*
kolejny gryzie pył
och, dlaczego nie mogę okiełznać miłości?
i mogłam pomyśleć, że jesteśmy jednością
chciałam walczyć w tej wojnie bez broni
i chciałam tego, naprawdę chciałam
ale było tak wiele czerwonych flag
teraz kolejny gryzie pył
i bądźmy szczerzy
nie zaufam już nikomu
* * *
-
Plan jest następujący: jedziemy do Stuttgartu, tam łapiemy samolot do Salzburga
i jakoś dostajemy się do Villach. Chyba proste, nie?
Z
łazienki dobiegło mnie znudzone „ehe” Thomasa. Przewróciłam oczami i docisnęłam
ostatnią spakowaną koszulkę skoczka do całej reszty jego ubrań, po czym ledwo
zapięłam walizkę. Westchnęłam i rozejrzałam się po szpitalnej sali, upewniając
się, że wszystko zostało zabrane. To by chyba było na tyle – zarówno z
pakowania, jak i z mojej przygody w Titisee-Neustadt. Teraz muszę iść do
przodu. A przynajmniej w tę samą stronę, w którą idzie Morgenstern. Powiedzmy,
że kiedy on będzie doprowadzał do stanu używalności swój poobijany tyłek, ja
zrobię to samo ze swoim życiem. Brzmi nieźle.
-
Schnell, Morgenstern, schnell! – krzyknęłam, po raz setny upewniając się, że
mam ze sobą wszystkie dokumenty. Dosłownie sekundę później usłyszałam dźwięk
spuszczanej wody i szczęknięcie zamka łazienkowych drzwi, w których po chwili
pojawił się sam Morgenstern jak go malują.
-
To nie jest takie proste – wycedził przez zęby i uniósł swoje kontuzjowane
ręce, prezentując tym samym, jaki to on biedny i nieszczęśliwy.
-
Życie nie jest proste. Masz wszystko?
-
Aha. – Pokiwał głową i obrzucił niechętnym spojrzeniem całe pomieszczenie. W
końcu wypuścił powietrze przez usta, jakby czując wielką ulgę i założył kurtkę.
– Stuttgart mówisz?
Mruknęłam
twierdząco i zarzuciłam na ramię jego ogromną sportową torbę, a w dłoń
chwyciłam rączkę walizki. Thomas skrzywił się z niezadowoleniem, że baba będzie
mu targać bagaże, ale słowem nie pisnął, widząc mój wzrok. Już to ustaliliśmy.
Dostał absolutny zakaz utrudniania mi roboty i unoszenia się jakimkolwiek
męskim honorem. No bo, załóżmy, że go ma.
-
I niby jak tam się dostaniemy? – spytał,
gdy przekroczyliśmy próg szpitala, na który żadne z nas nawet nie chciało
spojrzeć. Najpierw popatrzyłam na niego z litością, co by wiedział, że ma do
czynienia z człowiekiem, który zawsze ma jakiś plan. Dobra, prawie zawsze. A
potem spojrzałam przed siebie i uśmiechnęłam się z zadowoleniem, dostrzegając
znajome auto i opartego o nie mężczyznę. – Kornelia?
-
Pojedziemy z przyjacielem.
*
* *
Ben
obiecał, że będzie grzeczny, a ludzie tacy jak on dotrzymują obietnic. Tak mi
się przynajmniej wydawało, dopóki nie wpakowałam go do jednego auta z
Morgensternem. I o ile Thomas wydawał się całkowicie pogodzony z faktem
zajmowania tylnego siedzenia, tak ja w fotelu obok kierowcy znosiłam
niewyobrażalne katusze. A konkretnie ukradkowe spojrzenia Bena, mówiące jedno: to nie skończy się dobrze. Jasne było
to, że miał na myśli konkretnie postać Thomasa, a nie to, do czego on sam mnie
zachęcał. Ale jego wzrok wcale nie był przepełniony katastroficzną wizją
przyszłości, tylko promieniał z rozbawienia. Słowo daję, pierwszy raz tak
działał mi na nerwy, a jedyne, co mogłam, to odwdzięczyć się własnym
piorunującym spojrzeniem. Modliłam się tylko, by Morgenstern był na tyle głupi,
by nie zwrócił uwagi na naszą niewerbalną wojnę. A zresztą, chyba spał.
-
Udław się wycieraczką – warknęłam cicho, gdy Ben zacisnął usta w wąską kreskę,
powstrzymując tym samym durnowaty uśmiech.
-
Posłuchamy muzyki? – zaproponował i nie czekając, sięgnął do przycisku, by już
po chwili kiwał głową na boki.
-
John Lennon cię nie uratuje, pamiętaj.
-
Zrelaksuj się, weź głęboki wdech i ciesz się muzyką!
Boże,
wysiadam.
-
Czy twoja wścieklizna ma związek z dzisiejszym lotem? – Usłyszałam nad swoim
uchem i poczułam wspierającego się na moim fotelu Thomasa. Obróciłam się nieco
i spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami.
-
Jeszcze przed chwilą spałeś!
-
Nie spałem, oglądałem sobie powieki. To jak?
-
Emmm, odczep się? – fuknęłam i z powrotem usiadłam prosto. Tak zwane efekty
uboczne spędzonej w szpitalu nocy z Morgensternem. Idiota pamiętał naszą małą
„podróż” helikopterem i moje przerażenie. I proszę, wykorzystuje moje małe lęki
przeciwko mnie i jeszcze znalazł sobie sprzymierzeńca w postaci mojego własnego
osobistego kumpla.
