*
dziś jestem tylko kroplą wody
i spadam w dół zbocza
przyjdź jutro, będę w oceanie
wzrosnę wraz z porannym przypływem
* * *
Po
pierwsze, to ja nie rozumiem, dlaczego Kamil tak nagle wparował do mojego
pokoju, oznajmiając, że koniecznie muszę polecieć z nim do sklepu po Mannery
dla Dawida. Co gorsza, jego „polecieć” miało dosłowne znaczenie, więc nie
czekając na moją zgodę po prostu wziął mnie na plecy i teleportował nas na
skocznię w Titisee. I ja się darłam, wierzgałam nogami i rzucałam w niego
łaciną podwórkową, bo przecież przez swój lęk wysokości nawet na pierwszym
piętrze mieszkam. A on tak po prostu odepchnął się od belki i już po chwili
sobie lecieliśmy, tak o. Gdzieś pomiędzy jednym nazwaniem Kamila skretyniałym
gadem, a zbluzganiem go od góry do dołu, nad nami przeleciał Piotrek, a po
prawej śmignął… Walter Hofer?
-
*Erwachst, Kornelia…
A
po drugie, to z rana nie powinno mówić się do mnie po niemiecku. Ja wtedy nawet
polskiego nie ogarniam.
Zamruczałam
z niezadowolenia, gdy coś szturchnęło mnie raz i drugi w kolano. Wcisnęłam nos
pod okrywający mnie materiał i próbowałam na powrót przylepić się do snu, bo
musiałam wiedzieć, czy Dawid dostanie te swoje Mannery, czy nie. Dopiero po
kilku sekundach zorientowałam się, że coś nie gra, a gdy zdałam sobie sprawę,
co to było, automatycznie otrzeźwiałam.
Ostrożnie
otworzyłam jedno oko i zerknęłam ponad bluzę, którą byłam okryta i ujrzałam, no
cóż, Morgensterna.
-
Dzień dobry. - Siedział na łóżku, dyndając nogami ponad podłogą, a jego
poharatana wczorajszym upadkiem twarz wydała się być bardziej jak rozbawiona. –
Śpiewasz przez sen – oznajmił, mrużąc oczy w zastanowieniu. – Bitelsów. Chyba.
Boże
kochany, przecież to niemożliwe, żebym… a jednak?
-
Szlag!
Poderwałam
się na równe nogi, robiąc przy tym o wiele więcej zamieszania, niż to wymagało.
Błyskawicznie wciągnęłam na siebie bluzę, chowając poranną szopę pod kapturem.
Jeszcze chwyciłam za torbę i rozpoczęłam nerwowe poszukiwanie klucza od
hotelowego pokoju. Najgorsze było to, że przez cały ten czas czułam na sobie
wesołe spojrzenie Morgensterna. Nawet nie śmiałam na niego popatrzeć. Nie
wtedy, gdy czułam się całkowicie ośmieszona i obdarta ze swojego poczucia
godności. Tylko pytanie… czy ja je jeszcze miałam?
-
Nasza pierwsza wspólna noc… Cóż. Miałem nadzieję, że warunki będą o wiele
bardziej sprzyjające i chociaż jedno z nas ściągnie ubrania, no, ale ogólnie
stwierdzam, że było miło.
-
Ogólnie stwierdzam, że lecz się na głowę – warknęłam, praktycznie cała się
trzęsąc. Nie dość, że nerwy buzowały we mnie od… od szóstej rano, to jeszcze
było cholernie zimno. A ponoć kostnica znajduje się w drugim skrzydle szpitala.
– Brawo, Kubiak, brawo, po prostu rządzisz… - mruczałam, nie mogą odnaleźć tego
pieprzonego klucza. Przyrzekam, że jak tylko znajdę się w swoim pokoju, o ile
po drodze nie wpadnie mi do głowy pomysł przypadkowego wpadnięcia pod ciężarówkę,
zamykam się na wszystkie zamki i nikt już nigdy nie zazna kompromitacji w stylu
wielkiej Kornelii K.
-
Nie ma co liczyć na miłe poranki z tobą – stwierdził, na co nawet nie zwróciłam
uwagi. A najprościej mówiąc, udawałam, że jego tam wcale nie ma. – Och,
wyluzuj, przecież nic się…
-
… nie stało? – Udało mu się. Uniosłam głowę, by w końcu na niego spojrzeć. - O
nie, otóż stało się. Stało i to bardzo wiele. Nie wyobrażasz sobie jak wiele
właśnie się stało! Stało się o wiele więcej, niż kiedykolwiek mogło się stać.
Rozumiesz?
Jego
mina powiedziała: lecz się, histeryczko.
