narodzenie lub wieczór wigilijny,mhm?
Już sobie to wyobrażam: wszyscy zasiadają do stołu, brakuje aby Thomasa, jego mama mów " No trudno, zaczynamy bez niego", a tu nagle wchodzi Thomas z Kornelą. O matko. Jak z dobrych komedii romantycznych, ew. jakiś łzawych telenoweli. Ale wiesz, to są tylko moje wymysły, rób tam sobie jak uważasz :D
Kiedy Kornelia pomyślała, że chce pocałować Thomasa, prawie wrzasnęłam "no to na co czekasz?!". Dzięki Bogu tego nie zrobiłam, bo chyba moi rodzice na serio zapisaliby mnie do psychiatry.
Jeszcze raz napiszę: Kocham, Kocham, Kocham Twoje opowiadania. Jesteś wspaniała i bardzo Ci dziękuję :*
Pozdrawiam i mam nadzieję, że w choć maleńkim stopniu udało mi się spełnić Twoje marzenie. Bo z mojej strony ( mimo trudności) napisałam chyba wszystko.
Jeszcze raz: Dzięki :)
PS: Strasznie się cieszę, że w końcu jesteś zadowolona z tego co piszesz. :)
Ol, keep calm i oddychaj. :D Twoje komentarze konkretnie zabijają mnie za każdym razem, gdy je czytam i nie mogę z radości, że mam tak super czytelniczkę jak Ty! Dla takich osób jak Ty chce się pisać, a dzięki Tobie skrzydła mi rosną do chmur!
UsuńI cóż mogę napisać wobec Twoich słów? Jeśli czujesz inspirację i motywację, to wykorzystuj je! Ja wciąż po cichu liczę, że w końcu odkryjesz przed nami co Ci w głowie siedzi. :)
I to ja dziękuję. Za wszystko! Spełniasz moje marzenia cały czas samym tym, że tutaj jesteś. :)
Wiesz, kiedy wpadłam na to opowiadanie? Wczoraj, cholera. A ja naiwna myślałam, że znam wszystko, co jest genialne i skoczkowe, do tej pory zastanawiam się, jakim cudem mi się tak schowałaś, kobieto.
OdpowiedzUsuńAle teraz Madzia nie odpuści, oj nie.
Bo masz genialny styl, który mnie zauroczył, bo Twoje opisy zabijają, bo bohaterowie chwytają za serce.
Gdzieś tam wyczytałam, że zdawałaś rozszerzony polski, tak? No to wszystko wyjaśnia; humanistka z talentem pisarskim. Ogromnym talentem.
Wiedz, że kocham to opowiadanie. Naprawdę. Twojego Thomasa w szczególności, nie wiem, co on ze mną zrobił, ale nagle mam nieodpartą chęć go poślubić :P
Nelka pewnie by mnie za to zabiła, nie?
Dobra, wybaczysz, jeśli samą treść skomentuję kiedy indziej, słonko? Bo oczy same mi się już kleją, w sumie miałam iść spać, a patrzę, że dodałaś rozdział i nie mogłam się powstrzymać przed przeczytaniem, a później patrzę i widzę Twą prośbę, więc jestem.
A następnym razem dostaniesz ode mnie taki komentarz, że długością to on będzie pod "Potop" podchodził, zobaczysz :D
Buziaki, skarbie! :*
O cholercia, a ja Potopu nie przeczytałam! Ale chyba na Twoją wersję się pokuszę. :D Najważniejsze dla mnie jest to, że tu jesteś, że Ci się podoba, że lubisz Thomasa i nawet masz wobec niego jakieś plany, za które Nelka mogłaby Ci strzelić z łyżwy. :D
UsuńNaprawdę miło mi i dziękuję za każde słowo. Cieszę się, że tu trafiłaś i mam nadzieję, że już zostaniesz na dobre. :)
Ściskam mocno mocno mocno!