-
To co z tymi samolotami? – spytał zaczepnie Ben.
-
Są ogromne na zewnątrz, małe i ciasne w środku, latają dziesięć kilometrów nad
ziemią, w razie usterki nie można z nich wysiąść i są porywane przez
terrorystów, a prawdopodobieństwo, że usiądzie za wami dzieciak z ADHD jest jak
dwa do pięciu! – Nim skończyłam, parsknęli śmiechem. – No co? Taka prawda!
-
W takim razie współczuję ci tego lotu – zaśmiał się taksówkarz.
-
Dziękuję!
-
Mówiłem do twojego nowego kolegi.
-
Och.
Niewiarygodne.
Przez następną godzinę nie istniałam. Był tylko Ben, Thomas, piłka nożna,
wyścigi i od czasu do czasu mały uszczypliwy pojazd po mnie, bo czemu nie? Nie
mogłam wysiedzieć w tym cholernym fotelu, z rozpaczą patrząc na tablice
informujące, że do Stuttgartu zostało jeszcze sto kilometrów. Nawet radia nie
mogłam spokojnie posłuchać, bo zagłuszała je głośna analiza ostatniego meczu
Barcelony z Madrytem, a każda próba podgłośnienia kończyła się tym, że
dostawałam po łapie. I to było bardzo nie fair.
Dopiero,
gdy znaleźliśmy się w okolicach Stuttgartu panowie przypomnieli sobie o mojej
obecności. Prawdopodobnie za sprawą mojego wiercenia się w fotelu wywoływanego
zbliżającym się lotem. I chyba zaczynało mi być smutno z powodu Bena i tego, że
musiałam go zostawić.
-
Powinnam być na ciebie zła za te wszystkie spojrzenia i uśmiechy, ale chyba nie
umiem – mruknęłam cicho, gdy staliśmy już w hali lotniska. Ben roześmiał się, a
mnie aż ścisnęło, bo nie wiadomo, kiedy miałam po raz kolejny usłyszeć jego
śmiech, czy w ogóle móc stanąć naprzeciw niego i udawać po raz kolejny, że
wszystko gra. Nie, nie gra, bo muszę zostawić swoją bratnią duszę w pieprzonych
Niemczech. A to przecież on jako-tako poskładał mnie do kupy i pomógł stawiać
kolejne kroki. A co jeśli bez jego osoby obok sobie nie poradzę?
-
Oczywiście, że nie umiesz. Gniewać się na mnie? Niewykonalne. – Uśmiechnął się
rozbrajająco i jednym ruchem głowy, odrzucił opadające na oczy włosy.
-
Ben, jeśli w wieku trzydziestu lat nie będę miała męża, to przyjadę do ciebie,
a wtedy ty się ze mną ożenisz i wtedy będziesz mógł już do końca być takim
kochanym draniem, okej?
-
Kochanie, nie rób mi nadziei, bo konkurencja nie śpi – odparł i spojrzał gdzieś
ponad moje ramię; gdzieś, gdzie zapewne dostrzegł kręcącego się Morgensterna. –
Wydaje się być całkiem w porządku.
-
Ben… - westchnęłam zmęczona. – Ja jadę do pracy, będę wykonywać swoją robotę i
będę to robić profesjonalnie, wiesz?
-
Mhm.
-
A poza tym to on mnie strasznie wkurza, więc daj mi spokój.
-
Nie bądź niemądra, tylko sobie z ciebie żartuję. – I na potwierdzenie swoich
słów, wbił palec w mój bok. – Misiowaty uścisk na pożegnanie?
Nie
trzeba mi było dwa razy powtarzać, by zatonąć w ramionach Benjamina i po prostu
odpłynąć. Dał mi tyle poczucia pewności i bezpieczeństwa w Titisee, że przez
długi czas nie chciałam i nie potrafiłam go puścić. Musiałam naładować swoją wewnętrzną
siłę na dalszą drogę i chyba tylko Ben mógł mi ją zapewnić w wystarczających
ilościach.
-
Będę za tobą potwornie tęsknić.
-
Dasz sobie radę ze wszystkim. Tylko po prostu chciej i już nigdy więcej od
niczego nie uciekaj, dobra?
Westchnęłam
głęboko, nie potrafiąc mu cokolwiek obiecać. Bo przecież jak mi się noga
powinie, to już do końca będzie prześladować mnie twarz Bena. I co ja wtedy
zrobię?
-
Zobaczę, co da się zrobić.
-
Okej, to już coś – powiedział, po czym odsunął mnie od siebie i potarł dłońmi
moje przedramiona. – Hej, wierzę w ciebie – dodał i dał mi pstryczka w nos.
-
Tak, jestem dużą dziewczynką, a duże dziewczynki nie płaczą, tylko kopią tyłki,
wiem – wyrecytowałam, na co oboje parsknęliśmy śmiechem.
-
To co to za szklanki w oczach?
-
Szlag… - Zacisnęłam zęby, czując pieczenie pod powiekami i wciąż się
uśmiechając, odwróciłam głowę w drugą stronę. Spojrzałam na Morgensterna, który
lekko zakłopotany obrócił się i wlepił wzrok w stojące na płycie lotniska
samoloty. – Obiecałam sobie: żadnych łzawych pożegnań.