Również
zbagatelizowałam, a w zamian uniosłam w zwycięskim geście rękę, dzierżąc w niej
klucz. Thomas tylko obrzucił go niechętnym wzrokiem, położył się na plecach i
złożył ręce na klatce piersiowej.
-
Idę – oznajmiłam, przewieszając torbę przez ramię. Zerknął na mnie kątem oka i
znów wlepił wzrok w sufit.
Przez
dłuższą chwilę zastanawiałam się, co mogę powiedzieć. Czy po prostu pożegnać się
z nim z myślą, że prawdopodobnie jeszcze dzisiaj opuszczę Titisee, czy
powiedzieć, że może jeszcze do niego wpadnę? Dzisiaj popołudniu, albo
wieczorem? Co mogłam jeszcze dodać? Aby na siebie uważał i wracał szybko do
zdrowia? Czy może powiedzieć, że mu w tym pomogę? Byłam tak niepewna kilku
najbliższych godzin, że nie potrafiłam wydusić z siebie nic. Zresztą, on
również nic nie powiedział.
-
No to cześć.
I
opuściłam jego salę.
*
* *
Nie
wpadłam pod żadną ciężarówkę. Nie utopiłam się w kałuży, ani też nie spadłam z
krawężnika, skręcając przy tym kark. Bezpiecznie dotarłam do hotelu z lekko
odmarzniętym nosem, a jedyne, o czym marzyłam to gorący prysznic, a potem
ciepła kołdra. Byłam bliska zrealizowania swojego planu. Już prawie wcelowałam
klucz drżącą ręką w zamek, skupiając na tej czynności całą swoją uwagę, gdy w
połyskującej klamce ujrzałam, że coś koło mnie wyrosło. A to coś było dosyć
duże, zmachane i miało twarz Schlierenzauera.
-
Słucham? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, zużywając na to pytanie resztki cierpliwości.
Cholera! Jedne drzwi dzielą mnie od wszystkiego, czego na tę chwilę potrzebuję.
I pojawił się on ze swoim durnym uśmieszkiem.
-
Czyli to prawda? – zapytał, opierając ręce o kolana.
Uniosłam
brew, manifestując tym moje „nie wiem, o co ci chodzi, koleś”. Prawdą mogło być
to, że chce mi się spać. Prawdą mogło być też to, że on tego nie dostrzegał.
Ale prawdą stuprocentową jest fakt, iż Schlierenzauer jest idiotą, któremu mam
ochotę przyłożyć za każdą minutę, którą odbiera mi i mojemu łóżku. Ale chyba
nie o to mu chodziło.
-
Prawdopodobnie nie wiem, o czym mówisz.
-
O tym, że dołączasz do teamu?
-
Wciąż nie wiem, co masz na myśli.
-
Może to? – spytał i nim zdążyłam obudzić swój mózg, gregorowe łapska złapały za
poły mojej kurtki i je rozchyliły. – Już wiesz?
Miałam
ochotę na soczyste „kurwa mać”. Najpierw chciałam złapać się za głowę i ją
sobie urwać, bo chyba na nic była mi ona potrzebna. Potem zapragnęłam zrobić komuś
krzywdę, co Schlierenzauer wyczuł od razu, bo odsunął się na dwa kroki.
Skończyłam jednak na waleniu czołem w drzwi.
Bluza.
Bluza, którą byłam okryta przez całą spędzoną w szpitalu noc, i którą rano tak
bezczelnie na siebie przywdziałam… Jest niebieska. A ja przecież nie mam
niebieskiej bluzy! A jeśli już, to na pewno nie naciapaną logami jakichś
dziwnych sponsorów i z austriacką flagą na piersi.
-
No przecież to niemożliwe… - załkałam płaczliwie, gdy Schlierenzauer próbował
przytrzymać dłońmi moją głowę przed kolejnym kontaktem z drzwiami. – Idiotka,
idiotka, idiotka…
-
Nie zaprzeczę, ale jednak ktoś z tą idiotką chciałby pogadać – mruknął.
Odgoniłam jego ręce, które szybko schował za siebie, po czym spojrzałam na
niego pytająco. – Alex, w sensie trener, ma do ciebie sprawę.
-
O siódmej rano?
-
No do tej pory byłaś raczej nieosiągalna, co? – prychnął z lekką pretensją, po
czym kiwnął głową w moją stronę. Odruchowo naciągnęłam kurtkę, aby zasłonić
nieswoją bluzę. – Chodź, ludzie tutaj pracują od samego rana.