Okej, ja tam zawsze mam opór przed pisaniem komentarzy, zwłaszcza pod czymś co jest tak cholernie dobre, ale dziś czuję się zmuszona to zrobić :D Skoro Twoim marzeniem jest poznanie wszystkich czytelniczek to czułabym się bardzo źle gdybym Ci to utrudniła :)
OdpowiedzUsuńCzytam to już od jakiegoś czasu, ale Twój Thomas chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. To jest zdecydowanie mój ulubiony męski bohater wśród wszystkich męskich bohaterów, o których czytam, łącznie z wszystkimi książkami. Taki dzieciuch w skórze dorosłego mężczyzny, od czasu do czasu miewający jakieś tam przebłyski tej dorosłości. W tym rozdziale absolutnie zawładnął moim sercem, prezentując swoje specyficzne argumenty mające na celu przekonanie Neli do spędzenia świąt z rodziną. Jeb parasolką za okno, a co! Nie poskutkowało? To awantura na całego, rozpętajmy trzecią wojnę światową! Świetnie zbudowałaś napięcie w tej ich kłótni, nawet przez chwilę pomyślałam, że to coś poważnego, ale nie wiem co mi strzeliło do głowy. Powinnam była się domyślić, że zakopią ten topór wojenny tak szybko jak go wykopali, bo tacy już są.
Podoba mi się Twój styl. Uwielbiam tą ironię niemalże w każdym słowie i proste, a jednak bardzo zabawne dialogi.
No i to by było na tyle z mojego komentarza. To właśnie powód, dla którego prawie nigdy nie biorę się za komentowanie czegoś genialnego. Zawsze się boję, że się ośmieszę swoim nieporadnym doborem słów, no ale już niech będzie. W jakimś stopniu spełniłam Twoje marzenie, bo masz już jedną ukrytą czytelniczkę mniej i ta myśl sprawia mi przyjemność :)
Pozdrawiam! :*
Hej, nie ma opcji, że ośmieszysz się swoją opinią! Nawet nie wiesz jak mi się miło zrobiło po przeczytaniu Twojego komentarza i jak duży uśmiech wywołałaś na mojej twarzy, naprawdę. :) Ja boję się równie mocno, gdy piszę i publikuję kolejne rozdziały, bo zawsze istnieje jakaś obawa, że coś napisałam źle, że coś się nie spodoba itd., ale wiesz... YOLO i do przodu. :D
UsuńCieszę się niezmiernie, że mam taką czytelniczkę jak Ty, bardzo mi miło, że się ujawniłaś i bardzo serdecznie Cię pozdrawiam, tulę i życzę wszystkiego, co najlepsze. :)
Po prostu nie wiem co napisać, zatkało mnie. Kocham ich kłótnie, ale to już chyba pisałam pod wcześniejszymi rozdziałami. Jednakże w tym rozdziale podobały mi się najbardziej!
OdpowiedzUsuńTyle tu Thomasa i Neli, ale bardziej skupiam się na nim i na tym jaki jest uparty i że zawsze musi postawić na swoim. Taki Morgenstern mi się podoba, za to co do Neli... cóż. Jakoś musi przeżyć te święta u jego rodziny. A nuż, może nie będzie tak źle? :)
jestem!
OdpowiedzUsuńi przyznaje, że z jednej strony jestem zachwycona, a z drugiej odrobinę zawiedziona!
zacznę od zawodu. no bo ja tak czytałam to, czytałam i:
1) skończyło się zdecydowanie za wcześnie
2) z każdym kolejnym zdaniem miałam wrażenie, że to już, że zaraz będzie kiss, że to napięcie między nimi nie może się inaczej skończyć, a tu... dupa blada.
na plus idzie to, że Nela o tym pomyślała! od myślenia do realizacji już krótka droga ;D
wiesz, choinka, święta, jemioła i te sprawy!
poza tym jestem za-chwy-co-na dialogami Thomasa i Neli <3 taka mała (haha, mała ;D) wojenka między nimi, dialogi mega inteligentne, świetnie dobrane... no biję pokłony dla autorki :)
uwielbiam Twojego Thomasa, nie wiem czy już Ci to kiedyś pisałam ;D jest takim cwaniaczkiem, ale w przeuroczym wydaniu!
ps. szukam kontaktu z Tobą poza bloggerem ;) jakiś pomysł? ;D
ściskam, całuję i życzę weny!
i zapraszam do mnie ;*
Ja też jestem i będę i nie zapomnij, że ja ci też truję dupę o rozdziały :D Tak to jest, jak się dwa silne charaktery spotkają i żadne nie chce ustąpić i Thomas ma racje Nela na siłę próbuje pokazać, że jest silne, a tymczasem ona się wymiguje od rozmowy tylko, gdy ktoś wspomni o jej przeszłości o tym, że powinna ją zaakceptować i żyć dalej bez uciekania, znaleźć sobie miejsce na świecie tam osiąść, a nie kłócić się o to co jest dla niej najlepsze, a tym bardziej próbować uszkodzić kogokolwiek żelazkiem.