-
Bądź mężczyzną… - Chciał coś jeszcze dodać, ale przerwał mu komunikat o
odprawie naszego samolotu. Stłumiłam bolesne jęknięcie na samą myśl o
wpakowaniu się do metalowej puszki, ale nim zdążyłam o tym powtórnie pomyśleć,
Ben znów ściskał mnie w swoich ramionach i szeptał słowa pożegnania. – Zmykaj.
I nie bój nic.
-
Dzięki. Za wszystko.
Jeszcze
długo oglądałam się przez ramię w stronę Bena, niepewnie krocząc obok
Morgensterna. Nerwowo zaciskałam palce na pasku torby, gdy jakiś chudy
chłopaczek sprawdzał mój dowód i kartę pokładową. Obawa cały czas rosła i po
raz kolejny nie mogłam nad nią zapanować. Ben umiał mi pomóc. Ale Ben zniknął,
gdy tylko ciężkie metalowe drzwi zamknęły się tuż za plecami Thomasa.
* * *
i nie będę spać w nocy
tak, bądźmy szczerzy, nie zmrużę oka
ale wiem, że mogę przetrwać
przejdę przez ogień, aby ocalić swoje życie
i pragnę tego, pragnę mojego życia tak bardzo
robię wszystko, co w mojej mocy
* * *
Głęboki
wdech i jeszcze głębszy wydech. Samoloty nie spadają. Tylko czasami, ale bardzo
rzadko. Wszystko będzie dobrze. To tylko godzina lotu. Przecież to nic w
porównaniu z podróżami do Kanady, czy Japonii.
-
Spoko, samoloty to najbezpieczniejszy środek lokomocji.
Spojrzałam
na siedzącego po mojej lewej Morgensterna, który próbował wykrzywić usta w
pokrzepiającym uśmiechu. Marnie mu to szło. Przymknęłam powieki i oparłam głowę
o zagłówek, modląc się po cichu, aby było już po wszystkim.
-
Mam ci jakoś pomóc? Powachlować ci? Poprosić o wodę? Bo w trzymaniu za rękę
jestem słaby.
-
Po prostu bądź cicho, staram się uspokoić – poprosiłam cichym głosem, próbując
ustabilizować swój przyspieszony oddech.
-
A wiesz, że gdybyś zajęła się rozmową Z KIMŚ, to nie myślałabyś w ogóle o
locie?
-
Wiem, że jak zaraz się nie zamkniesz, to osobiście dopilnuję, byś całą podróż
spędził w luku bagażowym.
Sapnął
pod nosem z niezadowolenia, ale nic już nie powiedział. Za to ja coraz mocniej
odczuwałam napięcie związane z rychłym startem i nijak nie umiałam zapanować
nad drżącymi rękoma i przeczuciem, że stanie się coś złego. Mogłam to
zbagatelizować, bo miałam je przy każdym z blisko setki lotów, jakie odbyłam w
swoim życiu, ale przecież nigdy nic nie wiadomo.
-
Jezu Chryste, spadamy! – na wpół krzyknęłam, gdy poczułam mocne szarpnięcie. A
potem usłyszałam zduszone parsknięcie śmiechem.
-
Nie, cykorze, samolot zaczyna kołować.
Zacisnęłam
mocno wargi i jeszcze mocniej pięści w razie, gdyby znów próbował być taki
mądry, a mi by to przeszkadzało. Czyli szansa na obicie Morgensterna jest dosyć
wysoka.
-
Posłuchaj, nic się nie stanie – zaczął jak najbardziej przekonującym tonem. -
Dolecimy spokojnie do Salzburga w jednym kawałku. Na pokładzie jest tylko kilka
osób i nie ma wśród nich żadnego Araba z bombą. I spójrz… Nikt za tobą nie
siedzi. Nie ma żadnego nadpobudliwego dzieciaka, który zakłóciłby ci drzemkę. A
jak ci tak ciężko zasnąć, to tam siedzi całkiem fajny koleś, na którego sobie
możesz popatrzeć. Oczywiście, wiesz, zawsze obok jestem ja, no ale z tym
rozwalonym ryjem nie bardzo spełniałbym się w roli tajemniczego przystojniaka z
samolotu. Tak że ten, ja dalej będę kaleką z rozwiązanymi sznurówkami, a ty
umilaj sobie podróż jak chcesz – zakończył i nasunął na uszy swoje ogromne
słuchawki. – I zasłoń sobie okno, na litość Pointnera, nie patrz na silnik!
Pochylił
się nade mną, pociągnął za sznurek rolety i zasłonił nią okno, a sam wtopił się
w swoje siedzenie i skupił na głośnej muzyce. Przez chwilę siedziałam bez
ruchu, nawet nie zwracając uwagi na fakt, że maszyna powoli wzbija się w
powietrze. Czułam się trochę przetrącana przez to, jaki przez chwilę był…
opiekuńczy? Czy może przejęty moją małą fobią? Zwał jak zwał, próbował odwrócić
moją uwagę od tego całego strachu, a przy okazji ładnie pachniał.
Nie
no, ludzie, ciśnienie spadło, zaczynam pieprzyć od rzeczy.