Normalnie
bym się uparła i nie ruszyła z miejsca. Dlatego nie wiem, czy to wina
zmęczenia, czy może rezygnacji, ale po kilku sekundach szłam trzy kroki za
Schlierenzauerem. Wciąż zachodziłam w głowę, jak mogłam się tak bardzo pomylić
i wziąć to, co należało do Morgensterna? Albo raczej, do największej kanalii,
jaką widział świat. Wiedział, że jeśli upomni się o swoją własność, to straci
szansę na mój powrót do szpitala. Pięknie to sobie uknuł. Najwidoczniej nie
uderzył się w głowę tak mocno, jak przypuszczałam.
Gdy
stanęliśmy przed właściwymi drzwiami, albo raczej Gregor stanął, a ja odbiłam
się od jego pleców, zaczęłam zastanawiać się nad tym, co ja najlepszego
wyrabiam? I może próbowałabym sobie odpowiedzieć na to pytanie, gdyby nie
dochodząca z pokoju trenera Austriaków dosyć głośna rozmowa.
-
Co będzie, jak historia się powtórzy? Alex, myślałeś o tym? Zastanów się
jeszcze raz, czy to jest właśnie to, czego potrzebuje twoja drużyna.
-
Wiem, czego potrzebuje i właśnie jej to zapewniam.
-
Jesteś tego pewny?
-
W stu procentach, Bertie. Wiem, co robię.
-
No ja myślę… Ale pozwól, że to ja się nim zajmę, a ona pojedzie z wami. Tak
będzie lepiej.
-
Nie, ty zostajesz z nami. Zdecydowanie bardziej przydasz się drużynie.
Dostaniesz kogoś do pomocy, dopóki wszystko nie wróci do normy.
-
Alex, jeśli ona wywróci wszystko do góry nogami…
-
Bertie, jesteśmy mądrzejsi o jedno doświadczenie, więc nic nie ulegnie zmianie
na tyle, by miało to komukolwiek zaszkodzić. Okej?
-
Ufam ci, jak wszyscy, ale mam nadzieję, że pamiętasz, co było ostatnio, gdy w
drużynie znalazła się kobieta…
Najwidoczniej
Schlierenzauer uznał, że nasłuchaliśmy się już wystarczająco, więc zapukał
mocno, może nieco nerwowo, w drzwi. Rozmowy ustały, a po chwili w progu pojawił
się nie kto inny, jak trener Austriaków.
-
Tak, Gregor?
-
Znalazłem – mruknął blondyn i wskazał na mnie kciukiem. Lekko wychyliłam się
zza pleców Schlierenzauera, na co jego szkoleniowiec uśmiechnął się całkiem
przyjaźnie.
-
Właśnie o tobie rozmawialiśmy! – oznajmił z zadowoleniem i wyciągnął w moją
stronę ramię, drugim czyniąc gest zapraszający. Mrucząc pod nosem ciche
„słyszałam”, zrobiłam mały krok w jego kierunku i niepewnie zerknęłam na
czającego się za plecami Pointnera Herberta. Kiwnął głową w moją stronę i
wrócił do krążenia po pomieszczeniu, do którego po chwili zostałam wręcz
wepchnięta. Drzwi zamknęły się za moimi plecami, a ja poczułam, że serce zaraz
wyskoczy mi z klatki piersiowej. Przy ciągle zapraszającym mnie do zajęcia
miejsca głosie trenera odwróciłam się za ramię, by odszukać jakiejś pomocy u
Schlierenzauera, ale jego już z nami nie było.
Zostałam
tylko ja, Pointner i skwaszony Herbert.
Albo
do nieba, albo do piekła. Jedno jest wiadome: jeśli już wyjdę z tego pokoju, to
na pewno wyjdę z niego z odpowiedzią. Podejmę decyzję. Zrobię to, bo mogę, bo
chcę, bo to jedyne wyjście. Może wtedy właśnie wszystko jakoś ruszy i przestanę
uciekać, a zacznę iść w jakimś kierunku? Tak, to chyba tak właśnie ma wyglądać.
-
Porozmawiajmy na spokojnie, dobrze?
* * *
-
Świetnie rozegrane.
Gdy
stanęłam w drzwiach sali, Morgenstern najpierw cały opluł sięowsianką, którą
próbował nieudolnie spożyć mając zabandażowane obie dłonie, a potem uniósł ręce
i oznajmił całemu szpitalowi, że „wróciiiiiłaaaaaam!”. Komizm sytuacji polegał
na tym, że ja wcale nie czułam, jakbym gdzieś odchodziła, tylko wciąż była w
tym samym miejscu. W tym, w którym być powinnam.
Przewróciłam
oczami i pewnym krokiem skierowałam się w jego stronę i rzuciłam mu do stóp
bluzę. JEGO bluzę, na którą natychmiast wskazałam, spoglądając na niego
oczekująco.
-
Zrobiłeś to specjalnie.