OdpowiedzUsuńweny :*
Nadrobione!
OdpowiedzUsuńNo, miałaś rację - Autor płakał, Czytelnik również. Boszu, jestem za bardzo wzięta tym opowiadaniem, by sklecić jakiś sensowny komentarz.
Uwielbiam Nelkę i jej PMSowe odpały (nie to, że to tak jakbym siebie samą w lustrze oglądała), Thomasa za nieugiętość i chęć pomocy, no i za ogół również... :D
Poryczałam się na akcji z żelazkiem, a dobiła mnie akcja na końcu, więc z góry przepraszam, ale więcej nic nie napiszę...
ALE mój sprzęcior jest już okej, więc może niedługo dostaniesz coś na maila!
Buziaki i słoneczka,
A.
Wchodzę sobie na bloga- o nowa zakładka! Patrzę dalej- Twój twitter... no to sobie wejdę, a co.
OdpowiedzUsuńZerkam a tam piszę, że wygrałaś bilet na MŚ O,O
Plis, powiedz jak to zrobiłaś, to moje marzenie, ale rodzice mi nie chcą dać kasy na bilet, więc może uda mi się coś wygrać xd
Polsat przysłał mojej mamie Paszport Korzyści. Jak ma się taki Paszport to można zalogować się na specjalnej stronie i zgłosić swój udział w losowaniu nagród, w tym m.in. biletów na MŚ. Kiedyś tam zalogowałam się, zgłosiłam się, napisałam, dlaczego chcę wygrać i tak zostało. Szczerze, to zapomniałam, że w ogóle wzięłam w tym udział, a dzisiaj telefon z Warszawy, że wygrałam. :D Nie wiem, czy ten konkurs jeszcze trwa, ale wiem, że Plus i Orlen prowadzą jakieś konkursy i można wygrać bilety. :)
UsuńDzięki, dzięki, dzięki :D
UsuńOkazało się, że moi rodzice też posiadają taki Paszport.
Dowiedziałam się także, że konkurs trwa do jutra, więc może jeszcze jakaś szansa jest ;D
Teraz, aby wystarczy napisać, dlaczego chcę to wygrać.... to będzie ciężka noc ;_;
Napiszę im tasiemca na 5 stron i rozważę minimum 6 argumentów, dlaczego potrzebny mi jest ten bilet. Muszę go mieć. Muszę :D
Też planowałam napisać tasiemca, ale jest limit znaków i wychodzą góra dwa zdania. Napisz, że jesteś wielkim kibicem i pojechanie na mecz to Twoje ogromne marzenie. Ja tak właśnie napisałam i proszę. :D
UsuńOK :D
UsuńEm, mogę się spytać, jakiej kategorii dostaniesz ten bilet?
UsuńBo mój kochany tatuś już się zaoferował, że jak wygram, on jedzie ze mną. Ciekawe jak mu znajdę bilet :/
Nie mam pojęcia jaka to kategoria, sama jestem tego ciekawa. Będę wiedziała dopiero jak kurier mi go przywiezie w przyszłym tygodniu.
UsuńDzwonię do domu i okazuje się, że mój komp jest w naprawie, dramat totalny,dlatego pal licho odpoczynek , trudno! Yghhh, nie będzie on długi i nie będzie zawierał tego co chciałabym tutaj zawrze, ale jak dostanę mój sprzęt to pierdolnę litanie!
OdpowiedzUsuńTy dobrze o tym wiesz, że jesteś high level. Śpieszę się, bo kończy mi się transfer! Aaaaaaaa!
Więc, ogólnie rzucę tylko ; Osobistycznie uważam, że Nela podświadomie broni się przed wchodzeniem w głębsze relacje tutaj np. Morgim, ponieważ nie chce by ktokolwiek jeszcze wiedział o niej zbyt wiele, o jej przeszłości i problemie, bo ten typ z pewnością chciałby jej pomóc uporać się z przeszłością, bo jest tak samo popaprany jak ona! Czyli potrafiłby jej pomóc, jak nikt inny. I to, że Nela kazała mu nie bawić się w przyjaciela, kurdę, zabolało mnie! Hej! Jego też! Niedługo Thomas zburzy ten mur, bo jest nieustępliwy i ja mu kibicuję! Bo oni są kompletni, razem. Idealnie się kłócą, dogadują, żartują i udawają, że sobie radzą.... muszę już kończyć, zaraz mnie odłączy, yghhhhh ;/
Kocham ich, kocham Ciebie i zginę bez nich, serio.