Trzęsłam
się jak galareta na Boże Narodzenie, gdy samolot wzbił się na odpowiednią
wysokość. Odpięłam pasy i wytarłam spocone dłonie o spodnie, rozglądając się po
pokładzie. Nie, w ogóle nie szukałam tego ‘całkiem fajnego kolesia’. Jak się
okazało, wcale nie był taki fajny, Morgenstern musi zmienić swój gust co do
mężczyzn.
Opadłam
z powrotem na fotel i nim zdążyłam zapanować nad własną rękę, ona już
spoczywała na łokciu Thomasa. W moich oczach musiało być tyle przerażenia, co w
jego zdziwienia, ale mimo to udało mi się znaleźć na tyle opanowania, by szybko
cofnąć dłoń. Oblizałam spierzchnięte usta i uciekłam wzrokiem gdzieś w fotel
przed nim.
-
To… O czym chcesz pogadać?
Uśmiechnął
się. Nawet ładnie, choć przypominam, że moje postrzeganie otoczenia na
wysokości kilku tysięcy metrów jest nieco zakrzywione. Odwzajemniłam ten gest trochę
nerwowo, ale jak okazało się już niejednokrotnie, on wiedział jak wybrnąć z
tego typu sytuacji.
-
Może o twoim przystojnym przyjacielu, co? – wystrzelił, na co prawie
zakrztusiłam się śliną.
-
Czy ty masz jakiś dziki pociąg do facetów?
- O nie, moja droga, sto procent
hetero. Co nie zmienia faktu, że ten cały Ben nie jest ci obojętny. – Uśmiechnął się tak, jak przez całą drogę
uśmiechał się do mnie Ben i porozumiewawczo puścił oczko.
No
zmówili się jeden na drugiego!
-
Bo nie jest, ale pod względem bardzo koleżeńskim! – Chyba swoim krzykiem
zaczynam samą siebie pogrążać. – Hej, on bardzo mi pomógł, okej? Taka… silnie
pokrewna dusza… - dodałam ciszej, naciągając rękawy swetra na dłonie.
-
A Stoch? – zapytał, a widząc mój pytający wzrok, szybko dodał: - Ciągle
widziałem was razem w Titisee. Wyglądało na to, że całkiem nieźle się
dogadujecie.
-
Tak to bywa, gdy znasz kogoś prawie osiem lat, z czego półtora roku spędziłeś z
nim pod jednym dachem. Poznaliśmy się w Turynie podczas igrzysk, a dwa lata
później mieszkaliśmy razem na studiach, dopóki się nie ożenił. To mój
przyjaciel. Prawie brat. W sumie trochę taki bliźniak, tylko starszy o dwa
lata. No nieważne.
Thomas
zmrużył oczy i przez chwilę nad czymś się zastanawiał. Aż w końcu się odezwał,
a ja po raz kolejny miałam ochotę palnąć sobie w czoło.
-
Co robiłaś w Turynie na igrzyskach?
Chryste.
-
Byłam – odpowiedziałam pospiesznie, na co mruknął powątpiewająco.
-
Też tam byłem.
-
Jeśli próbujesz na mnie wymusić opóźnione o prawie osiem lat gratulacje za
zdobycie złotego medalu, to nawet na to nie licz.
-
Czyżbyś interesowała się przebiegiem mojej kariery?
-
Chciałbyś – prychnęłam. Co miałam powiedzieć? Że byłam na konkursie skoków w
Turynie? Ba! W Vancouver też? Jeszcze mi brakowało, aby wzbudzać jakieś
podejrzenia w tym ćwoku. – Po prostu liczyłam na złoto Małysza, ale jakiś
austriacki wymoczek wszedł mu w paradę. No i masz. – Zmierzyłam go fałszywie
pogardliwym spojrzeniem, ale zaraz roześmiałam się, gdy wymierzył mi kuksańca z
łokcia.
-
Sama jesteś wymoczkiem – prychnął i uśmiechnął się triumfalnie. – Czyli mogłem
spotkać cię wcześniej?
Wzruszyłam
ramionami, w głowie mając jedno: spotkałeś.
Po konkursie olimpijskim na dużej skoczni w Whistler, na parkingu za obiektem,
gdy czekałam z Kamilem na busa polskich skoczków. Podszedł do Małysza,
pogratulował mu, uścisnął rękę Stochowi, Huli i Miętusowi. Obrzucił mnie
przelotnym spojrzeniem i tylko pomachał ręką, jakby samemu nie rozumiejąc tego
gestu, po czym uciekł świętować medal Schlierenzauera.
-
Całe szczęście do tego nie doszło.
-
Ale teraz będziemy mogli nadrobić stracony czas. – Kilkukrotnie uniósł brwi,
robiąc przy tym minę jak mój młodszy braciszek, gdy planował coś diabolicznie
złego. Zapłakałam w duchu, powtarzając słowa Bena: to nie skończy się dobrze.
Po
raz kolejny czułam, że wpakowałam się w jakieś jedno wielkie gówno. I choć
Morgenstern momentami był naprawdę denerwujący, to jednocześnie miał w sobie
coś, co nie pozwalało mi go nie lubić. Bo jakby nie patrzeć nie miałam do tego
powodu, ale wciąż czegoś się bałam. Nie wiem, to nie musiało mieć związku z
nim. Thomas wydaje się być zbyt dobry, zbyt miły by mógł zrobić cokolwiek, co
mogłoby zakończyć całą tę sprawę katastrofą. To chyba wciąż siedzi we mnie.