Gdyby
nie swoje obrażenia, pewnie zabiłby mi brawo.
-
Jak na to wpadłaś?!
-
Kretyn – stwierdziłam i usiadłam na brzegu jego łóżka.
-
Hej, jak już, to genialny kretyn – wytknął i wycelował we mnie łyżką. – Inaczej
byś tu nie wróciła. A na pewno nie z własnej woli – dodał, poruszając znacząco
brwiami i powrócił do babrania się ze swoim skromnym obiadem. – Masz jakiś
pomysł, co to może być?
Przez
chwilę obserwowałam jak ze zniesmaczoną miną co chwila unosi łyżkę do góry i
zlewa z niej wszystko z powrotem do miski. Z przykrością stwierdziłam, że było
to dosyć zabawne, choć tragiczne samo w sobie. I mogło się wydawać, że nawet
miało jakiś swój urok, który jakoś na mnie działał, choć nie mogłam dać sobie
za to ręki uciąć. Patrzyłam na niego i widziałam coś, co może miało być jakąś
szansą dla mnie. Na coś normalniejszego i lepszego. Na coś, co może mieć jakiś
sens. I głęboko w to wierzyłam.
-
Dobrze, że przyszłaś, naprawdę – stwierdził nagle, patrząc na mnie z jakąś
nadzieją w oczach. Zerknęłam na niego podejrzliwie, na co uniósł kącik ust. –
Pomożesz mi?
I
już chciałam mu odpowiedzieć, wyjaśnić wszystko i pochwalić się tym, że
rozmawiałam z Pointnerem, gdy całkowicie odrzucił mój plan, wyciągając w moją
stronę miskę z owsianką.
-
Wywal to, proszę, i załatw mi jakieś normalne żarcie, co?
* * *
-
Czyli zostajesz?
Wykrzywiłam
usta w coś na wzór uśmiechu i po raz setny przeniosłam ciężar ciała z pięt na
palce i na odwrót. W końcu jednak pokiwałam głową, na co Kamil lekko się
uśmiechnął z dumą.
-
To chyba dobra decyzja, co?
-
To się dopiero okaże. W razie co nie będzie, że nie próbowałam. – Wzruszyłam
ramionami. Jeszcze oswajałam się z myślą, że – uwaga - zostałam członkiem
austriackiego sztabu, ba! że się w ogóle na to zgodziłam, ale czułam się z tym
jakoś dziwnie lekko. I podobało mi się to.
-
No i takie gadanie mi się podoba, Kubiak. W końcu ruszyłaś głową.
-
Co by nie było, że jej nie mam. – Westchnęłam
i posłałam mu słaby uśmiech. Kamil otworzył usta, że by coś powiedzieć, ale
przerwał mu klakson.
-
Dobra, dzieciaczki, komu w drogę temu czas! Zbierać się ludzie, zbierać, bo
samolot nie będzie czekał! – Grześkowi Sobczykowi brakowało tylko gongu, gdy
zaczął się wydzierać i zbierać całą polską ekipę. – Stoch, możesz sobie być
mistrzem świata, ale jak zaraz nie posadzisz swojego złotego tyłka w busie, to
będziesz na piechotę wracał.
-
Tak jest! – Kamil tylko zasalutował ze śmiechem, który zaraz zgasł i zastąpiła
go twarz nieszczęśliwego szczeniaczka. – No chodź tu do mnie.
Już
po chwili byłam zakleszczona w objęciu Stocha. Wszystko fajnie i pięknie, ale
to był tylko początek, bo zaraz poczułam na sobie ciężar jeszcze kilku innych
ciał.
-
Będziemy tęęęęskniiiić! – zawył mi nad uchem Maciek.
-
Bardzo, bardzo, baaaardzo! – dodał Titus.
-
Ktoś mnie złapał za tyłek! – pisnął podekscytowany Jasiek, co spowodowało
rozruchy gdzieś w drugiej części naszego tulaśnego wianuszka. Chyba doszło do
rękoczynów. Klimek krzyknął, że to niechcący. Według zeznań Jasiek miał być
mną.
-
Nela, pamiętaj, co ci obiecałem! – przypomniał Piotrek, na co wszyscy
zareagowali zgodnym „o Jezu, o Boże.” No bo co Piotr Żyła mógł obiecać?
-
Idziecie, czy nie idziecie?! – wrzasnął po raz kolejny Sobczyk.
Lud
się rozstąpił, marudząc pod nosami, a ja w końcu poczułam, jak to jest móc znów
oddychać powietrzem. Jeszcze raz uściskałam każdego z chłopaków z osobna,
zapewniając ich, że już niedługo się zobaczymy i, że na pewno nie zapomnę, komu
mam kibicować. Wyściskali, wycałowali i zaczęli kolejno pakować się do swojego
busa. Aż w końcu przede mną stanął Dawid, a ja poczułam, że serce mi zaraz
pęknie.