CDN .... jak wróci mój komputerek <3
Buziaki ;*
"Na anielskość Dejviego" ♥
OdpowiedzUsuńCześć, dzień dobry, witam, ale ja się przedstawiać nie będę, toć ty mnie dobrze znasz, a lepiej poznasz za 2 tygodnie, kiedy będziesz się musiała ze mną użerać w Wiśle. :D
Jacy oni są uparci oboje! Sama bywam cholernie uparta i doskonale ich rozumiem, kiedy tak zażarcie walczą o swoje racje, choć w tym ich małym sporze jestem po stronie Morgensterna. Niby faktem jest, że musiało się coś podziać, skoro do Polski wracać nie chce, ale kurczę! On dobrze dla niej chciał, no i w końcu mu się udało ją wyciągnąć z tego lotniska (szkoda, że jednak go nie pocałowała... eh :D). Ale żywię nadzieję, że ten mur, który Kornelia wokół siebie zbudowała będzie się kruszył i kruszył, aż Thomas do niej dotrze. Już mu się to udaje, jednak jeszcze dużo pracy przed nimi.
Ciekawa jestem, co to też na tej Wigilii się podzieje, bo mam dziwne wrażenie, że bez jakiejś afery, kłótni między tą dwójką się nie obejdzie. A może się mylę i świąteczny czas ich jeszcze bardziej do siebie zbliży? Kurczę, bo ja tu już snuję tysiące domysłów, więc może zaprzestanę.
Tęsknię za Polaczkami naszymi i Dejvim naszym wspaniałym mannerowym, więc liczę, że w którymś z najbliższych nasza biało-czerwona szalona banda się tutaj pojawi. :D
Miran śle dużo wiatrów, buziaków i weny! :*
Uff, nareszcie mam chwilę czasu, żeby jeszcze raz przejrzeć tekst i przynajmniej spróbować napisać komentarz. Może się uda. :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, może coś mi się odwróciło w głowie, ale kiedy czytałam ten rozdział, cały czas skupiałam się na Thomasie. Oczywiście Nela była fajna i bardzo konsekwentnie prowadzona w tym swoim uporze i "wyporze", ale zaczęłam się poważnie zastanawiać nad Morgensternem. A konkretnie nad motywami jego postępowania i nad powodami, które każą mu tak bardzo przejmować się losami obcej mu właściwie dziewczyny.
Oczywiście na razie odrzucam tezę o wielkim uczuciu, bo po pierwsze, jeśli tu takowe będzie, to dopiero się rodzi, a po drugie – ten bigos, który pan M. sam sobie zgotował, chyba sprawił, że ostanie, na co ma obecnie ochotę, to kolejne uczuciowe perturbacje. Poszukałam więc głębiej i wyszło mi, że to jest po prostu facet skłonny do refleksji. Taki, który potrafi nie tylko przyznać się do błędów, ale także stara się wyciągać z nich wnioski. Inna sprawa, że po tym co nawywijał, czuje się bardzo samotny i taką samą samotność, a może nawet jeszcze większą, dostrzegł u swojej fizjoterapeutki. I to poniekąd wspólnota tak go do niej przyciąga.
Wiesz, naprawdę lubię patrzeć na niego Twoimi oczami. Nie mam żadnego dysonansu. Może dlatego, że sama zawsze wyobrażałam go sobie podobnie, a w Twoim tekście, w psychologii postaci nie ma fałszywych nut.
A w zakończeniu rozdziału, powiało mi klimatem i świątecznym, i żywcem przeniesionym z dobrych komedii romantycznych. Ta scena, kiedy Thomas przyjeżdża po Nelę na lotnisko jest fantastycznie i obłędnie urocza!
Pozdrawiam serdecznie
C.
Ojej, nie wiem od czego zacząć. I to tak kompletnie, całkowicie. Nie umiem pisać komentarzy, więc musisz przygotować się na bełkot, ale skoro ten bełkot płynie z samego serca to chyba ma sens – przynajmniej ja tak twierdzę.