Choć zaczynam coś nowego, coś, co może pozwolić mi zapomnieć o wszystkim tym,
co zostawiłam w Polsce, to z drugiej strony czuję ogromny żal i wyrzuty
sumienia. Po trzech miesiącach, gdy w końcu znalazłam się w położeniu, które ma
zapewnić mi nowy początek, zaczynam czuć irracjonalny smutek związany z
zakończeniem tamtej części mojego życia. Tak, jakbym tego chciała, ale
jednocześnie nie. Bez sensu, ale to jest silniejsze ode mnie.
-
Hej, chcesz usłyszeć dobrą wiadomość? – Głos Morgensterna wyrwał mnie z
zamyślenia. Obracając głowę w lewo natknęłam się na szeroki uśmiech skoczka,
który sięgał po swój pas. – Zaraz lądujemy. I widzisz? Nie musiałaś się bać. Nic
się nie stało. Wszystko skończyło się dobrze.
W porządku.
Przestanę się bać. Wszystko skończy się dobrze.
* * *
cóż, mam grubą skórę i elastyczne serce
ale twoje ostrze może być zbyt ostre
jestem jak gumka, dopóki nie pociągniesz zbyt mocno
tak, mogę pęknąć i szybko poruszyć
lecz nie zobaczysz mnie w kawałkach
bo mam elastyczne serce
*
*
Żyję. I wracam.
Przepraszam, że po tak długim czasie
pojawiam się z taką marną przejściówką. Zdecydowanie zasługujecie na coś o
wiele lepszego. O ile komuś to całe czekanie się nie znudziło.
Ale teraz będzie już tylko lepiej.
a będą częściej rozdziały? proszę proszę proszę ;)
OdpowiedzUsuńMarta
Mam już wakacje, więc tak. ;) Wszystko jeszcze zależy od tego, czy wen będzie kapryśny.
Usuńczyżbyś była maturzystką?
Usuńu mnie dopiero się zaczyna.... niedługo sesja :D
serdeczne pozdrowienia dla Pana wena ;D
Marta
Yep, dlatego miałam taką przerwę.
UsuńWspółczuję, ale życzę powodzenia. :)
Wen dziękuję!
Kornelia wszystkie znamy ten ból, gdy spykną się jacyś ludzie i zaczynają gadać o czymś na okrągło nie zwracając nawet na ciebie uwagę, a jeśli już to tylko, żeby się z ciebie pośmiać. Ben z Thomasem są takim idealnym przykładem mojej rodzinki z kochanych family party hard nic dodać nic ująć podobni, jak dwie krople wody :D
OdpowiedzUsuńI właśnie się zaczęłam zastanawiać, czy tylko ja i nie mam obiekcji wobec żadnego z środków transportu? Nigdy nie miałam choroby lokomocyjnej, ani morskiej, rower to kiedyś było moje życie i praktycznie się z nim nie rozstawałam, nawet do szkoły nim jeździłam i myślę, że nawet samolot nie byłby taki straszny. Dlatego za każdym razem zastanawiam się, dlaczego ludzie tak się tego boją? Kornelia wytłumaczysz mi?
A i muszę powiedzieć, że Thomas był kochany, jak się tak w samolocie przejął Korniszonkiem i jego lękiem, w ogóle był jakiś taki rozbrajająco uroczy z tymi swoimi kontuzjowanymi rękoma i małymi problemami w łazience :D
weny kochana :*
[te-dni-odeszly]
Oj, wszystko cudnie, tylko brakowało mi Polaków :D Wiem, że tutaj będzie więcej Thomasa i trudno, jakoś przeżyję. No ale, żeby nie było ani fragmentu, ani fragmenciku o naszych wariatach?
OdpowiedzUsuńNo i nadzieja w tym, że Thomasa szybko wróci. W Engalbergu go nie będzie, ale na TCS tak :) Ale aż strach co będzie dalej. Na razie nie myślę.
O, nie! Przypomniałam sobie, że na początku TCS i tak nie było Kubackiego. Buuuuuuu. Tyle trzeba będzie czekać, by Dejv wrócił.
UsuńAle jak już wróci... To na dobre. :D
UsuńNo :) Dobrze, że się więcej nie dał wygryźć xD
UsuńO jeju, Emma, nie wiesz jak czekałam na nowość u Ciebie! Wprawdzie czasu mam niewiele, bo czerwiec już niedługo, a tym samym najcięższy czas, ale tutaj muszę skomentować.
OdpowiedzUsuńNajpierw mój ulubiony fragment z tego rozdziału- "Teraz muszę iść do przodu. A przynajmniej w tę samą stronę, w którą idzie Morgenstern"- w ogóle uwielbiam relacje Kornelia-Thomas. Coś na pograniczu wzajemnej tolerancji i sympatii. Morgenstern jest tutaj sympatyczny, trochę przez swoją nieporadność i to, że mimo wszystko to on opiekuję się Kornelią. I to od niego zależy, w którą stronę pójdzie jej życie ;)
Jak spotkają się dwaj faceci, to nie ma zmiłuj. Nie istniejesz, no chyba, że znasz się na piłce i wszystkim, o czym gadają. A zresztą, nawet jeśli się znasz, to uparcie cię ignorują, żeby przypadkiem nie wyszło, że wiesz coś lepiej od nich. Będzie mi tu brakować Bena, bo był takim dobrym duchem. Wnosił i humor i cenne rady przy okazji.