Walić
Stocha, to za Kubackim już tęsknię!
-
A więc jednak? – spytał cicho, próbując się uśmiechnąć. Bez skutku.
Przytaknęłam, posyłając mu ciepłe spojrzenie, aby wymusić na nim jakiś
pogodniejszy wyraz twarzy. – To trochę tak… po stronie wroga będziesz.
-
To nic nie zmienia. Dalej jestem twoją największą fanką.
Uśmiechnął
się szeroko, po czym lekko rozłożył ramiona i przyciągnął mnie do siebie. Tak jest
najlepiej. Ten gość nawet nie zdaje sobie sprawy, jak wielką rolę odgrywał w
ciągu tych ostatnich kilku dni. Nie sądziłam, że ktoś w tak szybkim czasie
zdobędzie moje serducho do tego stopnia, abym miała za nim ryczeć. Poważnie, im
dłużej mnie tulił, tym mocniejsze szczypanie czułam w kącikach oczu.
-
Nie becz, Korniszonie, niedługo się zobaczymy. – Odsunął się i położył ręce na
moich ramionach, próbując popatrzeć mi prosto w oczy. – Tak?
-
Do tego czasu masz się dobrze sprawować i ładnie skakać.
-
A ty masz nie robić głupot. Umowa? – spytał, wyciągając w moją stronę dłoń i puszczając
coś na podobieństwo perskiego oka. Zerknęłam na niego pytająco.
Ja
i głupoty?
-
Kubacki, kończ romanse, bo do Polski polecisz palcem po mapie! – wrzasnął
Skrobot, na co Dejvi tylko przewrócił oczami.
-
Umowa - przytaknęłam i chwyciłam jego dłoń.
-
Jak się spóźnimy, to przez ciebie! – poinformował Klemens, który został chyba
krwawo stłumiony przez Kamila i Maćka.
-
Zaraz! – krzyknął Dawid i jeszcze raz mocno mnie objął. – Uważaj na siebie,
dobra?
-
Postaram się.
-
KUBACKI!
-
Leć. – Kiwnęłam głową w stronę samochodu, który niebezpiecznie trząsł się na
boki. I to nie dlatego, że silnik już pracował. Sądzę, że to mogło mieć związek
z uciszaniem Klemensa. - Będziemy w kontakcie.
-
Trzymaj się, Korniszonku. – Cmoknął w powietrze i chwytając w obie ręce swoje
torby, skierował się w stronę busa. – No nie można łaskawie poczekać kilku
minut! – wrzasnął, a w odpowiedzi pojazd… odjechał mu na kilka metrów. – Bardzo
śmieszne, bardzo! – dodał, a Sobczyk po raz kolejny docisnął gazu. – Grzesiek!
Gdy
drzwi samochodu zamknęły się już na dobre, a mi pozostało jedynie machanie do
przyklejonych do szyb twarzy chłopaków czułam, a nawet wiedziałam, że ostatnich
kilka dni było dobrymi dniami. Może nie jakimiś wybitnymi, ale na pewno coś się
zmieniło. A mi pozostało już tylko wierzyć, że teraz wszystko pójdzie już z
górki.
* * *
jestem atomem w morzu nicości
szukając innego aby się połączyć
może moglibyśmy być początkiem czegoś
być razem na początku czasu
*(niem.) budź się
*
Hej, Maleństwa, jesteście tam?
Ależ ja mam u Was zaległości… Staram się
powolutku nadrabiać to, czego jeszcze nie udało mi się skomentować, ale proszę
o zrozumienie. Wielka eM. czai się i za miesiąc mnie pożre.
Kocham Was mocniutko. Ciebie i Ciebie i
Ciebie też. Za to, że jesteście.