OdpowiedzUsuńMoże zacznę od początku. Taak, sądzę, że to dobry pomysł. Długo zabierałam się do nadrobienia zaległości, które narobiłam sobie przez jakieś głupie testy, a czym są testy przy twojej rozwalonej (gratuluje!) maturze czy innych licencjatach i tych podobnych. Pamiętam jak obiecywałam Ci, że szybko to nadrobię, ale dotrzymywanie obietnic w ostatnim czasie nie jest moją najmocniejszą stroną i bardzo mi z tym źle. Dzisiaj to nadrobiłam. Od początku do końca. Od jedynki do samej dwunastki i mimo iż wiem, że każdy rozdział miał siedem Wordowych stron to pada tu z moich ust nieme i pretensjonalne pytanie, ale że czego nie ma do tego trzynastki? Bo się wciągnęłam. I nie umiem na razie opisać tego słowami. Sprawiłaś, że mimo dwudniowego i nieustannego deszczu się uśmiecham, a po raz pierwszy od ponad trzech miesięcy czuję radość. Taką szczerą i nieopisaną, że troszeczkę momentami szczypią mnie oczy. To takie piękne, a wręcz wspaniałe uczucie! Ale już dobra – koniec o mnie, więcej o Tobie i tym wszystkim co mnie i Ciebie otacza.
Zakochałam się w ich dialogach. Są fenomenalne i biję Ci z całego serca pokłony, że ktoś to w końcu spisał w taki sposób w jaki tego pragnęłam, bo to jest cudowne. Już nie wspominając ich kłótni i tego jak bardzo wyzywają się od tych najgorszych. Uwielbiam to! Nie sądziłam, że Thomas odważy się tak przed nią otworzyć, że powie jej co się dzieje, co leży mu na sercu i co nie pozwalało mu dotychczas normalnie funkcjonować. Wierzę, że z czasem ona również zrobi to jeżeli chodzi o jego osobę. Ona mu zaufa, kurde, czuję to. Męczy mnie strasznie ta historia z drugą, a w zasadzie tą pierwszą fizjoterapeutką w kadrze Austrii, bo gryzie mnie durne przeczucie czy raczej podejrzenie, że Morgi brał w tym udział, tzn. w tym zamieszaniu, aferze czy czymś. Między nimi już coś się zrodziło, a co jeszcze przed nami – to niezwykle ekscytujące. Od początku wiedziałam, że spędzą razem święta, bo umówmy się, to było do przewidzenia, ale do samego końca byłam przekonana, że będą szlajać się po londyńskich ulicach, które z kolei bardzo kocham i kibicowałam im żeby się udało. No cóż, jest inaczej, ale wciąż pięknie, bo Nelka jest skazana na Thomasa na czas długi i bardzo długi.
W gruncie rzeczy bardzo Cię pozdrawiam i życzę udanych wakacji. Mam nadzieję, że Wen stanie się troszkę mniej oporny i zacznie bez problemu cały czas funkcjonować z Tobą w zgodzie, bo jeżeli nie to go skopie jeżeli tylko dasz mi na niego namiary. Ok, obiecuję, że już kończę. Koniec tych bredni. Dobranoc, ściskam, całuje, jestem, czekam, będę.
Kocham Cię za to wyżej. Za każdy akapit, zdanie czy słowo. Po prostu.
Zaspamuję Ci trochę, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam Cię na mojego nowego bloga:
http://partofyoursoul.blogspot.com/
Mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu, tak samo jak Team Austria ;)
uściski! ;*
zaraz nowości u Michiego i Tynki!
All the emotions, ale to było dobre, aż normalnie podskakiwalam na krześle. lubię jak piszesz! Bardzo.
OdpowiedzUsuńawww!
OdpowiedzUsuńJak ja uwielbiam jak Nelka się kłóci z Morgim. Oboje są siebie warci. Coś podejrzewam, czemu nie chce wracać do Polski, próbuje postawić na swoim, na tym Londynie, bo chce mieć wrażenie, że panuje nad swoim życiem, a tak nie jest.
Ta parasolka!
No i Morgernstern postawił na swoim, lot odwołano. Jak on się o nią troszczy, nosz...! <3
I... czy ja dobrze przeczytałam, że ona chciała go pocałować...? ^^
:* E_A