I coś mi się wydaje, że perypetie Thomasa i Korneli jeszcze nie raz poprawią mi humor. Po prostu ich dwójka razem to świetne dialogi i sytuacje, co dowodzi Twoich zdolności.
Już nie mogę się doczekać następnego, więc korzystaj z wakacji, poproś wena o szczodrość i pisz, pisz, pisz :)
Buziaczki :*
Wen jest kapryśny, ale na razie trochę mi pomaga. Zobaczymy, co będzie dalej. :D
UsuńŚciskam!
Dobra, w końcu muszę się zebrać i coś napisać, a przyznam, że zwlekam z tym komentarzem już chyba 3 dzień. Weny brak, więc będę nudzić.
OdpowiedzUsuńTrudno.
A więc...
Kocham twoje opowiadania całym serduchem i największym na świecie, możliwym uczuciem, jakie można obdarzyć w ogóle opowiadanie ;)
Więc się kurde pytam. Dlaczego ty mi to robisz?!
Dlaczego, przez miesiąc nie wstawiałaś żadnego opowiadania? :(
Otwieram sobie twojego bloga i tępo się gapię w monitor bo nowego rozdziału brak. A potem mi głupie myśli chodzą po głowie... np. że postawiłaś sobie odpuścić pisanie, albo coś.
(a tego bym nie przeżyła. Gdybyś wywinęła taki numer, to sama bym swoje opowiadania ( które co prawda trzymam w uryciu) uśmierciła. A co tam. Skoro ty potrafisz przestać pisać, to ja też :)) A jesteś jedną z niewielu moich motywacji i inspiracji do pisania, więc wiesz ;) Jakieś zobowiązania są, nie? ;p Nie żebym Cię zmuszała, ale jakby się zdrowo w to głębić, to twoja wina, że jesteś taka świetna :D
I opowiadanie też jest świetne. Gdybym stworzyła listę ulubionych opowiadań, stało by ono na 1. miejscu.
A co samej 8...
No boska, po prostu boska.
"Marna przejściówka"?! A chcesz zobaczyć moje wypociny? ;)
Jeśli TAK piszesz, kiedy nie masz weny to ... tylko pozostaje pogratulować, bo jak na stan nie-wenowy , to jest znakomicie :)
Kubiakowa wymiata. Jak przy każdym rozdziale wiłam się ze śmiechu, a rodzina się pytała, co ja tak się szczerzę do tego komputera ;D
Dialogi Kornelia-Thomas, po prostu cud miód malina i jeszcze orzeszki, bo to jest na prawdę.... pyszne i smaczne ;)
Na miejscu Korniszona też pewnie miałabym lekkiego cykora odnośnie tej pracy i ogólnie swojego dalszego życia, ale przecież do odważnych świat należy, a Kornelia odważna jest, więc wszystko przed nią stoi otworem.
Co do samego Thomasa...czy ja już wspominałam, jak ja go kocham w tym opowiadaniu? :D
Jest taki opiekuńczy, miły, zabawny... no ideał :D
Tylko czekać, aż Kornela się w nim zakocha. O ile już się nie zakochała ;) W końcu z jakiegoś powodu to ona go pakowała, nie? :D
Będzie brakować mi Bena, mam nadzieję, że w przyszłych rozdziałach będę chociaż rozmowy telefoniczne, czy coś.
Ach, no i jeszcze jedno.
Ten Korneliowy lęk przed lataniem, rozwala mnie na łopatki ;)
Pozdrawiam i życzę, aby Twoja wena się w końcu zabrała do pracy. I bardzo, ale to bardzo, bardzo proszę o nowy rozdział.
A ja teraz siedzę i szczerzę się do monitora, jakby mi wieszak w usta wsadzili. No bo... No bo argh, nie wiem aż co napisać, więc napiszę, że mam ochotę Cię uściskać. Aż chce się pisać, gdy czyta się takie cudowne słowa. :)
UsuńPrzez ostatni miesiąc nie było rozdziału, bo czekała mnie matura, do której musiała się jako-tako przygotować. Palce mnie swędziały od chęci pisania, ale musiałam się skupić na nauce. Ale teraz mogę śmiało powiedzieć - MAM WAKACJE, czyli ogrom wolnego czasu, który planuję w jakimś tam procencie przeznaczyć na pisanie. :D
Odpowiadając na pytanie, czy chcę zobaczyć Twoje wypociny, mówię: Tak, chcę! I wiem, że Ty też chcesz je pokazać, więc śmiało! Ja z chęcią poczytam :D
Bardzo Ci dziękuję za cudowny komentarz i bardzo mocno Cię ściskam! <3
Przeczytałam tytuł rozdziału i skojarzyło mi się to z piosenką z High School Musical, a teraz ona nie może mi wyjść z głowy. Pomińmy, że Efron wyglądał tam ciapowato, a ja się nim jarałam, minęło parę lat i... dalej się nim jaram. Ale teraz są ku temu powody. No nieważne, bo odbiegłam troszkę od tematu.