Jej, jej, jej! Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, jak zobaczyłam, że dodałaś 7! <3
OdpowiedzUsuńAch te szpitalne sny. Polacy nieźle namieszali jej w głowie skoro o nich śni, albo może nie Polacy, a jeden Polak. Ten od Mannerów! Bo w końcu po te ciastka tak gnali i gniali.. A nie! Lecieli i lecieli, aż tu nagle z błogiego stanu wyrwało ją Morgensternowe Wstawaj! No jak on mógł jej coś takiego zrobić?! Ale tak poważnie, fajnie, że została z nim tak długo, pewnie gadali i nawet nie wiedzieli kiedy zostali. No.. pewnie Kornela nie wiedziała, bo nad wszystkim czuwał Thomas ;)
Rano widać, że była bardzo zaspana, bo kompletnie nie kontrolowała swoich ruchów. Gdyby była pełna energii i wigoru, to mogę się założyć, że w życiu nie przełożyłaby przez głowę tej cudownej niebieskiej ze sponsorskimi logami bluzy! No bo jak? Toż to by była już jakaś deklaracja, a przecież ona się przed tym broniła nogami i rękoma! Byleby tylko nie zaryzykować, nie spróbować tylko dalej uciekać! Morgenstern mimo, że poobijany to nad wszystkim czuwał ;)
Dziewczyna to ma szczęście to tych Austriaków. Spokojnie przemierza hotelowy korytarz, przed oczami ma swoje (no hotelowe, ale jej ;D) łóżko, marzy się wyspać, a tu co? Że niby Gregor z nowiną? Że niby Alex chce pogadać o 7 rano? Że oszalał? Kto normalny o tej porze załatwia jakieś sprawy?! No tak.. Przecież była nieosiągalna! Ciekawe jakież to domysły po głowach niektórych mogły chodzić.. I szczerze? Byłam pewna, że podsłuchana rozmowa wpłynie na jej decyzję.. No bo Herbert najpierw ją tak bardzo potrzebuje, a teraz ma jakieś ale? Jakieś wonty, problemy, czarne scenariusze? No niech się facet ogarnie, bo zachowuje się gorzej niż baba ;P. Dobrze, że Pointner czuwa na posterunku i jego jakoś nie zrażają kobiety w kadrze ;) W końcu kolejnej rewolucji w Thomasowym życiu i tak nie będzie, bo jedna już była, nie poskładała się więc teraz może robić to, co mu się rzewnie podoba ;). A Kornela nie jest głupia, przecież komuś obiecała, że będzie grzeczna ;)
Heh.. Owsianka! ;D Uwielbiam chyba tak samo jak Thomas i wcale mu się nie dziwię, że bawił się swoim obiadem zamiast go konsumować. Dobrze, że jego wybawczyni wróciła. Toż to jego Anioł Stróż, więc jak ona mogła nawet myśleć, że nie przyjmie tej propozycje, no jak?! Przecież biedny chłopak bez niej by zginął.. Jak nie połamałby się do reszty, to umarły z wygodzenia..;p
"Wywal to, proszę, i załatw mi jakieś normalne żarcie, co?" grunt to bezpośredniość i myślę, ba! Jestem pewna, że będzie im się wybornie pracowało ;).
Kubacki, ach Kubacki.. Szkoda mi Cię, ale cóż.. Życie? Przynajmniej będzie miał najwierniejszą fankę, która i tak konspiruje z.. wrogiem? No jak on mógł tak nazwać Morgensterna?! Wszystkich, tylko nie jego! ;D Swoją drogą długo nie mogli się ze sobą rozstać i Korniszon się chyba z Mustafą bardzo zżył? Oj.. Ciężko będzie.. No bo Polka będzie mieć kolejny dylemat, bo jak nie chodzi o pracę, to będzie chodzić o mężczyzn? A na TCS przecież już wspaniałomyślnego Bena nie będzie i kto ją ustawi do pionu? No kto? Chyba zamówi taksówkę do Ga-Pa. I to na SYGNALE!
Skąd ja znam te akcje, że niby już odjeżdżamy, a na Ciebie nie czekamy, ale jednak Cię zabieramy ;) No a potem i tak by było na biednego Kubackiego, że to przez niego się spóźnili na samolot. A to gówno prowda, bo gdyby Grzesiek się nie wydurniał to nie traciliby cennych sekund ;)
Czekam na więcej :** To coś na Em., jest tylko czymś na Em, zdasz śpiewająco i nigdy więcej do tego nie wrócisz, będzie ok! :)
Buziaki :*
Końcówka wygrała wszystko. Nie mogę nawet myśleć o Thomasie i nowej pracy Kornelii, bo ciągle mam przed oczami tego busa. Mistrzostwo! Czytam to piąty raz i dalej się śmieję :D
OdpowiedzUsuńhah, rewelacja! łyknęłam całe opowiadanie w try miga, a o tej porze jednak nawet mimo bycia nocnym markiem mam już lekko opóźniony zapłon, więc to niezły prognostyk. wpadłam w sumie od lestatowej przypadkiem i bardzo dobrze. zawsze jestem cholernie kiepska w zostawianiu tak zwanych debiutanckich komentarzy więc zasadniczo będę się streszczać. ogromną sympatię wzbudza we mnie główna bohaterka (kolejny dowód na to, że czasem pierwsza narracja jest o niebo lepsza od trzeciej) i strasznie fajne jest to niejako siedzenie w jej głowie. bardzo pozytywna postać. pakuje się, jak mniemam, w niezły kocioł, chociaż inaczej być chyba nie mogło. jak austriaków w miażdżącym procencie nie lubię (a całą moją sympatię, którą od paru miesięcy niestety dość szczerze darzę schlierenzauera uważam za swą osobistą porażkę) tak chyba paradoksalnie cieszy mnie, że wybrałaś akurat tę drużynę. naprawdę przesympatyczne opowiadanie i bardzo chętnie będę czytać dalej. masz niesamowicie lekkie pióro! czy raczej palec skoro to z klawiatury wyszło. dobra, koniec tych bredni. poczyham sobie spokojnie na ósemkę. i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa oczywiście spóźniona, za co od razu przepraszam. Czytałam zaraz po dodaniu, ale nie miałam czasu skomentować.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim cieszę się, że Kornelia wyrzuciła ze swojego życia tę stagnację, a zastąpiła ją konkretnym działaniem. Nie można wiecznie uciekać od poważnych decyzji i zrzucać wszystkiego na karb błędów z przeszłości.