OdpowiedzUsuńPrzejściówka przejściówką, ale takie rozdziały są potrzebne, tak czy siak - rozdział lekki, po raz kolejny ukazujący jakiż to Morgi potrafi być zabawny. Poza tym - błagam, czy przejściówka czy nie to i tak jest świetnie. I cieszę się, że relacja Kornelii i Thomasa się rozwija, chociaż ja tu liczę na jakieś zawiłości, trójkąt może? Trójkąt to bardzo fajna figura geometryczna. Nie no, co ja plotę?
Szkoda, że Bena zabraknie. Przydałby mi się ktoś taki osobnik płci przeciwnej u boku, denerwujący a zarazem jest kimś, kto mógłby woził taksówką po Niemczech.
I ja tu czekam na naszych Polaków ukochanych i Dejviego. Bo Dejvi jest fajny i nosi czapki w kolorze mannerowej miłości.
W każdym razie - wiesz, że ja kocham to opowiadanie od pierwszego rozdziału i nie mogłam się doczekać na nowość, ale wiadomo jak to było, więc teraz ci życzę dużo weny. :*
PS. Moje komentarze nigdy nie będą takie świetne jak twoje, składam ci pokłony, Walter!
Bardzo klimatyczne kolorki. Wszystko nadrobione. Zostaję tu bo mi się to wszystko bardzo podoba.
OdpowiedzUsuńWłaściwie to mogę powiedzieć nieco więcej. Skoki były w życiu gdzieś tam zawsze, Z brzydkim Shmittem i Svenem zwanym przez moją babcię Łabądkiem (autentyk kibicowała Hannavaldowi bardziej niż Małyszowi) i wciąż pamiętam moją wściekłość jak kiedyś tam Sven za skok dostał te 4 20stki. Jednakże do rzeczy. Szkoda trochę że Bena zabraknie zdążyłam przywyknąć że jest i że dużo wie. Bardzo mi się podoba ta lekkość którą czuję czytając wszelkie dialogi. Zabawność Kubackiego i absolutną rozbrajalność Morgensterna też. Dialogi chłopaków na konkursach. Pięknie jest. Wiem, ten komentarz jest okrutnie chaotyczny ale mam nadzieję że zrozumiały
UsuńJestem, bo tak jakby mnie nie było, nie wiem czy wrócę, ale jestem ze swoim marnym wsparciem.
OdpowiedzUsuńPierwsze co przeszło mi przez myśl, kiedy Morgenstern wyszedł z toalety i powiedział, że to nie jest takie proste, to, że pewnie chciałby już dziad, żeby może mu przy rozporku pomagać, ale to tylko Ja i moje skojarzenia. Norma.
I wtedy pojawił się Ben i moje życie z powrotem odzyskało sens! Zaczęłam tańczyć Macarene, a później wróciłam czytać rozdział, bo kurczę Ben = niebo, radość, słońce, mądrości ludowe. A ten brak empatii, a zwykłe ‘ Mówiłem do twojego kolegi’ to były w iście benowski stylu! I te uśmieszki i słowne spojrzenia, aj Ben, Ben, przecież jak nic stanęły mi przed oczyma jego słowa, że Kornelia może nie znalazła się tutaj przypadkiem i w ogóle! Czy ktoś pomyślał o tym samym? W każdym razie musiał coś głupiego rzucić w kontekście Morgensterna. „konkurencja nie śpi’ Ben, stary, ty sprawdź słowo konkurencja w słowniku! :D Och i to pożegnanie ze szklankami w oczach, moich w sumie też, bo ... Bena już nie będzie? Nie, nie, nie. Nie dopuszczam do siebie tej myśli. Zaiste powtarzałam sobie : ‘Bądź mężczyzną!’ Ach, nie potrafię. < Przerwa na fontannę łez > Ehm. Więc ja sobie teraz też zapamiętam jego słowa, żeby nasza Kornelia już od niczego nie uciekała i wypomnę jej to przy pierwszej okazji. No dobra od samolotu, którego nienawidzi nie uciekła, ale co się odwlecze to nie uciecze. Jak ona to strasznie przeżywała, o Boże, jeszcze w takiej desperacji być by Thomasa ze strachu dotykać? Swoją drogą jak się chłopak, który rzekomo nie ma dzikiego ( haha leżę xD ) pociągu do facetów, dopytuje o Bena, o Stocha ... normalnie gorzej niż w W 11. Dosłownie, bo widzicie wszyscy, taki bystry chłopczyna, że Tyrun wychaczył. Tsaa, jakiś strajtek sobie ganiał ze złotym medalem, a nasz Adaś? Hę. Chyba wtedy, od wtedy nienawidziłam Austrii, Morgensterna i wszystkich ich po kolei. No dobra, zmieniłam się nieco, staram się być miłosierna i codziennie modlę się, żeby w następnym sezonie Thomas i Gregor skakali. Chcę zobaczyć jak ten drugi znowu przegrywa sezon ( złowieszczy śmiech )
Wracając do sprawy Uuuuu nieee, bystry to koleś jednak nie jesteś, bo nie pamiętasz Kornelii, no dobra, wiem, nie oszukujmy się niemal co konkurs widzisz tyle ludzi ile ja sobie w życiu nie pooglądam. Okej. Ale oczywiście dla naszego połamańca stracony czas trzeba nadrobić i ha! Znowu mądrość Bena, że nie będzie z tego nic dobrego, oj nie. Ale na razie wylądowaliśmy, więc jest dobrze! :D
I kocham Ciebie, to opowiadanie i kurczę oddaj mi to wszystko co masz kiedy piszesz, plisssss!
Wygląd bloga *.* <3
Jedno zasadnicze pytanie: CO TO ZNACZY, ŻE NIE WIESZ CZY WRÓCISZ I CZY CIEBIE KOT OPUŚCIŁ, ŻEBY TAKIE RZECZY WYGADYWAĆ?!
UsuńPS. Twoje marne wsparcie jest cholernie cenne i mi straszliwie potrzebne. Czaisz bazę?
Wiesz takie życie, sytuacja, klimat...
UsuńCzaję słońce ; )
Nie rób mi tak. Nie rób, bo serce mnie boli. I nie tylko mnie.
UsuńOjej, a mi smutno, bo kocham Bena. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się pojawi :) No a co do latania samolotem, to przecież nie jest straszne. Ja na przykład nie mogę się już doczekać aż znowu wsiądę do samolotu i polecę na (prawie) koniec Europy xD
OdpowiedzUsuńNo ale żeby nie było, to Thomasa też kocham. Jest taki trochę irytujący, ale nieważne. Brakuje mi w rozdziale polaków i reszty skoczkowego świata, dlatego czekam na kolejny :*
Pozdrawiam :)
Nawet nie wiesz jak to miło zrelaksować się przy Twoim opowiadaniu między jednymi a drugimi praktykami terenowymi :) Cieszę się, że jesteś już po maturze i mam nadzieję, że wen nie będzie kaprysił, bo w przyszłym tygodniu mam kolejną serię terenówek i miło byłoby poznać dalsze losy Kornelki i Thomasa ;))
OdpowiedzUsuńAch, ten Ben. Lekarstwo i sposób na wszystko. Kornela jest prawdziwą szczęściarą, że trafiła na swojej drodze na niego. No bo jak tu się dostać do Stuttgartu? Oczywiście, że z przyjacielem ;).
Heh.. Podróż samochodem na początku rozpoczęła się niewinnie. Niby Ben fachowym okiem przejrzał już swoich pasażerów, uświadomił w tym przyjaciółkę, może nawet pobawił się w jasnowidztwo, ale to co działo się potem to czapki z głów dla Kornelii, że wytrzymała w tym aucie, nie nacisnęła ręcznego i nie uciekła gdzie pieprz rośnie :P. Gdy się zejdzie facet z facetem to kobieta zostaje jednak odstawiona na dalszy, ostatni plan ;).
Ben.. Ja też za Tobą płacze, ale po cichutku wierzę, że jeszcze kiedyś uratujesz Kornelii tyłek, przyjdziesz w odpowiednim momencie z dobrą radą, kiedy znowu znajdzie się na życiowym zakręcie, nie będzie wiedziała co ze sobą zrobić i wtedy kiedy najzwyczajniej w świecie znowu będzie chciała uciec.
Teraz chcąc nie chcą (chyba bardziej chcąc skoro się sama na to zdecydowała) musi kroczyć thomasą drogą i jestem ciekawa, co jej to przyniesie, jakie niespodziewane zwroty akcji będą na nią czekać w tej Austrii i na ile spełnią się słowa Bena. Póki co uwielbiam relację jaka tworzy się między naszymi bohaterami. Podoba mi się to, że w jakiś sposób ich do siebie ciągnie, że potrafią znaleźć nić porozumienia i że czasem powiedzą sobie coś uszczypliwego. To dodaje tylko smaczku ;). Morgenstern zrobił już wywiad, ciekawe tylko po co mu to. Przynajmniej wie, że o Bena i Stocha może być spokojny, to żadna konkurencja :D. Chociaż nie.. On za fizjoterapeutkami się nie ogląda, dwa razy do tej samej rzeki się przecież nie wchodzi i Kornela to tylko koleżanka z pracy.. Taaa.. Ale wspólna praca łączy jednak ludzi ;). Szkoda, że jej nie kojarzy w Whistler, ale może przypomni sobie z przeszłości jakiś fakt, że jednak kiedyś ją widział i to w trochę innych okolicznościach? Albo ona przez przypadek się wygada, że coś w przeszłości miało jednak miejsce? Że wlazła w niego kiedy szedł z podniesioną głową, gdy wygrał TCS w 2011 roku?:P
Nie mogę się doczekać ich dwutygodniowej rehabilitacji ;).
"Kochanie, nie rób mi nadziei, bo konkurencja nie śpi – odparł i spojrzał gdzieś ponad moje ramię; gdzieś, gdzie zapewne dostrzegł kręcącego się Morgensterna. – Wydaje się być całkiem w porządku." błogosławieństwo Bena wygrało wszystko :D>
Do następnego i wybacz, że dziś krótko, a przynajmniej takie mam odczucie, że nie napisałam wszystkiego, ale natłok zajęć ogranicza mnie czasowo i to bardzo :(.
Buziaki i do następnego! ;*
AAAA...
OdpowiedzUsuńBEN <3
Chcę mieć takiego Bena, za którego mogę wyjść za mąż jak do 30stki nie znajdę faceta. Chcę. Na cito.
(fangirlinguję taksówkarza, okej? Niemieckiego taksówkarza)
Morgi taki opiekuńczy aww...!
I... czy ja dobrze kminię, że ona sobie na tych IO startowała? Czy coś?