Morgenstern jest tutaj taki... hmmm sympatyczny. Wzbudza u mnie uśmiech swoimi tekstami, zachowaniem, sprytnymi planami. Tylko jednocześnie mam te same obawy, co Austriacy. Morgi najwidoczniej odczuwa pociąg do fizjoterapeutek. Na razie Kornelia skutecznie się przed nim opiera, albo oszukuje sama siebie, ale... Kiedyś się złamie. Chyba, ze przedstawi Thomasowi sprawę jasno, co może być trudne. On ma w sobie dziwną siłę przyciągania.
Scena pożegnania z Kubackim i resztą skoczków była uroczo radosna :) Jak wyobraziłam sobie tych wariatów, to aż sama się do siebie uśmiechnęłam.
Czekam z niecierpliwością na następny i pozdrawiam :*
Nikt cię nie pożre, nie martw się. Dzielna kobieta z ciebie i na pewno sobie poradzisz. Nie ma innej opcji.
OdpowiedzUsuńA rozdział genialny. Nie mam słów. Przeczytałam nawet dwa razy. Ułożyłam sobie w głowie nawet dość sensowny jak na mnie komentarz i wszystko szlag trafił.
Tyle pamiętam, że Kornelia zaczyna dziwnie reagować na Morgiego i on szantażem i machlojką starał się ją zmusić do zostania. Nie, żebym za nim szalała (to i tak łagodne określenie, bbaaaaaardzo łagodne).
Odjeżdżający busik zrobił swoje i uśmiałam się :)
Pozdrawiam serdecznie ;*
Klepię, w końcu!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze i kurde, najważniejsze, czy te rozdziały nie mogły by być dłuższe? Bo ja mam ochotę w każdym kolejnym na więcej i więcej i na sam koniec mam takie właśnie 'soczyste kurwa to koniec' i mega wielki smutek na twarzy przez parę godzin!
Rozumiesz? :D
Już sam początek, a mianowicie sen z lecącym Walterem porozkładał mnie na łopatki i urządził mi dzień, serio!
Ale zaraz Morgenstern wyparował z niemieckim i sama myślałam, że go rękoma Kornelii zdzierżę ( jak jak nienawidzę niemieckiego! ) Całe szczęście, że się szybko ulotniła z tego szpitala.
Wielki, spocony, Schliere z tą swoją pewnie głupkowatą twarzą, to prawie tak samo jakby ja na niego wpadła, przynajmniej wczułam się tak bardzo w stukającą czołem w drzwi Kornelią, że aż mnie zabolało. Si, też się powinnam leczyć na głowę, bo po wszystkim zaczęłam się śmiać :D
I uznaję, że Gregor owszem, jest idiotą, ponieważ pozwolił chyba na to by Kubiak usłyszała za dużo, o wiele za dużo, prawda? Wywnioskowałam, że ona nie wie co było kiedyś, ach, nie mogę się doczekać tego jak się dowie.
Chyba nie znalazłabym w sobie pokładów zaparcia i silnej woli, aby nie skruszyć się nad widokiem grzebiącego w talerzy połamanego Morgiego i mu tego nie wyrzucić, ojojojoj :D
A całkowicie rozczulili mnie nasze kochane chłopaki i Dejvi, a sezon już dawno się skończył i jest mi smutno, o ;C
Jesteś naj-le-psza!
Czekam na dalej na więcej.
Mam kryzys twórczy i komentatorski. Ech. Wybacz :)
Matura to bzdura, taaaaa.
Ja już sobie śpiewam : hej, za rok matura ( ta nowa, pozdrowienia dla idiotów z ministerstwa) ! sialalalala :C
Dłuższe? dziewczyno, one mają czasem po 7-8 stron w Wordzie, ileż można?! :D
UsuńI nie, nie rozumiem! Masz się uśmiechać i cieszyć, że coś wymęczyłam tak, jak ja się z tego cieszę, o! XD
Wprowadzam Kornelię w stan nieświadomości. A z resztą, ona i tak nic nie ogarnia, więc...
Jak nie zdam w tym roku, to będę z Tobą pisać w przyszłym, połączymy się razem w cierpieniu. <3
I nie, to WY jesteście naj-le-psze!
PS. Czy ja też mogę Ci w końcu posłodzić? W sensie o nowy rozdział na Sublimacyjnych poproszę!
Już niebawem, mam połowę! Sukces :D
UsuńZrobiłaś mi dzień. Albo raczej noc, bo jest po pierwszej. Mimo wszystko: YAAAAAY :D
UsuńHah, o jejku! Ta akcja z tym busem i Dejvim na końcu - mistrzowska! No bo co? Nawet pożegnać się normalnie nie może?! :p
OdpowiedzUsuńI Morgi... coraz bardziej mnie intryguje tutaj u Ciebie, i oby tak dalej! Ciekawe jak to dalej potoczą się ich losy! Ach, no i czy będzie więcej mojego Gregorka (tak, musiałam xD)?
Widzę, że chłopaki zgarniają wszystko. :D
UsuńBędzie go jeszcze tyle, że wszystkim bokiem wyjdzie. Ale to za jakiś czas. :)
Witam, dzień dobry i przepraszam, że pojawiam się tak późno, możesz mnie za to zlinczować, pozwalam! Dejvi i to jego nazywanie Kornelii "Korniszonkiem" mnie rozczula, bo cały Dejvi jest tutaj taki kochany i rozczulający, anioł po prostu (włosy pasują, więc wszystko się zgadza). I rozbraja mnie postać Morgensterna, bo kurczę, cwaniaczek sobie nieźle to wymyślił z tą bluzą, jak widać - opłaciło się. :D Cieszę się, że Kornelia jednak podjęła się tej pracy, bo wszystkim byłoby smutno, gdyby Korniszona zabrakło.
OdpowiedzUsuńNie umiem pisać ładnych komentarzy jak ty, i'm sorry, ale czekam z niecierpliwością na następny, wtedy postaram się o lepszy. :*
Jezu, jak ja teraz zaczęłam żałować, że nie zaczęłam sobie nadrabiania od tego bloga, bo mogę go nazwać tylko wyłącznie: cudownym, jednym z najlepszych, najzabawniejszym i nie wiem co dalej <3 Sam fakt, że tu jestem oddaje geniusz twojego warsztatu, bo ja się ostatnio scwaniłam, a raczej mój zmysł krytyka się scwanił i kręci nosem na odpowiadania pisane bez doświadczenia z ogromną ilością błędów i powtórzeń, a sama pewnie tak piszę, ale ciiiiicho...
OdpowiedzUsuńKornelia kobieto, wiesz, że zgarnęłaś sobie miejsce w moim sercu zaraz obok mojej ukochanej bohaterki, mojego pierwszego blogowego 'dziecka'? Może nie jesteście takie same, ale zakochałam się w tych twoich cientych ripostach i chęci do życia, a co najważniejsze tym ciągłym uciekaniem. Pewnie też nie będę oryginalna i powiem, że całą publiczność, jak na razie zagarnia Dejvi. Jest przekochany, przesłodki i przeuroczy i ja bym bardziej Nelkę z nim widziała niż z Thomas <3 Sorry Morgi, ale o dziwo, jak Dawid jest mi totalnie obojętny w rzeczywistości tak tutaj go uwielbiam :D
I ja wciąż nie mogę pozbyć się z głowy wyobrażenia Gregora z Chupa Chupsem!
weny ;*
ps. Jeśli masz ochotę zapraszam do siebie:
http://te-dni-odeszly.blogspot.com/
i powodzenia na maturze! :)
AaaaaaaaAAAAAAAAaaaa, o kurde... o kurde, aż się zapowietrzyłam... ♥♥♥ R-evolve. Jestem w ciężkim szoku.
OdpowiedzUsuńLove never die.
A to sprytna bestia z Morgernsterna!
OdpowiedzUsuńEch, jakieś dramy były w kadrze, co? I pewnie będą, co?
Dobrze, że się zgodziła, na pewno nie pożałuje (tzn pewnie będzie kląć te decyzję w żywe kamienie, ale suma summarum będzie cacy).
Ech Dejvi, Kamiś <3 Polskie wariaciki made my night. I Klimek łapiący za tyłki, po prostu...
Po prostu czytam dalej!